Kolejny raz na wokandzie ląduje temat polskiego górnictwa. Branża ta nie ma szczęścia w naszym kraju a jej uzdrowienie z satysfakcją dla każdej ze stron konfliktu wydaje się niemożliwe. Od lat temat nierentownych kopalń spędza sen z powiek każdej ekipy rządzącej.
Rząd Ewy Kopacz podjął radykalną decyzję aby zamknąć cztery kopalnie należące do Kompanii Węglowej, które przynoszą największe straty tj. KWK Bobrek-Centrum w Bytomiu, KWK Sośnica-Makoszowy w Gliwicach, KWK Brzeszcze i KWK Pokój w Rudzie Śląskiej. Jak zawsze doszło do rozmów koalicji związkowej z przedstawicielami rządu. Rozmowy bardzo szybko zostały zerwane przez stronę związkową, która nie przyjęła propozycji rządowej a pracownicy kopalń przystąpili do strajków.
Aby zrozumieć problem górnictwa należy spojrzeć nań z perspektywy czasowej. Sprawa rentowności kopalni i spółek węglowych mogła zostać rozwiązana dawno temu, gdyby tylko któraś z ekip rządzących pokusiła się o wyciągnięcie konstruktywnych wniosków opierając się na analizie rynkowej a nie na spełnianiu zachcianek górniczego stanu. Obecną receptą rządu jest po prostu odchudzenie górnictwa poprzez redukcję zatrudnienia i likwidację kopalń, których wydobycie w zestawieniu z zyskiem ze sprzedaży nie daje satysfakcjonującego bilansu. Premier Kopacz bez zbytniej odkrywczości stwierdziła, że jeśli nie program naprawczy proponowany przez rząd to upadłość całej Kompanii Węglowej, w której pracuje blisko 50 tysięcy ludzi. Gdyby wliczyć do zestawienia firmy i instytucje, które współpracują z górnictwem skala dramatu może wstrząsnąć całym regionem. Wyjście z trudnej sytuacji zaproponował Wojciech Kowalczyk, rządowy pełnomocnik ds. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Zdaniem Kowalczyka trzeba zwiększyć wydobycie w kopalniach, które przynoszą zyski i które rokują nadzieję na poprawę rentowności. Pierwsze posunięcie miałoby polegać na wprowadzeniu 6-dniowego tygodnia pracy, co przekłada się na sześciodniowe wydobycie, które pociągnie za sobą większą sprzedaż. Kolejnym krokiem miałaby być rozbiórka Kompanii Węglowej na trzy części składowe. Pierwsza skupiałaby kopalnie, co do których rokowania są beznadziejne, wrzucone zostałyby one do worka o nazwie Spółka Restrukturyzacji Kopalń S.A. Spółka ta prowadziłaby sukcesywne wygaszanie działalności nierentownych kopalń. Drugą partię stanowiłyby kopalnie, które z ekonomicznego punktu widzenia spełniają wymogi rentowności, trafiłyby one pod opiekę Węglokoksu. Trzecia część planu to sprzedaż majątku przeznaczonego do likwidacji.
Spółka celowa, której utworzenie zostanie powierzone Węglokoksowi ma stworzyć, zdaniem rządowych ekspertów, podmiot silny i odporny na gospodarcze fluktuacje. Spółka celowa w przewidywaniach rządowych mogłaby wówczas konkurować bez trudu na rynku europejskim. Czy jednak same przetasowania uleczą od lat kulejącą branżę? Plan restrukturyzacji górnictwa to oczywiście sztampowa zagrywka rządu, którego eksperci nie widzą innego rozwiązania poza ingerencją w samą branżę za pomocą dotowania, likwidowania i rzecz jasna opodatkowania.
Źródło: GUS (kliknij aby powiększyć)
Błąd powtarzany przez każdą ekipę rządzącą polega na tym, że dotowanie górnictwa w żaden sposób nie pomaga w produkcji. A mimo to rządowi specjaliści liczą na załatwienie sprawy w etatystyczny, książkowy wręcz sposób.
Zastrzyki ze środków publicznych nie zdały egzaminu, o czym przekonał się już rząd Jerzego Buzka, który z bezsilności scedował problem górnictwa na kolejną ekipę. Dodatkowym problemem w polskim górnictwie jest upolitycznienie kadry zarządzającej, z reguły są to ludzie powoływani w Warszawie, często kompletnie nie znający się na rzeczy a mający konotacje z partią wiodącą. Mało kto zdaje sobie sprawę, że oprócz samych kopalń i pracowników w nich zatrudnionych, wokół górnictwa roi się od firm i przedsiębiorstw, które żyją ze współpracy z branżą górniczą. Zarówno KHW (Katowicki Holding Węglowy), JSW (Jastrzębska Spółka Węglowa) jak i Kompania Węglowa współpracują z tysiącami innych podmiotów. Bankructwo górnictwa w rezultacie pociągnie za sobą tragedię całego regionu śląsko-dąbrowskiego. Obarczanie górników za niepowodzenia Kompanii Węglowej jest niepoważne. Dotowanie to jedno a dopłacanie do budżetu do drugie. Warto się temu przyjrzeć zanim wyda się własny osąd. W 2013 r. górnictwo zasiliło budżet naszego państwa kwotą 7 miliardów złotych. To tylko kropla w morzu obciążeń branży górniczej. Polska stawka VAT na węgiel jest najwyższa w całej Unii Europejskiej. Ekonomiści szacują, że samej stawki VAT polskie górnictwo zapłaciło w 2013 r. prawie 2 miliardy złotych. Rządowa grabież na górnictwie uwidacznia się jeszcze bardziej kiedy do VATu, CITu i PITu doliczymy akcyzę oraz opłaty z zysku jednoosobowych spółek Skarbu Państwa i unijne restrykcje związane z emisją dwutlenku węgla. Nadmierne opodatkowanie zaburza atrakcyjność polskiego węgla na rynku i siłą rzeczy musi mieć drastyczny wpływ na jego konkurencyjność. Rządowi eksperci zwracają uwagę na wynagrodzenia i podnoszą larum, że są one zbyt wysokie. Warto przyjrzeć się wynagrodzeniom pracowniczym w kopalniach. Średnia mediana zarobków w zestawieniu ze stażem pracy na kopalni przedstawiała się następująco.
źródło: Ogólnopolskie Badanie Wynagrodzeń 2009 przeprowadzone przez Sedlak & Sedlak (kliknij aby powiększyć)
(kliknij aby powiększyć)
Przy głębszej analizie sytuacji spółek węglowych staje się jasne, że przytaczane przez różnego rodzaju ekspertów górnicze wynagrodzenia nie stanowią jedynego problemu w polskim górnictwie. Przywileje górniczego stanu, które w PRLu zapewnił Ślązakom towarzysz Gierek, sam przecież pochodząc z rejonu śląsko-dąbrowskiego wyniosły górnictwo na piedestał. Jednak w czasie transformacji i dekadę później nikt nie zadał sobie trudu aby polskie górnictwo choć w minimalnym stopniu urynkowić i przygotować do wymogów konkurencyjności. Proponowana przez niektórych prywatyzacja całej branży nie spotkała się ze społeczną aprobatą na Śląsku. Mamieni rządowymi obietnicami górnicy przyzwyczaili się do faktu, że jakoś to będzie a rząd zawsze pomoże. Kiedy jednak sytuacja polskiego górnictwa z roku na rok pogarsza się trzeba podjąć radykalne działania. Przykładem godnym naśladowania mogą być kopalnie prywatne takie jak Bogdanka czy Silesia w Czechowicach-Dziedzicach, które mimo ogólnego kryzysu węglowego wychodzą zeń obronną ręką.
Opodatkowanie tony węgla na przestrzeni kilku ostatnich lat wzrosło drastycznie. Według Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w 2013 r. podatek wyniósł 95,15 zł od jednej tony. Czy rząd nie może odciążyć kopalń od nadmiernego opodatkowania? Najwyraźniej nie, ponieważ ktoś ma w tym interes, aby górnictwo w Polsce pozostało nierentowne. W przypadku nadmiernego systemu opodatkowania, które od lat drenuje branżę górniczą a którego rząd nie chce złagodzić, górnikom pozostaje wyrwać kopalnie z rąk rządzących i oddać w uczciwe prywatne ręce, które są w stanie zrobić z tego jakiś użytek. Nie obejdzie się bez bólu, ale urynkowienie całego sektora jest konieczne. Inaczej sytuacje spółek węglowych co jakiś czas będą wstrząsały regionem śląsko-dąbrowskim. Gdyby rzecz jasna rządowi zależało na uzdrowieniu branży, dawno zostałyby owe spółki sprywatyzowane bez szwindli, przekłamań, korupcji i afer związanych z tzw. mafią węglową. Proces prywatyzacji nie będzie jednak taki łatwy, bo jak głosi słynna maksyma – jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Karol Mazur
[…] rok temu pisaliśmy o problemie polskiego górnictwa, gdzie postawiliśmy dość oczywistą tezę, że ówczesne wtedy […]
Comments are closed.