Jakiś czas temu znalazłem w sieci, bodajże na wykopie, grafikę, na której uwidocznione były wzrosty cen za czasów PIS. Zrobiło mi się smutno, albowiem grafika ta musiała być inspirowana tzw. hejtem lub hejtem połączonym z brakiem wiedzy i przenikliwości. Gdyby autor miał być obiektywny, to nie tylko by stwierdził, że ceny rosną od czasów sprzed PIS, ale dostrzegłby, że wzrosty rozpoczęły się przed czasem PO, przed czasem PRL i tak dalej, aż do zarania dziejów bankowości centralnej, która w swym umiłowaniu wobec działań proinflacyjnych jest winna całemu cenowemu galimatiasowi.
Po niespełna 8 latach od czasów mojego pierwszego pomiaru tabelka zrobiła się prawie w całości czerwona. Niektórych rzeczy nie mogłem zmierzyć (będą w miarę możliwości przy następnym zestawieniu), niektóre zniknęły z półek (np. Ludwik 250g), ale większość udała się namierzyć. Cen promocyjnych nie uwzględniałem, bo wynikały z upływu terminu ważności produktów.
Na wypadek głupich uwag, z którymi się spotkałem jakiś czas temu przy publikowaniu moich obserwacji, z góry stwierdzam, że…
… tak! Ceny w Warszawie są wyższe niż w Biedronce w Drobinie i z całą pewnością można kupić tam taniej tak kajzerkę, jak i masło łaciate oraz makaron, salceson oraz cały szereg innych rzeczy, w tym być może nawet smalec i karmę dla psa. Mój pomiar ma na celu mierzenie inflacji w jednym miejscu, wobec tych samych towarów, w bardzo określonych przedziałach czasowych. Oznacza to, że nie mierzę gdzie kupuje się taniej, a gdzie drożej, lecz jak wygląda wzrost cen produktów, które najprawdopodobniej miałyby się w ujęciu procentowym tak samo w wielu innych miejscach Polski. A teraz do rzeczy…
Stwierdzić muszę, że do tzw. influencerów nie należę i jako skromny bloger, który nie posiada wpadającego w ucho pseudonimu marketingowego, nie reklamuję ani banków ani biur maklerskich. Stąd być może nie powinienem bawić się we wróżby. Dziś jednak zrobię wyjątek i stwierdzę, że do końca października ceny ropy wystrzelą do poziomów min. 5,20 za Diesla i podobnej rangi wzrosty będą na benzynie. Ceny na rynkach światowych głupieją, zaś w naszym kraju w okresie przedwyborczym, stoją w miejscu. Zapewne wszystko za sprawą „sił wyższych”, które po wyborach nie mogą pozwolić, aby płocki monopolista dalej generował straty. Tak więc w drugiej połowie października proszę oczekiwać dodatkowo wzrostu cen paliw.
Łukasz Chojnacki
Autor prowadzi własnego bloga