Przyglądając się rozciągniętym w paroksyzmach radości twarzom, zwykle czujnym, z nadętą powagą spoglądającym w oko kamer, miałem uczucie deja vu.
Wieczór wyborczy w sztabie PO przypominał sabat czarownic. Rozpłynęły się skompromitowane formacje polityczne (ROAD, KLD, Unia Wolności, AWS itd..) a te same gęby jak g…o wypływają ciągle na powierzchnię polityki. Afery, przekręty, kłamstwa, chamstwo, obrzydliwe wazeliniarstwo nie jest w stanie zachwiać ich pozycją, trwają niewzruszenie na cokołach wspieranych przez klakę, zapewne po to by ciągle przypominać nam naszą głupotę i bezradność.
Na logikę biorąc, ten wynik należało przewidzieć już po pierwszej turze wyborów.
Znaczący przyrost głosów oddanych na SLD, świadczy że większość z nas nie jest w stanie niczego się nauczyć. Nie łudźmy się, w kraju, w którym może przetrwać „NIE”, „Gazeta Wyborcza” i „Polityka” nie dojdzie do żadnej rewolucji konserwatywnej. Ma rację Stanisław Michalkiewicz wieszcząc nadejście recydywy saskiej. Ponieważ historia powtarza się zwykle jako farsa, mamy zamiast Stańczyka – Palikota, zamiast Rejtana – Michnika, zamiast Skargi – Dziwisza.
W tej sytuacji mniejszości, pozostaje tylko chronić enklawy normalności wokół siebie i czekać aż natura upomni się o swoje i wystawi rachunek głupcom (na razie w Grecji sprawdza ich czeki bez pokrycia).
Wojciech Czarniecki
Foto. PSz