Podniesienia podatków przez rząd PO-PSL można było spodziewać się od dawna. Wypowiedzi różnych „reżimowych” dziennikarzy i autorytetów ekonomicznych o potrzebie podniesienia podatków ze względu na kryzys gospodarczy, kontrolowane przecieki do prasy o takich zamierzeniach rządu, przed wyborami prezydenckimi oficjalnie dementowane, miały przygotować społeczeństwo na tę podwyżkę. Rząd musiał tylko wybrać najlepszy moment i stworzyć optymalną sytuację, by reakcja na oficjalną zapowiedź podniesienia podatków była ograniczona. Czy wakacje, gdy wielu wyborców PO jest na urlopach, a wszyscy chcą wreszcie odpocząć od trudnych spraw natury egzystencjalnej, to nie jest najlepszy moment? Czy rozpętanie przez prezydenta elekta awantury o krzyż smoleński, stojący przed Pałacem Prezydenckim, tuż przed ogłoszeniem zapowiedzi podniesienia podatków to nie jest uruchomienie „zasłony dymnej”, by maksymalnie odwrócić uwagę mediów i obywateli od sprawy kluczowej dla ich życia – od kwestii podniesienia podatków? Reakcja na tę politykę rządu musi być zdecydowana i powszechna. Apeluję do całej prawicy o powołanie ponadpartyjnego Ruchu Obrony Podatników.
Dziura budżetowa staje się powoli „czarną dziurą” bez dna. Deficyt finansów publicznych w ciągu rządów PO-PSL zwiększył się znacznie i pomimo prowadzonej przez Ministerstwo Finansów kreatywnej księgowości finansowej, coraz trudniej ukryć rozmiar zapaści finansowej państwa. Zbliżamy się do niebezpiecznej granicy określonej przez Konstytucję RP w art. 216, w którym czytamy, że „nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto”. (Dlatego wielce na czasie jest akcja Stowarzyszenia Koliber pn. „Polska bez długu”.) I jeśli nawet wciąż jeszcze rządowi dość łatwo oszukiwać Polaków, przy usłużnym wsparciu „reżimowych” mediów, to coraz trudniej oszukać międzynarodowe instytucje finansowe i Komisję Europejską. Jakoś nie mówi się zbyt głośno o tym, że Komisja wszczęła wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu i jeśli nie poprawimy stanu finansów publicznych, mogą przestać płynąć do nas europejskie środki z Funduszu Spójności.
Rząd głosi potrzebę oszczędności i apeluje do obywateli o zaciskanie pasa, ale sam niewiele robi w tym kierunku. Wciąż mamy do czynienia z przyrostem liczby urzędników, z nagrodami finansowymi dla nich (z 20 mln zł. przeznaczonych na nagrody najwięcej, bo 3,2 mln zł. przeznaczył dla swoich pracowników Minister Finansów), brakiem woli politycznej do likwidacji rządowej fundacji Centrum Badania Opinii Społecznej, której zadania spokojnie mogą przejąć prywatne firmy zajmujące się badaniem nastrojów społecznych. Oszczędności szuka się w środkach przeznaczanych na realizację zadań wykonywanych przez samorząd, a nie ogranicza się zadań realizowanych przez administrację rządową. Dziury budżetowej nie zasypie także przyspieszona prywatyzacja, która – choć w wielu niestrategicznych sektorach generalnie słuszna – robiona w dobie kryzysu i w dużym pośpiechu spowoduje sprzedaż przedsiębiorstw za małe pieniądze i w efekcie przyniesie marne wpływy do budżetu państwa.
Skoro niewielkie oszczędności i wyprzedaż majątku państwowego nie wystarczą, rząd sięga do kieszeni Polaków. Zapowiedział podwyżkę podatku VAT o 1 punkt proc. od stycznia przyszłego roku. Co prawda mówi się o podniesieniu tego podatku tylko na trzy lata, ale tylko dziecko może myśleć, że rząd w sytuacji kryzysowej łatwo zrezygnuje z dodatkowego źródła dochodu, szacowanego na 5 mld zł. rocznie. Jeśli weźmie się pod uwagę, że o 3 punkty proc. do 6 proc. musi od stycznia wzrosnąć stawka VAT na nieprzetworzone surowce rolne (upływa termin tzw. derogacji i wątpliwe, by Komisja Europejska potraktowała nas w tej kwestii ulgowo), to jest więcej niż pewne, że w górę pójdą wszystkie ceny, bo wzrosną koszty energii i transportu, a relatywnie najwięcej zapłacimy za żywność. Zatem jeszcze kilka miesięcy i Polacy odczują bardzo boleśnie podatkową politykę obecnego rządu i naszą obecność w Unii Europejskiej, gdzie mamy iluzoryczny wolny rynek i ograniczone swobody gospodarcze.
Przeciwko nowym projektom podatkowym rządu, który ma w zanadrzu jeszcze wiele pomysłów, jak oskubać podatnika z gotówki (że wspomnę tylko o projekcie podniesienia składki na ZUS dla osób, które korzystają z urlopu wychowawczego), wypowiedziało się Prawo i Sprawiedliwość ustami wiceprezesa partii Beaty Szydło i Unia Polityki Realnej w stanowisku prezesa UPR Magdaleny Kocik. Szeroka akcja przeciwko podniesieniu podatków powinna być prowadzona w parlamencie przez Prawo i Sprawiedliwość (na dniach odbędzie się debata w Sejmie na ten temat, a prace nad budżetem i ustawami okołobudżetowymi będą prowadzone po wakacjach), ale także poza parlamentem przez inne partie, stowarzyszenia, fundacje i osoby prywatne, którym bliskie są poglądy wolnorynkowe i idea niskich podatków, ale przede wszystkim troska o Polaków, którzy zamiast wzbogacać się zaczną ubożeć, drenowani z gotówki przez obecny łżewolnorynkowy rząd.
Dlatego apeluję, aby organizacje funkcjonujące poza Sejmem zawiązały Ruch Obrony Podatników, który będzie zdolny nie tylko do zwoływania konferencji prasowych i oświadczeń zamieszczanych w Internecie, ale na jesieni zgromadzi przed siedzibą rządu, a także przed Ministerstwem Finansów i parlamentem wiele tysięcy osób, by zawrócić rząd z tej błędnej drogi, na którą wchodzi. Te działania będą niewątpliwie istotnym wsparciem dla posłów PiS, którzy w Sejmie będą sprzeciwiali się obecnym pomysłom podatkowym rządu. Jestem też pewien, że wielu posłów mojej partii zgłosi swój akces do takiego ruchu.
Ktoś zada pytanie, a dlaczego PiS nie założy Ruchu Obrony Podatników? Dlatego, że wtedy nie miałaby on charakteru ponadpartyjnego i wiele osób, które z rezerwą odnosi się do PiS, nie włączyłoby się w tę potrzebną inicjatywę. Mam też nadzieję, że działania podejmowane przez PiS w Sejmie, jak również udział grupy posłów Prawa i Sprawiedliwości w takim ruchu przyczyni się do poprawienia kontaktów i nawiązania szerszej współpracy między moją partią a resztą prawicy.
Artur Górski
Poseł na Sejm RP
A może jeszcze ruch obrony oddychających? Ruch musi taki musi bronić kogoś przed czymś lub kimś. A tak się składa że wszyscy są w tym kraju podatnikami, czyli premier też się do ruchu zapisze. Będzie tak jak z Krzaklewskim, który stanął na czele demonstracji przeciwko Buzkowi. Kiedyś istniała w Polsce partia posiadaczy magnetowidów…. Do tej pory ni cholery nie mogę zrozumieć po co? Instytucjonalne rozwiązania nic tu nie dają. Jedyna nadzieja to bierny opór. Wstrzymanie się od konsumpcji a zwłaszcza nie kupowanie produktów importowanych. W ten sposób wpływy z VAT wcale nie wzrosną, a nasi kolonialiści jeszcze na tym stracą. Faktem jest, że PiS jest idealną siłą polityczną mogącą coś takiego pociągnąć i nie jest potrzeby tu żaden sztucznie wywołany (odgórne a nie oddolnie) ruch społeczny. Gandhi w ten sposób pognał Anglików z Indii dlaczego więc poseł Górski nie miałby dobić w ten sposób pewnego kaszubskiego populistę?
Prawdziwym problemem jest marnotrawstwo, biurokracja, Prawo Zamówień Publicznych, oraz stalinowski system konstrukcji budżetu państwa. Mam przyjaciela, który opowiadał mi ostatnio jak skonstruowany jest w Chinach system fiskalny. Szczęka opada!
Tusk i jego poprzednicy i następcy to zakładnicy bez miary rozrośniętej kasty urzędniczej. to oni powołują i odwołują królików.króliki reprezentują ich ineteresy
GE-NIAL-NE! Mam nadzieję, że pan Górski dołoży wszelkich starań, aby ROP był finansowany z pieniędzy podatnika, haha!
„udział grupy posłów Prawa i Sprawiedliwości w takim ruchu przyczyni się do poprawienia kontaktów i nawiązania szerszej współpracy między moją partią a resztą prawicy.”
aha, czyli rzecz w tym, żeby prawicowo-wolnorynkowe środowiska zagonić w jeden wór, a następnie żarłacz biały PiS pożre sardynki z ławicy – skromnej, a rekin już coraz bardziej głodny, więc może uda się wyłapać jeśli nie wszystkie, to przynajmniej dużą część. Nie, Panie Górski, NIGDY nie dojdzie do współpracy z PiSem na poziomie instytucjonalnym. Może nas łączyć parę idei (ale podpisanie TL i sprzeciw wobec ustawy pro-life zmniejszyły ilość tych idei do minimum) i będąc w parlamencie możemy raz na ruski rok głosować razem. NIGDY nie będzie jednak sojuzowego marszu na nakreśloną przez PiS linię frontu.
Ruch Obrony Podatników przed PiSem.
I drugi: Ruch Obrony Podatników przed PO.
I trzeci: Ruch Obrony Podatników przez PSLD.
Wszystkie Ruchy broniłyby nas CZYNNIE. I żadnej współpracy z przedstawicielami okupujących i ograbiających nas partyjek. Szczególnie wówczas, gdy aktywizują się w agitce konserwatywno-liberalnej przed kolejnymi wyborami, cwaniaczki.
Dlaczego przed „ROP przed PiSem”? U progu kryzysu PiS namawiało do znacznego zwiększenia deficytu -zaciągania kredytów – czyli zwiększenia opodatkowania Polaków w przyszłości – na spłatę tych długów. O innych socjalizmach PiS nie warto już wspominać. Pan Górski powinien puknąć w czółko lewackich kolesiów z klubu w sejmie, a nie agitować w internecie.
To może lepiej apelować do posła Górskiego, żeby puknął w czółko owych posłów… No i żeby zmusił ich do przeczytania swojego artykułu oraz wielu innych na Prokapie i Stronie Prokapitalistycznej, tak żeby zaczęli wreszcie kumać o co chodzi…
No to apelujmy: Pośle Góski zabierz każdego wieczoru jednego kolegę socjalistę z klubu na długą rozmowę z kolacją. Jeśli to inteligentni ludzie zrozumieją, że błądzą i przeskoczycie na prawą stronę PO zostawiając ich bliżej SLD do którego i PiS robiło umizgi. Chyba, że marzy się wam to co i PO: być tak daleko na lewo i tak daleko na prawo aby stworzyć okrąg. Być supermarketem, w którym są i kondomy i święte obrazki pierwszokomunijne. Dla każdego coś miłego byle można porządzić i pourządzać kolegów i kolesiów w spółkach i spółeczkach (służę przykładami i nazwiskami). Jak wy godzicie pobyt w takiej formacji z honorem, zasadami?
Pan Premier nie jest podatnikiem; bo pieniądze które zarabia i wydaje pochodzą z podatków osób które te podatki płacą w rzeczywistości. Tak samo nikt z „budżetówki” realnie podatków nie płaci. Płaci je tylko teoretycznie.
@lucanus
A czy właściciel rafinerii jadący samochodem i chcący zatankować na pobliskiej stacji nie musi płacić za benzynę?
Czy to znaczy, że Bob Dylan może pójść do sklepu z płytami i wziąć sobie płytę ze swoimi nagraniami także za nią nie płacąc?
Jeśli Premier ZARABIA to znaczy że jest podatnikiem. Jak można twierdzić, że płaci podatki teoretycznie skoro są one potrącane z jego wynagrodzenia? Rozumiem oczywiście przewrotność Pańskiego rozumowania. Premier nie generuje PKB i tu zgoda. Ale nie dajmy się zwariować!
@Adam Kalicki
A ty próbujesz odsączać herbatę z wody po rozpuszczeniu tej pierwszej w drugiej. Skoro efekt jest taki, że
A = zarobki urzędnika państwowego
0,5 = kwota podatkowa odprowadzana z pensji brutto
B = zarobki urzędnika państwowego bez opodatkowania
to jeśli 0,5xA = B, to znaczy, że urzędnik państwowy nie płaci praktycznie żadnych podatków. nominalna wartość jego pensji pozostaje taka sama.
Idziemy dalej. Każdy urzędnik o pensji B byłby uprawniony do świadczeń i usług, które posiadał, płacąc pensję brutto A. Mielibyśmy tylko dwie małe różnice:
1. Zniknąłby dział księgowości administracji rządowej.
2. Pojawiłoby się coś w rodzaju „karty urzędnika” (chip-karta), która uprawniałaby np. do ubezpieczenia. Malutkie koszta w porównaniu do punktu 1.
Z matematycznego, logicznego i ekonomicznego punktu widzenia nie ma różnicy, jaką pensję ma urzędnik o pensji A lub B, ponieważ otrzymuje pieniądze od podatnika. Meritum sprawy stanowią uprawnienia urzędnika i zobowiązania wobec niego, jakie może mieć budżet skarbowy (czyli… podatnik).
Kierując się jednak drogą analogii, to powiem, że to tak jakby ktoś postawił Tobie w restauracji dwa eleganckie sznycle i jeden z nich musiałbyś oddać swojemu darczyńcy.
Do czego służy opodatkowanie urzędników (i polityków)? Dokładnie do tego, by ktoś rozpowszechniał mit, że urzędnik i polityk opłacany to tak samo pracujące zawody jak inne.
1. Rafineria dystrybuuje produkty do stacji benzynowych. Właściciel rafinerii ORAZ stacji benzynowej mógłby nic nie płacić za benzynę (po prostu następnie z własnej kieszeni uzupełnia zapasy na stacji – jedna korekta w zamówieniu). Przy czym z matematycznego punktu widzenia po raz kolejny rozważamy coś, jak to mówi Mises, jałowego.
2. Bob Dylan produkuje dźwięki, nie płytę. Zanim płyta trafi do sklepu… a nie, Bastiata chyba Pan czytał.
@kamil
Po pierwsze, wypraszam sobie, bo nie przypominam sobie abyśmy spożywali alkohol lub sznapsa (jak kto woli). Nie lubię się specjalnie spoufalać. Poza tym jam człowiek wschodu, głowę mam mocą i wymiękam po litrze gołdy na głowę. A to minimalny poziom spoufalenia się ze mną więc nie sądzę, aby kiedykolwiek doszło między nami do podobnej interakcji. I nikt do tego mi prawa nie odbierze. Dość już mam Pańskiego infantylnego cynizmu zwłaszcza w sytuacji, gdy dzieli nas pokolenie.
Po drugie, nie tylko staram się czytać ale i myśleć. Czasami jest z tym kłopot bo człowiek potrafi dojść do błędnych wniosków, ale czasami potrafi wyzwolić się ze sztampy kretynizmu popartego pochopną interpretacją klasyków.
Po trzecie, wszystko zależy oczywiście od poziomu abstrakcji w jakim tę sprawę rozprostowujemy. Zawsze można używać „pojęć jak cepy” i posłużyć się arytmetyką. Ale ja wolę logikę formalną.
A więc twierdzimy, że „urzędnicy nie płacą podatków”. Czyli, że jeśli istnieje choć jeden casus sprzeczny z tym dogmatycznym twierdzeniem jest ono do bani. Prawda?
„Życie stawia przed nami wiele niespodzianek jak powiedział” w „Misiu” jednej SBek do drugiego SBka. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy nie ma podatku dochodowego, a tylko podatek pośredni – czyli np. VAT. Jest to możliwe? Prawda? W wielu krajach tak jest, sam chciałbym aby tak było w Polsce więc nie jest to SF.
Tak więc urzędnik otrzymując wynagrodzenie płaci podatki od zakupionych przez siebie towarów i usług. No chyba, że dla urzędników są oddzielne ceny w sklepach – bez VAT, a on jest po prostu przez system bujany na 22% swego wynagrodzenia. Ale wszyscy są bujani tak samo. Więc sytuacja byłaby zgoda z Pańskim twierdzeniem gdyby urzędnik otrzymywał pensję bez VAT, a w sklepie „Tylko Dla Urzędasów” nie płacił by go. A mimo wszytko dostaje pensie (z punktu wiedzenia VAT w wersji Brutto). Oczywiście pojawia się prabielm VATowskich stawek. Ale co to dla takich spryciarzy jak my? Nieprawdaż?
A teraz pójdźmy dalej i wyobraźmy sobie sytuację, w której urzędnik otrzymuje wygrodzenie i NIC ZA NIE NIE KUPUJE. Zbiera sobie na koncie wirtualne pieniądze bo lubi. Ma bogatą żonę, która go utrzymuje lub on pisze wiersze i za te pieniądze utrzymuje siebie i familię. Jest to możliwe? No chyba tak! Nieprawdaż? Więc czy ten człowiek płaci podatki pośrednie? Oczywiście ŻE NIE! JAK WIĘC MA SIĘ JEGO CASUS W STOSUNKU DO URZĘDNIKA KUPIECKIEGO CODZIENNIE CHLEB I MLEKO I PŁACĄCEGO RACHUNEK ZA PRĄD? Czy w takim razie obaj co do zasady podatków nie płacą? Więc co do zasady urzędnicy płacą podatki czy też nie? Jeśli jest choć jeden przypadek faceta w zarękawkach, który płaci jakikolwiek rachunek z VAT to urzędnicy podatki płacą PŁACĄ.
Wyobraźmy sobie innego urzędnika, który żyje w świecie podatków dochodowych. Tenże urzędnik ma dzieci. Wiem, że posiadanie dzieci w dzisiejszych czasach politycznej poprawności jest passe, ale u nas na wschodzie to jeszcze częsty przypadek. Więc ma on dzieci. Od jego w całości finansowanego z podatków – i tu zgoda – wynagrodzenia pobierany jest wirtualny podatek (bo przecież oni podatków nie płacą). Ten że bezczelny urzędas wypełniając PITA odlicza sobie ulgę podatkową za posiadane dzieci. Czym więc dzieci urzędnika są gorsze od dzieci mechanika? Dlaczego tacie taka ulga ma nie przysługiwać? Chyba, że to dodatkowe wynagrodzenie dla krwiopijców pod pretekstem podatkowego zwolnienia! Wiec jeśli taki jegomość prawo do takiej ulgi ma, wiec podatek płaci czy nie?
Morał
Zanim się zacytuje klasyka, trzeba zrozumieć świat w którym żył i dotrzeć do istoty jego myśli. W przeciwnym razie z nawet najwspanialszej idei powstają łagry lub w najlepszym wypadku umysłowy bałagan.
Przepraszam z formą „ty”, zazwyczaj nie mam z tym problemu, teraz coś mi do głowy strzeliło żeby mówić na „ty”.
Przypomina mi się atak niemieckiej telewizji na Guido Westerwelle, gdyż ten powiedział o bezrobotnych to samo, co ja o urzędnikach i dostał podobną odpowiedź. Tak, nie ma oddzielnych kas dla podatników i tak, nie ma ulg dla urzędników (gdyż wystarczy im po prostu dać np. „dodatek do pensji” za dziecko). Nadal jednak nie rozumiem: – Żeby nawet zapłacić podatek pośredni czy nomenklaturowo od konsumpcji usług prywatnych bądź świadczonych przez państwo, to skądś te pieniądze muszą się brać. Niestety, Pan stosuje fetysz formalności. Tak, państwo może np. zamówić autostradę i zapłaci podatki za materiały budowlane. Ale te pieniądze wrócą do państwa, więc jak tu mówić o zapłacie podatku? Po prostu droga obiegu pieniądza z musu wydłuża się.
Biurokracja płaci podatki w taki sposób, jak ryba moczy się w wodzie.
Czy zatem ryba jest sucha? Fetysz formalności? Raczej względność potocznych twierdzeń. A co z dochodami przedsiębiorców, których wyłącznym obszarem działalności jest udział w przetargach publicznych i zaspokajanie potrzeb administracji? Oni także nie płacą podatków? Mamy po prostu problem z językiem opisującym rzeczywistość, a to już kwestia kultury. Naturalnym zjawiskiem jest precyzowanie języka. Natomiast neobolszewika cywilizacja upraszcza go za wszelką cenę jak opisał to Orwell w 1984.
Mam nadzieję, że na ProK ukaże się niedługo mój tekst trochę o tym: http://kolatka.blogspot.com/2010/08/mowa-trawa-czyli-wrocmy-do-korzeni.html
Bardziej precyzyjnym określeniem jest według mnie dla opisania omawianego zjawiska posługiwanie się określeniem produktywności lub nieproduktywności danych obszarów ludzkiej aktywności. Dawniej rzeczywiście wskaźnikiem tego zjawiska były podatki. Teraz już nie koniecznie. Podobno jeszcze 15 lat temu wskaźnikiem zamożności było posiadanie magnetowidu. 🙂 Czym innym był świat 100 czy 200 lat temu, gdzie każdy mógł i musiał być produktywny – nawet urzędnik. W tej chwili coraz częściej mówi się o tym, że produktywną pracą będzie zajmować się za chwilę 10% populacja. Reszta to usługi, urozmaicenie rynku i niestety biurokracja. Huxley w czystej postaci! Są pomysły na to jak to zmienić, ale to chyba jeszcze nie pora. W ekonomii i w naukach społecznych nowe teorie wcale nie zastępują starych, one się w pewnym sensie na siebie nakładają… 🙂
Ryba będzie sucha/mokra po wyjęciu z wody. Fetysz formalności – chodzi o patrzenie na detaliczne szczegóły obiegu, którego efekt jest taki a nie inny. Zgodzę się, że pojęcie „nieproduktywności” jest dużo trafniejsze, ale wychodzi na to samo.
Wróćmy więc do źródła naszej dyskusji 6 komentarzy wyżej. Gdzie napisałem: „Premier nie generuje PKB i tu zgoda.”
Miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyłem ostatnio w dość interesującej dyskusji z pewnym gościem, który od kilku lat ociera się o ekonomicznego Nobla. Powiedział kilka rzeczy, które rzucają o ścianę. Niby nic a jednak. Mówił o ułudzie analiz gospodarczych. Na przykład podajemy jakie jest bezrobocie w powiecie. Pomińmy kwestę co to jest bezrobocie i że to często oszustwo i fikcja. Ale dlaczego w powiecie? Czym jest powiat? Też sztucznym tworem administracyjnym. A jak wygląda prawdziwy region gospodarczy, który obejmuje powiedzmy 80% lokalnego obiegu gospodarczego? Nie wiadomo bo nikt tego nie bada. Przecież można to narysować na mapie! Wtedy bezrobocie czy inne zjawisko wyglądało by bardziej realnie. A tak mamy w liczniku i mianowniku pewnego twierdzenia czystą fikcję nad którą się nikt nie zastanawia. I o.k., ale jak ktoś podejmuje w oparciu o to jakieś decyzje? Dramat!
Nie jest ważny wskaźniki czy zjawisko lecz „myśl wykraczająca” do której prowadzi.
Po prostu płacenie lub nie płacenie podatków przez budżetówkę niczego nie tłumaczy więc mało ważne jest czy tak jest czy nie. Była to moja pierwsza być może nazbyt lapidarna teza, od której zaczęła się nasza dyskusja.
pozdrawiam 🙂
z „prawdziwym regionem gospodarczym”, czyli nie wiem, ciemniejszą barwą zaznaczyć miejsca, gdzie dokonuje się więcej transakcji? to wtedy mamy wskaźnik, jaką gospodarczą objętość ma dany region (tu: powiat) i jaka część produktywnej ludności znajduje zatrudnienie w danym regionie (tu: powiecie). nie wiem, co chce mi Pan przekazać, przecież wiemy, że autarkia jak i rozdział mikro od makro jest szkodliwy.
Eksport poza lokalne społeczności wbrew poziom to tylko niewielka część obrotów gospodarczych zwłaszcza wśród mikro i małych firm. Firmy ze sobą kooperują. Więc gdzie są granice tej kooperacji? Mamy wtedy naturalny region gospodarczy a nie sztucznie wyznaczony administracyjne twór. To tak trochę ustalić obszar strefy wpływów jakiegoś gangu ściągającego haracze. Choć to może nie najlepszy przykład. Teraz możemy ten obszar zacząć analizować. Robi się to bardzo prosto poprzez analizę faktur, co kto od kogo kupuje. Nie jest to sztuczny administracyjnie twór tylko „plama ropy”.
To wszystko oczywiście tylko przykład na to, że ciągle ludzie poszukują sposobu jak analizować procesy gospodarcze bo często stare sposoby już się nie sprawdzają.
Po fakturach da się poznać tylko to, ile przychodu otrzymuje dany region (sztuczny), ale nie wiadomo, jak wtedy liczyć rozchód (po fakturach wystawionych na adresy poza region, ale co z luźną turystyką itp itd). Naturalny region gospodarczy to tak naprawdę cały świat (który powinien być bez granic jak w świecie HHH i de Soto?) – bo każda granica jest sztuczna i zaciemnia obraz przy analizach gospodarczych. Tak samo wyznaczanie czy określanie „naturalnych regionów gosp.” jest dla mnie bez sensu, ponieważ nie ma szans ująć dynamiki i zmienności tegoż.
ps to Sławomir „Szałas” Sierakowski mówił chyba, przy okazji dyskusji z T. Sommerem. Sądzę, że to kwestia efektywności, a nie słuszności sposobu – liczenie na komputerze jest szybsze niż na liczydle.
Tak samo z przymiotnikiem „nieproduktywny” – po prostu jest szerszym, bardziej abstrakcyjnym pojęciem ale nie koliduje on z teorią, że jako tacy urzędnicy i politycy nie płacą podatków w sensie rozrachunkowym. Jak już mówiłem, niemiecka telewizja przypomniała o tym liberałom, że przecież „bezrobotni płacą VAT, akcyzy…”. I jeszcze jedno, bo dałem się zapędzić w kozi róg na własne życzenie – koszt podatku konsumpcyjnego może spada na konsumenta, ale TECHNICZNIE rzecz ujmując, ODPROWADZA GO PRODUCENT sprzedanego dobra. Z tego co wiem jako kupujący nie odprowadzam żadnego podatku, mogę ponosić jego koszt. Kwestię ulg i odpisów dałoby się łatwo rozwiązać metodami pieniężnymi, byłoby nawet przejrzyście. Socjaliści mogliby to lepiej wyjaśnić, bo oni zajmują się „gospodarowaniem w biurokracji”.
Zapomniałem odnieść się do innej kwestii: 10% ludności może wytwarzać produkty niezbędne do przeżycia. Z tego punktu widzenia kiedyś robiło to 90% chłopów na 1% panów (ew. rycerze mogli wytwarzać produktywną usługę bezpieczeństwa). Dzięki temu, że obecnie tylko 10% utrzymuje nas przy życiu, a pracuje nadal 80-85%, to zasługa tego, że ludzkie potrzeby są nie do wyczerpania. Dodałbym jeszcze fakt, że czas ludzi też kosztuje wobec czego ktoś, kto oszczędza drugiemu czas, może być jak najbardziej do „produktywnych” zaliczony. Nie rozumiem zatem Pańskiego poglądu na „produktywność” i „nieproduktywność”, albo znowu źle interpretuje Bastiata i coś mi się wydawało.
Partia Posiadaczy Magnetowidów powstała dlatego, że spółka ITI (M.Walter i inni) powołała spółkę Rapid Asekuracja (KTT i inni, którą wyposażono w legitymacje MSM (Min. Sprawa Wewnętrznych). Spółka ta miała na celu zlikwidowanie konkurencji Spółdzielni Pracy VEGA w Nałączowie na rynku wypożyczalni filmów wideo. Gdy ITI zarejestrowała spółkę Rapid – Asekuracja ITI miało ok.15 wypożyczalni a VEGA ponad 100. VEDZE prokuratorzy zarzucali naruszanie ustawy o kinematografii na podstawie wykładni polegającej na utożsamianiu nośnika filmu z przedmiotem ochrony czyli filmem. VEGA bowiem nie wypożyczała oryginalnych kaset (plagą wówczas było to, że wypożyczający wymieniali szpule z taśmą oryginalną na taśmę z wykonaną w domu kopią))lecz kopie wypożyczane ściśle wg liczby posiadanych licencji. Pomimo bezprawnych działań na które zwracał m.innymi uwagę poseł Mojzesowicz, VEGA nie przegrałaby z ITI gdyby nie adwokat J.Taylor, który podjął się obrony w tej sprawie (i zainkasował opłatę) a następnie wycofał, twierdząc, że to nie miała być obrona lecz porada. Fakt, że linię obrony ustalano w obecności ówczesnego aplikanta, który okazał się być pełnomocnikiem ITI trudno było zaliczyć do przypadku. Powołanie Partii V (Partii Posiadaczy Magnetowidów) było więc jedynie skuteczną formą obrony praw kilkuset pracowników spółdzielni, prowadzących legalne w świetle prawa lecz sprzeczne z interesami M. Waltera i innych, wypożyczalnie. Czy teraz juz Pan wie po co powstała Partia Posiadaczy Magnetowidów?
DO PAWŁA
Czy mógłbyś podać źródło tej informacji, gdyż Pan Walter zapytany o Rapid Asekurację zeznał(!), że nic o niej nie wie.
Ciekawe… też chciałbym poznać źródło tej informacji. Jeśli PAWEŁ wciąż zagląda na Prokapa, prosimy aby uzupełnił swój wpis.
Jeśli ktoś potrzebuje więcej informacji, niech poszuka prezesa Partii Posiadaczy Magnetowidów, o której pisała m.innymi Gazeta Wyborcza, Wprost i NIE.
Comments are closed.