Za każdym razem, gdy ktoś mówi mi, że jest apolityczny, pytam go, którą konkretnie politykę ma na myśli – tak mniej więcej pisał Andrzej Sapkowski w sadze o wiedźminie. Słowa te przypominają mi się zawsze, gdy słyszę o „odpolitycznianiu mediów publicznych”, który to proces teraz wchodzi w kolejną fazę. Za każdym też razem, gdy słyszę bądź czytam ów frazes o odpolitycznianiu zastanawiam się, czy jego autor kpi sobie z odbiorców, czy też może nie wie, na jakim świecie żyje? W obu przypadkach zresztą są to zastrzeżenia raczej uprzejme.
Upolitycznienie (warunek niezbędny do odpolitycznienia) zachodzi na dwa sposoby. Poprzez objęcie funkcjonowania politycznym nadzorem oraz poprzez nasycenie polityką treści. W przypadku „mediów publicznych” pierwszy warunek jest spełniony z definicji. Drugi zaś wynika z charakteru współczesnego państwa, wtykającego swój nos we wszystkie możliwe sprawy w ramach różnych „regulacji”. Tym samym każdy poruszany temat staje się tematem politycznym.
Z drugiej strony nie da się pominąć paradoksu samego „odpolityczniania mediów publicznych” (prywatne w następnym etapie). Skoro bowiem wicemarszałek sejmu (osoba z definicji jak najbardziej „apolityczna”) w ramach „przywracania normalności w mediach publicznych” zapowiada, że odtąd nie będzie w nich miejsca dla dziennikarzy krytycznych wobec rządu, to może i jest to normalność, ale w nie mającym nic wspólnego z odpolitycznieniem stylu stalinowskim.
Gdybyśmy jednak w jakiejś pomroczności jasnej wzięli deklaracje rugowania opozycji z mediów publicznych za dobrą monetę, to należy postawić zasadnicze pytanie – co ze zwolennikami rządu i samymi politykami? W końcu w ramach „odpolityczniania mediów publicznych” oni też nie powinni się w nich pojawiać. Jako pierwsze listy proskrypcyjne można wykorzystać członków „honorowych komitetów poparcia” kandydatów na urząd prezydenta RP (również od piątku urzędującego), którzy jak by na to nie patrzeć zaangażowali się politycznie. To rzecz jasna jest nierealne, w końcu nie po to „autoryteci” angażowali się politycznie by nie istnieć w mediach, zwłaszcza finansowanych z podatku zwodniczo zwanego abonamentem.
Wszelako „odpolitycznienie mediów publicznych” jest możliwe. Należy je po prostu zlikwidować, zaś państwo powinno zająć się ochroną praw negatywnych (życie, wolność, własność) ludzi, do czego nawiasem mówiąc zostało powołane, a nie mnożeniem praw pozytywnych (ingerujących w sferę praw negatywnych).
Na zakończenie mała dygresja o poziomie mediów publicznych. Oto parę dni temu, w publicznym radio prowadzący program rzucił pomysł (mam nadzieję, że to był tylko żart), od którego po prostu szczęka mi opadła. Zaproponował mianowicie wprowadzenie „regulacji prawnej”, przewidującej… ekwiwalent za nieudany urlop! Na przykład za deszcz podczas urlopu – karnet na solarium. Komentarz pomysłu redaktora, którego nazwiska nie pomnę, pozostawiam Czytelnikom.
Michał Nawrocki
Fot.: Wikimedia Commons
no, gdański region został przejęty przez PO i zgadnijcie Panowie, kto został prezesem regionalnej TVP pomorskiej? Nie jakiś tam „człowiek związany z PO” tylko po prostu szeregowy otwarty partyjniak :)))
Doprawdy, przedsmak „odpolityczniania”… „odpolityczniania od PiSu” :)))
Eeee, to musiał być żart, no bo chyba aż takie cymbały to w radio nie pracują…
Skoro rządowa koalicja głosi wszem i wobec o odpolitycznieniu mediów to znaczy, że ma wszystkich Polaków za idiotów licząc na to, że jej uwierzą.
Comments are closed.