„Nie powiedzieliśmy sobie szczerze o najważniejszym – ideowym wymiarze sprawy. Jest nią zorganizowana walka o Krzyż Chrystusowy.” – zwrócił się prowincjał Karmelitów Bosych do bp Kazimierza Nycza w grudniu 1994 roku, co zanotował Sławomir Cenckiewicz.
Dziś, gdy wspomniany adresat zasiada na tronie stolicy arcybiskupiej w Warszawie, z tumanów kurzu bieżących rozgrywek organizacji walczących o władzę w Polsce wyłania się zgodnie z oczekiwaniami zasadniczy temat sporu – zorganizowana walka o Krzyż Chrystusowy.
Optymiści twierdzą, że to celowo wywołany temat zastępczy może nawet na najbliższe kilkadziesiąt lat, aż do zupełnego krachu obecnego systemu społeczno-gospodarczego. Przy drastycznie spadającej dzietności i drastycznie rosnącym długu publicznym trzeba będzie uwagę ludzi zająć seansami nienawiści. Dosyć dobrze nadaje się do tego Kościół Katolicki. Nie dość, że sprzeciwia się produkcji nowych ludzi i uśmiercaniu chorych, kosztownych dla systemu osobników, to jeszcze ma spory majątek i trochę wstydliwych zakątków, nie wyłączając ostatnich pedofilskich skandali, zwielokrotnianych światowym nagłośnieniem medialnym.
Po tryumfie hiszpańskim niewielki poligon obserwujemy właśnie w Warszawie, mieście krwawych walk ulicznych sprzed sześćdziesięciu sześciu lat, gdy młodzi ludzie nie wołali jeszcze „krzyże do kościołów”!. Okazja trafiła się wyśmienita więc jest wykorzystywana. Tym łatwiej, że opłacani przez nas w podatkach, wierni czytelnicy tygodników o mitach, weekendach i znakach drogowych w tytule, odziani w mundury funkcjonariuszy miejskich i rządowych, milcząco przyzwalają na oddawanie moczu, wyzwiska i obelgi rzucane przez wybitnych przedstawicieli nowoczesnej Warszawy w stronę modlących się ludzi. Nie tylko „nawiedzonych” i „inspirowanych”, ale w kierunku wszystkich z różańcem w ręku.
Uderzająca w tym zgiełku nie jest dobra organizacja atakujących Krzyż Chrystusowy – to już znamy, co wyraźny brak przywódcy z autorytetem po drugiej stronie. Ciekawie napisał o tym ks. Artur Stopka ( http://tiny.pl/h7lp9 ) Ciągle też nie widzimy takiej osoby spoza osób duchownych. „A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza”. Mt 9.36
Jeszcze ciekawsze jest uporczywe nawiązywanie przez medialnie atakujących krzyż do wygranej przez nich długiej bitwy określonej mianem „bitwy na żwirowisku”. Z detalami opisał ją znany obecnie historyk Sławomir Cenckiewicz. By więcej zrozumieć z aktualnej sytuacji i z prób przywoływania tamtej walki warto prześledzić i tamte fakty, http://tiny.pl/h7ljw .
Tymczasem, jak przypomina ks. Chrostowski* Crux stat, dum volvitur orbis. Krzyż stoi, choć zmienia się świat. Pora więc powiedzieć sobie szczerze o najważniejszym: „Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny. Człowiek może powiedzieć Bogu: nie. Może powiedzieć Chrystusowi: nie. Ale – pytanie zasadnicze: czy wolno? I: w imię czego „wolno”? Jaki argument rozumu, jaką wartość woli i serca można przedłożyć sobie samemu i bliźnim, i rodakom, i narodowi, ażeby odrzucić, ażeby powiedzieć „nie” temu, czym wszyscy żyliśmy przez tysiąc lat?! Temu, co stworzyło podstawę naszej tożsamości i zawsze ją stanowiło”.**
“Wodzem nam Jezus w hostii ukryty, z nim w bój nasz zastęp wyruszy” – śpiewał u progu III RP młody rycerz – ministrant Napieralski. Dziś stoi po drugiej strony barykady z ostrymi nabojami w magazynku.
Kto z nas stanie naprzeciw wrogów Krzyża Chrystusowego?
Wojciech Popiela
* http://tiny.pl/h7lp1
** http://tiny.pl/h7jn3
Jestem katolikiem i domagam się, aby wszelkie symbole religijne zostały usunięte z przestrzeni życia publicznego. W państwowych instytucjach tych symboli nie powinno być w ogóle. Państwo jest utrzymywane z pieniędzy wyznawców różnych religii, jak również płacą na nie ludzie niewierzący. Teoretycznie każda z tych grup ma prawo domagać się, aby państwo zostało urządzone wedle ich pragnień, bo przecież utrzymuje je za swoją krwawicę. A więc domaganie się ze strony osób niewierzących usunięcia symboli religijnych, jest sprawiedliwe. Ludzie wierzący powinni wykazać się zrozumieniem dla tych pragnień, bo w gruncie rzeczy nie o symbole nam chodzi, ale o zbawienie dusz. A osoby niewierzące nie nawrócą się, jeżeli będą widzieć, że wyznawcy religii to aroganci nieuznajacy ustanowionych praw, wpychający się ze swoimi symbolami wszędzie na siłę. Trzeba sobie jeszcze zdać sprawę, że nie da się utrzymać państwa bez współdziałania z osobami niewierzącymi. Przerabialiśmy już to za czasów I Rzeczypospolitej, którą zniszczyła kontrreformacja. Katolicy wymyślili sobie, że odszczepieńcy i heretycy nie mogą zajmować wysokich urzędów. I w ten sposób niekatolicy przestali postrzegać Polskę, jako swój dom. Poczuli się, jak obywatele drugiej kategorii. Gdy Polska była w potrzebie ileś tam szabel zabrakło. Na przykład caryca Katarzyna, gdy wprowadzała swoje wojska do Rzeczypospolitej, to motywowała to tym, że musi chronić ludność prawosławną przed prześladowaniami. I wyznawcy prawosławia przeciw temu nie protestowali. Ten mechanizm powtarza się współcześnie. Obecne elity wolą „rozpuścić” państwo w UE, niż żyć w państwie, w którym swoje porządki zaprowadza Rydzyk i jemu podobni.
Po kilku latach unijnego hasła: wolność, równość, braterstwo, przybyło nam w Polsce katolików inaczej.
Comments are closed.