Moja żona zaczytująca się tego lata w opowiadaniach Andrzeja Pilipiuka, dała mi do przeczytania pewną lapidarną perełkę. W opowiadaniu do biura pewnej firmy wchodzi starzejący się ateista. Skusił go szyld: „Ubezpieczenia przed życiem wiecznym”. W środku sprzedawca informuje go o warunkach: Za 20 euro można wykuć polisę. Jeśli życie wieczne nie istnieje, klient traci tylko tę kwotę. Jeśli jednak istnieje i po duszę nieszczęśnika przyjdzie diabeł, nie będzie mógł jej posiąść, gdyż właścicielem duszy po śmieci klienta staje się firma. Ateista przemyślał sprawę, wygrzebał pieniądze i podpisał umowę.


Całość kończy się refleksją szefostwa firmy obserwującego scenę za pośrednictwem ukrytej kamery:
„Zawsze kantowaliśmy klientów, ale nigdy tak na chama. Do tej pory ludzie podpisywali cyrografy, a my im za to płaciliśmy… Choć, oczywiście, wszystko potem i tak wracało do nas. A teraz nie dość, że zdobywamy dusze, to jeszcze bierzemy za to niezły grosz”* – powiedział w zadumie Lucyfer do Belzebuba.
Kończą się wakacje. Lato mamy jednak nadal upalne. Wszelkie możliwe akweny większe od kilkumetrowej kałuży stały się więc dla milionów rodaków obiektami strategicznymi. A więc wyszli na brzegi rzek, rowów, jezior, stawów i morza roznegliżowani rodacy. Na wielu z nich „nowa świecka tradycja”: tatuaż. Jakaż to wspaniała galeria kiczu i bezguścia przetoczyła się przed moimi oczami! Ileż litrów farby wkłuli sobie Polacy pod skórę za własne pieniądze przez ostatnie lata? Jeszcze dwie dekady temu obsługa basenu usuwała z niego za posiadanie malunków na ciele, dekadę temu tatuaż bulwersował, teraz już nikt nie zwraca na niego uwagi. Dwie dekady więc wystarczyły aby „to coś” z obrzydliwego znaku rozpoznawczego kryminalistów, stało się aktem powszechnego pożądania.
Mamy przy okazji pokaz popkulturowego bezguścia. Jeżdżą takimi samymi samochodami, jedzą to samo ścierwo, ale dlaczego chcą mieć wytatuowane na naszych piersiach, ramionach czy plecach te same ohydztwo? A przecież za to cierpienie nakłuwania ciała, rodacy płacą własnymi pieniądzmi! To moda i pranie mózgu powoduje, że ludzie szpecą nimi po dni ostatnie swe ziemskie powłoki.
Ale co tam tatuaże. Prawie każdy z nas, bez zbędnych protestów i płacąc za to, nosi przy sobie urządzenie szpiegowskie pozwalające nie tylko na podsłuchiwanie, ale także dokładne określenie naszej przestrzennej pozycji. Chodzi oczywiście o telefon komórkowy. Ale postęp idzie do przodu. Szwedzi mają wprowadzić całkowity zakaz stosowania gotówki, podobno taki zakaz w ograniczonej formie wprowadzili Włosi. Co najciekawsze inicjatywy te, poprzedzone wieloletnią akcją propagandową (pewnie podobną do tej jaką u nas przeprowadzono przed naszym członkostwem w UE), mają spore poparcie społeczne. Wszystko oczywiście po to, aby zlikwidować przestępczość i walczyć z terroryzmem. Padnie mały handel, ale co tam. Wzrośnie ściągalność podatków, bo każda operacja będzie ewidencjonowana.
Tak więc ludziom można wmówić dosłownie wszystko. Wszystko może być uznane za normę. Trzeba mieć tylko media i dużo czasu.
A jak zostanie wprowadzone zaczipowanie? Z pewnością ludzie będą ustawiać się w kolejkach po swój czip. To będzie także efekt długotrwałej i wyrafinowanej akcji propagandowej. Gwiazdy muzyki i filmu będą demonstracyjnie prezentować swe blizny po wszczepieniu „identyfikatora”. Pretekst się znajdzie zawsze. Chociażby to, że będą tam zapisane nasze dane medyczne na wypadek trafienia do szpitala. Bo to dla naszego dobra! W sklepach będą stworzone pewnie specjalne, bezobsługowe i bezkolejkowe kasy dla tych, „co będą już to mieli”. Bo przecież sprzężenie czipa z kartą płatniczą to błahostka. Będzie wygonie, funkcjonalnie i nawet przy plaży w trakcie prezentacji tatuaży, będzie można kupić piwo nie mając portfela. Przecież to wszytko dla naszej wygody i naszego szczęścia!
Apokalipsa św. Jana mówi: „Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak Smok. (…) I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.” (Ap 13,11;16-18)
Adam Kalicki
*Andrzej Pilipiuk opowiadanie:”Parszywe czasy”, zbiór pt. „2586 kroków”. Wydawnictwo „Fabryka słów”, Lublin 2007r. s. 141.
Foto: Chris Niedenthal

3 KOMENTARZE

  1. Mam kolegów od teorii spiskowych. Czipowanie noworodków startuje w Japonii w roku 2012 (to akurat fakt). Tamtejsi konserwatyści i demokraci już się w tej sprawie porozumieli. Poparcie społeczne tego pomysłu sięga wyżej niż większość. Międzynarodówka wszędzie testuje swoje pomysły, zależnie od poligonu, na Europę padł elektroniczny pieniądz, na Japonię chipowanie noworodków, na Amerykę kontrola satelitarna, na bogatsze kraje arabskie zapewne padnie kontrola intymna (mająca np. dowieść, że kobieta jest dziewicą – to akurat międzynarodówce nie po drodze, ale to tylko poligon do innych rzeczy).

  2. „Mamy przy okazji pokaz popkulturowego bezguścia.”
    Hmm, czy nie było to rzymskie motto, że o gustach się nie dyskutuje?

  3. @stanisław chmielewski
    To nie dyskusja tylko moja własna, subiektywna ocena. Do tego chyba jeszcze mam prawo? Czy już nie?

Comments are closed.