Przebrnąłem przez „Epokę zawirowań” Alana Greenspana. Są to wspomnienia człowieka, który przez prawie dwadzieścia lat był, jak go wtedy nazywano, carem finansów światowych. Z wyżyn szefa Zarządu Rezerwy Federalnej miał dostęp do najbardziej poufnych danych, toteż intrygowało mię, jaki obraz gospodarki światowej sprzeda nam mistrz dwuznacznych gestów i niedopowiedzeń.


Nigdzie nie zadeklarował się jako zwolennik określonej szkoły ekonomicznej. Często przywołuje Adama Smitha i Josepha Schumpetera, wiemy że przyjaźnił się z Ayn Rand i cenił Miltona Friedmana, a nawet entuzjastycznie odniósł się to zaprezentowanej mu przez Hernando de Soto metody uwłaszczenia biedoty latynoskiej (szczegółowe uzasadnienie Hernando de Soto zawarł w „Tajemnicy kapitału”). Zapewne wierzył w nieuchronność cykli ekonomicznych, choć opisując wiek dziewiętnasty podkreślił rolę złota jako stabilizatora cen.
Odniosłem wrażenie, że tworzył on na własny użytek jakąś eklektyczną teorią rynku, w której centrum zajmowała Schumpeterowska teoria „twórczego niszczenia”.
(Szkicowy opis koncepcji Schumpetera podałem w artykule „Bezdroża pesymizmu”, tutaj przypomnę, że zmienny strumień wynalazków i innowacji jest przyczyną ciągłej destrukcji i alokacji zasobów, poprzez konkurencyjne rynki, z dziedzin o zanikającej stopie zwrotu do dominujących aktualnie na rynku).
Co ciekawe, akcentując problem nieustającej groźby utraty pracy lub majątku, płynącej ze strony wolnego rynku, uznał za konieczne stworzenie „siatki ochronnej” ale bez udziału administracji socjalnej (zapewne wpływ poglądów Ayn Rand).
Miał świadomość, że bezpieczeństwo ma swoją cenę i to tym większą im więcej go zażądamy. Porównał fabryki samochodów w NRD i NRF które po 1945 startowały mniej więcej z tego samego poziomu (ta sama tradycja wiedza i zerowe wyposażenie). W roku 1998 w fabryce nie poddanej groźbie eliminacji z rynku przez konkurencję szczytowym produktem był Trabant.
Jeśli tylko chwilę się zastanowimy, to powinno być dla nas oczywiste, że świat w którym odwaga jest tępiona a nagradzana bywa uległość i bierność, musi stoczyć się w stan wszechogarniającego chaosu (teraz Grecja, Francja, potem Hiszpania, Włochy itd.).
Tak jak upaństwowione przedsiębiorstwa dawały gwarancję trwałego zatrudnienia za coraz mniejszą płacę, tak też upaństwowienie dobroczynności i współczucia daje gwarancje coraz gorszej i spóźnionej pomocy. Tysiące naszych rodaków mogło przekonać się, że jedyną szybką i adekwatną do potrzeb pomoc otrzymali ze strony samorzutnie organizujących się grup woluntariuszy i instytucji non profit.
Nie jest prawdą, że bez pomocy biurokracji w sytuacjach krytycznych, zdani bylibyśmy jedynie na siebie. To właśnie deklarowana przez państwo pomoc socjalna redukuje współczucie i gesty solidarności do sytuacji ekstremalnych. Przez tysiąclecia społeczności wypracowały reguły wspierania potrzebujących np. w krajach skandynawskich obowiązkiem było zapewnić dach i strawę domokrążcom w zamian za drobne prace w gospodarstwie. Alexis de Tocqueville, wnikliwy obserwator zachowań społecznych tak pisze w „Raporcie o pauperyzmie”: „kiedy cała niemal ludność żyła z uprawy roli, zdarzały się przypadki wielkiej nędzy, ale najpilniejsze potrzeby ludzkie znajdowały zaspokojenie. Ludność żyła w biedzie, ale mogła przeżyć”. I dalej: „im bogatsze są  narody, tym bardziej powiększać się musi liczba tych, którzy szukają ratunku w publicznej dobroczynności”, „życie będzie łatwiejsze, przyjemniejsze i dłuższe ale równocześnie, nieustannie rosnąć będzie liczba tych, którzy będą musieli zwracać się do bliźnich o wsparcie, by zyskać dostęp do nikłej choćby części tych dóbr”. Dalej zauważa, że dobroczynność chrześcijaństwo uznało za cnotę  boską, nadając jej miano miłosierdzia. Gdy w Anglii za Henryka VII zlikwidowano wspólnoty zakonne i ilość ubogich wzrosła ponad miarę to Elżbieta (1834r) ustawą próbowała  zastąpić jałmużnę rocznym zasiłkiem wypłacanym przez gminy. Mimo to ilość biednych i potrzebujących była ciągle większa niż na kontynencie. Co więcej, ustawa ta związała z gminą jedną szóstą część ludności trwale unieruchamiając ją w stanie ubóstwa. Również zobowiązanie gmin do utrzymania dzieci nieślubnych przyczyniło się do złego prowadzenia się kobiet z niższych warstw. Już wtedy Alexis de Tocqueville trafne wyjaśnił przyczynę tego zjawiska: „Nie ma nic trudniejszego od rozróżnienia niż odcienie jakie dzielą niezasłużone nieszczęście od niedoli będącej skutkiem występku. Ileż nieszczęścia wynika z obu tych przyczyn naraz… Gdzie szukać urzędnika, który będzie miał dostatecznie dużo uczciwości, czasu, talentu i środków aby oddać się podobnemu badaniu?…Tak więc wszelkie prawo, które opiera dobroczynność publiczną na stałej podstawie i nadaje jej formę administracyjną, prowadzi do powstania klasy próżniaczej i bezczynnej, żyjącej na koszt klasy przemysłowej i pracującej. Jest to co najmniej nieunikniona konsekwencja, a może nawet bezpośredni skutek takiego prawa.”.
W tym samym duchu wypowiadał się Bastiat, potem Mises i Hayek wskazując na niemożność ustalenia obiektywnych i sprawiedliwych kryteriów redystrybucji zasobów.
Jeśli uświadomimy sobie, że motorem stałego rozwoju i ciągłych przewartościowań na wolnym rynku są innowatorzy, wynalazcy i przedsiębiorcy wprowadzający na rynek nie istniejące wcześniej produkty i idee, to szkodliwość ingerencji państwa w wolną wymianę i ograniczanie praw własności do własnych wytworów – które jak zauważył Herbert de Soto powstają z niczego w ich głowach – staje się oczywista.
Państwo może dystrybuować jedynie istniejące zasoby, a ograniczając prawo własności zniechęca wymienionych uczestników rynku do twórczej aktywności, więc w efekcie, hamuje tworzenie nowych dóbr i z konieczności zaczyna dystrybuować biedę.
Toteż lękliwi, upośledzeni zyskują wielokrotnie więcej, gdy swój los uzależnią od dobroczynności bogacących się twórczych jednostek, niż od wykonujących ustawy o pomocy społecznej, znudzonych widokiem petentów urzędników.
Doświadczenie uczciwych przedsiębiorców podpowiada im, że ich sukces nie jest czymś trwałym, wiedzą że przegrana bywa niezasłużona i potrafią wczuć się w sytuację potrzebującego. Chętnie dzielą się nadwyżkami jeżeli tylko pazerny fiskus nie uzna to za okazję do dodatkowej kontrybucji.
Jeśli większość preferuje bezpieczeństwo i stabilność to może to robić ale na własny rachunek. Mniejszość powinna mieć też zapewnione prawo do rezygnacji z opiekuńczości państwa. Gdyby podatki zamienić na ryczałtowe opłaty za usługi świadczone przez państwo i pozwolić gminom na wybór „pakietu” tych usług, a więc ustanawiania prawa lokalnego w drodze referendum, to szybko doszłoby do wykształcenia się ośrodków grupujących osoby przedsiębiorcze, nastawione na ekspansję, oraz enklaw dających gwarancje bezpieczeństwa socjalnego za cenę niższych dochodów. Taki mechanizm wyboru, o wiele skuteczniej niż obecne strefy ekonomiczne – grupując ludzi twórczych, chętnie podejmujących ryzyko – stymulowałby rozwój  pozostałych terenów w drodze wymiany i inwestycji. Taki mechanizm wyboru już działa, pozbawiając nasz kraj ludzi najbardziej dynamicznych i zaradnych, którzy wybierają emigrację. Bywa, że niektórzy wracają dzieląc się zdobytą wiedzą i majątkiem, ale jest to niewielki ułamek w porównaniu z obecną falą emigracji. Wykonalność takiej opcji jest w zasięgu ręki skreślającej kartę do głosowania, wystarczy „ogłuchnąć” na obiecanki macherów politycznych, którzy obiecują nam cuda za nasze pieniądz i domagać się takiego prawa, które zapewni nam realne samorządzenie się.
Po raz kolejny apeluję, namawiajmy ludzi by odmawiali udziału w tzw. sondażach opinii publicznej, w ten sposób ograniczamy zdolność władzy do manipulowania naszą świadomością (są to testy skuteczności technik PR).
Wojciech Czarniecki
Na zdjęciu Alan Greenspen

2 KOMENTARZE

  1. Schumpeter to jedyny lewicowy ideolog-ekonomista, któremu można w większości przyznać rację. Nie negował on faktu, że to kapitalizm przyczynia się do wzrostu dobrobytu. Jednakże do tego stwierdzenia zawsze dodawał, iż w wyniku tego wzrostu powstają postawy społeczne, fluktuacje gospodarcze i konflikty interesów, które ten kapitalizm skutecznie niszczą w ramach jego konwencji. I to jest racja. Z czym z S. nie można się zgodzić, to to jak w wypadku wszystkich lewicowców, to propozycje rozwiązania tego problemu.
    Panie Czarniecki, czy pokusiłby się Pan kiedyś o krótką analizę twórczości Gunnara Myrdala?

  2. Przyznaje, że Szwecja jest pewnym wyjątkiem od reguły, intrygował mnie zawsze specyficzny klimat tego kraju i mentalność jego mieszkańców, co warunkowało też specyfikę uprawianej tam ekonomii.
    Niestety, skazany jestem na wybiórcze traktowanie, kolosalnego wysiłku setek wspaniałych ekonomistów z których każdy zapewne wniósł jakąś cząstkę wiedzy. Szperam więc za tymi pozycjami, których autorzy są bliżsi mojemu rozumieniu istoty ekonomii. Te same fakty a nawet zależności mogą być na wiele różnych sposobów uporządkowane, ale tak naprawdę ważne są konsekwencje podejmowanych działań a nie motywy.Być może nie dojrzałem jeszcze do tego by popatrzeć na sprawy z perspektywy Myrdala
    Pozdrawiam

Comments are closed.