Najlepiej pozyskać fundusze z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, albo z Unii Europejskiej i zrobić krótki film o naszym pięknym kraju – tak w dzisiejszych czasach próbuje się wypromować Polskę na świecie. Okazuje się jednak, że pokazanie Polski i Polaków w dobrym świetle wcale nie wymaga wyłożenia ogromnych pieniędzy z budżetu państwa. A ponieważ od roku na terenie UE obowiązuje Traktat Lizboński, nasza polska władza nie może popisać się swymi umiejętnościami dyplomatycznymi na arenie międzynarodowej, dlatego jedyną rzeczą, która może nas Polaków pokazać w dobrym świetle jest…sport. Polscy sportowcy już nie raz udowadniali, że potrafią walczyć i wygrywać z największymi potęgami świata, tym samym promując nasz kraj.


Przykładem takiej promocji może być Lech Poznań, który 1 grudnia 2010 roku zapewnił sobie awans do 1/16 finału Ligi Europejskiej. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, z kim mistrz Polski musiał się zmierzyć, by jeszcze przed ostatnią kolejką fazy grupowej móc cieszyć się z historycznego awansu.
Po zdobyciu przez „Kolejorza” tytułu mistrza Polski w maju tego roku, poznański klub starał się zakwalifikować do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Po odpadnięciu z tych kwalifikacji przez Spartę Praga i wygranej w dwumeczu z Dnipro Dniepropietrowsk, Lech dostał się do Ligi Europejskiej i trafił do serii A, czyli, tzw. „grupy śmierci”. Musiał się zmierzyć z następującymi klubami europejskimi: Juventusem Turyn, Machesterm City i FC Sazlburgiem. Komentarze po tym losowaniu były jednoznaczne – Lech Poznań skazany jest na „pożarcie” przez prawdziwych gigantów z Włoch i Anglii. Przypomnę krótko, w jaki sposób europejskie potęgi „pożerały” mistrza Polski.
Pierwszy mecz w LE Kolejorz zagrał ze „Starą Damą” na stadionie w Turynie. Już w pierwszych 20 minutach Lech prowadził 0:2. Później Juventus ocknął się z tego lekkiego dla nich szoku i odrobił straty. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 3:3. 2 tygodnie później na stadionie przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu gospodarze pokonali mistrzów Austrii 2:0. Następny mecz z Manchesterem City Lech przegrał. Mimo wyniku 3:1 nie można było mówić, że klub z Poznania nie walczył jak równy z równym. W 4. kolejce LE Kolejorz grał u siebie ze wspomnianym Manchesterem. I tym razem mecz zakończył się wynikiem 3:1, z tą różnicą, że to mistrz Polski zwyciężył. 1 grudnia doszło do starcia z Juventusem. Już od 12 minuty Lech prowadził 1:0. Dopiero pod koniec meczu „Stara Dama” wyrównała. Po raz kolejny zremisowaliśmy z wielką potęgą europejską, czyli Juventusem.
Już po pięciu kolejkach fazy grupowej LE wyjaśniła się sytuacja w tzw. „grupie śmierci”. Do 1/16 finału wspomnianych rozgrywek wejdą Manchester City i…Lech Poznań. To nieprawdopodobne, że światowej sławy Juventus Turyn odpadł z Ligi Europejskiej, a mistrz Polski będzie grał dalej. I pomyśleć, że po wylosowaniu grup w LE nikt praktycznie nie dawał Kolejorzowi szans w starciu z potęgami europejskimi z Włoch i Anglii. Wyjście Lecha z fazy grupowej Ligi Europejskiej to dowód na to, że w rywalizacji sportowej pieniądze nie zawsze grają największą rolę. Szefowie Manchesteru City i Juventusu Turyn wydają miliony na transfery, dysponują zdecydowanie większym budżetem niż mistrz Polski, a mimo to Kolejorz udowodnił, że potrafi grać na równi, a nawet wygrywać z największymi potęgami europejskiego futbolu.
To właśnie takie chwile dają Polsce sławę na całą Europę. Żaden urzędnik państwowy, zarówno ten na niskim, jak i na wysokim stanowisku nie jest w stanie tak wypromować kraju, jak czynią to sportowcy. A kluczem do tych sukcesów nie są dotacje od państwa, nie jest nim nawet bogaty sponsor, ale determinacja i chęć pokonywania nawet tych najsilniejszych z pozoru przeciwników. Pokazał to nam z pewnością Lech Poznań, któremu życzę wygranej z FC Salzburgiem w ostatniej kolejce fazy grupowej LE i dalszych zwycięstw w rundzie wiosennej.
Mateusz Teska

1 KOMENTARZ

  1. Pro Kapita stal sie portalem sportowym? Chyba pan Kisiel nie bedzie z tego zadwolony, ba cos ucichl i nie wypowiada sie w temacie..

Comments are closed.