Przyznam, że akcja Związków Zawodowych podczas Wigilii w kwestii obrony pracowników branży handlowej wydała mi się nieco groteskowa. Oczywiście rozumiem wściekłość sprzedających, że muszą pracować w tym wyjątkowym momencie, jednak potrafię się postawić również po stronie przedsiębiorców, dla których świąteczny okres, to krótko mówiąc wysokie obroty i rekordowe wpływy. Nie dziwi więc fakt, że zatrudniając pewną grupę osób pracodawca chce wykorzystać moment i na to utrzymanie zarobić.


Świat jest już tak skonstruowany, że pewne zawody, a szczególnie te z sektora handlowego, usługowego są narażone na pracę w dni, które inni mogą nazywać wolnymi. W tej samej sytuacji co pracownicy hipermarketów pozostają przecież kierowcy autobusów, kolejarze, pocztowcy itp. Za tymi grupami ZZ się nie wstawiły, a przecież i osoby wykonujące te zawody również mają rodziny i z pewnością chciałyby spędzić z nimi więcej czasu.
Rząd można lubić lub nie, ale takie medialne wbijanie mu szpilki przez Związkowców jest troszkę śmieszne. Zachowanie pod publiczkę, na które mało kto zwraca uwagę. Zamiast tego proponowałbym ZZ aby przyjrzały się sytuacji pracowników firm pośredniczących, które współpracują z firmami pozostającymi w skarbie państwa. Mało tego, niech ZZ przyjrzą się samym firmom państwowym i sposobom, w jaki są zarządzane, a które budzą kontrowersje. Pokażcie, że poza bezproduktywnym pikietowaniem pod sklepem robicie coś więcej, za co inni płacą Wam składki.
Norbert Gałązka

6 KOMENTARZE

  1. dodam, że rozwiązanie tych problemów jest BANALNE. Wystarczy wprowadzić dwa podatki: ryczałtowy i korporacyjny (od głowy pracowniczej w dużych firmach). Znikają problemy z księgowością, z odliczaniem vatu i mocowania ze skarbówką i monitorowanie nieustannie zmieniających się przepisów. Znikają problemy natury moralnej, tzn. czy ma się prawo odliczać vat z samochodu luksusowego czy tylko ciężarowego, i kto ma prawo, no bo prezes dużej firmy musi jeździć porządnym samochodem, a nie cargo-ówką.
    PROSZĘ KONIECZNIE PRZECZYTAĆ TEN KRÓTKI WYWIAD w komentarzu powyżej. Wynikają z niego tak oczywiste rzeczy, ale jest jednocześnie niezbitym dowodem na słuszność Naszej sprawy.

  2. Panie Kisiel, a to dla pana. Jest tak proste, jak konstrukcja slupa, ze az tego pan nie zrozumiesz. Ale polecam przeczytac…
    http://www.michaeljournal.org/wyspa.htm
    mysle, ze w koncu czas powiedziec jedno: to pan jestes imbecylem gospodarczym i pozostaniesz tak dlugo jak nie zrozumiesz prostej prawdy zawartej w powyzszym linku a ktora ja od poczatku glosze…

  3. Nie mam już siły tłumaczyć to samo w kółko.
    1. Bank nie powinien mieć prawa do produkowania pieniędzy z niczego. Wymienialność czeków i banknotów na złoto załatwi sprawę, redukcja funkcji banku po skasowaniu pieniądza fiducjarnego do domu pożyczkowego i przechowalni w zupełności wystarczy i żadnego mitycznego kredytu społecznego nie trzeba. W skrócie: banki powinny same pożyczać, aby następnie pożyczać dalej i otrzymywać procent dla siebie za pośrednictwo i dla pierwotnego pożyczkodawcę. To wszystko.
    jakiekolwiek drukowanie waluty bez pokrycia i bez kontroli tego pokrycia (sądowej) to zło. ale pseudo-komunistycznymi bajkami tego się nie naprawi.

  4. no i ten Pana idol. Nie powiedział Pan wszystkiego – ponoć ten człek chce podnieść VAT do 50% (znosząc PIT i CIT). Sprytne – płatnikiem VAT jest konsument i to na niego można zwalić koszta, a prywatny mająteczek pozostanie nietknięty. To ma być „czysty motyw”? Niech Pan nie będzie chociaż naiwny i nie ignoruje psychologii motywacyjnej. To jeden z filarów ekonomii stosowanej, w przeciwieństwie do zaklęć kredytu społecznego, który w cudowny sposób sprawi, że wszystkim nagle zachce się lepiej pracować. to już Gierek próbował obdarzając połowę Polaków podwyżkami, z nadzieją, że Polacy odwdzięczą się „zwiększoną wydajnościa pracy”. Pieniędzy było dość, ludzie nie umierli z głodu, tylko stali w kolejkach. No i firmy były, tylko, że prawie same państwowe i kombinujący na boku demolud na czarnym rynku.
    Proszę nie odpowiadać – z góry wiem, że odbije się Pan, jak od każdego najbardziej oczywistego faktu (vide niemiecka hiperinflacja) jak kauczukowa piłeczka od betonowej ściany.

  5. a notabene, taką żelazną walutę wprowadził był Ludwig Erhard (marka miała mieć pokrycie w produktach przemysłu ciężkiego i metalurgicznego), ale z lekkim kursem deflacyjnym – aby nie psuć waluty. Po odejściu Erharda bank centralny Niemiec długo bronił marki przed socjaldemokratami i przed tzw. „europejską integracją”. Ale Niemcy w końcu pękli – obiecano im przywileje dla firm motoryzacyjnych i przemysłu lekkiego (siemens).

Comments are closed.