W ramach Debaty PROKAPA „Czy stoimy w obliczu kryzysu gospodarczego?” publikujemy opinię p.Kamila Kisiela z portalu Prokapitalizm.pl.
Co czeka światową gospodarkę w najbliższych miesiącach?
Jesteśmy świadkami globalnego wydarzenia bez precedensu, ale będącego logicznym skutkiem odejścia od standardu złota, mianowicie monetarnego wyścigu pomiędzy państwami i bankami. Przypomina to polską zabawę weselną z krzesłami. Dopóki muzyka gra, wszyscy się bawią, ale jak tylko następuje komenda STOP i muzyka przestaje grać, ktoś zostaje z pustymi rękoma. Oczywiście, jest to najbardziej powolny i pijany gracz. W zabawie uczestniczą państwo, banki, korporacje i podatnicy. I to właśnie ci ostatni, rozproszeni i bezbronni wobec ustaleń pierwszej trójki, zostaną prawdopodobnie bez krzesła jako pierwsi. Zabawa trwa jednak dalej.
Jak potoczy się sytuacja gospodarcza w Stanach Zjednoczonych, w krajach strefy euro (czy wspólna waluta przetrwa?), w Polsce, w Azji?
Sytuacja wszystkich trzech ośrodków jest ze sobą powiązana. Chiny i USA będą kontynuować monetarny wyścig między sobą. USA poprzez podwyższenie „ceiling debt” będzie starało sie zbić deficyt poprzez inflację, z kolei Chiny, aby utrzymać poziom eksportu i konkurencyjności swojej gospodarki odpowiedzą adekwatną monetarną odpowiedzią. Merkantylistyczne i protekcjonistyczne nastroje w Chinach powiększą się wskutek jankeskich i europejskich hulanek na rynkach finansowych i nie widzę tutaj zmiany – do czasu, aż muzyka przestanie grać i ktoś zostanie bez krzesła.
Japonia doświadczy z kolei krótkiego ożywienia (nie mylić ze wzrostem gospodarczym czy dobrobytu) wskutek ostatnich katastrof. Jak wiadomo, kraj ten ma praktycznie martwą ekonomię – choć trzeba przyznać, że śmierć nastąpiła w barokowym pałacu. Zadłużenie Nipponu osiągnie niebotyczne i niewyobrażalne rozmiary wskutek zwiększonego importu paliw i żywności, ale to wyjdzie na korzyść samej skostniałej gospodarce, której zawsze do rozwoju potrzebna jest wertykalna i horyzontalna mobilność. Nastąpi przesunięcie pracowników z przesyconych rynków HiTech do trochę bardziej „trywialnych” sektorów. Z drugiej strony, japoński bank centralny wróci zapewne do polityki ujemnych (po urealnieniu) stóp procentowych.
W Europie będzie wrzało i nastąpi szukanie winnych po bankach, a w dalszej części po korporacjach i klasie najbogatszych. Wiele partii, nie tylko socjalistycznych, ale i chadeckich obiecuje zwiększenie obciążeń podatkowych właśnie dla tych trzech grup. Jednocześnie lobby bankowe będzie naciskać na rekapitalizację, a państw-świnki (PIGS), do których dojdą zapewne Belgia i Włochy, też upomną się o pomoc. Zabawa z krzesłami będzie trwać najlepsze.
Należy oczekiwać dwóch znaczących posunięć w polityce europejskiej:
A. Wprowadzenie podatku od transakcji bankowych w strefie SUPER-EURO (Niemcy, Francja, Finlandia, Austria, Holandia, Luksemburg). Jest to jedyne wyjście, aby ściągnąć z zły pieniądz i zwolnić jego cyrkulację na rynkach finansowych. Powstałe z tego tytułu fundusze byłyby transferowane do świnek i do wymagających kapitalizacji banków i korporacji. Krzesła zabraknie tutaj dla podatnika i realnej gospodarki, z której to pieniądze będą ostatecznie ściągnięte. Niestety, nie widać na horyzoncie absolutnie żadnych innych pomysłów na kontrakcję masy pieniężnej.
B. Wprowadzenie euro-obligacji i częściowe bankructwa państw. Moim zdaniem, jest to tylko kwestia czasu, oczywiście, jeśli Unia Europejska ma przetrwać. Pozwoli to spełnić postulaty partii socjalistycznych bez ich udziału w rządach, odbudować tzw. europejską solidarność i przede wszystkim rozłożyć ryzyko inwestycyjne równo w całej UE. Tylko jedno państwo sprzeciwia się temu pomysłowi, ale jak się można domyśleć, jest to państwo najważniejsze – Niemcy, które nadstawia głowy za 3/4 Unii i nie tak łatwo da się przekonać do zmiany oprocentowania ze śmiesznych 2,5% (po uwzględnieniu inflacji i kosztów podatku dochodowego jest to mniej niż 0%) do poziomu od 4 do 4,5%. Polaryzacja jest widoczna także wśród elektoratów – elektorat chadeków i liberałów (obecnej koalicji) opowiada się przeciwko temu pomysłowi, za to poparcie wyraża elektorat ze strony SPD i Zielonych (faworytów do utworzenia koalicji po jesiennych wyborach). Wszystko rozstrzygnie się w Niemczech po wyborach, prawdopodobnie na korzyść euro-mrzonek.
Czy świat istotnie stoi w obliczu kryzysu gospodarczego a jeśli tak, to jaki przyjmie on charakter, jak długo może trwać, jakie mogą być jego konsekwencje i jak zmieni się świat po jego zakończeniu?
Kryzys w krajach zachodnich trwa 30 lat, a jego objawami jest stagnacja dochodów, struktury zatrudnienia i wolno, acz konsekwentnie rosnący poziom bezrobocia. Jest to kryzys strukturalny, związany z dużymi kosztami prowadzenia biznesu, nieelastycznym rynkiem pracy i wysokim poziomem „Vernetzung” („usieciowienie”) globalnej gospodarki. W skrócie: kapitał próbuje być mobilny, tymczasem musi poruszać się wśród wąskich, wydeptanych ścieżek.
Prawdziwym problemem jest makabryczny wręcz wolumen wirtualnego pieniądza, krążący po zapisach buchalteryjnych między bankiem centralnym, państwem, bankami i korporacjami. Przywódcy państw zachodnich doskonale zdają sobie z tego sprawę, jednak brakuje politycznych alternatyw, gdyż i państwo zostało wzięte w dwa ognie – z jednej strony są to skartelizowane korporacje, z drugiej roszczeniowo nastawione elektoraty, toteż chwycą się zapewne podatku od transakcji bankowych i podatków dla grup o wysokich dochodach. Czy gospodarka wytrzyma to poświęcenie, pozostaje niewiadomą.
Nastąpi odpływ wirtualnego pieniądza do realnych rzeczy. Ponieważ jednak bańka na rynku nieruchomości zostawiła jeszcze sporo smrodu nie tylko w USA (ale i w Hiszpanii czy Irlandii), celem stały się bądź staną surowce naturalne – złoto, srebro, miedź, ropa naftowa, a kto wie nawet, czy nie poczciwy węgiel. Ropa naftowa jak i plan Kaddafiego na wprowadzenie złotej waluty panafrykańskiej stanowią też dość jasną odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat teraz państwa zachodnie „wzięły się za wprowadzanie demokracji” w Libii.
Z moich źródeł wynika, że akcję wykupywania złota podjęły WSZYSTKIE niemieckie banki. Robią to też oficjalnie Chiny i Indie.
A może kryzys nam nie grozi i gospodarki poszczególnych krajów zaczną już wkrótce odnotowywać wzrosty?
Nastąpi mocne przewartościowanie na rynkach. Wirtualny pieniądz zostanie ulokowany w realnych aktywach (pomijam franka szwajcarskiego, bo szwajcarski bank centralny po prostu dodrukuje pieniądze i namówi swoje firmy do importu zagranicznych towarów) i odbędzie się to kosztem zwykłego człowieka. Indeksy i wskaźniki zanotują wzrosty, będą one jednak dla przeciętnego Kowalskiego nieistotne, albo nawet szkodliwe, gdyż będą oznaczać wzrost cen i skurczenie się konsumpcji. Dla firm oznacza to z jednej strony mniejsze zyski, z drugiej ostrzejszą konkurencję. Była to ogromna szansa dla nowych graczy. Należałoby obniżyć progi wejścia dla nowych firm i „zasiedziałego” kapitału, a także „zaryglować” rynki finansowe od realnej gospodarki – nierentowne banki, fundusze inwestycyjne i korporacje powinny upadać, a pomoc ograniczyć się jedynie do prywatnych ubezpieczeń emerytalnych, od wypadku i od bezrobocia oraz zorganizować restrukturyzację sektora finansowego poprzez fuzje i przejęcia kapitałów i klienteli.
Ciężko jednak oczekiwać tego od państw prowadzących politykę tak hamiltonowską, merkantylną i protekcjonistyczną. Wobec tego należy oczekiwać serii bankructw w sektorze średnich przedsiębiorstw i sleszowania zysków korporacji. Bezrobocie będzie konkretnie rosnąć, ale oznaką prawdziwego tąpnięcia będą szybko rosnące ceny.
Gwoździem do trumny dla Europy i USA mogą być nowe projekty ekologiczne, w UE połączone dodatkowo z wymogami redukcji CO2 i nową polityką energetyczną. W bezsensie i absurdzie tychże działań już połapały się Chiny i Indie, gdzie firmy wtopiły grube miliardy i obecnie rakiem się z zielonych inwestycji wycofują.
Jak przeciętny Kowalski powinien przygotować się na ewentualny kryzys? Jak powinien ulokować swoje oszczędności, jeśli oczywiście takie posiada?
Przeciętny Kowalski powinien robić to, co robią obecnie banki i fundusze inwestycyjne – dotrzymywać kroku przy wykupywaniu realnych towarów. Niestety, przeciętni Kowalscy są rozproszeni i niezbyt bogaci, aby to uczynić, w dodatku bariery wejścia dla nowych funduszy inwestycyjnych są ogromne, wobec tego trzeba szukać wśród obecnych graczy. Dość dobrym pomysłem wydaje się „strategia skandynawska”, polegająca na wykupywaniu rocznych udziałów i uważna obserwacja. Tak jak przez rok można było się obłowić na greckich obligacjach, tak w następnym roku zabawa się skończy, bo Grecja zbankrutuje. Teraz dużą stopę zwrotu oferują fundusze inwestujące w zieloną energię, ale za rok-dwa nastąpi odwrót od niej z powodu swojej nierentowności. Krótkoterminowo, ale skoncentrowanie – taką taktykę zaleca m.in. niemiecki magazyn Wirtschaftswoche, taką taktykę stosują inwestorzy skandynawscy i chińscy. Niestety, taka taktyka wymaga sporo czasu, energii, wiedzy i nakładów, a powiedzmy sobie szczerze, który przeciętny Kowalski to posiada?
Jak potoczą się losy polskiej gospodarki i czy jest ona w stanie uniknąć kryzysu?
Polską gospodarkę ratuje od udziału w kryzysu jej nieskomplikowanie i słabe powiązanie z gospodarką światową, a kryzys, z jakim się zmagamy, jest właściwy tylko Polsce i trwa tak na oko od 15 lat. Zasmucające jest to, że Polska straciła w tamtym roku bodaj jedyną branżę/inwestycję wiodącą – stocznie. To skazuje Polskę na, jak to określił Stanisław Michalkiewicz, status strefy rzemieślniczo-chłopskiej. W Polsce system bankowy nie jest skomplikowany i nie oferuje produktów-dziwolągów, toteż bezsensownie byłoby wprowadzać podatek od transakcji bankowych. W Polsce nie ma oprócz kilkuset oligarchów i klasy uprzywilejowanych prawników i bankowców za wielu bogatych, żeby podatki nałożone na nich mogły przynieść poważne zyski. W Polsce korporacje to jedynie 30% gospodarki, skutecznie migające się od płacenia podatku dochodowego. Państwowy sektor usług walczy o życie mimo gigantycznej kroplówki. Polityka NBP mimo keynesisty na czele, jest od kilkunastu lat prawidłowa (jedyne dobre, że ekonomistów mamy w miarę zdrowomyślących). Polskie instytucje finansowe nie wtopiły pieniędzy w Świnki.
Problemem Polski jest wiecznie to samo i żaden kryzys światowy nie ma na to specjalnego wpływu. Mamy najdroższe w Europie (w stosunku do zarabianych pieniędzy): mieszkania, benzynę, ogrzewanie, używki, usługi pocztowe czy bankowe. Nieproporcjonalne do poziomu rozwoju bariery wejścia, reglamentacja zawodów czy efektywne opodatkowanie sięgające ok. 60% (uciążliwe bardziej ze względu na swoje rozproszenie, niż poziom), makabrycznie długi czas rozstrzygania sporów sądowych tylko dobijają słaniającą się polską gospodarkę. Straszliwym ciosem dla niej będzie nowa polityka energetyczna – wedle różnych szacunków cena energii może wzrosnąć od kilkudziesięciu do prawie dwustu procent oraz wyższy VAT na produkty spożywcze. Unii Europejskiej Kryzys światowy może dołożyć cegiełkę tylko wtedy, kiedy spowoduje gwałtowne przyhamowanie Niemiec, z których gospodarką mocno związana jest Polska.
Kamil Kisiel
Przygotował Paweł Sztąberek