Nie tak dawno temu, rząd Donalda Tuska ogłosił, że od nowego roku płaca minimalna wynosić będzie 1500 zł wobec dotychczasowej kwoty 1386 zł. Dla jednych to spory skok w górę, a dla innych, jak choćby związkowców, to wciąż za mało.



Jednak nie sama kwota wynagrodzenia jest tu najważniejsza, lecz idea płacy minimalnej. Płaca minimalna to nic innego, jak narzucona przez państwo kwota, poniżej której żaden pracodawca, zatrudniający pracownika legalnie na pełnym etacie, nie może zejść. Płaca minimalna to zaprzeczenie swobody umów, to wypaczenie prawdziwej wartości tego, co robią pracownicy.
Wypaczenie owo działać może w dwie strony. Z jednej – może prowadzić do zawyżenia wartości pracy, z drugiej – do jej zaniżenia. Pracodawca, z uwagi na płacę minimalną, może zbankrutować, gdyż nie będzie mu się opłacało ponosić kosztów jeśli nie są tego warte. Z drugiej strony, może ograniczyć się do wypłacania pracownikowi płacy minimalnej mimo, że jego praca warta jest znacznie więcej, co najlepiej dałoby się zaobserwować na wolnym rynku. W latach 20 i 30-tych ub. wieku, w USA potraktowano nieobniżanie płac jako remedium na narastający kryzys, sądząc że przyczyni się to do większej wydajności. Skutkiem jej wprowadzenia był wzrost bezrobocia. Jeśli bowiem narzuca się pracodawcy, ile ma najmniej zapłacić pracownikowi, a ów pracodawca sam jest w kłopocie, wówczas naturalną konsekwencją będzie – w najlepszym wypadku – zwolnienie części pracowników, albo – w najgorszym – całkowite bankructwo.
Ale kwota płacy minimalnej też ma swoje znaczenie… Ksiądz Robert Sirico, prezes Instytutu Actona z Grand Rapids w Stanach Zjednoczonych, napisał kiedyś: „My, kapłani, często przytaczamy przypowieść o robotnikach w winnicy. Właściciel ziemski potrzebuje pracowników, więc przedstawia im warunki najęcia ich na cały dzień. Morał tej przypowieści jest zarazem intrygujący i fascynujący, traktuje bowiem o własności, umawianiu się, zazdrości i jeszcze innych kwestiach. Jednak to nie morał jest tym, czym się tu zajmuję. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby istniał urząd kontrolujący wysokość wypłat, dbający o to, by żaden zarobek nie spadł poniżej wyznaczonego minimum. Co wówczas czyni właściciel winnicy? Jeśli owo minimum byłoby bardzo niskie, nie robiłoby to żadnej różnicy. Gdyby zaś było wygórowane, odpowiedź jest oczywista: zatrudniłby mniej osób. Morał całej historii zmieniłby się wówczas diametralnie”.
Otóż rozmawiałem kilka dni temu z pewnym prywatnym przedsiębiorcą, który zatrudnia w swojej firmie kilka osób. Na moje pytanie, czy podoła on od stycznia przyszłego roku nowym wymogom związanym z wysokością płacy minimalnej, odpowiedział, że będzie zmuszony zwolnić część pracowników i ewentualnie zatrudnić ich „na czarno”. „Zostawię może jakiegoś figuranta na etacie, tak by skarbówka nie nabrała podejrzeń, że zatrudniam ludzi nielegalnie” – odpowiedział. Ilu, w skali kraju, jest takich prywatnych przedsiębiorców, jak mój rozmówca, prowadzących niewielkie rodzinne firmy? Ilu z nich stanie od nowego roku przed podobnym dylematem?
Decyzja o podwyższeniu płacy minimalnej od stycznia przyszłego roku musi dziwić, zwłaszcza teraz, w kontekście narastającego zadłużenia Polski i wiszącego nad nią widma kryzysu gospodarczego. Teraz, gdy wymagane jest ograniczanie wydatków, oszczędzanie, dyscyplina finansowa, gdy minister finansów rządu III RP wzywa do „ratowania Europy”, serwuje się nam propozycję, która na pewno nie przyczyni się do poprawy kondycji finansów publicznych, ale także, która niekorzystnie wpłynie na poziom zatrudnienia w naszym kraju. Część ludzi w wieku produkcyjnym po prostu zostanie z rynku pracy wykluczona. „Piękno niewymuszonych sposobów negocjacji wynagrodzeń leży w zaufaniu do ludzkiej zgody, współpracy i dobrowolnej akceptacji. To jest humanitarny sposób na podnoszenie płac. Wtargnięcie siły rządu do tej relacji powoduje nieporozumienia i takie nieprzewidziane problemy, jak wykluczenie społeczne najbardziej wartościowych jednostek” – pisał ksiądz Robert Sirico.
Ale trzeba by być naiwnym, aby decyzji rządu o wzroście płacy minimalnej od stycznia 2012 roku nie wiązać z trwającą kampanią wyborczą. Jednak to tym bardziej, w jak najgorszym świetle stawia ludzi, którzy aktualnie dzierżą ster władzy i dążą do jej utrzymania. Znaczy to, że za nic mają oni dobro Polski i Polaków. Liczy się tylko sondażowy słupek. Smutne to i straszne…
Paweł Sztąberek
Foto. PSz/Prokapitalizm.pl

11 KOMENTARZE

  1. Blednie Pan mysli panie Pawle. Placa minimalna to jest koniecznosc w XXI wieku, w ktorym mamy potwornie duzo biedy a jednoczesnie skokowy rozwoj technologiczny dajacy okazje na zaspokojnie wszelkich potrzeb. Natomiast to co jest do zlikwidowania na juz to zlodziejski haracz ZUS, ktory niszczy malych i srednich przedsiebiorcow. Swoboda umow prowadzi jedynie do tego, ze karze sie ludziom pracowac w XXi wieku za pare orzeszkow i paczke gumy do zucia. Pan ma swoje zdanie i wyczytane w ksiazkach teorie. Ja mam swoje doswiadczenia w realnej gospodarce. Zapraszam Pana do negocjacji placowej – zobaczymy czy bedzie Pan chcial pracowac za to co Pan ze mna wynegocjuje…

  2. Zdziwi się pan jak skutkiem tego będzie minimalny (ale zawsze) wzrost oficjalnego bezrobocia oraz wystąpi kolejna presja inflacyjna i dodatkowo podniesie ceny. Tak to jest jak się stara walczyć ze skutkami tzn brakiem pieniędzy wśród bidnych, a nie z przyczyną czyli wysokimi cenami.

  3. To pan sie zdziwi jak szybko pracodawcy beda sie godzic na lepsze warunki dzielac swoje zyski z pracownikami. Zadna firma nie przezyje bez sily roboczej. To raz. Presja inflacyjna ? A co to jest? I dlaczego w tej sytuacji mialaby powstac? Przeciez jest nadprodukcja towarow i ogrom uslug, ktore moga sie tylko jeszcze powiekszyc. Pan mysli jak za czasow Gierka, kiedy jedna pralka i jeden telewizor przypadal na 100 ludzi. Dzisiaj jest dokladnie odwrotnie. Obecnie inflacja pojawia sie wylacznie kiedy mafia banksterow spekuluje surowcami na tzw. gieldach. Sztuczny wzrost ich cen powoduje wzrost ceny produktu finalnego nie zas podaz.Polecam uzupelnic wiedze i zmienic optyke.

  4. Pan zapomniał że ok 75% zatrudnionych w Polsce to osoby zatrudnione w małych i średnich przedsiębiorstwach. Wiele z nich, ba większość są to małe rodzinne przedsiębiorstwa. Dla nich każda złotówka w górę dla pracownika jest bardzo uciążliwa. Stąd zamiast jechac na swojej niskiej już marży, zredukuja legalnie zatrudnionych i albo zatrudnią na czarno, albo nie zatrudnią wcale. Innym rozwiązaniem jest zatrzymanie zatrudnienia i podniesienie cen usług czy produktów.
    To banalne.
    W sytuacji gdy pracownik będzie kosztował więcej, tam gdzie konkurencji nie ma albo marże są bardzo niskie zawsze przenosi się to na podwyżki cen.
    Inflacja to nie tylko spekulacje, ale również brak towaru, wyższe koszty produkcji (to o czym piszemy jest kosztem produkcji) wyższe podatki oraz dodrukowywanie pieniędzy. Nie każdy przedsiębiorca ma wywindowaną marże aby mógł sobie z niej odjąć tą kwotę.
    Jedną z przyczyn obecnej dużej ilości towaru na rynku jest niska cena siły roboczej. Taka prawda.
    I z całym szacunkiem, za Gierka to myślano tak jak Pan.

  5. Panie Heh prosze czytac uwaznie to co pisze skoro chce Pan to komentowac. Napisane jest wyraznie, ze od zaraz trzeba zmienic zasady tzw, ZUS. To jest glowny powod dlaczego wiele firm mniejszych robi tzw. bokami – skoro niezaleznie od obrotu trzeba zaplacic sztywny podatek w niczym nie korespondujacy z realiami danej dzialalnosci gospodarczej. Poza tym reszte Pana wywodow zostawie bez komntarza bo i tak ich Pan nie zrozumie nie rozumiejac prawdziwej gospodarki. Panskie ostatnie 2 zdania zasluguja na nagrode Nobla nie wiem tylko w jakiej dziedzinie.

  6. Nie bardzo wiem o co Panu chodzi. Ja wypowiadam się o płacy minimalnej a nie o ZUSie. Artykuł jest o płacy minimalnej a nie o ZUSie.
    ZUSu wogóle nie powinno być co tu komentować, podobnie i płacy minimalnej też być nie powinno. A dlaczego być nie powinno to już napisałem wyżej. Z niskimi zarobkami walczy się wpływaniem na wzrost zatrudnienia i spadek cen. Dla mnie jest to oczywiste.
    A najlepiej na to działa proste stabilne prawo, niskie podatki i duża swoboda działania.
    Jak to kiedyś podsumował Michalkiewicz, w połowie XIX wieku w USA był wyzysk, nikt tego nie podważa. Masy ludzi ludzi pracowały za grosze. Jaki był tego efekt? Że po pod koniec wieku ludzie zarabiający mało, proletariat mógł sobie kupić produkty na które nie było stać w Europie ludzi średnio zamożnych. To w USA powstały pierwsze samochody dla ludu, i te samochody kosztowały tyle co ówczesne motocykle.
    W Chinach był i jest wyzysk pracowników już od ponad dwóch dekad, a jaki jest tego efekt? Że w Chinach jest obecnie więcej klasy średniej niż w całej UE ludności. Co z tego, że Chińczyk reprezentujący klasę średnią nie przyjedzie do Europy na wczasy (ze względu na niską wartość jego wypłaty w naszych realiach), jeśli on u siebie za te pieniądze ma zapewnione wyżywienie, dom, opiekę medyczną i jeszcze mu zostaje na zbytek dla siebie. Wszelkie produkty które my kupujemy za grube pieniądze tam kosztują grosze.
    Dlaczego tam się produkuje a nie w Polsce?
    Ja wiem, że jest to brutalne ale jest to jedyna prawidłowa i sprawiedliwa droga rozwoju.

  7. Pan sie posluguje ciagle historia i polityka. Przyklad USA i Chin to wymowny sposob na to jak mozna manipulowac losami milionow. Gospodarka dziala na innych zasadach. Amerykanskie i Chinskie metody nie maja nic wspolnego z gospodarka tylko manipulacja polityczna. Tamtejsze mafie tak ukladaja sobie spoleczenstwa aby nie byly zbytnio zamozne choc mozliwosci gospodarek obu krajow daja szanse aby kazdy zyl w dobrobycie jaki dzisiaj jest udzialem tylko garstki hosztaplerow. Placa minimalna to dzisiaj koniecznosc aby szeregowy obywatel mial jakis chocby maly udzial w tym co wytwarza i cieszyl sie stabilizacja zyciowa. Pan tego nigdy nie zrozumie tkwiac w swoich obecnych schematach myslowych.

  8. To, o czym ja pisałem, to jest gospodarka, to o czym pan pisze i co próbuje pan tu na forum wmawiać to jest polityka. Nie zaprzeczam, że polityka utopiła gospodarkę USA, bo tak jest. Polityka krępuje gospodarkę Chin, racja. Ale w Polsce polityka krępuję gospodarkę na skalę jakiej nie ma w ani w USA, ani w Chinach. I mnie to denerwuje.
    Ja żądam aby polityka nie zbliżała się do gospodarki, bo tylko ją psuje.
    To politycy weszli w gospodarkę z łapami pod wpływem łapownictwa czy własnych interesów, efektem czego ją zniszczyli.
    Żadnego ingerowania w coś co sprawnie działa samo z siebie. System jest w nierównowadze jak mamy to obecnie, to go uwolnijmy a stan się wyrówna. To jest logiczne.
    Socjaliści zawsze zabierali bogatym, aby niby wspierać biednych. Interwencjoniści działali na zasadach wspierania jednych kosztem innych wedle ich widzimisię i ich polityki.
    To ich reformy i interwencjonistów, i socjalistów są przyczyną tego, że świat wygląda dziś jak wygląda.
    Jedni zabierają tym co jeszcze coś mają i powodują demoralizację społeczeństwa, które zamiast się samo wziąć za siebie domaga się tego interwencjonizmu i socjalizmu. Nie patrzą że interwencjoniści blokują dostęp do rynku tym którzy są dla nich nie wygodni a socjaliści zabierają dużo ale dają niewiele.
    Efekt to bieda w krajach o względnie wysokim rozwoju. Połączenie tych obydwu daje maszynkę do zadłużania się społeczeństwa, które przez późniejszą spłatę odsetek daje jeszcze większą biedę. I nawet jeśli Ja nie zadłużam się ani w banku, ani u lichwiarza to mam dług wypracowany przez mój kraj, który ma taki a nie inny system.
    Pan tutaj, nie daje żadnych rozsądnych przykładów ani analiz, a tylko pan pisze jakieś puste hasła bez pokrycia, że to złe a tamto jeszcze gorsze.
    Hasło wiecznie powtarzane przez pana to ci chciwi bankierzy. Tak oni są chciwi i system rzeczywiście pod ich wpływem został zdeformowany w to co mamy dziś. Ale przecież nikt tego nie zaprzecza, przecież to jest ten interwencjonizm o którym wszyscy panu piszą a pan nie chce tego widzieć. To przez lata pod wpływem lobbystów system finansowy został przez polityków wywichnięty. Bo ludzie boją się spekulantów, brali to w ciemno. Gdyby nie lata zmian pod wpływem lobbystów czy socjalistów to system był by zdrowy do dziś i nikt by panu nie mógł zablokować drogi do dobrobytu. A na spekulantów po jednym dużym kryzysie, odpowiedzią by był bojkot ich metod przez społeczeństwo.
    W takim państwie jakiego ja się domagam, to jeśli sam Pan nie właduje się w dług u bankierów to im nic do Pana majątku czy Pana wolności. To co pan wypracuje jest Pana. Nikt Panu nie da za darmo nic, ale samemu mógł by Pan zdobyć wszystko, lub spokojnie jeśli by Pan wolał bez pośpiechu godnie żyć na statecznym poziomie. I to nie jest żadna utopia tylko tak było zawsze gdy pozostawiano ludziom wolność gospodarczą. Wtedy system jest w równowadze.

  9. Swietne zdanie Panie Heh:
    „Żadnego ingerowania w coś co sprawnie działa samo z siebie. System jest w nierównowadze jak mamy to obecnie, to go uwolnijmy a stan się wyrówna. To jest logiczne.”
    Jednym slowem wysiadaj czolgisto z czolgu bo czolgiem nie jedziesz dobrze, jak wysiadziesz czolg pojedzie sam – i to dobrze pojedzie.
    To jest dopiero logika!

  10. Gospodarka to nie czołg, tylko ekosystem. W przyrodzie jak człowiek ulepsza, to tylko niszczy. Tutaj jest podobnie.

  11. Bzdura Panie Heh! Kierowanie to nie jest niszczenie. Czolgiem trzeba kierowac aby jechal do celu i gospodarka takze. Kompletna bzdura jest gloszenie pogladow – rynek to sam ureguluje. Takie bzdety glosza tylko ci, co nigdy w gospodarce nic nie robili a jedynie obserwowali z boku albo nieudolne proby dyletantow albo ukryte manipulace (tzw. socjalisci, banksterzy) i na podstawie falszywych przeslanego dochodzili do blednego wniosku: czlowiek wszystko psuje – natura uratuje.

Comments are closed.