W odpowiedzi na słabnące sondaże Platformy Obywatelskiej Donald Tusk postanowił ruszyć w podróż po Polsce. Cel, jaki postawili sobie spin doktorzy, to wzmocnienie wizerunku Premiera poprzez bezpośrednie spotkania z wyborcami. Wydarzenie przybrało formę tzw. tuskobusów. W efekcie serwowana nam jest niespotykana wcześniej w polskiej polityce dawka populizmu.



Tukobusy są witane przez stosunkowo duże grupy ludzi. Przyjazd Premiera do mniejszych miasteczek nie zdarza się często. Tłumaczy to spore zainteresowanie tego typu wizytami. Mechanizm tej zagrywki jest jednak czysto populistyczny. Spotkania z zapłakanymi obywatelami są czynnikiem, który ma pokazać, jak bardzo premier interesuje się losem zwykłych ludzi. Podobne techniki stosowane są przez Władymira Putina w Rosji. Te drugie są jednak dużo bardziej strawne. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że do pewnego stopnia sympatyczne i dobrze ocieplają wizerunek byłego twardego oficera KGB. Spotkania, które odbywa Tusk są zaś zwyczajnie żenujące i w perfidny sposób wykorzystują naiwność ludzi, w dodatku za publiczne pieniądze (chyba nikt nie ma wątpliwości, że tuskobusy jeżdżą za pieniądze przekazywane z budżetu partiom politycznym?). Premier wsiadając do tuskobusu, wprowadził polską politykę na nowy szczebel populizmu. Zdecydowanie przebił nawet „kosmiczne” obietnice SLD. Można zacząć mówić o nowym zjawisku w postaci „tuskopopulizmu”.
Motywacja ludzi, którzy wychodzą na spotkanie z Tuskiem i osobiście skarżą się mu na swój los, jest dosyć klarowna. Mają oni nadzieję, że na spotkaniu z Premierem zdołają uszczknąć coś z budżetu państwa dla siebie lub swojego najbliższego otoczenia. Blask reflektorów w tym zdecydowanie pomaga. Potencjalne obietnice złożone przez Tuska w takich okolicznościach będą rozliczane podwójne: przez media i opozycję. Media niejako z samej definicji często popadają w nastroje populistyczne. Kryterium oglądalności jest przecież pewną formą populizmu. Efektowna medialnie krzywda ludzka przyciągnie uwagę wielu, więc niespełniona obietnica złożona przez premiera wobec płaczącej kobiety, to coś, czym wiele ośrodków masowego przekazu z chęcią się zainteresuje. Opozycja z kolei zawsze czai się za plecami rządzących i z wielką ochotą weźmie na sztandary tych, którzy zostali „poszkodowani” przez niespełnioną obietnicę. Tak było przecież w przypadku sławnego już plantatora papryki spod Radomia.
Niewątpliwie dwa opisane powyżej czynniki, skutecznie motywują ludzi do pojawienia się na spotkaniach z tuskopopulistami. Nie są oni jednak w większości świadomi tego, że padają ofiarą manipulacji politycznej. Niczym kukiełki dają się wepchnąć w mechanizm polityczny, który wcale nie poprawi, ani nie ma nawet na celu poprawić ich losu. Tusk zaś do własnych, partykularnych i czysto egoistycznych celów wykorzystuje ludzi obecnych na spotkaniach. Przy czym moich rozważań nie należy odbierać jako zarzut do tych ludzi. Ich motywacja często jest na o wiele niższym poziomie niż ten, który umożliwia przeciwstawienie się, albo nawet dostrzeżenie tej manipulacji. Pomijamy tutaj oczywiście tych, którzy na spotkania przychodzą, żeby zaprotestować przeciwko działaniom rządu. Oni nie są pacynkami w tym cyrku. Ich działania jest znacznie trudniej włączyć do sprawnej machiny propagandowej. Do tego celu potrzebna jest już współdziałanie z ośrodkami medialnymi, które takie protesty mogą zmarginalizować w swoich relacjach. W przeciwnym wypadku pojawi się rysa na pięknym wizerunku.
Popadanie w tuskopopulizm, to wchodzenie do zaklętego koła. Na drodze racjonalnego przekazu można wygrać z tuskopopulistami tylko jeśli społeczeństwo posiada odpowiedni poziom wiedzy. W przeciwnym wypadku wszystkie opcje polityczne wcześniej czy później będą zmuszone  dostosować się do tego poziomu. Utopizmem jest myślenie, że można doprowadzić do sytuacji, w której całe społeczeństwo będzie odporne na działanie przekazu w stylu tego serwowanego nam obecnie przez Tuska. Może więc warto zastanowić się nad rozwiązaniami ustrojowymi, które sprawią, że przynajmniej ci głosujący w wyborach będą na takie techniki w miarę odporni? Mimo wszystko mam jednak nadzieję, że wystarczająco duża grupa osób patrzy z niesmakiem na to, co się dzieje i wyciągnie z tego odpowiednie wnioski.
Łukasz Stefaniak
Foto. Michał Nawrocki/Prokapitalizm.pl

4 KOMENTARZE

  1. Kolejny przyklad karykaturalnosci panstwa politycznego. Wyniki tzw. wyborow sa od dawna znane – mafia hochszaplerska juz zadbala o to, kto bedzie krecil lody jako tzw. szef(figurant)- lada moment pojawi sie kolejny klon na kolejne lata – po Tusku, Kaczynskim itd. Ten sam scenariusz przerabiany jest za miedza – w Niemczech (klony falszywych przywodcow III Rzeszy jako obecni lodziarze) i w Rosji (Miedwiedew i Putin – klony Romanowow). Jednak jakas zabawa dla gawiedzi byc musi a wyjazd klona w teren jest tez swietna okazja aby poznac jak dziala technika genetyczna w praktyce. Udanej zabawy. Dla wszystkich naiwnych.

  2. Jestem niezmiernie ciekaw o jakich rozwiązaniach ustrojowych można mówić aby wpłynąć na radykalną odporność na te hece z tuskobusami???? Według mnie jedynym sensownym rozwiązaniem jest tylko i wyłącznie edukacja polityczna .O tym powinniśmy pomyśleć w kontekście zapobieżenia negatywnym wpływom takim PR-owskim działaniom.

  3. Edukacja polityczna jak najbardziej, ale może wprowadzić coś w stylu politycznego prawa jazdy? Do egzaminu mogliby przystąpić naturalnie wszyscy.

  4. To Altaresie przejdz sie ulica Lodzi, Poznania czy Wroclawia i zacznij oswiecac napotkanych osobnikow politycznie. Powodzenia. Mam nadzieje, ze nie zostaniesz wrzucony przez Wladka czy Haline pod nadjezdzajacy tramwaj lub autobus z typowym Spier… Czasy romantykow nie mijaja.

Comments are closed.