Czy wprowadzenie stanu wojennego było mniejszym złem, czy raczej ucieczką od odpowiedzialności za losy państwa? Gdybym szczerze miał odpowiedzieć na to pytanie, to powiedziałbym, że nie wiem. Do dnia dzisiejszego wielu historyków nie potrafi jasno na to pytanie odpowiedzieć. Osobiście nie żyłem w tamtych czasach, więc nie znam prawdziwych reguł gry, jakie panowały w PRL-u. Swoją wiedzę o tamtym okresie mogę zgłębić jedynie poprzez różnego rodzaju książki historyczne, w których historycy, w zależności od opcji politycznych na swój sposób przedstawiają tamtą rzeczywistość. Spróbujmy przeanalizować ówczesną sytuację gospodarczą i polityczną tamtego okresu w miarę obiektywnie.


Szczęśliwe rządy Edwarda Gierka powoli dobiegały końca. Ten doceniany przez wielu współczesnych polityk co prawda zainicjował wiele ważnych dla Polski inwestycji, ale zrobił to naszym kosztem. Przez jego bezmyślną politykę kolejne pokolenia Polaków musiały spłacać dług państwa. Pod koniec jego rządów coraz więcej osób odczuwało dyskomfort w związku z ciągłymi podwyżkami cen. To po raz kolejny wzburzyło robotników, którzy zaczęli strajkować. Rząd w związku z fatalną sytuacją finansów państwa musiał zacisnąć pasa kosztem obywateli. Ci zaczęli strajkować. Właściwie władza mogła załatwić sprawę tak jak dotychczas, czyli stłumić protesty a opornych powsadzać do więzienia. Tym razem jednak strajkujący podjęli inną formę protestu. Przestali wychodzić masowo na ulicę i zaczęli prowadzić strajki okupacyjne w zakładach pracy. Komuniści uznali, że tym razem nie można tak po prostu rozprawić się ze strajkującymi, jak to czynili w Poznaniu (1956), na Wybrzeżu (1970), czy w Radomiu (1976). Postanowili pokazać się z dobrej strony i podjęli z robotnikami rozmowy, które zaowocowały powstaniem latem 1980 r. Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Z punktu widzenia ekonomicznego nie była to dobra decyzja dla państwa polskiego. Jednak z punktu widzenia politycznego ówczesna władza pokazała, że może porozumieć się ze swoimi obywatelami. Jednak to nie zapobiegło kryzysu finansowego, który nadal systematycznie się pogłębiał.

„Solidarność” to przede wszystkim związek zawodowy. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie była to dobra decyzja na rozwiązanie problemów gospodarczych państwa. Powszechnie uważa się, że każdy związek zawodowy, jaki by on nie był nie pomaga w rozwiązaniu tego typu spraw, a właściwie przeszkadza w przeprowadzaniu ważnych reform. Jednak „Solidarność” to także wielki ruch społeczny, dzięki któremu można było poczuć się wolnym. Dzięki temu ruchowi można było oficjalnie mówić o naszej historii i poruszać te wątki, które dotychczas były zakazane przez komunistów. Pod tym względem „Solidarności” na pewno należą się ogromne zasługi.

Nadal jednak pogłębiał się kryzys. „Solidarność” nie doprowadziła do poprawy sytuacji ekonomicznej polskiego państwa. Co w takim razie miała zrobić władza? Przyznać się publicznie, że to z tymi niezależnymi związkami było dla picu, by uspokoić sytuację społeczną, czy może powziąć jakieś inne możliwości?

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Jeśli komuniści chcieli podtrzymać państwo, musieli zgodnie z ustrojem socjalistycznym podnieść ceny, nie było innej opcji, ale co na to społeczeństwo? Straciłoby zaufanie do władzy. Trzeba było podjąć trudną decyzję, by ratować swoje stołki. Zdawali oni sobie sprawę z tego, że nie reprezentowali suwerennego państwa. Byli zależni od Związku Radzieckiego, który obserwował sytuację w podległych im państwach. Polscy komuniści nie mogli w żadnym razie doprowadzić siebie do kompromitacji, a tym samym najlepszy wówczas ustrój, czyli socjalizm. Z tymi czynnikami na pewno nasi przywódcy musieli się liczyć.

Polskie władze z gen. Wojciechem Jaruzelski na czele zdecydowały się wprowadzić stan wojenny, co oznaczało bezwzględne rozprawienie się z opozycją, czyli „Solidarnością”. Zginęło wielu niewinnych ludzi. Po zakończeniu stanu wojennego sytuacja gospodarcza państwa polskiego właściwie nie uległa zmianie. Nadal byliśmy w głębokim kryzysie. Ani w trakcie stanu wojennego, ani później władze nie podjęły się żadnej poważnej reformy, która uzdrowiłaby sytuację ekonomiczną w kraju. Właściwe reformy zainicjowano dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych tzw. ustawą Wilczka, która wprowadziła wolny rynek, mimo że istniał jeszcze rząd komunistyczny.

Dziś po latach polskie społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy. Podczas gdy jedni oskarżają gen. Wojciecha Jaruzelskiego, że zniszczył „Solidarność”, zabił w Polakach ducha wolności, nadziei na lepszą przyszłość, drudzy bronią go, twierdząc, że wprowadzenie stanu wojennego było wyższą koniecznością, gdyż groziła nam inwazja ze strony Związku Radzieckiego. Ci pierwsi uważają, że ZSRR nie zaatakowałby Polski, ponieważ ich wojska prowadziły działania zbrojne w Afganistanie, a poza tym Moskwa bałaby się ostrej krytyki ze strony mocarstw zachodnich. Obrońcy gen. Jaruzelskiego twierdzą, że Związek Radziecki odważyłby się na ten krok i doprowadziłby do wielkiej wojny, która skończyłaby się dla nas tragicznie. Obie strony wyciągają przeciwko sobie mocne argumenty, obie strony zwalczają się między sobą, ale obawiam się, że obie grupy nie mają tak naprawdę żadnych twardych dowodów na to, że ZSRR na pewno nie zaatakowałby Polski, jak i to, że ZSRR na pewno zaatakowałby Polskę. Niestety do dnia dzisiejszego nie ma stuprocentowych dowodów na to, jakie plany wobec nas miała ówczesna Rosja. Jest rzeczą oczywistą, że nie było wtedy mowy o wyjściu Polski z bloku socjalistycznego, co potwierdził gen. Jaruzelski w swoim orędziu do narodu z 13 XII 1981 r. Nie wiemy jednak, czy Związek Radziecki nie odważyłby się zrobić u nas generalnego porządku. Z tekstów źródłowych, jakimi dysponujemy wynika, że pod koniec 1981 r. ZSRR nie planował inwazji na Polskę. Takie plany były wcześniej, jednak kiedy stery rządów przejął gen. Wojciech Jaruzelski, Kreml z satysfakcją przyjął to stanowisko. Nie ulega wątpliwości, że Jaruzelski miał ogromne zaufanie do Związku Radzieckiego. Zdawał sobie sprawę z tego, że w obliczu szalejącego kryzysu trzeba zdecydować się na jakiś krok. Wiedział, że sytuacja w Polsce bardzo nie podobała się Kremlowi, który nie chciał do nas wkroczyć pod koniec 1981 r. Gdyby jednak nie doszło do stanu wojennego, to czy nasz „wielki brat” nadal akceptowałby to, co się u nas dzieje? Sytuacja gospodarcza naszego państwa w dalszym ciągu się pogarszała. Nie wiadomo, co by się stało w kolejnych miesiącach. Być może Moskwa zdecydowałaby się na inwazję. A jak na to zareagowałby zachód? Kolejna wojna w Europie środkowo-wschodniej z pewnością skończyłaby się dla nas katastrofą, znacznie większą, niż stan wojenny.

Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy stan wojenny był konieczny, czy też nie. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że nie przyniósł on praktycznie żadnych reform gospodarczych, które mogłyby ocalić państwo polskie i wyprowadzić z kryzysu. Niektórzy pozytywnie przyjęli wieść o wprowadzeniu stanu wojennego, ale jednocześnie zarzucali Jaruzelskiemu, że nie odważył się na takie reformy, jakie zostały wprowadzone w Chile. Niestety nie można porównywać gen. Augusto Pinocheta do gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Nasz przywódca być może nie był w stanie znaleźć takiego ekonomisty, który podjąłby się naprawy finansów. Tak naprawdę nie zastanawiał się nad tym, by znaleźć wówczas takiego „Wilczka”, ponieważ gospodarka go nie obchodziła. I w związku z tym sam stan wojenny nie mógł się pomyślnie dla państwa polskiego zakończyć. Z pewnością były to zmarnowane lata, w których nie zrobiono nic, co mogłoby realnie wyprowadzić Polskę z kryzysu.

Ekipa gen. Jaruzelskiego była zależna od Związku Radzieckiego. Nie reprezentowali oni suwerennego państwa. Można powiedzieć, że darzyli Kreml ogromnym zaufaniem, co z punktu widzenia interesów naszego państwa było bardzo niekorzystne. Nie można jednak bagatelizować zagrożeń, jakie istniały w tamtych warunkach. Nie można zarzucać gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu, że wprowadził stan wojenny tylko po to, by ratować swój stołek. Nie można także uważać go za bohatera, ponieważ prawda jest taka, że nie miał wówczas pomysłu na Polskę. Wprowadził stan wojenny i nic po za tym. Nie wyciągnął państwa z kryzysu. Nie możemy jednak na chwilę obecną stwierdzić, że tamta decyzja była bezmyślną zagrywką. Być może gdyby nie było 13 XII, prędzej czy później mogłoby dojść do dużo poważniejszych interwencji zbrojnych, które pochłonęłyby znacznie większą liczbę ofiar, niż w stanie wojennym.

Mateusz Teska

1 KOMENTARZ

  1. Panie Teska nie wyszedl pan poza ten nudny standard jaki serwuja nam wszyscy w tym temacie. Przede wszystkim to sowiecki zwiazek byl pod dobra kontrola i opieka Ligi Oszustow i nikt nie planowal zadnej wojny w Polsce ani z Polakami. To wszystko bylo jedna wielka iscenizacja i maskarada. Jak wiekszosc tego co sie dzialo na swiecie w ostatnich 300 chocby latach Tzw. stan wojenny wprowadzono po to aby przygotowac sily i ludzi do uwlaszczenia sie na polskim majatku narodowym. Kiedy juz UKLAD byl gotowy przywieziono Wilczka i „slynna” ustawe. Wszystko ruszylo…to wtedy pojawili sie oszusci typu Kluczyk i swoja cudowna wiedza z darowanego przez tatusia (Goldmana Sachsa) miliona zrobili miliardy (tez dla Goldmana Sachsa). Nie nadarmo „polskimi reformami” kierowal niejaki „Dzofri” Sachs. A szerogowy z ulicy albo sie utopil popelniajac harakiri albo w najlepszym przypadku dorobil straganu u Ptaka pod Lodzia. Przestanmy wiec dorabiac smieszne filozofie do wydarzenia, ktore bylo przygotowane przez sluzby specjalne na zachodzie w wiadomym celu. Efekty widzimy dzisiaj. To juz wtedy szykowano klony Tuskow, Pawlakow, Kaczynskich, Lepperow do zagrania roli. Matrix dzialal i dziala. Skoro wokolo sami slepcy.

Comments are closed.