Z naszej poczty…
Przyjaciele!
Historia nam przyspieszyła. Gdy w 2009 r. obejmowałem funkcję prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, nastawiałem się „na długi marsz”, na stopniową, mozolną i, co tu dużo mówić, powolną budowę struktur MW, na spokojne wychowywanie nowego pokolenia narodowców. Przez ostanie 2.5 roku zarysowało się jednak coś, czego wcześniej nie przewidywałem. Zarysował się wyraźnie koniec pewnej epoki.
Koniec lat 90-tych
Wiek XIX rozpoczął się kongresem w Wiedniu w 1815 r. i zakończył wraz z wybuchem I wojny światowej w 1914 r. Wiek XX, a w nim specyficzna, post-zimnowojenna epoka lat 90-tych, w znaczeniu politycznym zaczęła dobiegać końca dopiero teraz, na początku drugiej dekady trzeciego tysiąclecia. Proces ten odbywa się dosyć szybko i na wielu płaszczyznach. W sferze geopolityki jesteśmy w ostatnich latach świadkami stopniowego końca amerykańskiej globalnej hegemonii. Użyję oklepanego stwierdzenia, ale świat rzeczywiście staje się wielobiegunowy. Podobnie w Europie, trendy unifikacyjne w ramach brukselskiej unii, które zdawały się być nad wyraz mocne i nieuchronne, ulegają osłabieniu. Podejmowane dziś próby idące w kierunku konsolidacji i budowy federacji, rozbiją się o, istniejące wbrew politpoprawnym zaklęciom, dążenia i aspiracje narodów.
Bierne społeczeństwo konsumentów
W naszym społeczeństwie ostatnie 20 lat upłynęło pod znakiem dążenia do zaspokajania potrzeb konsumpcyjnych. Ciężko się dziwić, że po okresie beznadziei komunistycznej rzeczywistości Polacy chcieli zaznać życia lepszego, wygodniejszego, dostatniego. Pewien stopień zadowolenia udało się pod tym względem osiągnąć w latach 2005-2010. Wypchnięcie dwóch milionów ludzi za granicę, połączone z napływem dużej ilości pieniędzy w postaci kredytów zaciąganych przez państwo i indywidualnych konsumentów, dało części społeczeństwa poczucie złudnej „sytości”. Złudnej, bo, podobnie jak w epoce Gierka, opartej na złych fundamentach ekonomicznych i politycznych. Goniący za konsumpcją i oddający się „konsumowaniu” Polacy byli politycznie bierni i z łatwością wierzyli w lewicowo-liberalne opowieści, które dobrobyt utożsamiały z rezygnacją z suwerenności, tożsamości narodowej i akceptacją wszelkich patologii, jakich dopracowały się w minionych kilkudziesięciu latach społeczeństwa tzw. Zachodu.
Wstrząsy i narodowe przebudzenie
Trzeba sobie powiedzieć gorzką prawdę: żadne wstrząsy o charakterze ideowym, rozkład polskiej tożsamości, rozpad wspólnoty narodowej – żadne z tych zjawisk nie spowodowało przebudzenia się polskiego społeczeństwa. Katastrofa słabego państwa pod Smoleńskiem (bo tak należy interpretować zarówno samą tragedię, jak i to co się wokół niej dzieje) była impulsem chwilowym i w ostatecznym rozrachunku dosyć łatwo wypartym z masowej świadomości przez administrujących naszym krajem liberałów. Jedynym argumentem, który przemawia do większości Polaków, jest zasobność ich osobistego portfela. I prawda jest taka, że większość rodaków będzie nas chciała słuchać dopiero wtedy, gdy kryzys mocno uderzy właśnie w ten aspekt ich codziennego życia.
Co powiedzieć Polakom
Musimy nadchodzący czas dobrze wykorzystać. Oskarżenie obecnych elit o sprzedajność, uleganie obcym wpływom, brak troski o dobro państwa i narodu, oraz odsunięcie ich od władzy i rozliczenie z dotychczasowych „dokonań”, to jedno. Najważniejsze jest jednak inne zadanie: w czasie kryzysu musimy wpoić milionom Polaków podstawową zasadę, bez której stosowania nigdy nie będziemy silnym, niezależnym i bogatym narodem. Nasze społeczeństwo musi sobie uświadomić, że los każdej jednostki, jej osobiste szczęście i dobrobyt, uzależnione jest od siły i sprawności całej wspólnoty narodowej. Musimy Polaków na powrót uczynić taką właśnie wspólnotą. W oparciu o poczucie tożsamości, tradycję i dążenie do niezależności naszego państwa. Przez wpajanie ducha współpracy, ducha aktywizmu społecznego i przez naukę, że polityka to służba na rzecz realizacji interesu narodowego.
Nadchodzi czas próby…
Na wszystko co się dzieje w przestrzeni międzynarodowej patrzymy z poczuciem swoistego rozdwojenia. Trwający kryzys finansowy, którego apogeum możemy się dopiero spodziewać, uderzy w bardzo wielu Polaków. Uderzy w nasze rodziny, w ich poczucie materialnego bezpieczeństwa. Uderzy w gospodarkę naszego kraju, fatalnie zorganizowaną w ostatnim dwudziestoleciu w jedną wielką fabrykę „podwykonawców” w stosunku do gospodarek zachodnich. Będzie to niewątpliwie czas próby; dla nadszarpniętych lub całkowicie zerwanych więzi społecznych, dla wspólnot rodzinnych zbudowanych w oparciu o paradygmat materialistyczny. Wyjdziemy z niego, jako społeczeństwo, po raz kolejny poobijane.
… i nadziei
Wspomniane problemy nie mogą jednak przesłaniać horyzontu naszych planów i dążeń. Zbliżający się ciężki czas to zarazem rzadko trafiająca się okazja, by polski dom posprzątać i oprzeć na solidnych podstawach. Załamanie się porządku międzynarodowego stwarza nam szansę w podwójnym wymiarze: po pierwsze, ze względu na osłabienie możliwości oddziaływania Brukseli i Berlina, a po drugie, z powodu znacznego osłabienia wiarygodności „polskich elit” (nie tylko politycznych, ale również ekonomicznych i kulturalnych), które przyzwyczaiły się do roli posłusznych zarządców „polskiej prowincji”.
Zmierzch roku 80
Nadchodzi również zmierzch pewnego pokolenia, które, jak trafnie zauważył jeden z publicystów, trzyma w Polsce władzę od mniej więcej 30 lat. Polityczne pokolenie roku 80, zarówno gdy mówimy o przedstawicielach komunistów, jak i solidarnościowców, powoli, ale konsekwentnie, odchodzi do historii. Olbrzymim szacunkiem darzymy wszystkich, którzy w narodowy ruch Solidarności zaangażowali się ze szczerym sercem, z wolą walki o wolną i sprawiedliwą Polskę; doceniamy wszystkie poświęcenia i ofiary. Jednak po politykach „roku 80-tego”, po fundatorach Republiki Okrągłego Stołu, twórcach rzeczpospolitej mniejszych i większych przekrętów, budowniczych państwa drobnych cwaniaczków, po nich wszystkich, od 30 lat kształtujących naszą rzeczywistość, płakać nie będziemy. Owszem, z ulgą i radością powitamy ich odejście, a wielu z całą surowością pociągniemy do odpowiedzialności.
My, nowe pokolenie
Jacy powinniśmy być my, przedstawiciele nowego pokolenia, które w najbliższych latach będzie walczyć o to, by odebrać władzę nad krajem jawnym zdrajcom, drobnym cwaniaczkom albo zwykłym nieudacznikom? Z pewnością musimy mieć poczucie własnej siły i wartości. Tylko poczucie takiej siły może wyzwolić nasz naród z wielorakich kompleksów, które bardzo silnie w nas tkwią. Naszym zadaniem jest uwolnić tkwiącą w narodzie energię i pokierować nią dla dobra wspólnego. Dlatego musimy być zorganizowani, rozważni i odpowiedzialni. Musimy mieć również świadomość, że walka jaką toczymy, wymaga od nas ofiarności i poświęcenia. Walkę naszą musimy toczyć nie dla zaspokojenia osobistych ambicji, nie dla próżnej chwały i nie dla osiągnięcia indywidualnych korzyści. Będąc dumnymi, znającymi swoją wartość Polakami, zawsze pamiętać musimy o osobistej pokorze. Zawsze musimy pamiętać, że nasza aktywność jest służbą. Jeśli w ten sposób będziemy działać, dobry Bóg z pewnością nam pobłogosławi. Pobłogosławi naszemu zwycięstwu.
Robert Winnicki
Foto. PSz/Prokapitalizm.pl
Panie Winnicki jest haslo, ktore na pewno zmobilizuje Polakow. Kiedys bylo nim „zabrac dowod babci”. I jak widac okazalo sie skuteczne. Teraz proponuje ruszyc w kraj z zawolaniem „Zabrac Polakowi portfel”. Bez niego, zly i glodny, na pewno ruszy na ulice przeciw wladzy. Udanej akcji. Ps: Liga Oszustow ma sie lepiej niz kiedykolwiek, a wiara w to, ze jest jakis kryzys czy zalamanie to bujda na resorach. „Kryzys” to oni robia celowo – w mediach, zeby sprowokowac ludzi i miec powod do kolejnego wziecia ich w wieksze dyby. Mit Don Kichotow trwa.
Pan Winnicki trochę liznął Brukselą, Berlinem i Waszyngtonem zappominając o Paryżu, Pekinie i przede wszystkim Moskwie i Jerozolimie. Piękny manifest, bez jakichkolwiek konkretów. Bicie pianki i tyle.
Comments are closed.