Thomas Malthus, brytyjski ekonomista i demograf zasłynął w świecie nauki stworzeniem tzw. teorii przeludnienia, zwanej powszechnie od jego nazwiska maltuzjanizmem. Statyczna teoria zasobów, bo tak zwie się koncepcja Malthusa, twierdzi, że liczba ludności na świecie rośnie w postępie geometrycznym, natomiast produkcja żywności postępuje w ujęciu arytmetycznym. Taka zależność według Malthusa musi więc prowadzić do przeludnienia.
Malthus stwierdził, że wzrost populacji organizmów występujących w przyrodzie jest wprost proporcjonalny do aktualnej liczebności danego gatunku. Mówiąc potocznie im więcej rodziców tym więcej dzieci. Taki proces musi więc z definicji i matematycznych prawideł prowadzić do zwiększania się liczebności danej populacji, w konsekwencji dążąc do nieskończoności. Wynik Malthusa prowadzi do funkcji wykładniczej – oznacza to, że wartość podwaja się w równych odstępach czasu zmierzając ku nieskończoności.
Funkcje wykładniczą określa się wzorem f(x) = a^x
Na świecie rzeczywiście obserwujemy wzrost liczby ludności, co widać na poniższym diagramie:
Źródło: United Nations Population Division
Taki model wzrostu liczby populacji doprowadził Malthusa do przerażającego wniosku, że za jakiś czas ludzi będzie po prostu zbyt dużo, a skoro żywność rośnie w matematycznym ujęciu liniowo to nie wystarczy jej [żywności] do tego aby wszystkich ludzi wyżywić. W pewnym momencie dochodzi więc do tzw. punktu krytycznego, kolizja pomiędzy dostępnością zasobów a liczebnością populacji. Synteza dwóch powyższych zależności daje nam pewien obraz.
Malthus nie zauważył jednak pewnej istotnej rzeczy, że w przyrodzie mamy do czynienia z równowagą. To equilibrium występujące w przyrodzie wynika z faktu, że samo rozmnażanie nie determinuje zwiększania populacji. Aby to zrozumieć trzeba przypomnieć sobie działanie darwinowskiej zasady przeżywania najlepiej przystosowanych, mówiąc wprost nie każde nowonarodzone dziecko będzie miało w późniejszym czasie potomstwo. Rodzi się więcej młodych niż de facto może przeżyć, nie każdy przekaże swoje geny dalej. Z reguły dzieci mają te osobniki, które lepiej i sprawniej potrafią wykorzystać dane im zasoby.
Prawo Malthusa w przyrodzie zdaje się nie działać. Jednym z argumentów przeczących teorii Malthusa jest fakt, że zasoby, z których korzysta społeczeństwo nie są stałe, są zmienne. Można wysunąć śmiałą hipotezę, że skoro w przyrodzie są mechanizmy stabilizujące to i w ekonomii takie też pojawić się muszą. Rozwiązanie problemu przyniósł francuski matematyk Pierre Francis Verhulst, który dokonał analizy założeń Malthusa i dorzucił swoje tzw. kilka groszy. Jeśli jakiegoś zasobu zacznie brakować to nie nastąpi, jak sądził Malthus, nagły krach czy załamanie. Wyczerpujące się zasoby zawsze są widoczne zanim całkowicie się wyczerpią. Kończące się zasoby powodują wzrost cen pożądanych towarów, rynek będzie zmuszony do znalezienia źródła alternatywnego, tańszego i bardziej konkurencyjnego dla obecnej drożyzny. Z pomocą ludziom przyjść może zdobyta technologia i wiedza. Pytanie tylko na ile rozwój technologii wytrzyma w tej konkurencji ? Czy technologia jest w stanie poradzić sobie z nieodnawialnymi zasobami naturalnymi?
Na chwilę obecną można spokojnie patrzeć w przyszłość, nie grozi nam drastyczne przeludnienie ani tym bardziej jakiś głód czy bieda. Wiele jednak czynników może wpłynąć na destabilizację obecnej sytuacji. Takim czynnikiem niewątpliwie mogą być socjalistyczne rozwiązania proponowane przez polityków, mam tu na myśli wszelkiego rodzaju pro-socjalne pomoce ubogim, wyrównywanie szans itp. złowieszcze stworki próbujące wszystkich na siłę uszczęśliwić. W konsekwencji te rozwiązania czyli tzw. redystrybucja dóbr będzie po prostu oznaczała zwyczajną redystrybucję biedy, czyli to co doskonale znają narody będące niegdyś pod wpływem Związku Sowieckiego i ideologii komunistycznej. A tam ludzie przymierali głodem i nikogo to nie obchodziło.
Wszystkich zainteresowanych matematyką populacyjną – modelem Malthusa i Verhulsta odsyłam do strony :
Modele matematyczne populacji
Karol Mazur
Swego czasu zajmowalem sie problemem przeludnienia (http://bobolowisko.blogspot.com/2008/10/tu-nie-ma-sie-co-piescic-to-sie-musi.html)na poziomie nieco wyzszym od analizy Malthusa. Jak wynikalo z analizy miejsca na zagospodarowanie jest jeszcze dosyc ale zycie na poziomie azjatyckiego zageszczenia moze byc nie do wytrzymania.
Rzecz jasna Prof. Bobola ma rację. Gdyby konsekwentnie zastosować malthusowy sposób myślenia, granice przeludnienia przekroczyliśmy także w okresie epoki kamienia łupanego. A już na pewno odkrycie rolnictwa spowodowało wyjście ludzkiej populacji poza ramy proporcji populacji wyznaczone przez przyrodę i jej możliwości.
Ale ziemia jest generalnie pusta, a problem przeludnienia nie dotyczy Europy. Tu mamy zupełnie inny problem.
Przeludnienie nie jest zadnym problemem. Rozwiaze go w przyszlosci tzw zdrowy rozsadek ludzi. Rodzina widzac, iz rozwoj technologi spowoduje zastapienie pracy czlowieka przez maszyne nie bedzie potrzebowala licznego potomstwa pracujacego na ich utrzymanie. Bogacenie sie zas spowoduje, iz kazdy bedzie wolal korzystac z oferty licznych przyjemnosci zamiast zajmowac sie wychowywaniem czworki dzieci. Swiat ma swoja doskonala logike i ona dziala jesli sie potrafi ja dostrzec. Najwiekszym wrogiem tego jest kazdy profesor – najbardziej ograniczony w mysleniu typ na kuli. A co do braku miejsca i straszeniem azjatyckim zageszczeniem to ten problem takze sie rozwiaze i juz w tym kierunku ida prace. Futurystyczna wizja to kilkusettysieczne miasto w jednym budynku o odpowiedniej konstrukcji i wysokosci. Otoczonym zielenia i oferta rekreacji. Przyklad Malthusa to koronny dowod na to jak ograniczeni sa tzw. naukowcy i jak bardzo wszystko zalezy od czasu i miejsca tworzenia pogladow. 500 lat temu tacy sami „madrale” udowadniali, ze latac moze tylko ptak. A co mamy dzisiaj? Za kolejne 500 lat ludzkosc bedzie na weekend latac na jakas wybrana planete a na naszej nie bedzie nikt mowil o tym, ze jest za duzo dwunogich.
[…] Źródło: prokapitalizm.pl […]
Comments are closed.