Słowo „liberalizm” bywa rozumiane rozmaicie, ale zawsze chodzi w nim o jakiś rodzaj wolności w stosunkach społecznych. Jego wieloznaczność odbija więc rozmaite rozumienie wolności.
Wolność pojmowana raczej jako usunięcie wszelkich ograniczeń, jako prawo do robienia, co się uważa, dobrego czy złego, daje liberalizm w wersji post-oświeceniowej, kojarzący się z laicyzmem bądź lewicowością. W praktyce oznacza on też usprawiedliwienie swobody obyczajowej [i w ogóle moralnej. Taki „liberalizm”, który powinno się nazywać libertynizmem, jest słusznie atakowany ze strony katolickiej].
Z drugiej strony wolność powinna być wolnością „do czegoś”. Wedle trafiającej w sedno definicji liberała Monteskiusza: wolność to dobro, które daje dostęp do innych dóbr. Zatem prawa człowieka i wolność polityczna – ale bez zezwalania na zło. Takie rozumienie wolności zgadza się z tradycją chrześcijańską, wedle której Chrystus uwalnia człowieka z niewoli zła, by był wolny dla dobra. W tym sensie chrześcijański liberalizm, [rozumiany jako ustrój zapewniający wolność osoby ludzkiej], jest możliwy i łączy się z zaufaniem do sumienia i odpowiedzialności człowieka wolnego, oświeconego wiarą.
W sensie węższym liberalizm to wolność gospodarcza, ustrój wolnorynkowy. W socjalizmie państwo wszystko obywatelowi zabiera, a potem rękami urzędników przydziela. Socjalista wierzy, że tak jest dla obywateli najlepiej. Natomiast liberał chce jak najwięcej zostawić w ręku tego, który zarobił chroniąc wolność jednostki i własność prywatną. Państwo nie powinno zajmować się gospodarką, lecz stać na straży praw i bezpieczeństwa. I nie kosztować za dużo.
W katolickiej nauce społecznej odpowiednikiem tych postulatów jest zasada pomocniczości. Głosi ona, że wszelkie zadania i uprawnienia nie powinny być przejmowane przez instancje wyższe, jeśli tylko mogą być powierzone jednostkom czy organizacjom niższego szczebla. Instancje wyższe mają pomagać osobom i instancjom niższym. Jest to więc przeciwieństwo etatyzmu.
Liberalizm gospodarczy chciałby maksimum możliwości (a więc i środków) zostawić jednostce. System taki czyni gospodarkę efektywną i przyspiesza wzrost, choć zarazem niesie pewne zagrożenie dla jednostek nieprzystosowanych. Dlatego społeczeństwa zachodnie, będąc już syte, odwróciły się od swojej dawniejszej liberalnej ekspansji na rzecz zabezpieczeń socjalnych.
Ich zwolennicy i w ogóle zwolennicy socjalistycznej i półsocjalistycznej koncepcji państwa podpierają się innymi elementami katolickiej nauki społecznej, która mówi też o zadaniach państwa w sferze oświaty, zdrowia, opieki społecznej. Jednakże zalecenia te są sprawą dopiero czasów nowszych, a odbijają ogromny rozrost roli państwa w tym okresie. Kościół mówi po prostu do władzy: skoro tyle ludziom zabieracie przez podatki, oddajcie część w formie świadczeń społecznych! Dodajmy, że chodzi tu o funkcje dawniej spełniane przez sam Kościół. Czyli że mówi on władzom: skoro nas odsuwacie od szkoły i dobroczynności (często zabierając majątek), to przynajmniej przejmijcie te obowiązki!
Jak widać katolicka nauka społeczna jest w znacznej mierze próbą złagodzenia skutków wszechwładnej władzy państwa. Jeśli ograniczyć jego rolę na sposób liberałów, moralno-społeczne wezwania Kościoła będą się odnosić do jednostek, fundacji, samorządów, parafii. Sądzić wolno, że podejmą je skuteczniej niż marnotrawna biurokracja państwowa. [Notabene encyklika „Centesimus annus” krytykuje biurokrację, a „Katechizm Kościoła Katolickiego” obowiązkami charytatywnymi obarcza osoby, a nie państwo.]
Liberalizm gospodarczy nie jest więc wcale sprzeczny z chrześcijaństwem – oczywiście pod warunkiem, że nie łączy się go z liberalizmem laickim głoszącym swobodę moralną czy „liberalnym” podejściem do funduszy publicznych. Z tego względu taki liberalizm nie reprezentuje nastawienia chrześcijańskiego – można je natomiast znaleźć w opcji konserwatywno-liberalnej.
[Dość często postuluje się, żeby – skoro słowo „liberalizm” źle się kojarzy moralnie – program wolnorynkowy nazywać konserwatywnym (na wzór Anglii i Ameryki). Ma to swoje uzasadnienie, ale z drugiej strony, czemu odstępować słowo „liberalizm” lewicy? W ten sposób pozwala jej się stroić w piórka obrońców wolności, gdy faktycznie jest ona wolności słowa i gospodarowania największym wrogiem.]
Michał Wojciechowski
Tekst pochodzi z książki prof. Wojciechowskiego „Wiara-Cywilizacja-Polityka”, wydanej w 2001 roku przez Wydawnictwo >DEXTRA<
Przedruk dokonany jest za zgodą Wydawcy.