W systemie ekonomii kapitalistycznej środki produkcji znajdują się w posiadaniu jednostek lub zorganizowanych grup ludzi, takich jak korporacje. Właściciele używają tych środków bezpośrednio do produkcji lub, za odpowiednim wynagrodzeniem, pożyczają je tym, którzy chcą ich użyć w dziedzinie produkcji. Jednostki lub związki ludzi, produkujący za własne, bądź pożyczone pieniądze, zwane są przedsiębiorcami.

Na pozór wydaje się, że to przedsiębiorcy decydują, co i w jaki sposób powinno być produkowane. Jednakże nie produkują oni dla własnych potrzeb, lecz dla potrzeb tych wszystkich, którzy stanowią społeczeństwo. Im właśnie przedsiębiorcy sprzedać muszą to, co wyprodukują. Jedynie ten przedsiębiorca osiągnie sukces i zdobędzie wśród konsumentów przynoszące zysk powodzenie, który będzie wiedział, jak w najlepszy i najtańszy sposób, przy minimalnym zużyciu materiałów oraz względnie niewielkim wysiłku, wytworzyć takie produkty, które najbardziej trafią w gusta i potrzeby konsumentów. Zatem więc to konsumenci, a nie producenci określają kierunek i zasięg produkcji. W systemie gospodarki rynkowej to konsumenci są królami. Oni są panami, zaś przedsiębiorcy muszą, w swym własnym interesie, starać się spełniać pragnienia konsumentów najlepiej jak tylko potrafią.

Wolny rynek zwany jest inaczej demokracją konsumentów, gdyż każdego dnia jest on miejscem wyboru ich preferencji. Wyniki głosowań oraz ilość wydanych na rynku pieniędzy są dwoma sposobami wyrażania opinii przez konsumentów. Kupując lub powstrzymując się od zakupu konsumenci decydują o sukcesie lub porażce przedsiębiorców. Biednych przedsiębiorców czynią bogatymi, a bogatych biednymi. Odbierają oni środki produkcji tym przedsiębiorcom, którzy nie wiedzą jak w najlepszy sposób mogliby im służyć i przekazują je tym, którzy znają sposób lepszego ich użycia. (…) Konsument jako ten, który kupuje, może iść za swymi upodobaniami i własną fantazją. Przedsiębiorca, z myślą o swoim przedsięwzięciu, musi kupować przychylność konsumentów poprzez celowanie w ich najpilniejsze potrzeby. Odchylenia od linii wyznaczonej przez konsumentów odbiją się na kosztach przedsiębiorcy, powodując w ten sposób straty i zagrożenie pozycji jego przedsiębiorstwa.

Często bardzo surowo oceniamy przedsiębiorcę, który oblicza wszystko w dolarach i centach. Jest on jednak zmuszony przyjąć taką postawę z rozkazu konsumentów, którzy nie są chętni zwracać przedsiębiorcy kosztów zbędnych wydatków. To, co w codziennym języku zwane jest ekonomią, to po prostu ustalone przez konsumentów niepisane prawo, co do działań przedsiębiorców i tych, którzy im pomagają. Sposób zachowania się konsumentów na rynku określa pośrednio, kto może, a kto nie może być przedsiębiorcą i właścicielem środków produkcji. Przez wydanie każdego dolara konsumenci wpływają na kierunek, wielkość, rodzaj produkcji i rynku. Producenci nie tworzą zamkniętej klasy lub odrębnego rodzaju ludzi. Każda jednostka ma szansę zostać producentem jeżeli potrafi przewidywać możliwości rozwoju rynku w przyszłości lepiej niż inni, jeżeli może obudzić zaufanie kapitalistów i jeżeli jej próby działania na swe własne ryzyko i odpowiedzialność okażą się pomyślne. Ktoś staje się przedsiębiorcą poprzez posuwanie się do przodu i ciągłe poddawanie się testowi, na który rynek wystawia każdego chętnego. Każdy ma przywilej wyboru, czy chce poddać się rygorystycznemu egzaminowi, czy nie. Nie musi on czekać, aż ktoś go do tego zaprosi. Musi wystąpić pierwszy ze swej własnej inicjatywy i to on sam musi martwić się, gdzie i jak zabezpieczyć środki dla swej działalności.

Przez wiele lat utrzymywano, że podniesienie biednych ludzi do pozycji przedsiębiorców nie było już możliwe na etapie „późnego kapitalizmu”. Nigdy jednak nie udowodniono tego twierdzenia. Od czasu, gdy teza ta została odrzucona, skład klasy przedsiębiorców całkowicie się zmienił. Spora rzesza dawnych przedsiębiorców oraz ich następców zupełnie zeszła ze sceny i dzisiaj najwięcej przedsiębiorców rekrutuje się spośród tych, którzy do wszystkiego doszli pracą własnych rąk (self-made men). Ta stała zmiana elity przedsiębiorców jest zjawiskiem tak starym, jak kapitalistyczna ekonomia i stanowi jedną z zasadniczych cech jej charakteru.

To, co jest istotne dla przedsiębiorców jest również istotne dla kapitalistów. Jedynie ten kapitalista, który wie jak właściwie użyć kapitału (z punktu widzenia potrzeb konsumenta), tzn. inwestować go tak, aby środki produkcji najskuteczniej służyły konsumentom, jest w stanie utrzymać i zarazem powiększać swą własność. Jeżeli kapitalista nie chce ponieść strat musi ulokować swe środki tam, gdzie w odpowiedni sposób zostaną one wykorzystane i pomnożone. W gospodarce rynkowej kapitalista służy konsumentom, podobnie zresztą jak przedsiębiorca oraz jego pracownicy. Chyba zbyteczną wydaje się uwaga, że konsumenci nie są wyłącznie tylko konsumentami, ale że ogół konsumentów jest tożsamy z ogółem pracowników, przedsiębiorców i kapitalistów.

W świecie niezmiennych warunków ekonomicznych kwota, którą przedsiębiorcy wydaliby na środki produkcji, płace, procenty i czynsz, byłaby później przez nich odzyskiwana w cenach ich produktów. Koszty produkcji równałyby się zatem cenom produktów. W takiej sytuacji przedsiębiorcy nie osiągaliby zysku, jak też nie ponosiliby strat. W rzeczywistości jednak świat wciąż się zmienia, zatem i wszystkie działania przemysłowe mają niepewny i oparty na spekulacjach charakter. Wytwarza się produkty, które odpowiadałyby stawianym w przyszłości wymaganiom. Zyski oraz straty są pochodną niepewności i zależą od tego, na ile przedsiębiorcy będą w stanie przewidzieć przyszłe oczekiwania konsumentów. Zysk osiągnie ten, który najtrafniej spośród wszystkich swoich konkurentów odgadnie przyszłe preferencje konsumentów.

Oczekiwania konsumentów mogą być oczywiście różne: mądre, głupie, moralne, niemoralne. Nie zmienia to jednak w niczym faktu służebnej roli producenta w stosunku do konsumenta. Produkuje on po prostu to, co chce konsument. W tym sensie jest on amoralny. Produkuje wódkę i broń tak samo, jak produkuje żywność i odzież. Nie jest jego zadaniem uczenie rozumu swoich panów – konsumentów. Jeżeli producent z przyczyn etycznych odmówiłby wytwarzania wódki, inny robiłby to tak długo, jak długo istniałoby na nią zapotrzebowanie. Ludzie piją wódkę nie dlatego, że istnieją gorzelnie. To gorzelnie istnieją dlatego, ponieważ ludzie lubią pić wódkę. Ktoś może nad tym ubolewać. Jednak nie jest zadaniem przedsiębiorcy poprawa ludzkiej moralności.

Tak więc rynek w gospodarce kapitalistycznej jest procesem regulującym produkcję i konsumpcję. Jest to centrum nerwowe systemu kapitalistycznego. Właśnie przez to centrum rozkazy konsumentów przesyłane są do producentów dzięki czemu sprawnie funkcjonujący system ekonomiczny jest zabezpieczony. Ceny rynkowe samoistnie dążą do regulowania się na poziomie, który wyrównuje popyt i podaż. Kiedy więcej towarów trafia na rynek ceny spadają, natomiast kiedy zwiększa się popyt, ceny rosną. Na pewne zjawisko należy tu zwrócić uwagę: Jeżeli w społeczeństwie opartym na prywatnej własności środków produkcji występuje również własność publiczna, nie oznacza to, że od razu mamy do czynienia z systemem mieszanym, który łączyłby w sobie socjalizm i prywatną własność. Tak długo, jak jedynie pewne poszczególne przedsiębiorstwa są własnością publiczną, a pozostałe są w rękach prywatnych, charakterystyczne cechy gospodarki rynkowej określające ekonomiczną działalność pozostają zasadniczo nietknięte. Przedsiębiorstwa publiczne oraz różnego rodzaju działalność usługowa muszą pasować do mechanizmu gospodarki rynkowej i podlegać tym samym rynkowym prawom. Aby utrzymać swoją pozycję muszą również zabiegać o zysk lub przynajmniej unikać strat. Gdy zależność tę próbuje się złagodzić lub całkowicie wyeliminować poprzez pokrywanie strat tych przedsiębiorstw różnego rodzaju dotacjami czy subwencjami z funduszy publicznych, jedynym rezultatem będzie przeniesienie tej zależności gdzie indziej. Dzieje się tak dlatego, ponieważ przyznawanie dotacji jednym odbywać się musi kosztem drugich. Tym drugim najpierw trzeba pieniądze po prostu zabrać. Te pieniądze można uzyskać podnosząc podatki, których ciężar odbije się nie na rządzie, a na rynku. To rynek, a nie wydział podatkowy decyduje o tym, na kogo ciężar ten spadnie i jak to wpłynie na produkcję i konsumpcję. W świetle tych faktów panowanie rynku i nieuchronna siła jego praw są oczywiste.

Ludwig von Mises
(„Interwencjonizm” – Wydawnictwo ARCANA, Kraków 2000)|

tłum. Agnieszka Łaska, Jan M. Małek
(Publikacja na Stronie Prokapitalistycznej – 2002 rok)

Foto.: PSz/Prokapitalizm.pl

2 KOMENTARZE

  1. Kapitalizm w wydaniu tego polityka masonerii nie sprawdzil sie nigdzie. To niemozliwe. Ten tekst ignoruje cala mase faktow o kapitalizmie, jest jak teoria komuny – trzeba wierzyc w dogmaty a dyskusji nie ma, kto by chcial cos podwazac trafi do lochu. Kapitalizm mial zreszta zupelnie inne zadanie. Utorowac droge do wladzy korporacji wspieranych drukowanym z powietrza pieniadze FED, co sie pieknie spelnilo jak widac. 140 korporacji wlada 6 miliardami ludzi. Dyktuje co maja myslec, mowic, jesc, ubierac, jak zyc, jak umierac, jak sie leczyc, w co wierzyc. To jest wolnosc? Hm…. na pewno. Kapitalizm zniszyczyl tez zycie w grupie, spoleczne, rodzinne. „Zindywidualizowal” kazdego (jestes kowalem swojego losu). Wyalienowal ludzi, oglupil, wpuscil w kanal znany jako „wyscig szczurow”, ubezwlasnowolnil kredytami i spauperyzowal, na wszystko ustalil cene, ze wszystkiego zrobil produkt, wlacznie z czlowiekiem i jego narzadami (kup pan nerke…). Niestety slepcy nic nie widza, wazne ze wierza w to co im powiedziano. Slon jest zielony i taki ma byc… Amen.

Comments are closed.