Co roku na przełomie lipca i sierpnia odżywa dyskusja wokół sensu Powstania Warszawskiego. Dyskusja, w której retoryka wypiera argumenty merytoryczne.
Główny błąd „gdybologów” polega na tym, że w odróżnieniu od historyków dyskutują nie o faktach, ale z faktami. Drugim błędem, dyskredytującym ich rozważania, jest ocenianie minionych wydarzeń z perspektywy czasu. Trzecim, jest powielanie sowieckiej propagandy podkreślającej, że w wyniku Powstania Warszawskiego miasto zostało zrujnowane grzebiąc pod gruzami kwiat młodzieży polskiej. W nowszej wersji często uzupełniane twierdzeniem, że gdyby nie zginęli, mogliby walczyć z sowietami.
Zauważmy, że ta sama sowiecka propaganda, potępiająca Powstanie Warszawskie, jednocześnie też potępiała Armię Krajową i Polskie Państwo Podziemne za bierność i kolaborację z narodowosocjalistycznymi Niemcami. Gdyby te dwa twierdzenia potraktować poważnie – wyszłoby, że hekatomba i zniszczenie Warszawy były wynikiem kolaboracji i bierności zbrojnej konspiracji. Jak dla mnie – absurd, żeby nie powiedzieć dosadniej.
Spróbujmy zastanowić się nad twierdzeniem, że wybuch Powstania Warszawskiego był błędem, gdyż w jego rezultacie miasto zostało zrównane z ziemią a ludność wybita tudzież deportowana.
Zacznijmy od faktów – po pierwsze ani rząd polski w Londynie, ani tym bardziej Powstańcy nie wiedzieli, że Churchill i Roosevelt w Teheranie (co potwierdzili w Jałcie) przehandlowali Polskę Stalinowi. Nie mogli też przewidzieć, że Stalin wykorzysta Powstanie w taki sposób. Wbrew bowiem utartym poglądom Stalin miał dwie opcje, ale o tym później.
Przede wszystkim trzeba sobie zadać pytanie, skąd u „gdybologów” pewność, że bez Powstania nie doszłoby do hekatomby i obrócenia Warszawy w stertę gruzów? We Wrocławiu czy Dreźnie wszak powstania nie było. A poważnie – prawdopodobieństwo zniszczenia Warszawy i zagłady ludności było bardzo wysokie. Wystarczy spojrzeć na mapę – gdzie w Polsce centralnej zlokalizowane są największe przeprawy przez Wisłę? Ano właśnie – w Warszawie. Wiedzieli o tym zarówno Hitler, jak i Stalin. Opanowanie tych przepraw było w interesie Stalina, jeśli chciał się szybko posuwać naprzód. Bo przeprawy – to zaopatrzenie wojska. Nie tylko w żywność czy medykamenty, ale przede wszystkim – broń, amunicja, sprzęt bojowy, paliwo.
Wisła to wprawdzie nie Amazonka, ale też i nie strumyk, przez który można swobodnie przeskoczyć. Stanowiła naturalną linię obrony (jak później np. Odra), zaś Warszawa miała tutaj strategiczne znaczenie. Niemcy o tym wiedzieli, więc założenie, że oddaliby miasto bez walki nie ma sensu. Wiedzieli również, że w mieście działa zbrojna konspiracja, której zostawienie za plecami mogłoby mieć fatalne skutki dla jednostek frontowych. Tym samym można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że ludność cywilna zostałaby deportowana – do obozów koncentracyjnych, na roboty, lub zwyczajnie zmasakrowana. Ci, którzy by zostali mieliby znikome szanse na przetrwanie szturmu Armii Czerwonej z nieodzownym przygotowaniem ogniowym przy użyciu artylerii i lotnictwa. Tym samym też trudno traktować poważnie argument, że gdyby nie Powstanie, to AK mogłaby walczyć z sowieckim okupantem.
Warto tutaj przypomnieć, że AK była, niestety, dobrze infiltrowana nie tylko przez Abwehrę (o czym pisał ostatnio Waldemar Łysiak), ale również przez wywiad sowiecki. Szanse na podjęcie zwycięskiej walki ze starym – nowym okupantem były mniejsze, niż w przypadku Powstania, gdzie przynajmniej teoretycznie AK mogła liczyć na wsparcie Wielkiej Brytanii i USA, pozostających w sojuszu z ZSRS.
Stalin, jak pisałem wcześniej, miał dwie opcje. Wiemy, jaką wybrał – wstrzymał pochód Armii Czerwonej, i to bynajmniej nie na 63 dni Powstania, ale aż do 17 stycznia 1945 r., kiedy to Warszawa została przez sowietów „wyzwolona”. Niewątpliwie skorzystał na tym rozprawiając się niemieckimi rękami z polskim podziemiem zbrojnym. To fakt, podobnie jak faktem jest i to, że Niemcy wiele na tym zyskali, gdyż dzięki bierności Stalina alianci zachodni zajęli więcej terytoriów, niż gdyby Stalin parł naprzód nie udając, że w Warszawie nic się nie dzieje i nie odmawiając lotnisk brytyjskim samolotom zaopatrującym Powstańców. Ciekawe, że tego wątku „gdybolodzy” jakoś nie poruszają. Ani tego, że to właśnie w wyniku bierności Stalina, powstrzymującego wojska na prawym brzegu Wisły i odmawiającego Powstańcom pomocy, Powstanie zakończyło się tak, a nie inaczej.
Tym samym jednoznaczne potępianie Powstania Warszawskiego jest, pomijając fakt dostępności postsowieckich archiwów (vide kwestia „współpracy” Rosji w sprawie zbrodni katyńskiej), co najmniej wątpliwe.
Osobną kwestią jest to, co przypomniał Łażący Łazarz w swoim tekście, zestawiając niepodważalny mit Powstania w Getcie z negacją sensu Powstania Warszawskiego. To efekt propagandowy, jakże istotny dziś, gdy to Polacy, ofiary narodowego socjalizmu i komunizmu, są obarczani współodpowiedzialnością za Holokaust. I wobec bezzasadnych roszczeń odszkodowawczych.
Japończycy mają Hiroszimę i Nagasaki. Chińczycy – Szanghaj i Nankin. Żydzi – Holokaust i Powstanie w Getcie. Amerykanie – 11 września i World Trade Center. Węgrzy – rok 1956, Czesi – rok 1968. Niemcy – Drezno i Wypędzonych. Norwegowie – wyspę Utoya. I tak dalej… Jakoś nikt nie podważa wagi tych wydarzeń, nie kwestionuje sensu ofiar.
Polacy, w swej historii mają wiele dramatycznych kart, zapisanych krwią Rodaków. Wiele z nich stanowią klęski, w tym klęski Powstań. Wbrew instynktowi samozachowawczemu – walczyli, często z lepiej uzbrojonym i przeważającym liczebnie przeciwnikiem. Często – na wielu frontach, jak chociażby podczas wojny polsko – bolszewickiej. Walczyli „Za wolność naszą i waszą”.
Abraham Lincoln powiedział, że „Drzewo wolności trzeba podlewać krwią patriotów i tyranów”, przy czym warto zwrócić uwagę na fakt, iż gwarancji wolności upatrywał w niepodległym państwie, a nie jakiejś szemranej międzynarodówce. Polacy walczyli, często podejmując walkę w sytuacjach beznadziejnych. Gdyby wybrali „instynkt samozachowawczy”, nie byłoby Cedyni, obrony Głogowa, Psiego Pola, Grunwaldu, Cudu nad Wisłą i wielu innych wiktorii polskiego oręża. Nie byłoby Insurekcji Kościuszkowskiej, Powstania listopadowego, Powstania Styczniowego, Powstań Śląskich, Powstania Wielkopolskiego, Powstania Warszawskiego, Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Nie byłoby Żołnierzy Wyklętych, polskich czerwców, grudniów, marców, sierpniów… Co by było? Cóż, chyba najlepiej za odpowiedź posłużą słowa Józefa Piłsudskiego: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Za odpowiedź i przestrogę.
Michał Nawrocki
Foto slide:. PSz/Prokapitalizm.pl
PS. Mam pytania do komentatora tekstu Łażącego Łazarza podpisującego się pseudonimem „max”. 1. Przeciw komu miało wybuchnąć podczas drugiej wojny światowej powstanie na Węgrzech, skoro Węgry były państwem satelickim III Rzeszy? 2. Kto miał mu przewodzić?
Oprócz tego mam uwagę do komentatora skrywającego się pod pseudonimem „nederlanden” – faktycznie, Łażącemu Łazarzowi Hitler, Stalin, Roosevelt, Churchill i dowódcy ich wojsk, jak również przywódcy Powstania Warszawskiego się nie spowiadali, nie z winy ŁŁ, choć faktycznie nie ma on święceń kapłańskich. Jako osoba żywotnie zainteresowana tematyką chętnie zapoznam się z informacjami z pierwszej ręki, a właściwie rąk, najlepiej tych, których wymieniłem. Znając Łażącego Łazarza – on również. Prosimy o pomoc.
Celne uwagi. Rzeczywiście, trudno zrozumieć sposób myślenia panów (z nasze strony) takich jak Janusz Korwin-Mikke czy Adam Wielomski. JKM oświadczył nie dawno, że Powstańcom nie należy się nawet to, by im zapalić świeczkę. Kiedyś na „Żołnierzach Wyklętych” przejechał się z kolei p. Wielomski…
No właśnie, co by było, gdyby nie było tych „wyklętych” (również chyba przez JKM i p. Wielomskiego)? Mieli złożyć broń i oddać się w ręce sowieckich pachołków? Jaka perspektywa w PRL-u by ich czekała? Obawiam się, że bardzo szybko poprzetrącano by im kręgosłupy, skrytobójczo wykończono, a część może nawet zostałaby ukąszona przez Hegla (co się przecież nierzadko zdarzało). Mało prawdopodobne, że mieli by jeszcze siłę, by tworzyć podziemie antykomunistyczne, bądź stanowić zaczątek prawdziwej elity w „wolnej Polsce”. Tylko kiedy ta „wolna Polska” miałaby się narodzić? To, że oddali swoje życie za wolność (zarówno Powstańcy jak i Wyklęci) stawia ostrą kreskę pomiędzy miłością do Ojczyzny a zdradą, między Prawdą a fałszem, między tymi co kochali Polskę i gotowi byli dla niej zginąć, a tymi, którzy stojąc u boku sowieckich bagnetów okazali się zwykłymi zdrajcami, śmieciami.
Tacy ludzie jak Witold Pilecki to prawdziwi bohaterowie i należy im się cześć i szacunek po kres świata. Dziś, mając większą wiedzę niż Powstańcy i Wyklęci mieli wówczas, łatwo się wymądrzać. Ale wtedy to oni podejmowali decyzje, to oni dokonywali wyboru, to oni oddawali życie, m.in. za naszą przyszłość. Dlatego świeczki na ich grobach nigdy nie powinny gasnąć, choćby po to, by dzisiejsi zdrajcy i sprzedawczykowie chociaż czasem odczuwali kiepskie samopoczucie i by choć w skrytości czerwienili się ze wstydu nad swą moralną nędzą…
Akurat pisanie, że kogoś/czegoś nie można oceniać, bo nie i już jest wyjątkowo kretyńskie. Decyzje zawsze podejmuje się w warunkach niepewności. Osoby odpowiedzialne za wybuch powstania mogły wiedzieć mniej od nas, ale powinny mieć tego świadomość (swojej dużej niewiedzy) i brać to pod uwagę. Trochę logiki i odpowiedzialności do jasnej cholery! Dobre chęci i wyznawanie najlepszych nawet wartości to za mało by szafować ludzkim (cudzym…) życiem.
Sprawa jest prosta – podjęto decyzję, jej efekty były (są?) tragiczne. Być może zawsze by były, ale gorzej postąpić się nie dało. Jak już wyżej napisałem niewiedza to żadne usprawiedliwienie. Jeśli się nie chce przed nimi stawać, to nie należy pchać się na stanowiska ani dawać się na nie wybrać.
Miałem na myśli głównie tych, którzy podjęli walkę. Przecież mogli odmówić wykonania rozkazu dowództwa i nie walczyć w Powstaniu. Pilecki też mógł dać sobie spokój, ale postąpił inaczej. Pewne decyzje nawet wymuszał na swoich przełożonych… Wyjątkowo kretyńskie jest to, co napisał JKM, że Powstańcom nie należy palić świeczek. Można być zacietrzewionym, ale że aż tak…
Stanisław Michalkiewicz w 2010 roku:
„Powstanie Warszawskie zakończyło się bezprzykładną klęską, podobnie zresztą, jak walka prowadzona przez Żołnierzy Wyklętych. Popularne porzekadło głosi, że sukces ma wielu ojców, a klęska jest sierotą. Ale widocznie i od tej zasady są wyjątki – bo mimo klęski Powstania Warszawskiego, jest ono przedmiotem naszej czci – nawet ze strony tych, którzy ideę niepodległości Polski jeszcze 20 lat temu czynnie zwalczali, a i teraz robią wszystko, by jak najszybciej ten epizod dziejowy zakończyć. Skąd się to bierze, jaka jest tego przyczyna? Czy może – jak twierdzą tak zwani „realiści”, czyli zwolennicy zginania karku przed każdą przemocą – cierpimy na jakąś psychiczną skazę? Na szczęście aż tak źle nie jest – bo jest ważny powód, byśmy jako naród do Powstania Warszawskiego i do postawy Żołnierzy Wyklętych nawiązywali. Bo zarówno Powstanie Warszawskie, jak i oni dają naszemu narodowi rzecz bezcenną – dają nam poczucie miary, dzięki któremu w sytuacjach wątpliwych możemy bez trudu odróżnić dobro od zła, patriotyzm od zdrady, polityczny realizm od kolaboracji. Trudno doprawdy to przecenić zwłaszcza dzisiaj, kiedy w imię jedności narodowej tylu łajdaków nastręcza się nam ze swoją amikoszonerią. Czyż to nie jest wystarczający powód, byśmy i Powstanie Warszawskie i Żołnierzy Wyklętych zachowali we wdzięcznej pamięci?”
Szeregowym powstańcom trudno czegoś odmawiać, z tym JKM się pewnie zapędził jak to ma w zwyczaju. Można jednak zastanowić się czy jacyś trzeźwi oficerowie nie powinni powiedzieć Komorowskiemu lub innemu decydentowi, że to on będzie pierwszą ofiarą powstania. Gdzieś jest granica odpowiedzialności i człowieczeństwa, za którą powinien nastąpić sprzeciw. Nas sławne usprawiedliwienia Niemców, że tylko wypełniali rozkazy nie przekonują w wielu sprawach. Nie zrównuję ich bestialstw z decyzją o powstaniu, ale dla cywilów efekty jednego i drugiego były zbyt podobne. Odpowiedzialność bez wątpienia ponoszą osoby, które podjęły decyzję i te, które ich w porę nie zastrzeliły/aresztowały. Kto rozpoczyna regularne walki w mieście pełnym cywilów i to bez uzbrojenia?
Może po prostu lepiej było się we wrześniu 1939 roku poddać Niemcom i nie ponosić tylu strat, wszak Polska była pełna cywilów, a armia niemiecka była zdecydowanie silniejsza i lepiej uzbrojona niż nasza. Takie myślenie prowadzi tylko do bierności. Czy to ma być powód do dumy, że będziemy biernymi tchórzami, którzy pod pozorem kalkulacji będą się wycofywać z każdej konfrontacji, której wynik nie jest z góry przesądzony na naszą korzyść? Ja nie chciałabym w takiej Polsce mieszkać. Jestem dumna, że Polacy potrafią się zdobyć nawet na tak ryzykowne kroki, które z perspektywy czasu wydają się szaleństwem i nieodpowiedzialnością. Kiedy czytam wywody konserwatystów na ten temat nie wiem czy chcę się do ich grona zaliczać
Uprzejmie przypominam o tzw. planie Pabsta, zakładającym ograniczenie terytorium Warszawy do 15 km kwadratowych oraz zmniejszeniu liczby ludności do 130 tysięcy. Ważne jest też i to, że Hitler decyzję (bez wyznaczania terminu) o zniszczeniu Warszawy podjął 6 lutego 1944 r., czyli przeszło pół roku przed wybuchem PW.
Wreszcie drobny fakt – podczas PW zniszczeniu uległo 25% zabudowy lewobrzeżnej Warszawy, głównie w wyniku działań niemieckich. W akcie kapitulacji zapisano, że Niemcy oszczędzą pozostawione w mieście mienie prywatne i publiczne, ze szczególnym uwzględnieniem muzeów, bibliotek, zabytków. Niemcy słowa nie dotrzymali – przez przeszło 3 miesiące trwała zaplanowana grabież i niszczenie miasta, podczas której zrównano z ziemią 30% zabudowy. Sowieci stali na drugim brzegu i spokojnie się przyglądali. Czy za to też odpowiedzialność ponoszą dowódcy Powstania Warszawskiego?
Do „Tadeusza”…
Nie sądzę, że JKM się zapędził. On pewnie tak myśli… A jeśli rzeczywiście się zapędził, to lepiej niech zniknie z życia publicznego, bo zapędzać może się również w innych sprawach, zwłaszcza tuż przed wyborami.
Obóz konserwatywny chyba trochę się zatracił. Rozumiem nienawiść do Kaczyńskiego (sam nie pałam do niego sympatią i nigdy nie głosowałem na PiS), ale rozum jest rozumem. Można Kaczora nie cierpieć, ale swoje wyznawać. Czy jeśli za Kaczora obniżono składkę rentową to mam się temu sprzeciwiać, bo to Kaczor?
Pan Wielomski (zwłaszcza on, bo JKM – jaki jest każdy widzi), ma jakieś kompleksy na punkcie PiS i Kaczyńskiego. Ogólnie, całe środowisko Pro Fide… ma jakiś problem. Chyba tylko pan Górski go rozwiązał, bo mu się w PiS-ie udało. Pozostałym, nie. Szukają chłopaki i szukają… Jan Filip Libicki znalazł i nawet Pawka Morozow mu teraz nie dorównuje. Niech pozostali (p. Skurzak, p. Wielomski) pójdą jego śladem, wówczas, może smród nie zniknie, ale przynajmniej sytuacja się trochę wyjaśni.
@Iwona
Tak, w przegranej walce się ucieka (nazywa się to fachowo odwrotem), uzupełnia siły (przegrupowanie) i czeka na okazję (do kontrataku). Nawet gdyby powstanie się udało, to co mieli zrobić ruscy? Obsypać powstańców kwieciem? Zostawić ich niech tworzą wolną Polskę? Na tyłach ofensywy radzieckiej? Wówczas był odpowiedni moment na wydanie rozkazu do walki wyłącznie w chwili rozpoczęcia eksterminacji stolicy (bo szansa na jej brak istniała) oraz niszczenie dokumentów, żeby nie wpadły w ruskie łapska.
Czy wymagam tak wiele chcąc ocenienia po owocach (to ironia, że to ja się tutaj powołuję na Biblię)?
Jeżeli Pani jest „dumna” z takich konfrontacji, to jest Pani zwyczajnie głupia i niebezpieczna, dokładnie jak decydenci powstania. Nie walczy się o dumę, a o zwycięstwo. Gdy nie można wygrać czeka się, może kolejnego dnia będą realne szanse zabicia wroga (ZABICIA WROGA, nie śmierci za ojczyznę).
Powstanie miałoby sens, gdyby chociaż 50 km na zachód byli Amerykanie.
@Michał Nawrocki
Powtórzę wyraźnie z powyższej odpowiedzi. Plany nie zawsze są realizowane. Należało siedzieć cicho na tyłku jakby się nie istniało dając szanse jednym i drugim na wzięcie się za łby (z warunkowym rozkazem interwencji w razie rozpoczęcia eksterminacji). Szanse na to ciągle były, choćby niewielkie. Po wybuchu walk była pewność rzezi, zniszczeń i zatrzymania ruskich gdzie stali, a nawet odwrotu.
Kto po tych wszystkich bestialstwach oczekiwał przestrzegania umów zarówno przez Rzeszę jak i ZSRR? Albo wsadzania sobie ciernia w tyłek, czym niewątpliwie byłaby pomoc ZSRR dla powstańców?
Jedno jest pewne: Polaków Zachód oszukał. Dziś to już wiemy. Wówczas ci Polacy wypatrywali nieba w nadziei na alianckie zrzuty, nie tylko zaopatrzenia ale i wojska. Oszukano Powstańców, oszukano także polskich żołnierzy, którzy służyli u aliantów w nadziei, że przyjdzie im stoczyć bitwę o wolną Polskę. Po to szkolili się przez długie miesiące m.in. w Szkocji. Wiedzieli, że Warszawa się wykrwawia, jednak byli wówczas już tylko elementami w wielkiej grze „wielkiej trójki”. Wyobrażam sobie, co musieli czuć, wiedząc, że stolica Polski się wykrwawia, a rozkaz wylotu na Wschód wciąż nie pada. Przyszło im potem wyzwalać Zachód, choć nie po to się szkolili.
Mamy pokręcone dzieje, a będziemy mieli je jeszcze bardziej pokręcone, jeśli przestaniemy szanować i oddawać cześć naszym bohaterom, choćby nie wiadomo jak nierozsądnej i błędnej polityki byli ofiarami.
A obrzucanie się tu epitetami typu „głupia” też do niczego nie prowadzi, jedynie wprowadza niesmak.
Dlatego apeluję do wszystkich (włącznie z sobą samym) o unikanie epitetów itp. wobec siebie w tej dyskusji.
Chciałem to zobaczyć. „Głupia” jest złe, „niebezpieczna” może być, to nic złego. Ryzyko trzeba oceniać w kontekście możliwych zysków i strat. Tak samo jako należy zakładać złą wolę morderców i oszustów. Przy decyzji o powstaniu tego zabrakło. Gdyby powstanie wybuchło w odpowiedzi na eksterminację albo jako dobicie Niemców ostro atakowanych przez Armię Czerwoną, albo „wszystko albo nic” przy jakiejś bliskości Amerykanów nic bym nie powiedział. Zgodziłbym się, bo byłoby to rozsądne. Przy wybranym scenariuszu naprawdę nie wiem na co liczono.
Na zakończenie jeszcze ostanie spostrzeżenie z mojej strony. Imputowanie tchórzostwa przeciwnikom powstania jest jak odmawianie wiary ludziom przeciwnym Krucjacie Dziecięcej.
Głównym problemem, unikanym przez krytyków powstania jest odpowiedź, czy Warszawa zostałaby zniszczona, czy też nie? Skoro oskarża się dowódców PW o krótkowzroczność, która doprowadziła do hekatomby i zniszczenia miasta, czego do końca przewidzieć nie mogli, to należałby uzasadnić przeciwną tezę – że bez PW Warszawa pozostałaby nienaruszona i nie byłoby strat w ludności.
Odrębną kwestią są rachuby na pomoc sowiecką. Faktycznie, jest tu paradoks znany z twierdzenia „wróg mojego wroga jest moim sojusznikiem”. Okazało się, że było to błędne założenie. Inna sprawa, że w tym okresie nie było możliwości uzgodnienia czegokolwiek ze Stalinem, gdyż zerwał on stosunki z rządem londyńskim jeszcze w 1943 r.
Na koniec jeszcze raz podkreślę, że formułowanie ocen PW z perspektywy czasu jest zwyczajnie nieuczciwe. Szczególnie wobec faktu, że zniszczenia i eksterminacja ludności Warszawy były prowadzone celowo przez Niemców przy nieformalnym wsparciu sowietów.
[…] Przyznam szczerze, że długo zastanawiałem się nad odpowiedzią na tekst p. Marka A. Grabowskiego „Gdybologia Wielkopolska”, będący „polemiką” z moim tekstem „Gdybologia pseudohistoryczna”. […]
Comments are closed.