Jakie jest znaczenie Paula Ryana jako kandydata na wiceprezydenta USA oraz jego partnera Romneya jako ewentualnego prezydenta USA? Co może wnieść nowa władza w USA? Czy USA pójdzie w prawo, czy w lewo? Czy wróci do swych korzeni?
Panowie Paweł Łepkowski i Marek Jan Chodakiewicz piszą na ten temat w tygodniku „Najwyższy Czas”. Postanowiłem „dorzucić swoje dziesięć groszy” i wyrazić swoją opinię na ten temat.



Wybory prezydenckie w USA coraz bliżej. Ich kulminacją będzie konfrontacja między kandydatem z Partii Republikańskiej, a kandydatek z Partii Demokratycznej. Póki co największe poparcie na republikańskiego kandydata na urząd prezydenta USA uzyskał Mitt Romney. Postać ta nie napawała polską prawicę optymizmem. Paweł Łepkowski w swoim artykule w „Najwyższym Czasie” z 12 maja 2012 r. wytykał Romneyowi podobieństwo programowe z Barackiem Husseinem Obamą, a mianowicie stymulowanie gospodarki publicznymi pieniędzmi oraz brak sprzeciwu wobec legalizacji związków homoseksualnych. Z tego też powodu przedsiębiorcy z Massachusetts niezbyt dobrze wspominają okres urzędowania Romney’a. W polityce zagranicznej tego kandydata można stwierdzić z pewnością, iż jest on pod silnym wpływem neokonserwatystów – co za tym idzie, każdy wie.
Można przypuszczać, że to koniec siły ekonomicznej Stanów Zjednoczonych, a zarazem zmierzch mocarstwowości USA. Rozrost rządu federalnego do tego stopnia, że Ojcowie Założyciele na jego widok dostaliby zawału, biurokracji, państwowego etatyzmu, przekupywanie wyborców przy pomocy publicznych pieniędzy (a przecież Aleksander de Tocqueville przed tym przestrzegał), rozrost opieki socjalnej. Należy zaznaczyć, iż gdyby rząd USA chciał się wywiązać ze wszystkich swoich zobowiązań socjalnych, musiałby obłożyć obywateli takimi podatkami, że gospodarka amerykańska pogrążyłaby się na długie lata w stagnacji (jak to napisał Tomasz Woods w swojej „Niepoprawnej politycznie historii Stanów Zjednoczonych”). To wszystko jest bolączką obecnych Stanów Zjednoczonych Ameryki od początków XX wieku (ale nie tylko ich!).
Gdy sytuacja dla USA wydaje się beznadziejna nieoczekiwanie na scenę wkracza kongresman Paul Ryan – zostaje nominowany na kandydata na stanowisko wiceprezydenta USA. Ten 42 letni kongresmen ze stanu Wisconsin posiada wyraźne poglądy wolnorynkowe, konserwatywne. Na uniwersytecie studiował ekonomię, zaczytując się w dziełach Fryderyka von Hayeka i Ludwika von Misesa. Co ciekawe – na studiach był odporny na otaczające go zepsucie moralne. Obecnie należy on do liberalnej gospodarczo frakcji Republikanów, którzy grupują się w Ruchu Herbacianym. Jest on zwolennikiem tzw. podatku konserwatywnego, tj. wolny rynek, deregulacja gospodarki, niskie podatki, zakaz powiększania deficytu budżetowego i zakaz zadłużania państwa w okresie kryzysu. Chce reformy federalnego systemu Medicare – podwyższenie wieku beneficjentów do 67 roku życia oraz przełożenie prac administracyjnych na stany, wypłacenie beneficjentom składek, by Ci wykupili prywatne ubezpieczenia. Ryan jest zwolennikiem skrócenia procedury wydawania broni palnej z trzech do jednego dnia. Uważa, że każdy Amerykanin ma prawo do obrony swojego domu, mienia i rodziny przy pomocy dowolnie wybranej broni. Sam jest zapalonym myśliwym – poluje tradycyjnym łukiem. Jest on ponadto zdecydowanym przeciwnikiem wolnego dostępu do aborcji. Jest również przeciwnikiem legalizacji związków homoseksualnych oraz nadania homoseksualistom praw do adopcji dzieci. Poglądy te jednak przeciętny zwolennik Rona Paula uznałby za niewystarczające, uważając że to jedynie dobry początek. Herbaciarze są bowiem zwolennikami powrotu Stanów Zjednoczonych do polityki izolacjonizmu na arenie międzynarodowej, na którą Paul Ryan na pewno by się nie zgodził. Również kwestia przerośniętej biurokracji, państwowego, rządowego etatyzmu, czy Medicare znajduje się na czarnej liście Ruchu Herbacianego.
Jak wyglądałaby władza duetu Mitt Romney i Paul Ryan? Jest to duet, który za wzór ma Ronalda Reagana. Obydwaj panowie są zdecydowanymi przeciwnikami aborcji. Uważają też, że każdy Amerykanin powinien mieć dostęp do broni palnej. Na polu gospodarczym uzupełniają się – z tym, że Ryan jest bardziej prawicowy, wolnościowy w tej materii. W polityce zagranicznej (a w szczególności w polityce bliskowschodniej) są pod silnym wpływem neokonserwatystów.
W wyścigu do Białego Domu obu panom może pomóc ich życiorys. Romney jest kapitalistą, dużym i poważnym przedsiębiorcą z bagażem doświadczenia. Ryan jest pochodzenia średniozamożnego. Był pracowitym studentem ekonomii, któremu zmarł ojciec kiedy jeszcze ten był nastolatkiem. Ryan już w czasach studenckich zajął się polityką na łonie republikańskim. Odbywał wolontariat w biurze republikańskiego senatora z Wisconsin. Po ukończeniu College’u pracował w biurze senatora w Waszyngtonie. Kongresmanem został w wieku 28 lat w 1998 r. Do bycia „w pełni amerykańskimi” staje im na drodze religia. Żaden z nich bowiem nie jest protestantem. Romney jest mormonem, a Ryan rzymskim katolikiem.
Co prawda duet ten nie jest ideałem Herbaciarzy. Jednak należy zaznaczyć, iż jest to dla USA lepszy wybór niż duet Obama-Biden. Wybór demokratyczny nie zagwarantuje Amerykanom wyjścia z kryzysu, a jedynie pogłębienie go, a kto wie czy nie będzie to oznaczało wejście w stagnację. Wybór republikański jest tu jakąś alternatywą dla USA. Istnieje bowiem szansa na uwolnienie gospodarki, być może częściowa redukcja biurokracji. Jednak nie można kompletnie liczyć na ograniczenie wojen i wciąganie w nie państw sojuszniczych przez USA. Nie można również liczyć na ograniczenie wydatków rządowych na wojny, czy programy NASA. Pozostaje zadać pytanie – tak ważne dla USA – czy duet republikański ograniczy kompetencje rządu federalnego na rzecz Stanów?
Pozostawiam czytelnika z pytaniami, na które nie została udzielona odpowiedź. Bo jak jej udzielić skoro wybory jeszcze się nie odbyły, a i jeśli ów duet republikański dojdzie do władzy to będzie można go ocenić dopiero po zakończeniu kadencji. Niemniej jednak jest to pewna szansa dla Amerykanów do wyjścia z kryzysu. Choć linia polityczna tych panów jest dość umiarkowana, a w przypadku Romney’a niepewna – z Ryanem jest zwrócona w dobrym kierunku. Pytanie tylko czy Ci panowie w tym kierunku pójdą. Faktem jest, że o mojej pozytywnej opinii decyduje kandydatura konserwatywnego wolnorynkowca Ryana na stołek wiceprezydenta. Sam Romney nie jest zdecydowanie moim faworytem.
Rafał Korzeniec

5 KOMENTARZE

  1. Jankesi zycie moga uratowac jedynie poprzez likwidacje FED i eksport Bufetow, Rockichfellerow, Buschow i innych hochsztalerow (najlepiej w inna czasoprzestrzen). A na to sie nie zanosi. Swojego „prezia” wybiora chlopcy z wall street i po to jest wlasnie sytem wyborow elektorskich. Rumny i strzelec Rajan sa sztucznymi tworami FED, CIA i FBI, to przebierancy, majacy stworzyc zludzenie demokracji w najbardziej feudalnym kraju swiata (Ruscy majacy podobny ale przynamniej sie nie kryja, ze moze wygrac ktos inny poza klonami carow – Putinem i Miedwiedziem). Obaj „kandydaci” do konca zagraja, by sie na finiszu „nagle wycofac” a na tronie w bialym domku zasiadzie znow jakis wyciagniety z szuflady barak lub inny obamiec. Prosze wrocic do tego posta po „wyborach” i przekonac sie, ze scenariusz byl wlasnie jak opisany dzisiaj. To nic trudnego wiedziec jak bedzie, skoro te manewry powtarzaja sie od 150 lat.

  2. I jeszcze jedna ciekawa sprawa: Mit oRumny ma facjate dziwnie bliska twarzom Busha seniora i jego klona juniora. Moze to tylko przypadek, a moze nie…

  3. Artykuł ten przypomina mi jak wyrwany do „tablicy” na lekcji historii usłyszałem temat: „Ruchy wyzwoleńcze narodu ukraińskiego pod wodzą hetmana Chmielnickiego” – tworzyłem jeszcze bardziej zawzięcie niż autor, a gdy już skończyłem śp. już prof. Tadeusz Lis powiedział: a teraz chłopcze przejdź do tematu…. Czy to koniec siły ekonomicznej Stanów Zjednoczonych? Przypomina mi się Yamamoto z komentarzem obudzenia śpiącego giganta po Pearl Harbor. Dla mnie takim budzącym się gigantem jest właśnie owa Partia Herbaciana. Tutaj gwoli wyjaśnienia – nazwa Herbaciana wzięła się od skrótu nazwy: „Tax Enough Already”, czyli TEA, co znaczy herbata. Podtekstem jest protest herbaciany, czyli „Boston Tea Party”, która była kluczem do rewolucji amerykańskiej. Dlatego zarówno demokraci jak i republikanie starają się nie tylko zminimalizować znaczenie tego społecznego ruchu, a wręcz go zdyskredywać gdyż obawiają się, że może to być początek ruchu, który zrewolucjonalizuje scenę polityczną USA. Co do wolnego dostępu do aborcji to chodzi o fundusze federalne na wspomniene aborcje, bowiem to stany regulują kiedy i do jakiego czasu można te abrcje przeprowadzać. Ktoś może zapytać co ma rząd federalny do spraw łóżkowych… No cóż ani Ryan, ani Romney nic nie mówią o Patriot Act, czyli o ograniczeniach wolności. Stan Montana wprowadził zakaz używania „dronów”, czyli tych samych bezzałogowych samolotów używanych w Afganistanie bez nakazu sądowego. O tym się jednak nie mówi. I jedna prośba, jeśli mogę – dla mnie „herbaciarze” w odniesieniu do tego ruchu jest raczej pejoratywne, prosiłbym więc o coś rozsądniejszego.
    dop.:
    (szmata – szmaciarze)
    „Tax Enough Already” – pol. Wystarczająco Już Opodatkowni

  4. Marko ja słyszałem że wszyscy Amerykańscy prezydenci pochodzą z jakiegoś francuskiego rodu chyba Merowingów
    a jeśli chodzi o bandę złodziei to o wiele bardziej opłacałby się im Obama który ”ratowałby” ich firmy przed upadkiem (pozorowali by problemy a potrzebę wyciągnięcia kasy tłumaczyliby tym że jak firma upadnie to ludzie stracą prace na co lewicowy rząd przecież nie może się zgodzić)skutecznie walczyłby z ich konkurencją poprzez podwyższając płacę minimalną i mnożąc przepisy,utrudniając założenie firmy.Mam nadzieje że jak Romney dojdzie do władzy to nie będzie działał na ich korzyść i postara się ratować dolar albo wprowadzi nową walutę(też dolar tylko że oparty na parytecie złota i bez tych satanistycznych symboli)

  5. Przyznam, że nie wiedziałem iż określenie „herbaciarze” jest pejoratywne. W nomenklaturze lewicowej określenia takie jak „kontrrewolucjonista”, „reakcjonista” również są pejoratywne – a ja jako prawicowiec chętnie z dumą i zapałem nazywam siebie kontrrewolucjonistą i reakcjonistą. 🙂 Może lepszym określeniem na zwolenników TEA party jest konserwatywni libertarianie?

Comments are closed.