Socjaliści, komuniści i wszelkiej maści lewacy budujący przez dziesięciolecia państwa opiekuńcze w Europie obiecują raj na ziemi. Państwo ma zlikwidować nierówności społeczne, zapewnić wszystkim bezpłatny dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji, kultury, zatroszczyć się o obywateli, gdy nie będą mieli pracy albo gdy przejdą na rentę lub emeryturę.
W ten sposób tłumaczy się do dzisiaj konieczność utrzymania wysokich podatków, składek ubezpieczeniowych czy innych danin płaconych na cele publiczne, przeradzającą się niejednokrotnie w zwykłe łupienie obywateli.



Taki proces obserwujemy też w Polsce, gdzie mimo kompromitacji ideologii komunistycznej „troska o najsłabszych” była i jest jednym z najczęściej podnoszonych haseł podczas każdej kampanii wyborczej od 1989 roku. Ta „opieka nad najsłabszymi” ma z góry zjednywać przychylność Kościoła katolickiego, którego jedną z misji jest wszak troska o potrzebujących.
Ale koncepcja państwa opiekuńczego jest skompromitowana. Nie tylko dlatego, że dla socjalizmu punktem odniesienia jest zbiorowość – społeczeństwo, a dla katolików – człowiek. Dla katolików najwyższym dobrem i wartością jest rodzina, tymczasem państwo opiekuńcze najbardziej uderza właśnie w rodzinę, która poddawana jest coraz większej kontroli ze strony urzędników.
Pod pretekstem troski o dobro dziecka urzędnicy ograniczają prawa rodziców ich praw wychowywania lub nawet tych praw pozbawiają. To państwo opiekuńcze dąży do dezintegracji rodziny, zniszczenia jej tradycyjnego modelu. To państwo opiekuńcze legalizuje układy homoseksualne, to państwo opiekuńcze promuje aborcję, eutanazję, eugenikę, pokazując w praktyce, jak troszczy się o tych najsłabszych i bezbronnych. Trudno więc nie zgodzić się z prof. Piotrem Jaroszyńskim, który podczas krakowskiej konferencji „Państwo opiekuńcze a chrześcijaństwo” ostrzegał przed tą pułapką.
Termin „państwo opiekuńcze” ma pozytywne skojarzenia, bo przecież pojęcie „opieki” jest pojęciem dobrze odbieranym przez ludzi. To jednak, z czym mamy teraz do czynienia, trzeba nazwać właściwie państwem nadopiekuńczym.
Model państwa opiekuńczego jest już od dawna nieefektywny, pomoc nie trafia do tych najbardziej potrzebujących, władza odzwyczaja ludzi od samodzielności i troski o najbliższych. Państwo nadopiekuńcze prędzej czy później będzie musiało zbankrutować, bo zaczyna brakować pieniędzy na jego finansowanie, a politycy będą musieli zrewidować swoje programy socjalne. Pozostaną tylko te, które będą najbardziej potrzebne i pożyteczne. Pytanie, kiedy to się stanie i ile jeszcze za to zapłacimy z własnych pieniędzy?
Krzysztof Losz
Artykuł ukazał się w Naszym Dzienniku z 10 września 2012 r.

4 KOMENTARZE

  1. Piszacy nie odroznioa panstwa „opiekunczego” w sensie zaspakajania potrzeb czlowieka na bazie produktu i uslugi od panstwa politycznego rozbijajacego spoleczenstwo. Kolejny ignorant siejacy zamieszanie. Opisal to drugie tylko etykiete przykleil na niewlasciwe drzwi.

  2. … a teraz idę się poużalać na redtube i pornhub, gdzie moje miejsce. Oczywiście jestem trollem rodem z krytyki politycznej i chodzę po forach i wypisuje swoje pierdoły, ale nie mam nic innego do roboty

  3. Jak widac agentura wymysla coraz to nowe sposoby osmieszania prawdy. Podszywanie sie pod kogos to prymitywny sposob, ale na lepszy tego pajaca nie stac.

  4. Prawdę powiedział chiński filozof Konfucjusz, że “kto trzęsie drzewem prawdy, temu spadają na głowę obelgi i nienawiść”.

Comments are closed.