Nareszcie spłaciliśmy długi zaciągnięte za czasów Edwarda Gierka czyli prawie czterdzieści lat temu. Można się domyślać, że nasi rządzący uznają to za swój sukces, wszak owe długi były niechcianą spuścizną z poprzedniego ustroju, symbolem sztucznie kreowanego prosperity naszego ubogiego socjalistycznego kraju. Niestety raczej nie ma się z czego cieszyć, długi Gierka to niewielka kwota w porównaniu z długami zaciągniętymi za czasów ekipy Tuska.
Kredyty zostały zaciągnięte przez ekipę Edwarda Gierka od połowy lat 70-tych do początku lat 80-tych. Pieniądze przeznaczone były na inwestycje w przemyśle. Dzięki modernizacji miały wzrosnąć wpływy z eksportu, co miało wystarczyć na spłatę zobowiązań, co więcej nasi zachodni wierzyciele również dali się takiej argumentacji przekonać.
Wcześniej polskie zadłużenie zagraniczne było bardzo niewielkie, wynosiło zaledwie 1 mld dol. W 1980 roku wzrosło do 25,5 mld. Potem zaczęła się tzw. pułapka zadłużenia, gdyż brakowało dewiz na jego spłatę. Została więc zawieszona do 1994 roku. Nie zaciągano już nowych długów, ale zadłużenie rosło razem z odsetkami.
W latach 90-tych sprawę spłaty uznano za kluczową, gdyż od tego zależała wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej. Rozpoczęły się więc rozmowy na temat restrukturyzacji i redukcji zadłużenia. Początkowo udało się osiągnąć zamierzenia tylko z tzw. Klubem Paryskim, skupiającym wierzycieli rządowych. Było to w 1991 roku. Klub Londyński (wierzyciele prywatni) nie chciał się zgodzić na takie warunki, zrobił to dopiero 3 lata później. Dzięki tym umowom zadłużenie zostało zredukowane o blisko połowę z uwzględnieniem odsetek. Resztę spłaty rozłożono w czasie. Ostatnią ratę spłacono w ostatnich dniach i wyniosła ona nieco ponad 297 mln dol.
Jeden dług mamy z głowy, niestety ciąży na nas znacznie większy dług zaciągnięty przez panów Jacka Rostowskiego i jego przełożonego Donalda Tuska, a także ich poprzedników w III RP. Obecny rząd działa w myśl zasady „zastaw się a postaw się” i tym właściwie przypomina Gierka. Nie ma znaczenia czy inwestycje się opłacają. Tak jest np. z nieszczęsnym Stadionem Narodowym, na którym nie będą nawet rozgrywane mecze ligowe, tylko, jak to ujęła ostatnio minister Joanna Mucha, „pomniejsze imprezy”, które nie będą w stanie utrzymać obiektu. Podobnie jest zresztą z innymi stadionami, mającymi problem z frekwencją nawet podczas meczów ligowych. Trzeba będzie do nich dopłacać. Kolejny przykład to drogi budowane za ogromne pieniądze, za które i tak przy wjeździe trzeba nierzadko płacić, nie mówiąc już o ciągłych remontach nawet świeżo oddanych do użytku odcinków.
Ile tak naprawdę wynosi dług Polski nie wiadomo. Oficjalnie za rządów Platformy Obywatelskiej wzrósł o 400 mld. zł. Już ta liczba pokazuje, że dług Gierka to przy nim pikuś. Skoro kilkadziesiąt miliardów spłacano blisko 40 lat to tylko te 400 mld. będzie spłacane ze 300 lat, wszak odsetki cały czas rosną.
ISz
Pytanie: skad udzielajacy Gierkowi pozyczek mieli na to az takie sumy? Odp jest prosta: z powietrza. Rzad francuski czy inny bzdet puszczal w ruch maszyne drukarska i drukowal tyle, ile chcial. Kto mogl mu zabronic? odp: nikt. Prywatni inwestorzy? Spojrzmy na nazwiska: Bufet(owy), Dawid R., pewien baron Rot itd. Skad mieli miliardy? Odp: z nikad. Sami je sobie drukowali w piwnicy na Manhatanie. Czy pieniadz nie istniejacy mogl spowodowac „dlug”? Odp. jest prosta: nie. Pytanie wiec: dlaczego go ktos realnie splacal? Odp: ?
Comments are closed.