W czwartek 31 stycznia Trybunał Konstytucyjny orzekł, że tzw. „janosikowe”, czyli dopłata przez bogatsze gminy na rzecz subwencji ogólnej dla gmin biedniejszych, jest zgodne z Konstytucją i nie narusza zasad samorządności.




Wyrok doczekał się licznych komentarzy, ale odnoszę wrażenie, że żaden z nich nie dotyka istoty problemu. A jest co dotykać 🙂
Aby nie marnować czasu i słów, poniżej w dużym skrócie opis, czym jest tzw. „janosikowe”:
Gminy osiągające dochód w wysokości półtorakrotnie przekraczający średni dochód gmin w Polsce ponoszą opłatę, z której towarzysz minister od banknotów wypłaca subwencję gminom, które mają określony w ustawie odpowiednio niski dochód.
Tyle zasada, teraz będą szczegóły. Przede wszystkim gminy nie mają dochodu, a jedynie udział w podatkach. Dwa – praktycznie poziom zamożności gmin, jako że liczony jest w odniesieniu do budżetów rocznych, odnosi się do danych archiwalnych, które niekoniecznie muszą aktualne w chwili poboru opłaty. Trzy – opłata jest bezzwrotna, przymusowa, płatna rządowi i niepowiązana ze świadczeniem wzajemnym. Spełnia zatem cechy podatku i tak trzeba ją nazywać. Subwencja jest bezzwrotna i dawana według uznania (to akurat towarzysze sędziowie z TK zakwestionowali) – wystarczy wystawić łapę. Potocznie na taki datek mówi się „jałmużna”.
Zatem jeszcze raz powrócę do zasady, tłumacząc ją jeszcze bardziej na polski:
Rząd nakłada re-podatek na wpływy z podatków w gminach dobrze zarządzanych, żeby według uznania wypłacić z tego jałmużnę gminom źle zarządzanym, pobierając prowizję w postaci kosztów utrzymania tego systemu, płatną na rzecz urzędników podległych towarzyszowi ministrowi od znikania forsy.
To wciąż nie jest istota rzeczy. Zatem zasada „janosikowego” jeszcze raz i jeszcze bardziej po polsku:
Rząd zabiera pieniądze tym obywatelom, którzy pracują i pracują wydajnie, żeby część pieniędzy dać tym obywatelom, którzy nie pracują albo pracują nieefektywnie. Urzędnicy, który wprawiają w ruch tę aparaturę, dostają za to udział w haraczu. To nie jest wynagrodzenie, bo wynagrodzenie należy się za pracę, a nie za wykonywanie niepotrzebnych działań, których sens wynika wyłącznie z ideologii narzuconej ustawą.
Można jeszcze prościej. Ostatnia odsłona „janosikowego”, tym razem bezpośrednio nawiązująca do góralszczyzny:
Dajcie, panocku, pieniążki, bo przypierdolę ciupaską, hej!
Właśnie to usankcjonował TK jako zgodne z Konstytucją. W sumie nie wiadomo, kogo tu bardziej winić – zmurszałych sędziów z TK, w większości wychowanych na marksizmie-leninizmie, czy samą Konstytucję realizującą zasady, za które towarzysz Che Guevara oddał życie. Cudze życie, rzecz jasna, bo nie swoje – jak zresztą każdy komunista.
Skutek rozstrzygnięcia Trybunału i samej działania ustawy jest trojaki. Po pierwsze karze się gminy, które potrafią tworzyć warunki do inwestowania, za zaradność. Po drugie w zamian nagradza się gminy, które nie potrafią albo nie chcą tworzyć takich warunków, za bezradność lub lenistwo. W efekcie ustawa przesuwa środek ciężkości wydawania pieniędzy z inwestycji na konsumpcję, czyli premiuje wydawanie pieniędzy kosztem oszczędzania (bo kapitał inwestycyjny to skumulowane oszczędności). Trzeci skutek, równie groźny, to antagonizowanie samorządów. Zamiast skupić się na potrzebach obywateli, samorządy zajmują się walką między sobą o pieniądze. Tak rodzi się zawiść – nieodłączna siostra biedy, korupcji i bezrobocia, sztandarowych produktów polskiego i międzynarodowego socjalizmu.
Wygrała strategia dziada proszalnego – koncepcja państwa, w którym gloryfikuje się łapę wyciągniętą po jałmużnę, a pogardza się pracą. Trybunał Konstytucyjny może pogratulować sobie znaczącego udziału w tej destrukcji polskiej gospodarki i samorządności. Ciekawe tylko, jak TK odniósłby się do ustawy, która sędziom tegoż Trybunału zabierałaby, poza podatkami, ekstra 20% wynagrodzenia, żeby je rozdać paniom bibliotekarkom w gminach wiejskich. Przypuszczam, że wówczas towarzysze sędziowie mieliby pewne wątpliwości. Solidaryzm (inna nazwa socjalizmu) jest piękną ideą – tym piękniejszą, w im większym stopniu finansowaną z cudzych pieniędzy.
A co by było, gdyby któregoś roku Warszawa, Kraków albo inne duże miasto, odmówiły zapłaty haraczu? Przeciętnego Kowalskiego za niepłacenie podatków może zatrzymać NKWD (ukrywające się pod nazwą urzędu skarbowego, policji itp.), a co aparat władzy radzieckiej zrobi miastu? Rozstrzela radę miejską, posadzi prezydenta na krzesło elektryczne czy zagazuje wszystkich mieszkańców? Może warto spróbować nie zapłacić, bo może tak naprawdę towarzysz premier i towarzysz minister od zabierania szmalu mogą was w dupę pocałować?
Bo pamiętajcie – was wybrali obywatele bezpośrednio! To nie towarzysz przewodniczący partii dał wam miejsce na liście. To my, obywatele gminy, was wybraliśmy. I to naszymi pieniędzmi zarządzacie.
Paweł Budrewicz
Autor jest radcą prawnym i ekspertem Centrum im. Adama Smitha. Prowadzi bloga stopsocjalizmowi.pl

4 KOMENTARZE

  1. Bzdura! Nie porównuj drogi autorze Warszawy z jej infrastrukturą, bankami tu działającymi i centralami wielkich koncernów do ubogiej wioski np. pod Białymstokiem! W stolicy bez względu na wszystko prywatny kapitał lokuje kasę, gdyż ma dworce, koleje, lotniska, busy, drogi itp. W ubogich regionach, które musiały pozamykać tzw. PGR-y, a z których żyli ich mieszkańcy nie mają takiej siły przebicia. Dobrym przykładem jest podkarpackie- notabene drogi autorze beneficjent tego haraczu, jak to nazwałeś. Region za komuny odpowiadał za sprzęt zbrojeniowy i lotniczy lecz wielki napędzający przemysł upadł i ludzie zostali na lodzie. Dlaczego więc ci, którzy zarabiają więcej nie mają dawać tym, którzy mają mniej albo wcale z tego tortu. Wyrównujmy jakoś szansę na życie społeczeństwa w całym kraju. Na koniec- jeżeli uważa Pan, że chwalebne władze Warszawy świetnie pracują w przeciwieństwie do biednego burmistrza z tzw. Pcimia Dolnego, to chyba jest Pan oderwany od rzeczywistości drogi autorze lub mieszka w L.A lub N.Y!

  2. Szanowny towarzyszu belzebub zapomniałeś, że PZPR się już skończył, choć niektóre odłamki tego towarzystwa jeszcze się panoszą w IIIRP i próbują narzucać swoją ideologię Państwu.

  3. Towarzyszu belzebub, za pracę się pan weź. Ja wiem, że okradanie innych cudzymi rękami jest łatwiejsze, ale jak się towarzyszowi nie podoba, to niech się towarzysz przeprowadzi do bogatszego regionu, i pracuje na innych, wtedy może towarzysz ten podatek chwalić i dumę odczuwać. I zanim mi towarzysz zarzuci brak współczucia i bogactwo – mieszkam w Świętokrzyskiem. I mimo to jakoś się nie czuję szczęśliwy, że ktoś kradnie na rzecz mnie.

  4. Wyrównywanie dysproporcji w bogactwie narodów i regionów jest dla mnie naturalne, gdyż nie każdy dysponuje jakimiś dobrami, które są w cenie. Nie rozumiem jak można opowiadać się przeciw takiej polityce? Przecież lepiej mieć sąsiadów (regiony- państwa) dobrze sytuowane niż obserwować pod własnym nosem ich biedę!. Z kim chcecie coś organizować, kupować, sprzedawać w sytuacji kiedy ci biedniejsi nic nie mają do zaoferowania? Jako mieszkaniec stolicy nie mam nic przeciwko temu, żeby miasto wspierało innych, bo wiem, że nie mają podobnych możliwości co Warszawa!

Comments are closed.