W swojej książce o dość prowokacyjnym tytule „Koniec pracy”, Jeremy Rifkin dołącza do gromady socjalistycznych pesymistów, którzy twierdzą, że zaawansowana technologia prowadzi do koncentracji bogactwa w rękach „elit”, a co za tym idzie, powoduje bezrobocie wśród mas. Niektórzy krytycy utrzymują, że jeśli dalej tak będzie to w niedalekiej przyszłości dosłownie zabraknie pracy.


Ci techno-pesymiści są w błędzie. Praca raczej ciągle się rozwija, a nie kończy. Nowe technologie zmieniają wymagania co do umiejętności pracowników, ale nie czynią ich bezużytecznymi. Technokratyczny chochoł skonstruowany przez krytyków technologii jest komiczny w swej prostocie. Technologia sama w sobie nie niszczy miejsc pracy. Mimo to wciąż jesteśmy zalewani łamiącymi serce historyjkami o nikczemnikach, którzy stosując nowe technologie wykluczają z rynku pracy coraz to większe rzesze ludzi.
Jednym z takich oskarżeń była seria artykułów autorstwa Donalda Barletta i Jamesa Steele’a zatytułowana: „Ameryka: Kto skradł sen?”. Ukazywała się ona w amerykańskich gazetach latem 1969 roku. Ta 10-częściowa seria to humorystyczne historyjki opowiadające o tym, jak to w wyniku wprowadzania nowych technologii usuwano pracowników z pracy. Właściwie w każdym przypadku Barlett i Steel posługiwali się przykładem zwolnionego pracownika, aby udowodnić swoją nie popartą żadnymi faktami regułę. Te historyjki o osobistej tragedii przypominają wydarzenia sprzed wieku, kiedy to Amerykanie opuścili swoje farmy i zamienili je na pracę w fabrykach. Nie brakowało takich, którzy usiłowali zachować rolniczy styl życia opierając się nadchodzącej industrializacji. Ich próba została zakończona fiaskiem. W 1790 roku rolnicy stanowili 90% populacji, a w 1900 już tylko 38%.
Obecnie zaś niewiele ponad 2% Amerykanów to rolnicy. Jednak spadek ten nie oznacza „końca pracy”. Choć wielu farmerów odczuło boleśnie utratę pracy, nowe możliwości związane z nadchodzącą erą przemysłową mocno zrekompensowały te krótkoterminowe zaburzenia. Dziś uderza nas podobieństwo między farmerami z przełomu XIX-XX wieku i pozbawionymi pracy robotnikami u progu XXI wieku. W obu przypadkach mamy do czynienia z nagłym, lecz krótkoterminowym dyskomfortem siły roboczej, w czasie, gdy wielu robotników dostosowywało się do nowych, korzystniejszych warunków zaistniałych na skutek zmian technologicznych.
Wielu teoretyków społecznych usiłuje opisać tę zmianę nazywając ją „erą przemysłową”, „erą informacyjną”, a nawet „erą postmodernistyczną”. W dzisiejszym społeczeństwie znajomość oraz umiejętność przetwarzania informacji stały się rzeczami kluczowymi dla sukcesu ekonomicznego. Pracownicy, którzy nie spełniają tego wymagania mogą doświadczyć cierpień i niepokojów. Pomimo tego materiał dowodowy przeciwstawia się apokaliptycznemu gadaniu bez ładu i składu Rifkina i jego towarzyszy, którzy obawiają się, że zaawansowane technologie zniszczą wszystkie miejsca pracy.
Fatalistyczne wizje przyszłych możliwości pracy w Ameryce roztaczane są już od 200 lat. Technologia (wraz ze swym „zbrodniczym” partnerem – globalizacją) jest obwiniana o niszczenie rynku pracy.
Jednak jak dowodzi Perry Pascarella „Technologia została stworzona przez ludzi celem wspomagania nas w pracy … Technologia nie daje nam obietnic poprawy życia. Daje nam jednak siłę ekonomiczną, którą możemy wykorzystać do poprawy naszego życia w wymiarach ekonomicznych”. Historia ludzkości była niejednokrotnie świadkiem wprowadzania nowych technologii, które drastycznie zmieniły nasz sposób pracy. Rozważmy krótkie przykłady cytowane przez Michaela Rotschilda w „Ekologii”:
1. Ruchoma prasa drukarska Gutenberga w roku 1440 została entuzjastycznie przyjęta za udostępnienie szerokim warstwom społecznym informacji i rozprzestrzenianie religii wśród mas. Jednak z techno-pesymistycznego punktu widzenia, wynalazek Gutenberga stał się przekleństwem biznesu skrybiarskiego, który zaledwie w ciągu kilku lat zredukowany został o 98%. Jednak ten postęp otworzył możliwości pracy, o których wcześniej nie można było nawet marzyć.
2. Wynalezienie w Brytanii na początku XIX wieku „krosna z napędem”, pozwoliło, dzięki maszynom parowym, na masową produkcję tkanin. Operatorzy ręcznych krosien zostali usunięci poprzez wprowadzenie tej nowej technologii. Pełni obaw o swoje dalsze życie usiłowali powstrzymać postęp technologiczny niszcząc nowe maszyny. Ludyci – jak ich nazywano – gdyby im się powiodło, powstrzymując wejście nowych krosien do produkcji, uniemożliwiliby poprawę wydajności brytyjskiego przemysłu tekstylnego, obniżenie cen i otworzenie nowych rynków.
3. Na początku XX wieku, podczas tworzenia tysięcy nowych miejsc pracy w przemyśle samochodowym, rodzący się silnik zasilany paliwem spalanym wewnętrznie spowodował spustoszenie w przemyśle produkującym pojazdy bezsilnikowe: pomiędzy 1909 a 1919 rokiem zatrudnienie w tym przemyśle spadło z 70 do 26 tys. zatrudnionych. Jednak zatrudnienie w nowym przemyśle samochodowym wzrosło z 85 do 394 tys. Znacznie przewyższyło to liczbę utraconych miejsc pracy w obumarłym przemyśle powozowym.
4. Zatrudnienie w przemyśle telegraficznym osiągnęło 87 tys. pracowników w 1929 roku. W latach 70-tych nastąpił jednak gwałtowny spadek do 24 tys. Lecz należy tutaj rzucić okiem na przemysł telefoniczny, za sprawą którego do 1970 roku powstało 536 tys. miejsc pracy. W tym miejscu pomocnym będzie nieco bliższe przeanalizowanie rozumowania współczesnych technologicznych pesymistów.
Tak więc rozważmy:
1. Kłamstwo: Jeremy Rifkin twierdzi, że ogół bezrobotnych, którzy utracili nagle pracę, w Ameryce Płn. wzrasta z dnia na dzień. Rzeczywistość: Jest to nieprawda. Alan Reynolds informuje, że od 1991 roku w Stanach zlikwidowano co prawda 14 mln miejsc pracy, jednak powstało 15 mln. nowych.
2. Kłamstwo: Rifkin utrzymuje również, że „Choć tworzy się nowe miejsca pracy w Stanach, pozostają one w sektorach nisko opłacanych i dają tylko tymczasowe zatrudnienie. Rzeczywistość: W ciągu ostatnich lat, wzrost ilości miejsc pracy w sektorze usługowym objął wysoce opłacane zawody menadżerskie, jak i zawody profesjonalnych specjalności.
3. Kłamstwo: W swej książce z 1997 roku „Zmiana w pracy” Peter Capelli twierdzi, że od połowy lat 80-tych „Bardzo trudno jest zwolnionym pracownikom znaleźć nową pracę”. Rzeczywistość: Według ostatnich statystyk większość zwolnionych pracowników, bardzo szybko zaczyna zarabiać o wiele większe pieniądze niż przedtem. Badanie z sierpnia 1996 roku wykazało, że zwolnieni menadżerowie i pracownicy stanowisk kierowniczych znajdowali pracę z takimi samymi, a nawet wyższymi zarobkami w ciągu bardzo krótkiego czasu (przeciętnie ok. 3 miesięcy).
4. Kłamstwo: Barlet i Steel twierdzą, że po amerykańskim pracowniku największym przegranym jest właściciel małego biznesu. W przeciwieństwie do wielonarodowych korporacji, które zamykają fabryki i przenoszą produkcję za granicę, by zyskać na taniej sile roboczej, małe firmy rzadko posiadają tę możliwość. Rzeczywistość: Małe interesy są głównym źródłem zatrudnienia w amerykańskiej gospodarce ery informatycznej. Administracja Drobnej Przedsiębiorczości odnotowuje, że biznesy zatrudniające mniej niż 500 pracowników, stanowią 54% wszystkich miejsc pracy w USA. Jedna z firm zajmujących się badaniem rynku – Cognetics – szacuje, że istnieje ok. 300 tys. firm amerykańskich zatrudniających mniej niż 50 osób.
5. Kłamstwo: Rifkin mówi: „Faktem jest, że choć mniej niż 1% wszystkich amerykańskich firm zatrudnia 500 bądź więcej pracowników, to firmy te zatrudniły 41% wszystkich pracowników sektora prywatnego pod koniec ostatniej dekady. Ale to również te gigantyczne korporacje zasilają rzesze bezrobotnych”. Rzeczywistość: Pomimo wielu publikacji na temat zwolnień w wielkich firmach takich jak AT&T, firmy te generalnie nie dokonują tylu zwolnień, o jakie posądzają je krytycy. Ostatnie badania przeprowadzone przez Amerykańskie Stowarzyszenie Kierownicze odkryły, że chociaż 2/3 z 1003 większych przebadanych firm w 1995 roku firm przeprowadziło w przeszłości przynajmniej raz redukcję etatów, to od 1989 te 2/3 tych 1003 firm zatrudniło tyle samo lub nawet więcej pracowników w czerwcu 1995 roku, ile w styczniu 1990.
6. Kłamstwo: Rifkin twierdzi, że „Mężczyźni i kobiety, którzy jeszcze kilka lat temu zarabiali powyżej 30 tys. $, obecnie mogą uważać się za szczęściarzy jeśli uda im się dostać posadę stróża czy ochroniarza za 5$ za godzinę. Dla nich i ich rodzin powojenny sen o byciu częścią klasy średniej umarł. Rzeczywistość: Cytując badania Uniwersytetu w Michigan dotyczące dynamiki przychodów, Michael Cox – ekonomista Banku Rezerw Federalnych – dowodzi, że zarobki amerykańskich robotników rosną. Odnotowuje on, że tylko 5% tych, którzy zaczynali pracę znajdując się w grupie najgorzej opłacanych, pozostało w tej grupie do 1991 roku. Co więcej, 4 na 5 Amerykanom w tej grupie udało się wejść do klasy średniej, a 30% osiągnęło górny pułap zarobków do wczesnych lat 90-tych. Prawdą jest, że zarobki ludzi z wykształceniem najwyżej średnim spadają, co oznacza, że robotnicy nisko wykwalifikowani stają twarzą w twarz z olbrzymim wyzwaniem, które może zrazić i odstraszyć.
Techno-pesymistyczne interpretacje statystyki ekonomicznej są jednak jednostronne. Potworne stwierdzenie, że komputery niszczą miejsca pracy nie jest poparte żadnym materiałem dowodowym. Typowa analiza pesymistyczna ukazuje, że pracownicy amerykańscy są permanentnie pozostawiani w tyle, w miarę jak produkcja zostaje zautomatyzowana. W miarę, jak komputery będą w coraz większym stopniu integrowane z amerykańską siłą roboczą, argument o rosnącej bezużyteczności człowieka wciąż będzie żywy.
Jakkolwiek zbyt wcześnie, by tego dowodzić, szczególnie w świetle historii. Być może upłyną lata zanim komputer, główne narzędzie przeobrażające, zostanie w pełni połączony z gospodarką. Paul Davis szacuje, że przyswajanie – liczącej niemal wiek – zmiany z technologii parowej na elektromechaniczną zajęło nam więcej niż 50 lat. Niektóre z najkorzystniejszych wpływów technologii elektromechanicznej, zwłaszcza w kategorii rosnących możliwości pracy, nie miały miejsca przez 2/3 czasu, który został pochłonięty na to przeobrażenie. Pracownicy przekwalifikowywali się, by znaleźć pracę w nowej rzeczywistości ekonomicznej, w taki sam sposób, w jaki robili to podczas poprzednich rewolucji ekonomicznych. Podobnie dzisiejsza rewolucja komputerowa, która ustanawia nową strukturę, nie zaś niszczy siłę roboczą. Oczywiście pesymiści wierzą, że nawet przy masowym przekwalifikowaniu i edukacji część zawodów zniknie.
Perry Pascarella twierdzi jednak, że pesymizm jest grą, w którą łatwo jest grać ponieważ katastrofa technologiczna zawsze zdaje się czyhać tuż za rogiem. Krytycy społeczni od zawsze ostrzegali o zbliżającej się, technologicznej katastrofie, która miała przybrać postać nuklearnego nieszczęśliwego wypadku, katastrofy ekologicznej, czy też innego kataklizmu. Jednak wciąż żyjemy.
Niewątpliwie bliska i odległa przyszłość ekonomiczna Ameryki nie będzie usłana różami. Istniejąca polityka rządu stanowi barierę dla rynkowego procesu „kreatywnej destrukcji”, która stworzyłaby nowe możliwości w nowej gospodarce.
Żyjemy w gwałtownie zmieniającym się, konkurencyjnym na światową skalę rynku technologicznym. Społeczeństwo znajduje się w połowie drogi wielkiej transformacji, od ery przemysłowej do ery informacyjnej. Warto „rzucić okiem” na nadchodzącą przyszłość. Jednak techno-pesymiści używają w tym celu okularów, które są zbyt stronnicze, by mogły dać obraz choćby odrobinę zbliżony do rzeczywistości. Choć nic nie jest pewne jedna przepowiednia z dużym prawdopodobieństwem spełni się: praca się nie skończy.

Donald K. Jonas

Tłum. Agnieszka Łaska

(Tekst pochodzi z miesięcznika „The Freeman” i publikowany jest za zgodą The Foundation for Economic Education Po raz pierwszy polskie tłumaczenie ukazało się na Stronie Prokapitalistycznej w 2001 roku)

7 KOMENTARZE

  1. Dwa okreslenia cisna sie niechybnie: belkot i tania propaganda. Problem nie polega na tym, ze zniknie praca tylko na tym, ze postep technologiczny pozbawijacy pracy ludzi nie jest „rekomensowany” np. zatrudnieniem w uslugach, ktore oferuja nieskonczona wrecz ilosc miejsc pracy. Ludzi wysyla sie na glodowe zasilki (Hartz IV w DE jako przyklad) a super kapitalizm celujacy w maksymalizacje zysku nie jest zainteresowany powiekszaniem rzeszy zatrudnionych a tych ktorzy maja jeszcze „prace” wysysa do granic mozliwosci (1 Euro job w DE jak przyklad – czyli praca za 1 euro/godz). Sam artykul i jego historyjki na poziomie przedszkola. Skierowany do niemyslacego motlochu, typowa stalinowska propagandowka. Fakty sa inne. Kto je zna nie smieje sie a jedynie wk…ia. To znak jak upadl ten swiat. Wciskanie kitu stalo sie motywem przewodnim w czasach Ipodow i innych tego typu wynalazkow.

  2. Drukowanie polemicznych wypowiedzi z duzym poslizgiem w czasie ma to do siebie, ze tezy artykulu moga byc juz nieaktualne. Artykul Jonesa zostal opublikowany w koncowych latach boomu amerykanskiego, ktory skonczyl sie wlasnie w roku 2001. Praktyka lat nastepnych wykazala slusznosc tez przez niego potepionych. Mechanizacja prac, robotyzacja ciagow produkcyjnych oraz eksport miejsc pracy do Azji i Ameryki Pld spowodowal powstanie systemowego bezrobocia w USA (ale takze w Polsce), ktorego konca nie widac. Populacje krajow uprzemyslowionych sa zbyt duze aby mogly znalezc zatrudnienie w malejacej ekonomii.

  3. @Marko: towarzyszu Marko, jak zwykle siejecie tu komunistyczne brednie. Leki wzięliście już?

  4. 75% zatrudnienia gospodarki amerykanskiej od ponad 30 lat to uslugi. Internet wycial w ostatnich latach znaczna czesc tych zawodow. Sprzedawcy, brokerzy, dziennikarze. Miejsa pracy powstale w to miejsce (kurierzy, magazynierzy, kierowcy, informatycy) raczej nie rekompensuja tych strat.
    Jestem zdania ze dawny sen przeszlosci ze maszyny beda wykonywac za nas wiekszosc prac stanie sie rzeczywistoscia, ale nie slodka. Bo maszyny beda nalezec do duzego kapitalu a duzy kapital dzielic sie z nami nie bedzie.

  5. Pan KG potwierdza zatem slusznosc od dawna gloszonej tezy, ze kapitalizm ze swoim wolnym rynkiem to system zlodziejski i dobry jedynie dla waskiej grupy posiadaczy (zwykle droga przestepstwa jawnego lub nie). Jedyny ratunek dla populacji to panstwo gospodarcze, dzialajace w formie spolki akcjynej, a akcjonariusze to obywatele tej SPOLKI, dzielacy miedzy siebie jej wytwory (produkt i uslugi). W tej formule nie ma bezrobocia, nie ma ZUS i debilnych skladek emerytalnych, podatku VAT i tysiecy innych wynalazkow Ligi Oszustow, pasozytujacej na glupocie i naiwnosci obywateli swiata.
    P. Bobola nie ma racji w koncowce tego co pisze – moge to panu latwo udowodnic, ze wysokie zatrudnienie w dobie postepu technologicznego jest mozliwe a wszystko zalezy od checi tworcow panstwa. Ja np. chce miec osobistego lekarza, masazyste, dietetyka, doradce duchowego, speca od komputerow, nauczyciela jezyka obcego …lista moglaby byc dluga. I nie jestem jedyny, ktory chce to miec. Bezrobocie to nie problem gospodarczy tylko polityczny. W gruncie rzeczy wcale go nie ma. Nie ma tylko woli do stworzenia miejsc pracy. Pomijam juz te wszystkie kobiety, zmuszone do zarabiania na utrzymanie, kosztem rodziny i dzieci. Odejscie tych kobiet od „feminizmu” i powrot do rodziny „odciazy! rynek pracy w co najmniej 40-50 %.

  6. Niesamowite, jaką towarzysze wykazują odporność na fakty. Wspomniana już branża internetowa wygenerowała w ciągu ostatnich 10 lat kilkadziesiąt zawodów, o których nikt wcześniej nigdy nie słyszał – od tworzenia stron internetowych poprzez pozycjonowanie, a na marketingu w mediach społecznościowych skończywszy. I w większości nie są to prace ani tanie, ani tymczasowe.
    Ale wy, socjaliści, już tak macie – im bardziej teoryjka nie pasuje do faktów, tym gorzej dla faktów. Grunt, żeby świadomość zaostrzającej się walki klas nie została naruszona.

  7. tak pracy nigdy nie zabraknie, jednak to podejście długofalowe. Skończcie z tym idiotycznym hasłem, że chcący np. Stoczniowiec przekieruje swoje umiejętności w pięć minut na pozycjonowanie czy tworzenie www. Na to potrzeba czasu, którego dorośli ludzie nie mają ze względu na potrzebę zarabiania i wykarmiania rodziny. Tusk, Pawlak, Kaczor, Buzek, Lewandowski zamykając stocznie, kopalnie, fabryki, cukrownie też tak myśleli i efekt z rosnącym bezrobociem gotowy. Ludzie w wieku mocno produkcyjnym tracą robotę z dnia na dzień i potrzebują kasy aby zapłacić prąd, gaz, czynsz a nie głupich szkoleń w celu powiedzenia im o tym co wiedzą. Po takim szkoleniu nikt biznesmenem nie zostanie, gdyż na to potrzeba środków, którym szkolonym brakuje. W przeciwieństwie do tych, którzy za te pseudo szkolenia biorą…drogie dzieciaki!

Comments are closed.