W dniu wczorajszym kilkuset ludzi demonstrowało przed siedzibą radiowej Trójki „w obronie miejsca pracy” zwolnionego właśnie szefa tego radia, red. Krzysztofa Skowrońskiego. Mimo, że zebrało się tam całkiem pokaźne grono ludzi, których lubię czytać albo słuchać, to ich postawa w tej sprawie mnie zdumiewa.

Od tygodni widmo zwolnienia z posady szefa radiowej Trójki red. Krzysztofa Skowrońskiego nie schodziło z czołówek publicystyki i serwisów informacyjnych. Odwołają go, czy zostawią? Zwolnią mimo obrony ze strony znanych kolegów, czy pójdą na żywioł? Ostatecznie został odwołany. No i cóż z tego? Jego poprzednik, czy ktoś w ogóle pamięta jak się nazywał, został odwołany w oparciu o te same procedury decyzyjne jak red. Skowroński. Poprzednicy poprzednika red. Skowrońskiego również. W czym zatem problem, skąd robienie newsa z faktu, że jeden człowiek traci pracę w radiu? Całe banki bankrutują, szefowie wielkich korporacji lądują z dnia na dzień na bruku, tysiące zwykłych ludzi dostaje wypowiedzenie z pracy, a tu taka walka o zachowanie jednego „miejsca pracy”. Doprawdy zdumiewające.

Jak można było obejrzeć z relacji TV na portalu fronda.pl dziennikarze i przyjaciele red. Skowrońskiego zebrali się na demonstracji „w obronie standardów”, „poparciu dla wymazanych i skreślonych”, przeciw „bolszewickim metodom”.

Wszystko fajnie, ale red. Skowroński został przez kogoś zatrudniony na stanowisku z jakiego go teraz zwolniono. Czy zatrudnienie go oznacza, że miał tam mieć zapewnioną egzystencję do emerytury? Czy gdyby został zwolniony za rok, byłoby już ok.? Czy dopiero za dwa, albo pięć lat? Kiedy zwolnienie jest zgodne „ze standardami”, a kiedy nie?

A zresztą, skoro prawdą jest co wszyscy demonstranci mówili o zwolnionym dziennikarzu, to raczej na brak ofert pracy nie będzie mógł narzekać. Wręcz będzie mógł w nich przebierać niemal do woli, jego pozycja rynkowa zdecydowanie rośnie, więc czemu chcą hamować jego rozwój?

O co więc naprawdę chodzi w tym zwolnieniu i całej otoczce wokół niej? Zdaje się, że najtrafniej wypowiedział się w tej kwestii Jan Pietrzak, który powiedział, że zwolnienie red. Skowrońskiego to zamach na wolność słowa. Bo według niego, „wolność słowa to nie wolność mówienia do ściany, albo żony, ale do kogoś. (…) Że ma się instrument”. Święta prawda.

Nie jestem doradcą inwestycyjnym, ale w tej sytuacji aż prosiłoby się o zrzutkę na nową radiostację dla red. Skowrońskiego, który to podobno „wydobył Trójkę z niebytu radiowego”. Dlaczego koledzy po fachu protestują zamiast wyłożyć pieniądze, dać gościowi instrument i niech rozwija biznes, niech robi jeszcze lepsze radio niż Trójka. Niech wszyscy inwestorzy zarobią i niech słuchacze mają radio, jakiego jeszcze nie mieli. W czym problem, panowie?

Wydaje się, że nie miał racji red. Sakiewicz, który wskazywał, że miejsce protestu, czyli siedziba radia, nie jest odpowiednim miejscem, gdyż właściwym miejscem powinna być siedziba Agory. Tymczasem, moim zdaniem protest powinien odbyć się w zupełnie innym miejscu; np. przed siedzibą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To ona bowiem na mocy ustawy uchwalonej przez sejm ma prawo do przydzielania koncesji radiowej. Organem właściwym w sprawach koncesji jest Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który podejmuje decyzję w sprawie koncesji na podstawie uchwały Krajowej Rady. Uchwała samej Rady nie jest decyzją administracyjną, więc nie przysługuje od niej odwołanie. Tu dochodzimy do meritum: wolność słowa w Polsce jest krępowana tym, że red. Skowroński nie może ot tak, po prostu założyć radia, lecz musi uzyskać koncesję radiową.

Ci, którzy tak protestują przeciw jego zwolnieniu powinni protestować przeciw obowiązującemu prawu, które reglamentuje to, o czym mówił p. Jan Pietrzak. Mówić do żony czy ściany bezpośrednio lub przez ścianę można do woli, ale mówić do żony przez radio wymaga zgody kilku panów z KRRiTv. Absurd? Nie, polska, smutna rzeczywistość.

Nie żal mi zatem red. Skowrońskiego i jego radia. Żal mi tego, że skądinąd zacni ludzie dają się wciągnąć w jakąś swoistą grę, która nie ma nic wspólnego z obroną standardów wolnego słowa, lecz wręcz przeciwnie. Zwolnienie czy też zachowanie „miejsca pracy” red. Skowrońskiego było i pozostaje decyzją polityczną. Przyjmując stanowisko zgodził się na obowiązujące tam reguły politycznej gry. Jego obrona nie ma zatem nic wspólnego z wolnością słowa, ani wolnością mediów.

Paweł Toboła-Pertkiewicz

3 KOMENTARZE

  1. Problem publicznych radia i telewizji dotyczy również publicznych szkół i szpitali,zawsze będą źle zarządzane i bardzo kosztowne.Publiczne czyli państwowe albo samorządowe czyli gminne.W moim miasteczku jest telewizja, niby prywatna lecz tak naprawdę na garnuszku Miejskiego Domu Kultury,który finansuje zamawiane tam programy.Żyje z reklam i dotacji miejskich. Czy jest wobec władców miasteczka mego obiektywna i krytyczna jeśli trzeba? Oczywiście,że nie.Co do III pr. PR i p.Skowrońskiego to zmienili się władcy polityczni w tfu!tfu!publicznym RTV i w miarę krytyczny i obiektywny szef musi odejść.Podobna sytuacja dotyczy p.Wojciecha Reszczyńskiego jako wicedyrektora Polskiego Radia, zwłaszcza, że kilka razy był w Radiu Maryja i TV Trwam oraz ma w TV Plus swój program publicystyczny.Publiczny dyrektor w prywatnej telewizji trochę krytycznej wobec obecnie rządzoących??!!!!

  2. I jeszcze jedno póki płaci się abonament i podatki na publiczne rzeczy to mają one służyć wszystkim, a nie tylko obecnie będącym u władzy.A jest to nie możliwe, więc szkoły,szpitale i masowegorażeniaśrodki powinny być prywatne i sprzedawać swe usługi i produkty wszystkim chętnym i zainteresowanym.Proste i jasne ale niewygodne dla urzędników,POLYTYKÓW i biórwuw.

Comments are closed.