Odpowiedź na artykuł p. Mateusza Machaja Koszt a cena towaru.
Uznałem za ważne ustosunkować się do Pańskiego artykułu, gdyż porusza on szereg zagadnień, których nieznajomość jest szczególnie bliska członkom polskiego rządu i partii lewicowych (bez urazy!), co owocuje postrzeganiem podatków i innych kosztów jako elementu niegroźnego dla gospodarki. Moje odpowiedzi zaznaczone są wytłuszczonym tekstem.
1). „Pan Rafał Kopko w liście z 13 kwietnia 2004 napisał: >>Należy pamiętać, że każdy koszt jest przerzucany w cenę towaru lub usługi, o czym od dawna stara się przypominać obywatelom, p. J.Korwin-Mikke, znana postać z prokapitalistycznego światka polskiej polityki.<< Gdyby tak rzeczywiście było, to żaden przedsiębiorca nie mógłby zbankrutować.”
Mógłby, jeśli np. źle zaplanuję swoje koszty, o co jest szczególnie łatwo przy funkcjonowaniu wysokich podatków, niestabilnych cen towarów i usług, a w efekcie zmiennym popycie wpływającym na poziom obrotu gospodarczego. Osobiście jestem nie tylko teoretykiem ekonomii, ale praktykującym od ok. 20 lat przedsiębiorcą i doskonale wiem, co grozi mi bankructwem i co nie raz stawiało moją działalność na granicy opłacalności. Są to nie tylko koszty, ale i takie sprawy jak: brak pełnej wolności gospodarczej, brak równości w prawie i obrocie gospodarczym, czyli brak równej konkurencji, brak stabilizacji prawnej i ekonomicznej, brak dostępu do kapitału, brak bezpieczeństwa publicznego, przerost biurokracji fiskalnej i ustawowej nie tylko jako generator kosztów, ale i jako odstraszacz,itp. czynniki.
2). „Skoro >>każdy koszt jest przerzucany na cenę<< i >>pokrywany przez konsumentów<<, to przedsiębiorca W OGÓLE nie musi się martwić, o to, jakie koszty ponosi, ponieważ >>i tak wszystko zapłacą konsumenci<<.”
W związku z tym, co powyżej wyjaśniłem, jest to nieprawda. Przedsiębiorcy właśnie po to dbają o obniżanie swych kosztów technologicznych, organizacyjnych i materiałowych, aby oczywiście podołać konkurencji, ale nie tylko. Ale i po to, aby podołać kosztom zewnętrznym, generowanym np. przez państwowy fiskalizm w nadmiernych podatkach.
3). „Proszę zauważyć, że nie ma błędu w rozumowaniu. Skoro KAŻDY koszt jest przerzucany, to oznacza, że o ŻADEN koszt nie trzeba się martwić. Spójność logiczna jest jasna. Konkluzja jednak nie do zaakceptowania. Wniosek: z założeniem jest coś nie tak.”
Błąd jak wyżej!
4). „Wcale tak nie jest, że koszt jest automatycznie przerzucany na konsumentów.”
Automatycznie oznacza tylko tyle, ze przedsiębiorca stara się to uczynić.
5). „Co więcej, takie podejście jest nie do pogodzenia z wolnorynkową interpretacją systemu kapitalistycznego. Zwolennicy wolnego rynku wielokrotnie podkreślają, ze kapitaliści są służącymi konsumentów. Jeśli ktoś twierdzi, że są w stanie przerzucać każdy koszt na konsumenta, to podważa podstawowa cechę takiego systemu.”
Ręczę za to, że każdy służący, nawet tak zwany kapitalista, wyzyskuje, z obopólną korzyścią, swego Pana, w tym wypadku klienta. O ile jest oczywiście wolnym obywatelem. Bo kapitalizm polega raczej na służeniu potrzebom rynku jako ogółowi potrzeb społecznych, w sensie ich zaspokajania. Ale ze swej natury bardziej przypomina koegzystencję, czy też symbiozę dwóch zgodnie żyjących organizmów.
6). „Taki wniosek rodzi oczywiście więcej paradoksów. Zgodnie z tym wprowadzanie ZUSu, funduszy socjalnych, zabezpieczeń, płac minimalnych i innych interwencjonistycznych pomysłów jest dla pracownika błogosławieństwem.”
Błąd!
7). „Dlaczego? Ponieważ >>przerzuca wszystko na pracodawcę<<. Jasne jest, że praca jest produktem, który jest sprzedawany przez pracowników pracodawcom, którzy tę prace konsumują (zużywają do produkcji).”
Są to koszty i zgodnie z tym, co napisałem, jest zupełnie odwrotnie. To wszystko przerzucane jest ostatecznie na ostatnie ogniwo w łańcuchu obrotu gospodarczego, czyli tego, kto ostatni wyjmuje pieniądze z kieszeni, czyli na konsumenta danego dobra lub pracy/usługi. W tym na pracownika i przedsiębiorcę. Jeśli jest mała podaż danej pracy na rynku, to przedsiębiorca stara się część tego rodzaju kosztów zapłacić samodzielnie, o ile nie zaszkodzi to jego zaplanowanej, jako minimalna, stopie zysku. Jeśli ją naruszy, to nie przejmuje nic z tych obciążeń i najwyżej zwija interes, bo nie ma pracowników. Oczywiście stara się również przerzucić wszelkie koszty pracownicze na odbiorców swojej usługi lub towaru, jeśli pracownicy stawiają opór wobec obniżania realnej wysokości ich zarobków.
8). „Jeśli zatem ktoś nałoży podatek ZUS na pracownika, to będzie to dla niego koszt, który przerzuci na konsumenta, czyli pracodawcę. Wniosek: pracownicy nie płacą żadnych podatków, ponieważ wszystko przerzucają na pracodawcę.”
Tak, podatek jest kosztem bezwzględnym i przedsiębiorca stara się, aby przeszedł on na konsumenta w całości. Czasami jednak, ale jest to wyjątek od reguły, który potwierdza tylko tę zasadę, przedsiębiorca stara się przerzucić na konsumenta tylko jego część, a samemu pokryć ze swych zysków resztę. Ale czyni to tylko wtedy, gdy umożliwia mu to osiągana stopa zysku i gdy wymaga tego ostra konkurencja. W dłuższym okresie czasu rynek jednak zawsze dochodzi do poziomu cen, w którym konsumenci płacą za podatki w 100%. Dlatego, że rynek podnosi je stopniowo, ale skuteczniej niż można nadążyć z podnoszeniem płac. Jest to zakłócone w krajach, gdzie jest duża sfera budżetowa. Z pracownikiem jest nieco inaczej. On nie posiada samodzielnej zdolności do wyznaczania realnej wysokości swej płacy. Za niego, koszty, które się na nią składają, czyni jego pracodawca, np. przedsiębiorca. Wyjaśniłem to powyżej.
9). „Ale zaraz… pracodawca przerzuca sobie na konsumenta. Z drugiej strony, dlaczego konsumenci nie maja >>przerzucić podatku<< na swoich pracodawców? Skoro są w stanie przerzucać koszt w postaci dodatkowego podatku na ZUS i zwiększać cenę swojej usługi (pracy), to, dlaczego nie mogą zauważyć spadku płac realnych w postaci wyższych cen i również >>przerzucić tego kosztu<>przerzucą<<.”
Jest oczywiste, że rynek do tego zmierza, bo każdy konsument próbuje poniesiony w cenie towaru/usługi koszt, przerzucić na konsumenta jego pracy, lub na swojego pracodawcę. Jest to jednak o niebo trudniejsze niż przerzucanie kosztów przez przedsiębiorcę, bo można to osiągnąć jedynie w swoich żądaniach płacowych (w tym – w strajkach), a to nie to samo na rynku gdzie jest 20% bezrobotnych, co kalkulacja cen towaru lub usługi. Konsument, jako ostatnie ogniwo tego procesu, a przynajmniej jego pewnego etapu, jest w najgorszej sytuacji i dlatego obowiązuje zasada postrzegania go jako ostatecznego płatnika wszelkich kosztów. On może jedynie decydować swoim popytem, co też jest ograniczone, bo pewne dobra i usługi są mu niezbędne.
10). „Z tezą, że koszt jest przerzucany po prostu MUSI być coś nie tak. Może być, co najwyżej w połowie prawdziwa.”
To prawda. Jak już pisałem, koszt czasami jest tylko w części przerzucany na konsumenta. Ma to miejsce wówczas, gdy całościowe jego ujęcie w cenie (np. kosztu podatkowego), istotnie ograniczyłoby popyt na oferowane dobro. Jeśli jednak koszty są wysokie, jak w Polsce, to tak się dzieje, że już nie można zmniejszyć poziomu zysku – chcąc zachować realną opłacalność businessu i do niego nie dopłacać, więc wszelkie nowe koszty idą w cenę. Wówczas, następuje spadek obrotów, a przedsiębiorcy żyją skromniej, z mniejszych obrotów, ale nie bankrutują. W efekcie do budżetu trafia mniej wpływów podatkowych, bo dla nich skala obrotów jest niezwykle istotna, a nie tylko wysokość podatków. To z tego tytułu wzięła się dawna handlowa zasada, że; „niska cena jednostkowa czyni duże obroty i wielki zysk” Rządzący powinni ją stosować do ustanawianych podatków.
11). „Na koniec trzeba jeszcze dodać, że teza ta podważa także podstawowe prawo ekonomiczne, znane prawie każdemu: fakt, że cena zależy po prostu od popytu i od podaży”.
To tylko część zasady! Jest też i ta, która mówi, że podaż jak i popyt (są one nierozerwalnie powiązane), zależy od wysokości kosztów. Ale składają się na nie i inne czynniki, częstokroć zapominane, o których wspomniałem, (o których np. piszę w swojej książce „Odbijmy od dna! Teoria pełnego stołu i prawdziwe przyczyny polskiego bezrobocia”), a z których podstawowe są cztery: wolność, kapitał, stabilizacja i równość. Są one jak cztery nogi od stołu. Jeśli któregoś jest zbyt mało to nogi te są nierówne i z blatu naszego stołu (rynku krajowego) spadają wszelkie dobra, w tym takie dobro jak praca. Należy pamiętać że „Własność” zawiera się zarówno w czynniku; KAPITAŁ – bo jest ona wartością podlegającą obrotowi gospodarczemu jako prawo, oraz jako dostęp do jakiegoś zasobu materialnego, jak i w czynniku WOLNOŚĆ – gdyż jest elementem niezbędnym do realizowania np. wolności gospodarczej. Po prostu nie ma wolności ekonomicznej ten, kto nic nie ma, nie ma żadnej własności, chociażby własności do swej pracy, do swej osoby.
Pozdrawiam mojego adwersarza za dociekliwość! To jest droga do pełnej wiedzy.
Rafał Kopko
(19 kwietnia 2004)