Myśl ekologiczna jest w coraz większym stopniu używana nie w celu ochrony piękna natury, ale w celu ograniczania ekonomicznego rozwoju. Jako ksiądz zajmuję się tym zagadnieniem nie tylko dlatego, że wierzę, iż rozwój gospodarczy jest dla ludzi dobry, ale również dlatego, że pod przykrywką ekologii, do naszych Domów Bożych przedostają się siłą pewne herezje. Ostatnio byliśmy świadkami powstania czegoś, co niektórzy nazwali „zieloną duchowością”, a co miesza się z tradycyjną wiarą.
 Z pewnością istnieją religijne aspekty etyki ekologicznej, które rzeczywiście wyrażają tradycyjny pozytywny pogląd na stworzony porządek, głoszony przez Kościół przez całe wieki. Chrześcijaństwo głosi, że ziemia należy do Pana, gdyż jest Jego tworem, a my zostaliśmy powołani do tego, by przyglądać się chwale i pięknu stworzenia jako najdobitniejszym przykładom działalności Boga we wszechświecie. Co więcej, Pismo Święte wzywa rodzinę ludzką do głębokiego szacunku dla tego stworzenia, aby nie roztrwonić zasobów powierzonych nam do wykorzystania, ale raczej mądrze nimi dysponować.
Jednak zwróćmy uwagę na pewne elementarne różnice. Postrzeganie natury jako Bożego dzieła to nie to samo, co znajdowanie samego Boga obecnego wyłącznie w niej, czy zastępowanie Boga naturą. Co więcej, szacunek dla stworzonego przez Boga porządku nie oznacza, że nie wolno go eksploatować z korzyścią dla rodzaju ludzkiego; to raczej wiara w świętość życia wymaga od nas zaakceptowania obowiązku zarządzania naturą. To, że podobne poglądy uznawane są za kontrowersyjne jest niepokojącym znakiem tego, jak dalece pewne niebezpieczne odłamy ekologii wtargnęły do tradycyjnych wspólnot ludzi wierzących.
W pomyśle pod nazwą „ziemia w równowadze”, powszechnie uznawanej za doskonałą deklarację nowej ekologii, wiceprezydent, z czasu rządów Billa Clintona, All Gore przyznaje: „Im głębiej poszukuję korzeni globalnego kryzysu ekologicznego tym bardziej jestem przekonany, że jest on zewnętrzną manifestacją wewnętrznego kryzysu czyli – nazwijmy go umownie – kryzysu duchowego”. Pozornie wypowiedź ta nie budzi całkowitego sprzeciwu. Jan Paweł II mawiał czasami to samo, jednak robił to lepiej. Gore natomiast prosi nas abyśmy na nowo ocenili nasze duchowe miejsce w świecie poprzez odnowienie „związku”, nie z Bogiem czy ludźmi, ale ze „światem natury”.
Pogląd taki jest bliski sugestii, że życie natury jest cenniejsze niż życie ludzkie. Umniejsza on randze życia ludzkiego. Co więcej, zastosowanie go w praktyce prawdopodobnie doprowadziłoby do masowego zahamowania produkcji, zmian ekonomicznych i innowacji. W rzeczywistości – wiem to z historii i nauki chrześcijańskiej – przetrwanie człowieka oraz jego kondycja zależą od korzystania w sposób odpowiedzialny z dominacji nad światem, czynienia stworzenia poddanym sobie, posiadanie własności i przekształcanie jej w celu polepszenia bytu ludzkiego, zawsze mając na celu spełnianie woli Bożej.
W czasach świeckich, takich jak nasze, być może już nie zaskakuje to, że dziwne teorie, powielające błędy wczesnych wieków chrześcijaństwa, wchodzą do gry przez masowe, popularne ruchy, takie chociażby jak nienajlepiej zaprojektowany ruch ekologiczny, głoszący idee całkowicie sprzeczne z tradycją. Zrobimy jednak poważny błąd jeżeli ulegniemy tym teoriom i zaczniemy przeszczepiać je na grunt tradycyjnej wiary. Ryzykujemy wówczas to, że możemy paść ofiarą politycznych agend, które ograniczyłyby postęp gospodarczy, mogący przyczynić się do polepszenia ludzkiego bytu i wzrostu godności ludzkiej.
Materialny dobrobyt, biorący się z wolnej przedsiębiorczości, nie zbawi naszych dusz. Nie zrobią tego również ograniczenia rządowe nałożone na produkcję gospodarczą. Jedno natomiast jest pewne: wolna przedsiębiorczość prowadzi do dobrze prosperującej społeczności ludzkiej, podczas gdy ograniczenia rządowe jedynie hamują kreatywność ducha ludzkiego. Nie istnieje żadna teoria duchowości, jakkolwiek bardzo byłaby ona w zgodzie z Matką Ziemią, która mogłaby moralnie usprawiedliwić powstrzymywanie ludzi od uczciwego działania w celu poprawy ogólnej jakości życia.
Ks. Robert A. Sirico
(13 czerwca 2005)
tłum. Agnieszka Łaska
( Artykuł publikowany jest za zgodą Autora, Acton Institute, oraz dzięki Polish-American Foundation for Economic Research and Education Pro Publico Bono )

2 KOMENTARZE

  1. Prawo Boże zobowiązuje nas do poszanowania dzieła Stwórcy.Uważąam , że postęp gosodarczy nie może w sposó niekontrolowany godzić w dobra ogólnospołeczne.W istocie
    niszczenie przyrody godzi w interes każdego człowieka ,gdyż jesteśmy częścią przyrody.Nie ma zatem sprzeczności mięcdzy interesem człowieka a ,jak ks. to określił „życiem natury”.Jest sprzecznośc mię dzy doraźnym partykularnym interesem ludzkim a interesem ogólnospołecznym.Pierwsza postawa jest grzechem.

  2. Pan Marek albo jest prowokatorem albo rzeczywiście tak myśli co jest jeszcze gorsze. Czyncie sobie Ziemię poddaną. Człowiek jak część przyrody zmienia warunki środowiskowe zupełnie tak samo jak bóbr, który budując tamy zalew łąki, lasy, pola uprawne czyli zmienia środowisko podobnie jak człowiek budując miasto czy zaporę i elektrownie wodną. Ekolodzy chcieliby człowieka cofnąć do czasów epoki kija i ewentualnie kamienia łupanego, bo gładzonego już nie gdyż zmienialoby to przyrodę. Z komupterów korzystają? Korzystaja! Z telofkom korzystaja? Korzystaja! A ile jest przy ich produkcji zużywanych surowców wydobytych z przyrody? Paranoja i schizofrenia do potęgi entej. Piszę te tekściki dla otrzeźwienia podobnych Panu Markowi ekofaszystów. Co nie oznacza, podkreślam, co nie oznacza, że nie trzeba o przyrodę dbać i jej chronić lecz z rozsądkiem. Najpierw człowiek durni, a potem wszystko inne. Lepiej rozjechać miasteczko i mieszkańców dla uratowania chwastów i robaczków, czyż nie?

Comments are closed.