„Kłamaliśmy, kłamiemy, będziemy kłamać” – tak mniej więcej miał powiedzieć poprzednik premiera Węgier, Viktora Orbana. Odnosi się to idealnie do tych wszystkich, którzy zapewniają, że po przyjęciu euro ceny nie pójdą w górę.

Niestety, o tym, że zostali okłamani zaczynają przekonywać się boleśnie Litwini. Ledwo co przyjęli walutę euro, a już zaczynają narzekać na podwyżki. O tym, że sytuacja staje się coraz trudniejsza poinformował w radiowej Jedynce Krzysztof Januszkiewicz, I sekretarz wydziału promocji handlu i inwestycji ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Wilnie. „W moim odczuciu jest zauważalny wzrost cen, pojawia się to też w litewskich mediach. Widać także zwiększoną turystykę zakupową do Polski, szczególnie w regionach przygranicznych. To również może świadczyć o tym, że ceny po wprowadzeniu euro wzrosły” – cytuje Januszkiewicza onet.pl.

Cóż, ci co mieszkają w pobliżu granicy mogą czuć się szczęściarzami, gorzej z całą resztą. Jedyne wyjście z tej sytuacji to wprowadzenie euro we wszystkich krajach Unii. Wtedy wszystkim będzie jednakowo źle.

W

3 KOMENTARZE

  1. W swoim czasie Niemcy mający najsilniejszą walutę w Europie, zrezygnowali z niej poprzez wybór partii reprezentujących interesy wielkiego przemysłu i banków.
    Otrzymali jednak w zamian kierowniczą rolę w eurokołchozie i dominujące wpływy w Europejskim Banku Centralnym we Frankfurcie n/Menem.
    Polacy i inni robacy dostają figę z miodem (do oblizania)

  2. No co kapitalisci wszystkich krajow jednocza sie. W imie gwarancji wysokich (dla nich) zyskow. Ktos oczywiscie bedzie na to pracowal (za pol darmo by cel faktem sie stal). Skad my to znamy? Socjalizm byl okrezna droga do kapitalizmu. Kapitalizm wraca do korzeni!

  3. Kapitalizm nie wraca, bo go nigdy nie było.
    Według założeń bowiem dla jego istnienia, obok rzecz jasna samego kapitalisty – niezbędnymi są odpowiednie warunki zewnętrzne gwarantujące tzw. wolny rynek – czyli niczym nieskrępowany obrót towarami i usługami powodujący nieustanną na nim konkurencję.
    O ile jeszcze obecnie istnieją prywatni przedsiębiorcy ponoszący osobiste ryzyko finansowe, czyli kapitaliści –
    o tyle ani obecnie ani w przeszłości nigdy i nigdzie nie działali oni w politycznej próżni, a tylko taka mogła by zapewnić warunki dla wolnej konkurencji. Ponadto sam kapitalista jest największym wrogiem wolnego rynku, bo jego najzdrowszym pragnieniem zgodnym z celem kapitalizmu jest pokonanie konkurencji na rynku. A pokonanie konkurencji oznacza ni mniej ni więcej tylko monopol.
    Obecnie w państwach bezwstydnie zwących się kapitalistycznymi pełnię władzy dzierżą kierownicy wielkich organizacji gospodarczych dla niepoznaki zwanych spółkami akcyjnymi. Są zorganizowane dokładnie tak samo jak wielkie przedsiębiorstwa państwowe, których nominalnym właścicielem – akcjonariuszem jest cały naród. W spółkach, akcjonariuszy bywa więcej niż mieszkańców w niektórych krajach. I podobnie jak w przypadku przedsiębiorstw państwowych mają oni gówno do gadania. Cała władza i gremia decyzyjne to kilkadziesiąt, czasem kilkaset osób. I to oni decydują (kiedy już nakradną się do syta) o upadku spółki, jej pączkowaniu, fuzji itp.
    Podobnie też jak w przypadku dyrektorów przedsiębiorstw państwowych – nie ponoszą żadnej osobistej odpowiedzialności finansowej (a co gorsza, żadnej innej). Z tego więc punktu widzenia nie są żadnymi kapitalistami, lecz uwłaszczonymi na kapitale milionów akcjonariuszy aparatczykami.

Comments are closed.