Oczywiście Paweł Kukiz wyborów prezydenckich nie wygrał i nie wygra, bo druga tura należeć będzie do jednej z dwóch marionetek: marionetki Jarosława Kaczyńskiego lub – o czym można dowiedzieć się śledząc m.in. wątek fundacji Pro Civili – marionetki ex-WSI; nie zmienia to jednak faktu, iż to właśnie Kukiz jest największym triumfatorem wyborów głowy państwa. Ponad dwudziestoprocentowe poparcie stawia go tym samym w roli rozgrywającego, który jesienią będzie siłą budującą, bądź też niszczącą, potencjalne koalicje – swoistym języczkiem u wagi.
Kukiz. Nie Jarosław Kaczyński, nie Janusz Palikot, nie Leszek Miller, czy inny, mniej lub bardziej znienawidzony, polityk. Tak, znienawidzony. Minione dwadzieścia pięć lat, przesadnie nazywane latami wolności, doprowadziło do tego, iż politycy i polityka są dla Polaków zajęciem obrzydliwym. Niegodziwym. Znienawidzonym. I trudno się dziwić! Tak więc języczkiem u wagi w jesiennych wyborach parlamentarnych będzie nie kto inny, a rozśpiewany Kukiz. Muzyk. Grajek. Nie jest to bynajmniej zarzut pod jego adresem! Świetny wynik lidera grupy „Piersi” pokazuje bowiem erozję krajowej sceny politycznej, jej rozpad – zgniliznę. Muzyk ze swą charyzmą, ale i autentycznością, wstrzelił się doskonale w polityczne przesilenie panujące w naszym kraju. Urzędująca od dwóch kadencji władza jest dla obywateli niczym wrzód na czterech literach, największa zaś partia opozycyjna zdaje się być dla nich co najmniej opryszczką. No jakiż to wybór? Wszystko to, połączone z kryzysem przywództwa trapiącym Polskę spowodowało, iż umęczony naród zwrócił się w stronę piosenkarza – i zrobił to z rockowym przytupem.
Oczywiście znaczna grupa wyborców Pawła Kukiza, to tzw. „elektorat buntu” – popierający tego, kto akurat głośniej krzyczy i ujada na rząd. Tym sposobem muzyk odebrał część wyborców Palikotowi, lecz to nie wszystko. Najwięcej głosów piosenkarz zabrał urzędującemu, pożal się Boże, prezydentowi. Swoją drogą, z uśmiechem na ustach przyglądam się jak ten, w popłochu, z dnia na dzień staje się bardziej antysystemowy niż sam Kukiz! – czego to ludzie nie zrobią, by nie oderwano ich od koryta. Zaznaczyć warto również, iż garstka z tych dwudziestu procent składających się na elektorat Pawła Kukiza to okazjonalni wyborcy politycznego planktonu z prawej strony: Korwin-Mikkego i pozostałych ugrupowań nazywanych przez media „antysystemowymi”.
Przyznam, iż jestem mocno zaskoczony tak dobrym wynikiem niosącego JOW-y na sztandarach Kukiza. Spodziewałem się, iż zbierze on w granicach ośmiu, dziesięciu procent– a cały ruch antysystemowy zamknie się mniej więcej w piętnastu procentach. Dobrze to i nie dobrze zarazem. Z jednej strony bowiem ukazuje, jak mało merytoryczny jest cały czas polski wyborca. Przecież Kukiz oprócz jednoosobowych mandatów wyborczych – których wprowadzenie jest pomysłem dobrym, aczkolwiek bardzo płytkim – nie przedstawił jak na razie żadnego programu politycznego, żadnych konkretów, a mimo to zajął trzecie miejsce w wyborach prezydenckich, zostawiając mających kompleksowe recepty konkurentów (KNP, Brauna, Ruch Narodowy czy partię Mikkego) daleko w tyle. Widać więc na tym przykładzie jak na dłoni, że Polacy kierują się cały czas emocjami a nie racjonalnymi argumentami. To źle. Dobrą stroną wyniku Kukiza jest natomiast to, iż zdołał on w ogóle obudzić znaczną część społeczeństwa. Zdołał odczarować ów ruch antysystemowy, sprawić, że przyznanie się, iż nie głosuje się na PO bądź PiS nie jest już obciachem! To zasługa Kukiza i tylko Kukiza – no, może jeszcze „szalonego” Korwin-Mikkego po części. Piosenkarz stał się katalizatorem społecznego niezadowolenia, kimś, kto uwypuklił problemy trapiące Polskę, bo – abstrahując już od jego politycznej naiwności – przedstawiane przez niego diagnozy są jak najbardziej słuszne. I to jest z kolei w jego triumfie czymś nad wyraz pozytywnym.
Pytaniem otwartym pozostaje natomiast, jak swój wynik politykujący piosenkarz wykorzysta, oraz jak ów wynik wykorzystają partie pozaparlamentarne. Do tej pory były one jak tytułowi „Sułtani” z piosenki „Dire Straits” – grający od lat swoje ulubione melodie niezależnie od panującej mody. Mimo dobrego warsztatu – niesłuchani, nie mogący przebić się do mainstreamu… brzdękający do pustej sali. Dla własnej przyjemności. Sukces Kukiza może być więc dla tych wszystkich politycznych Sułtanów z – szeroko rozumianego – łona UPR okazją do zagrania dla szerszej publiczności. Czy wykorzystają okazję? Zobaczymy.
W mediach społecznościowych pojawiają się informacje, iż toczą się właśnie kurtuazyjne rozmowy pomiędzy liderami części pozaparlamentarnej, czy jak kto woli – antysystemowej: Kongresu Nowej Prawicy, Ruchu Narodowego, KORWiN-u (nie pytajcie mnie o tę nazwę, proszę…), Grzegorzem Braunem a Pawłem Kukizem. Można mieć więc nadzieje, że jesienią powstanie jakiś polityczny twór mogący przełamać zabetonowaną scenę parlamentarną, przekroczyć pięcioprocentowy próg wyborczy. Jest to zresztą prawdopodobne, bo taki sojusz potrzebny jest również samemu Kukizowi, który bez politycznego zaplecza, bez struktur, bez ludzi w terenie, zniknie po jednej kadencji niczym Palikot. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Co prawda nie wierzę w jakąkolwiek drogę na skróty i szybką zmianę w krajowej polityce, liczę jednak, że ten hipotetyczny twór oparty o racjonalne, wolnościowe postulaty zmieni kierunek dyskursu politycznego. Sprawi, iż Polacy zrozumieją, że kłótnie o in vitro, pancerną brzozę, dziadków na motorach czy inne pierdoły z prawdziwą polityką mają niewiele wspólnego. Że to całe rozhuśtywanie nastrojów społecznych pomiędzy „racjonalne PO” a „nieracjonalny PiS” to polityczny teatr, będący na rękę zarówno nieobecnemu w kraju Tuskowi, jak i Kaczyńskiemu. Że ta polsko-polska wojna siłą rozpędu wpycha obie partie do parlamentu, posłów na ciepłe posadki, a Polska i Polacy mają z tego figę z makiem. Liczę w końcu na to, że obudzeni przez Kukiza – głownie młodzi – ludzie nie dadzą się ponownie ogłupić. I tak jak powoli lecz systematycznie rosnące poparcie Korwin-Mikkego zmusiło polityków do przejęcia części jego postulatów w mniej radykalnej formie (uproszczenie podatków), tak obecność z prawej strony sceny politycznej ugrupowania antyestablishmentowego będzie w podobny sposób oddziaływać na pozostałe, bezprogramowe partie trwania. Można mieć więc nadziej na zmiany w dobrym kierunku…
O ile owi „Sułtani swingu” do jesieni nie pokłócą się układając listy wyborcze i nie podzielą na dziesięć innych ugrupowań – do czego wspomniane środowisko zdążyło nas już przecież przyzwyczaić. Jak będzie? Pożyjemy, zobaczymy.
Jakub Bijan
Nie pierwszy to już raz (niestety), że po polskich wyborach triumfują rozmaite kukizy i inne ślizgacze.
Najczęściej po jakimś czasie okazuje się czyimi byli marionetkami. Bo przecież samodzielnie nie są w stanie egzystować; nawet jeśli o tym nie wiedzą.
Wielce prawdopodobnym, że Duda jest marionetką Kaczyńskiego (a więc PIS-u). I w tym tkwi nadzieja, bo w odróżnieniu od PO – PIS-wi nie udowodniono (nawet się nie zarzuca) powiązań z tajnymi służbami funkcjonującymi wprawdzie w Polsce, ale na smyczy i w interesie wrogów polskiego państwa.
Jest natomiast tragiczną z punktu widzenia kondycji moralnej narodu postawa wyrażająca nadzieję na to „…iż Polacy zrozumieją, że kłótnie o in vitro, pancerną brzozę, dziadków na motorach czy inne pierdoły z prawdziwą polityką mają niewiele wspólnego.”
Taką bowiem nadzieję wyrażają również mniej lub bardziej zakamuflowane kręgi zainteresowane upadkiem Polski.
Comments are closed.