Wywiad z Sławomirem Suchodolskim autorem książki „Jak sanacja budowała socjalizm”. O tej „wstrząsającej prawdzie” rozmawia Jan Bodakowski.
W swojej najnowszej książce „Jak sanacja budowała socjalizm”, wydanej przez S3 media wydawcę tygodnika „Najwyższy Czas”, opisał Pan to jak sanacyjna klika Piłsudskiego zniszczyła za pomocą socjalizmu gospodarkę II RP, zadam jednak pytanie, które wyda się Panu oczywiste, a które nie dociera do dzisiejszych admiratorów sanacji – jak sanacja zdobyła władzę, czy na drodze demokratycznych wyborów czy wojskowego zamachu stanu wbrew woli Polaków?
Potraktuję to pytanie jako retoryczne, więc odpowiedź musi być oczywista: Piłsudski i ludzie z jego otoczenia zdobyli władzę na drodze wojskowego zamachu stanu w maju 1926 roku. Wcześniej w tym gronie przygotowywany był plan dokonania przewrotu i obalenia legalnych, konstytucyjnych władz. Czekano tylko na odpowiedni moment. Taki moment nastąpił właśnie w maju 1926 roku, gdy utworzono tzw. drugi rząd Chjeno – Piasta pod wodzą Witosa. Społeczeństwo raczej nie darzyło tego rządu sympatią, ponieważ pamiętano pierwszy rząd Chjeno – Piasta jako nieudolny i kojarzono go z okresem hiperinflacji. Inna sprawa, że od pewnego już momentu prasa związana z piłsudczykami odpowiednio podgrzewała atmosferę, przedstawiając sytuację w Polsce jako orgię rozpasania partyjnego i sejmokracji i wmawiając maluczkim, że sytuację może uratować tylko mąż opatrznościowy, czyli Piłsudski. Krew przelana w maju 1926 obciąża sumienie Piłsudskiego. To że ofiar było tak mało wynikało z dość biernej postawy legalnych władz, które bały się, iż stawianie większego oporu doprowadzi do wybuchu wojny domowej. Warto również podkreślić fakt wsparcia zamachu Piłsudskiego przez wszystkie siły lewicy (włącznie z Komunistyczną Partią Polski!), np. strajk kolejarzy zorganizowany przez PPS uniemożliwił szybkie przerzucenie wojsk wiernych legalnym władzom z Wielkopolski do Warszawy.
W jakim kierunku ewoluowała sanacyjna dyktatura? Czy sanacyjna Polska była państwem demokratycznym, z wolnymi wyborami i wolnością słowa?
Im dłużej sanacja była u władzy, tym II RP miała coraz mniej wspólnego z ustrojem demokratycznym. Wymownym przykładem mogą być tutaj tzw. wybory brzeskie z 1930 roku, których na pewno nie można nazwać uczciwymi i demokratycznymi. Ktoś celnie nazwał sytuację w Polsce w latach 1926 – 1939: „Już nie demokracja, jeszcze nie totalitaryzm”. Proszę zwrócić też uwagę na fakt kultu jednostki (Piłsudskiego), panoszącej się w coraz większym stopniu cenzury, budowy socjalistycznej gospodarki, rozprawy z opozycją, Berezy Kartuskiej, kuriozalnej ordynacji wyborczej z 1935, która rolę opozycji sprowadziła niemal do zera oraz istnej statolatrii – sanatorzy, twórcy Konstytucji kwietniowej, pisząc jej tekst, chyba mieli przed oczami „Doktrynę faszyzmu” Mussoliniego.
Jaki był los polskich patriotów przeciwnych sanacyjnej klice? Czy instrumentem walki z opozycją był dla sanacji terror, krwawe rozprawy z demonstrantami, więzienie polskich patriotów, morderstwa polityczne?
Najogólniej mówiąc sanacja „wzięła ich za twarz”. Ci najbardziej znienawidzeni skończyli marnie; mam tu na myśli wykończenie gen. Zagórskiego i „tajemnicze” przypadki zgonów gen. Rozwadowskiego i Wojciecha Korfantego. Inni (Dołęga – Mostowicz, Nowaczyński, Zdziechowski, Dąbski, Cywiński) zostali skatowani przez „nieznanych sprawców” (tym pięciu przypadkom poświęciłem i poświęcę kilka artykułów w „Najwyższym Czasie!”). Dla pozostałych był proces brzeski, zwalnianie z pracy, zmuszanie do emigracji, zamykanie w Berezie Kartuskiej.
Jakie ograniczenia wolności słowa spotykały opozycjonistów i opozycyjną prasę, która krytykowała patologie sanacyjnej władzy?
Batem na opozycyjną prasę była cenzura i tutaj dużą rolę odgrywały urzędy wojewodów. Jeśli wojewoda był w miarę rozumnym i uczciwym człowiekiem, to prasa opozycyjna nie miała większych problemów, choć i tak często trzeba było pisać ezopowym językiem. Jeśli natomiast wojewodą był jakiś trep, o ciasnych horyzontach umysłowych i z przerośniętym ego, to kłopoty mnożyły się jak króliki. Znakomitym przykładem może być tutaj los wileńskiego „Słowa” braci Mackiewiczów, które było nękane ingerencjami cenzorskimi na rozkaz wyjątkowej kanalii i głupca, wojewody płk. Bociańskiego. Wiele numerów „Słowa” albo było konfiskowanych, albo ukazywało się z wieloma białymi niezadrukowanymi plamami. Kolejnym sposobem nękania opozycyjnej prasy stawało się szantażowanie wielkich ogłoszeniodawców (np. banków), że jeśli nadal będą zamieszczać ogłoszenia w opozycyjnej, a nie rządowej prasie, to bank będzie miał problemy. Taka polityka powodowała upadłość wielu tytułów opozycyjnych. Ponadto zdarzały się przypadki pobicia redaktorów i demolowania redakcji przez „nieznanych sprawców”. Co bardziej pomysłowi sanatorzy zamykali redakcje czy drukarnie pod pretekstami nieprzestrzegania wymaganych przepisów.
Czy wolnorynkowe propozycje Romana Rybarskiego twórcy programu gospodarczego endecji były alternatywą dla sanacyjnego socjalistycznego obłędu?
Oczywiście że tak. Sęk w tym, że sanacja, która budowała socjalizm, nie liczyła się ze zdaniem ani Rybarskiego, ani innych ekonomistów propagujących idee wolnego rynku. I to była wielka tragedia Polski, gdyż wiadomo, że socjalizm to prosta droga do totalitaryzmu, a gospodarka wolnorynkowa to jeden z fundamentów normalności i wolności w państwie.
Czy nie martwi Pana to, że nasze wolnorynkowe środowiska nie odwołują się do wolnorynkowej tradycji endecji, do takich postaci jak Roman Rybarski czy Feliks Koneczny? Czy nie sądzi Pan, że publicystyka przedwojennych prawicowców jest niepokojąco aktualna i dziś?
Z tym odwoływaniem się to faktycznie różnie bywa. Na pewno nie ma z tym problemu środowisko związane z Januszem Korwin – Mikkem. 26 lat temu kiedy z tym środowiskiem się zetknąłem, właśnie dzięki publikacjom obozu korwinistów dowiedziałem się o wolnorynkowych koncepcjach Rybarskiego. Martwi mnie to, że w wielu publikacjach różnych odłamów obozu narodowego próbuje się na siłę zafałszować prawdę i wmawia się czytelnikom, że Rybarski nie był wolnościowcem, liberałem gospodarczym, że był zwolennikiem jakichś mitycznych trzecich dróg. Bzdura! Jeśli nie wolny rynek, to co w zamian Panowie Narodowcy? Socjalizm? – ale przecież ten budujemy już nieprzerwanie od 1926 i niedługo będziemy obchodzić niechlubną setną rocznicę. Nie dajmy sobie wmówić, że to co obecnie panuje w polskiej gospodarce, to dziki, drapieżny, dziewiętnastowieczny kapitalizm. To nie jest kapitalizm, tylko jakiś neosocjalizm! Niestety, publicystyka takich ekonomistów i myślicieli jak Rybarski, Koneczny czy Heydel rzeczywiście jest niepokojąco aktualna i dziś, ale jakże ma być inaczej skoro wtedy ci uczeni atakowali socjalizm, który dziś i teraz panoszy się w Polsce w najlepsze.
Czy kreowanie irracjonalnego kultu Piłsudskiego i jego kliki, zważywszy na socjalistyczny i antydemokratyczny charakter sanacji, nie stanowi zagrożenia dla współczesnej Polski, i utrwala patologiczne wzorce życia politycznego i gospodarczego?
Myślę, iż tak właśnie jest w istocie i jest to powód do ogromnego zmartwienia. W dodatku wszelkie próby odbrązowienia historii, wszelkie próby skończenia z mitologią spotykają się z agresją ze strony kół, które przypisują sobie monopol na patriotyzm. Mówi się w takich przypadkach, że walczący z mitami „kalają własne gniazdo”. Histeria strażników jedynej prawdziwej wykładni historii Polski jest tak wielka, że postępują oni w myśl zasady: jeśli fakty przeczą naszym poglądom, to tym gorzej dla faktów. Do tego jeszcze dodajmy gnuśność środowisk naukowych, które powielają tylko mity i nieszczęście mamy gotowe.
Jakie były korzenie polityczne sanacji?
Korzenie polityczne sanacji to w czystej postaci socjalizm. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Jaka była rola masonerii w sanacyjnych władzach?
Rola masonerii była bardzo duża. Ale to akurat nie dziwi, skoro Piłsudski i jego otoczenie wychowani byli w kulcie konspiracji i tajności – takie były czasy zaborów i lata działalności podczas I wojny światowej. A masoneria przecież była organizacją tajną o wyraźnych skrzywieniach lewicowych, więc w sam raz nadawała się do tego żeby zrobić w państwie karierę. Zgadzam się w stu procentach ze zdaniem Stanisława Cata – Mackiewicza wypowiedzianym odnośnie masonerii, że ta organizacja wcale nie zrzesza osoby wybitne, ale cwane miernoty kute na cztery nogi, którym masoneria pozwala zrobić bajeczne kariery. Proszę sobie wypisać na kartce tak z 30 czy 40 nazwisk głównych sanatorów i posprawdzać w poważnych publikacjach traktujących o dziejach masonerii w Polsce, albo nawet dla bardziej leniwych w słynnej Wikipedii, a wnioski nasuną się same.
Jak była rola propagandy i marketingu politycznego w kreowaniu wizerunku politycznego sanacji?
W warunkach panoszącej się cenzury rola ta była bardzo duża. Przy czym można mówić wręcz o ogromnej roli mając na myśli takie środki propagandy jak radio i kroniki filmowe PATa serwowane widzom w kinie – na te środki propagandy państwo sanacyjne miało monopol i opozycja nie miała tutaj nic do powiedzenia. Trochę inaczej wyglądało to z prasą, ponieważ mimo cenzury i szykan innego rodzaju do końca istnienia II RP nie udało się sanacji zlikwidować w całości prasy opozycyjnej.
W pana książce zaskoczyła mnie niska przeciętna płaca roczna w II RP. Czy zaniżały ją brak dochodów większości społeczeństwa? Jakie były roczne dochody rolników, robotników i inteligencji? Jaka była relacja zarobków Polaków, do cen w Polsce, i do standardu życia w Europie?
Cóż, w II RP przeciętny roczny dochód per capita wynosił w latach wielkiego kryzysu od 666 do 604 zł (6660 – 6040 na dzisiejsze złotówki), a roczna pensja prezydenta Mościckiego – 300 tysięcy złotych!! I myślę, że nie ma sensu epatować kolejnymi danymi. Krótko i zwięźle: byliśmy dziadami w Europie, jednym z najbardziej spauperyzowanych społeczeństw starego kontynentu.
Jak sanacja gnębiła Polaków podatkami?
Druga RP nie bez przyczyny była nazywana krajem stu podatków. System podatkowy w Polsce był nastawiony na łupienie podatników. Łączna suma opodatkowania obywatela II RP to jakieś 37% dochodów. Prawo podatkowe w Polsce było zawiłe i skomplikowane – czyli tak jak dzisiaj. Załatwienie jakiejś sprawy w urzędzie skarbowym wymagało nie lada nerwów i zdrowia – urzędnik podatkowy był tutaj bogiem. Podam tylko jeden przykład: otóż Mieczysław Jałowiecki, swego czasu pierwszy przedstawiciel rządu II RP w Wolnym Mieście Gdańsku, już jako ziemianin miał potworne kłopoty z jednym z urzędników skarbowych, który ot tak, uwziął się na niego. I pewnie byłby go zniszczył gdyby nie pewien znajomy, też pracujący w aparacie fiskalnym, ale stojący wyżej w hierarchii. Odkręcił cała sprawę i Jałowiecki mógł dalej spokojnie gospodarzyć. Ale gdyby nie miał „chodów” i znajomości, to pewnie ów urzędnik puściłby go z torbami…
Czy biurokracja sanacyjna była obciążeniem dla II RP?
Oczywiście, że tak i nie ma w tym nic niezwykłego. Każda biurokracja jest wielkim nieszczęściem dla utrzymującego ją społeczeństwa. Biurokracja nie powiększa dochodu narodowego, a tylko zubaża społeczeństwo. Tak było również w przypadku sanacyjnej Polski. Na przestrzeni 13 lat rządów sanatorów obserwujemy tendencję przyrostu rzesz biurokratów, choć podejrzewam, iż w porównaniu z III RP, był to i tak proces mniej dynamiczny niż dzisiaj.
Czy pozbawiona kontroli społecznej sanacja popadła w nepotyzm, korupcje i marnotrawstwo środków publicznych?
Rzecz jasna i dziwiłbym się gdyby tak nie było. Cenzura, tłumienie opozycji politycznej, socjalistyczna dyktatura, system nomenklatury stworzyły cieplarniane wręcz warunki do plenienia się takich zjawisk jak korupcja i nepotyzm. Korzystali z tego duzi i mali senatorowie. Odsyłam do swojej książki, gdzie opisałem choćby afery z udziałem ministra płk. Miedzińskiego (jednego z najbardziej zaufanych współpracowników Piłsudskiego) czy też Robakiewicza – starosty grodzieńskiego. W książce, nad którą obecnie pracuję, też znajdą się wymowne przykłady korupcji i nepotyzmu.
Czy sanacyjne przedsiębiorstwa państwowe, dziś stawiane za wzór, były obciążeniem dla polskiej gospodarki?
Skoro działały w komfortowych warunkach, tzn. nie płaciły podatków, często przynosiły straty, bo były źle zarządzane i korzystały z wszelkiego rodzaju przywilejów, no to musiały być obciążeniem dla polskiej gospodarki i polskiego podatnika. W takich warunkach nieuczciwej konkurencji prywatna przedsiębiorczość nie miała możliwości rozwinąć skrzydeł. Admiratorzy sanacji zawsze z dumą przywołują takie państwowe inicjatywy jak budowa Centralnego Okręgu Przemysłowego. COP miał stworzyć 100 tysięcy miejsc pracy. Owszem stworzono te 100 tysięcy miejsc, ale już żaden Pan Uczony Historyk czy Ekonomista nie zająknie się ile miejsc pracy zlikwidowano żeby mógł powstać COP. Przecież pieniądze brano z podatków, a te wyżyłowane podatki płacili przedsiębiorcy prywatni. Musieli płacić, nie było litości. Dla niepłacących grzywny, egzekucja komornicza i plajta, a to równało się likwidacji miejsc pracy. Więc Panowie Historycy weźcie się do roboty, odpowiednie źródła są i podajcie te prawdziwe liczby, zamiast głosić pochwały sanacyjnego socjalizmu.
Jak bardzo zmonopolizowana była gospodarka II RP?
W bardzo dużym stopniu. Po zaborcach przejęto wszystkie monopole i dodano jeszcze nowe. W budżecie państwa polskiego przychody z tytułu monopoli stanowiły ok. 30% wszystkich wpływów budżetowych. Ceny spirytusu czy zapałek były horrendalnie wysokie, toteż jak grzyby po deszczu powstawały nielegalne bimbrownie i kwitł przemyt. Aby zwiększyć sprzedaż zapałek wprowadzono wysokie roczne opłaty stemplowe od posiadanych zapalniczek – nawet od 25 zł, czyli na dzisiejsze ok. 250 zł!!!
Na czym polegał skandaliczny proceder dumpingu w II RP i dlaczego był on szkodliwy dla polskich konsumentów i producentów? W czyim interesie sanacja stosowała dumpingowe ceny?
Jednym z kamieni węgielnych gospodarki etatystycznej jest fetysz dodatniego bilansu handlowego. Sanatorzy byli przekonani, że Polska „mocarstwowa” musi więcej eksportować niż importować. Stąd szaleństwo eksportu za wszelką cenę. No i pojawił się w czasach wielkiego kryzysu gospodarczego ten cały nieszczęsny dumping, czyli sprzedawanie za granicą towarów nawet poniżej kosztów wytwarzania czy też produkcji. Ale ekonomia rządzi się swoimi prawami; nie można ot tak sobie wysyłać poniżej kosztów produkcji. Producent musi sobie jakoś powetować stratę. I tym kimś, kto pokrywał tę stratę był biedny jak mysz kościelna polski konsument. Innymi słowy mówiąc biedny Jan Kowalski sponsorował bogatego Johna Smitha. U nas 1 kg cukru w handlu detalicznym kosztował 1,40 zł (czyli na dzisiejsze 14 zł), a zagranicę sprzedawano cukier po 17 groszy za 1 kg!
Jakie były skutki polityki celnej sanacji?
Oczywiście ekipa sanacyjna musiała ingerować również w cła. System przepisów celnych był niezwykle zawiły i skomplikowany co stanowiło istny raj dla wszelkiej maści aferzystów i cwaniaków. Władze stosowały na szeroką skalę system ulg i ceł protekcyjnych – z jednych i drugich w szczególności korzystały przedsiębiorstwa państwowe. Niektóre stawki celne były kuriozalnie wysokie, tak że nawet trudno to czymś wytłumaczyć. Np. w 1932 roku sanacja wprowadziła prohibicyjne cła na części zamienne do samochodów – niektóre stawki przekraczały 1000%. Po co to robiono w dobie wielkiego kryzysu gospodarczego? Chyba tylko po to by zwiększyć bezrobocie (plajtowały warsztaty i sklepy z częściami zamiennymi).
Czy rozwinięte ustawodawstwo socjalne II RP było korzystne dla Polaków? Na czym polegała zlikwidowana przez sanacje niezależność kas chorych?
Nie, nie było korzystne dla Polaków. Polska, jak w jakimś socjalistycznym amoku, choć była państwem zniszczonym po wojnie i na dorobku zafundowała sobie najbardziej rozbudowany system socjalny w Europie. Ma się rozumieć, że podwyższyło to koszty pracy a pracownik dostawał na wypłatę mniej pieniędzy. Wśród Polaków zaczęło się rozpowszechniać przekonanie, że nie trzeba dbać o siebie i najbliższych, bo „państwo nas utrzyma”. Koszty utrzymania różnych Kas Chorych, ubezpieczalni, ZUS, rosły z roku na rok, a poziom usług był zatrważająco niski: ówcześni Polacy przechrzcili „ubezpieczalnie społeczne” (przychodnie) na „dokuczalnie społeczne”…
Jakie były koszty funkcjonowania sanacyjnej polityki społecznej?
Po prostu z dnia na dzień powyrzucano kierowników, dyrektorów i członków rad nadzorczych Kas Chorych i komisarycznie stworzono zarządy złożone z pułkowników, majorów czy kapitanów pobierających lekką rączką ciężkie pieniądze. No a potem, w miarę zbliżania się do ideału gospodarki socjalistycznej sanacja utworzyła nieszczęsny, istniejący do dziś, ZUS.
Czy sanacja zapewniała bezkarność aferzystom?
W dużym stopniu zależało to od kręgosłupa moralnego pracowników wymiaru sprawiedliwości. Jeżeli prasa opozycyjna nagłośniła jakąś aferę, której już nie udało się zamieść pod dywan, wówczas sanacja z bólem serca nakazywała śledztwo. Gdy opinia publiczna nie zapominała o aferze, no to trzeba było postawić winnych przed obliczem sądu. Co wtedy? To zależało właśnie od tego kręgosłupa moralnego – jak pan prokurator czy sędzia miał „miedziane czoło”, to oskarżony mógł liczyć na uniewinnienie albo na łagodny wymiar kary. Im dłużej zajmuję się tematem afer w II RP, tym bardziej jestem skłonny nie podzielać opinii, iż w II RP wymiar sprawiedliwości składał się wyłącznie z kryształowych postaci. Nie, niestety, ale nie jest to do końca prawda: spora grupa policjantów, śledczych, prokuratorów, sędziów to ludzie spolegliwi wobec reżimu.
Jaka była sytuacja na wsi polskiej pod rządami sanacji? I jak sanacja radziła sobie z niezadowoleniem chłopów?
Najogólniej mówiąc na wsi polskiej panowała beznadzieja, bieda, zacofanie i ogromne przeludnienie. Sanacja nie robiła prawie nic żeby te palące problemy rozwiązać. Chłopów nękano podatkami oraz przepisami, które chłopi uważali za szykany, np. o bieleniu chałup, płotów czy stawianiu sławojek. Tak, dla biednego chłopa kupno wapna, bielenie i budowanie wychodków w trakcie intensywnych prac polowych to były szykany. A pan wójt i posterunkowy nie mieli litości. Nie pobieliłeś na czas: kara. Nie zapłaciłeś na czas kary: grzywna. Nie uiściłeś grzywny: egzekucja komornicza i pan komornik licytował ostatnią krowinę albo kożuch. Czasem zdesperowani chłopi urządzali strajki rolne; często miały one gwałtowny przebieg (swoje trzy grosze wtrącali tutaj agitatorzy komunistyczni) i kończyły się licznymi ofiarami śmiertelnymi, bowiem władze wysyłały przeciw protestującym uzbrojone oddziały policji.
Jaką role w gospodarce II RP odgrywali Żydzi, i czemu byli najbardziej pro sanacyjną grupą społeczną w międzywojennej Polsce?
Bardzo dużą. Wystarczy tylko powiedzieć, że ludność żydowska stanowiła jakieś 8 – 9% ludności zamieszkującej II RP, a w swoim ręku mieli 64% całego handlu w Polsce. To wymowne zestawienie, prawda? Żydzi lubili i poważali Piłsudskiego, na pewno z tego powodu, że jako Naczelnik Państwa nadał im szereg uprawnień stwarzając tym samym dla nich ramy autonomii kulturowej. Poza tym dla Żydów nie bez znaczenia była proweniencja sanacji – proweniencja lewicowa, socjalistyczna. To lepsze rozwiązanie dla Żydów niż rządy prawicy, endecji. Po śmierci Piłsudskiego stosunek sanacji do Żydów nie był jednoznaczny. Mamy ostre przemówienia w duchu antysemityzmu gospodarczego, ekonomicznego, np. Eugeniusza Kwiatkowskiego, których pewnie nie powstydziłby się jakiś aktywista NSDAP. Mamy akcję popierania środowisk syjonistycznych, po to aby jak najwięcej Żydów wyjechało z Polski do Palestyny, co, wg władz, rozwiązałoby częściowo problem bezrobocia i przeludnienia wsi. Ale mamy też znamienną postawę lokalnych władz, kiedy środowiska narodowe przeprowadzały akcje ekonomicznego bojkotu Żydów; otóż lokalne sanacyjne władze nakazywały podległym sobie urzędnikom kupować w sklepach i hurtowniach żydowskich, a nie u kupców polskich…
Jak funkcjonował sektor państwowy w II RP?
Jak funkcjonował sektor państwowy? Myślę, że na to pytanie już odpowiedziałem, a właściwie elementy tej odpowiedzi są rozsiane w odpowiedziach na co najmniej kilkanaście pytań zadanych przez Pana. Uważny Czytelnik potrafi pozbierać te elementy i dokonać uogólnienia. Natomiast chciałbym w tym miejscu poczynić jedną ważną uwagę: sektor państwowy – mimo że gorzej zarządzany, mniej wydajny od prywatnego i często przynoszący straty – pod rządami sanacji prosperował sobie jak pączek w maśle; z roku na rok potężniał i rósł, rósł i potężniał.
Czy można rozważać odpowiedzialność sanacji i jej polityki gospodarczej za klęskę wrześniowa, okupacje i późniejszy powojenny terror komunistyczny w Polsce po II wojnie światowej?
Sądzę, że tak w istocie było. To sanatorzy decydowali o kierunkach rozwoju gospodarki i jeżeli zadecydowali w pewnym momencie, iż należy demotoryzować kraj, a jeden z prominentnych generałów twierdził, że im mniej dróg tym lepsze możliwości obrony, no to mieliśmy tak zmotoryzowaną armię jak mieliśmy we wrześniu 1939 roku. Jeżeli sanatorzy postanowili znacjonalizować cały przemysł lotniczy i w ramach tego przemysłu marnowaliśmy miliony podatników na jakieś kuriozalne projekty (bombowiec „Żubr”), to efekt był taki jaki był. Ale chcę szczególnie podkreślić destrukcyjną rolę płk. Józefa Becka. Jeżeli kierownik polskiej dyplomacji w 1938 roku przewiduje, że „idą takie czasy, w których być może Polska będzie osamotniona”, no strach się bać. Minister spraw zagranicznych musi robić wszystko, aby w okresie zagrożenia jego kraj nie był osamotniony. A co zrobił Beck? Beckowi się wydawało, iż Polska zawdzięcza mu silne, realne sojusze, a w rzeczywistości Polska stanęła osamotniona w obliczu dwóch śmiertelnych wrogów. Konsekwencją tego była przegrana wojna obronna Polski, a konsekwencją tej przegranej kampanii – koszmar ludobójczej okupacji przez III Rzeszę i ZSSR, Katyń, Auschwitz itd. Ale niektórzy jeszcze dziś uważają go za męża stanu, bo przecież został namaszczony przez geniusza Piłsudskiego. No i tak pięknie mówił o honorze w Sejmie 5 maja 1939 roku, więc niech tam chłop ma tę swoją aleję w Warszawie… Dopóki ludzie mieniący się być przywódcami narodu, każą Polakom czcić ludzi na to nie zasługujących, dopóki będziemy fałszować swoją historię i karmić się mitami, dopóki okres władzy sanacji będzie się uważało za pozytywny w historii Polski i dopóki Polacy będą huczniej celebrować rocznice klęsk niż zwycięstw, dopóty będziemy narodem o skrzywionej psychice…
Rozmawiał Jan Bodakowski
Polska sanacja budowala stalinowski komunizm. Widac powiazana baly interesami z banksterami finansujacymi marksistowskie brednie celem utrzymania narodu w biedzie i posluszenstwie. To byla polityka hamowania i to celowego. Z ekonomia nie mialo to nic wspolnego a socjalizmem na pewno nie bylo. Meczy ciagle poruszanie sie w widelkach wolny rynek – socjalizm. Tak jakby nie bylo innych rozwiazan?
No dopytuję się Ciebie o to rozwiązanie od dawna i nie chcesz go przedstawić 🙂 Pewnie jesteś jednym z tych kolesi od Zeitgeist, prawda?
Brawo Panowie Autorzy. Bardo dobry tekst!!!
Poprawcie to zdanie na prawdziwe: „U nas 1 kg cukru w handlu detalicznym kosztował 1,40 zł (czyli na dzisiejsze 14 zł), a zagranicę sprzedawano cukier po 17 groszy za 1 g!”. Gdyby sprzedawano cukier po 17 groszy za jeden gram to okazałoby się, że to świetny interes wciskać Anglikom cukier po 170 złotych za kilogram 😉
[…] A dzisiaj? Mamy dwustumetrowy przekop przez wydmę, stanowiący drogę wodną dla kajaków i żaglówek z Tolkmicka i Fromborka oraz kilku barek miesięcznie wypływających z Elbląga. Co możemy powiedzieć o prezesach i członkach zarządów spółek skarbu państwa? Poza nielicznymi wyjątkami, podobnie jak za Gierka, stanowią oni nomenklaturę partyjną i znów poza nielicznymi wyjątkami zasiadają za zbyt „dużymi biurkami”, jak na ich wiedzę, wykształcenie, kwalifikacje i doświadczenia zawodowe. Tyle tylko, że w tamtych „mrocznych” czasach zachęcano zdolnych i kompetentnych inżynierów i ekonomistów, żeby wstępowali do partii (PZPR, ZSL, SD) i w ten sposób spełniali wymagane kryterium formalne. Obecnie – poza nielicznymi wyjątkami – miernoty, karierowicze i wydrwigrosze zgłaszają swój akces do partii rządzącej po to, żeby objąć intratne finansowo posady. Proceder ten jest jeszcze jedną kopią – przechodzącą w groteskę – przedwojennych rządów Sanacji (1926 – 1939), kiedy to „brać legionowa”, której na zjeździe w 1938 roku było kilka razy więcej niż przewinęło się przez legiony polskie w latach 1914 – 1918 wszystkich żołnierzy, obejmowała większość stanowisk kierowniczych w przedsiębiorstwach kontrolowanych przez państwo, a innych dużych przedsiębiorstw po prostu nie było. Raz jeszcze polecam książkę Sławomira Suchodolskiego pt.: „Jak sanacja budowała socjalizm”. […]
Comments are closed.