Wśród naukowców, zwłaszcza pośród biologów i psychologów, obserwuje się ostatnimi czasy tendencję do biologizowania każdego przejawu ludzkiej aktywności i zachowania. A że w biologii obowiązuje paradygmat darwinowski toteż wszelkie dywagacje na ten temat ujmuje się w kategoriach ewolucyjnych adaptacji.
Tendencja ta znalazła swoje skrajne ujście u przedstawicieli psychologii w dziedzinie zwanej po prostu psychologią ewolucyjną. Dyscyplina ta szuka wyjaśnienia takich ludzkich zachowań jak gwałt, depresja, rasizm, zdrada, niewierność, okrucieństwa czy morderstwa w ewolucyjnie utrwalonych i uwarunkowanych na przestrzeni milionów lat zachowaniach. Jej początki sięgają prac zoologa z Harvardu Edwarda Wilsona, który przedstawił zarys nowej dziedziny naukowej w pracy pt. „Socjobiologia. Nowa synteza”.
Darwinizowanie wszystkiego nie oszczędziło również ekonomii. Biologia wtargnęła do ekonomii za sprawą argumentacji mówiącej, że rządowe programy socjalne, powodujące spadek konkurencji u ludzi, w konsekwencji prowadzą do problemów gospodarczych. Innymi słowy wszelkie programy socjalistyczne i pakiety pomocowe skazane są na zatracenie ponieważ nie dość, że sprzeczne są z darwinowskim spojrzeniem na rozwój i postęp toteż dodatkowo utrwalają negatywny pogląd prymatu kolektywu, społeczeństwa oraz dobra ogółu nad interesem jednostki. Socjobiologowie używający pojęcia genetycznej wartości przystosowawczej przez lata uzasadniali, że człowieka nie da się ukształtować na modłę socjalistycznych programów. W końcu nie bez słuszności zresztą przyjęto dość oczywistą i trafną analogię między darwinowskim doborem naturalnym a niewidzialną ręką rynku Adama Smitha.
Jednym z pierwszych ekonomistów, który wprowadził darwinizowanie do ekonomii był przedstawiciel szkoły chicagowskiej Gary Becker, który uważał, że moment, w którym uda się naukowcom znaleźć genetyczne podstawy ludzkich motywacji i pragnień, stanie się przełomowy na tyle, że wyznaczy nowe możliwości zastosowań w programach politycznych. Becker swoją argumentację oparł na niepowodzeniach akcji afirmatywnych, programach wyrównawczych w amerykańskich szkołach itd. Z powodzeniem udało mu się wykazać miałkość rządowych przedsięwzięć i ich zwyczajną nieskuteczność. Wieloletnie wydatki deficytowe rządu nie mogą – zdaniem Beckera – przyczyniać się do wzrostu gospodarczego ani też do wzrostu zapotrzebowania na określone usługi czy produkty, te mogą klarować się jedynie na stricte wolnym, niezakłóconym przez rządowe interwencje, rynku.
Korzystanie z dorobku socjobiologii czy też psychologii ewolucyjnej z pewnością wniosło nową jakość do ekonomii, niemniej spore grono ekonomistów wyraża swój otwarty sprzeciw wobec tego rodzaju synkretyzmu naukowego. Wielu z nich uważa biologię w ekonomii za ślepy zaułek, której niska wartość wyjaśniająca służy jedynie uzasadnieniu konserwatywnej polityki ekonomicznej i tym samym dostarczeniu oponentom argumentacji mówiącej, że wolny rynek prowadzi tylko i wyłącznie do niehumanitarnych posunięć. Niezależnie od tego czy psychologia ewolucyjna może poprawić sytuację zwolenników wolnego rynku warto dodać, że do takich konkluzji nie musi prowadzić biologia, a zwyczajna obserwacja zachodzących w gospodarce przemian. Milton Friedman, czołowa postać szkoły chicagowskiej, również nie miał złudzeń w tej kwestii. Uznał on bowiem, że jeśli rynek jest najefektywniejszym sposobem redystrybucji produktów i usług to żadne inne dodatkowe wyjaśnienia nie są mu potrzebne. Nawet jeśli udałoby się znaleźć genetyczne podłoże owych zachowań konsumentów na rynku, w żaden sposób nie wpłynęłoby to na podejście zwolenników leseferyzmu do dotychczasowej polityki gospodarczej, którą promują oni niezmiennie od lat i to jeszcze zanim pojawiło się widmo darwinizowania wszystkiego.
Karol Mazur