Obchody 25. rocznicy uzyskania niepodległości przez Ukrainę i zakończone w piątek Forum Trójmorza zamykają pierwszy rok aktywności prezydenta Andrzeja Dudy na arenie międzynarodowej. Ostatnie 12 miesięcy obfitowało w wiele wydarzeń tworzących nowe otwarcie polskiej dyplomacji. Na tle nieskoordynowanych działań ministra spraw zagranicznych polityka zagraniczna prezydenta Dudy wygląda obiecująco.

Jeśli pierwszy rok służył wskazaniu kierunków i pokazaniu nowej, lepszej formy dyplomacji ośrodka prezydenckiego, to kolejne muszą zacząć napełniać ją treścią konkretów.

Aktywność prezydenta Dudy w ostatnim roku zasadzała się na trzech głównych filarach – wzmocnieniu gwarancji transatlantyckich dla bezpieczeństwa Polski i innych państw regionu, mocniejszym otwarciu się na współpracę z Chinami i, last but not least, budowaniu sojuszu państw Europy Środkowo-Wschodniej w ramach tzw. Międzymorza. Zarówno działania wobec USA, jak i Chin konstruowane były we współpracy z partnerami z regionu, więc to polityka środkowoeuropejska wydaje się dla prezydenta Dudy podstawowym punktem odniesienia.

Widać to było wyraźne w przygotowaniach do lipcowego szczytu NATO, zakończonego umiarkowanym, ale jednak sukcesem. Deklaracja stałej, ale nielicznej i rotacyjnej obecności wojsk Sojuszu w Polsce oraz krajach bałtyckich stanowi bowiem pewien element odstraszający (oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji) wobec agresywnej polityki Kremla. Droga do tej deklaracji rozpoczęła się podczas listopadowego szczytu w Bukareszcie, w którym udział wzięli przywódcy ośmiu państw regionu (wyłamał się jedynie prezydent Czech Miloš Zeman). Spotkanie w Bukareszcie stało się zresztą okazją do ożywienia współpracy pomiędzy Polską i Rumunią, drugim co do wielkości krajem regionu i jednocześnie bliskim sojusznikiem USA, który w przeciwieństwie do krajów Grupy Wyszehradzkiej współdzieli z nami obawy co do powagi zagrożenia ze wschodu. A jest ono wciąż znaczne ze względu na jedynie symboliczne wzmocnienie wschodniej flanki. Symboliczne, bowiem należy pamiętać, że w obliczu ryzyka wybuchu wojny na Pacyfiku Amerykanie nie będą zainteresowani zwiększaniem swojej obecności na Starym Kontynencie.

Zabiegom o wzmocnienie obecności NATO, adresowanym głównie w kierunku USA, towarzyszyła próba silniejszego otwarcia Polski na współpracę z nową globalną potęgą, Chinami. Czwarty szczyt forum 16+1 (państwa Europy Środkowo-Wschodniej i Chiny), który odbył się w listopadzie w chińskim Suzhou, był z polskiej perspektywy przełomowy. Choć pierwsze spotkanie tej inicjatywy zostało zorganizowane w Warszawie w 2012 roku,  to zainteresowanie Polski tym formatem spadało, czego dowodem było wysłanie na trzeci szczyt w Belgradzie w 2014 roku zaledwie wicepremiera Tomasza Siemoniaka. Dlatego obecność na szczycie prezydenta Dudy i umiejscowienie jego wystąpienia tuż po premierze ChRL Li Keqiangu, a przed Viktorem Orbanem, który podobnie jak prezydent Czech aspirował do roli regionalnego lidera, było wyraźnym potwierdzeniem, że Chiny w tej roli widzą Polskę. Potwierdziła to czerwcowa wizyta Xi Jinpinga w Warszawie. Niestety obydwa spotkania nie przyniosły wielu konkretów, takich jak np. deklaracja co do trasy Nowego Jedwabnego Szlaku. Chiny umiejętnie rozgrywają Polskę i inne kraje naszego regionu. A mają o tyle ułatwione zadanie, że Warszawa do tej pory nie odpowiedziała sobie na strategiczne pytanie o rolę współpracy z Pekinem, zwłaszcza w kontekście militarnego uzależnienia od USA.

Zarówno przygotowania do szczytu NATO, jak i ożywienie współpracy z Chinami pokazują, że oczekiwania i interesy państw Europy Środkowo-Wschodniej nieraz bardzo istotnie się różnią. Argument ten był bardzo często podnoszony przez przeciwników opierania polskiej polityki zagranicznej o kraje tzw. Międzymorza, które ponadto nie dysponują podobnie jak my wystarczająco silnym potencjałem militarno-ekonomicznym. Zakończone w piątek w Dubrovniku spotkanie Inicjatywy Państw Trójmorza pokazało jednak, że wobec stojących przed nami wyzwań bliska współpraca w obszarze energetyki czy transportu jest możliwa, a Polska może odgrywać w niej rolę primus inter pares. W końcu jeszcze przed rokiem ideę powstania takiej inicjatywy można było zaliczyć do gatunku political fiction. Optymizm gasi fakt, że podobnie jak wizyta Xi Jinpinga w Warszawie forum było organizowane na ostatnią chwilę i część państw regionu reprezentowana była zaledwie przez wiceministrów, co szczególnie w przypadku Rumunii powinno nas martwić.

Podsumowując, można stwierdzić, że aktywność prezydenta Dudy na tle nieskoordynowanej dyplomacji prowadzonej przez ministra Waszczykowskiego należy ocenić raczej pozytywnie. Raczej, ponieważ Kancelaria Prezydenta dopuściła się także istotnych zaniechań. Choć dołożyła w ostatnich miesiącach wiele starań, aby zbudować sojusz Trójmorza stanowiący południowy wektor polskiej polityki zagranicznej, zabrakło wystarczającej aktywności na pozostałych kierunkach. Szczególnie dotkliwym był brak polityki bałtyckiej, bardzo ważnej dla idei Trójmorza, zwłaszcza że w ostatnim roku Polska sprawowała przewodnictwo w Radzie Państw Morza Bałtyckiego, na które niestety nie mieliśmy pomysłu. Za symboliczny dowód tej słabości niech posłuży brak wizyty prezydenta Dudy w Sztokholmie czy Helsinkach, które przecież od aneksji przez Rosję Krymu stały się nam znacznie bliższe.

Jeszcze poważniejszy był jednak brak aktywności w polityce europejskiej w momencie, kiedy Unia po ostatnich kryzysach i Brexicie stanęła w obliczu poważnych zmian. Niestety Polska „aktywność” ograniczyła się do sprzeciwu wobec przyjęcia uchodźców i niejasnych zapowiedzi uruchomienia prac nad nowym traktatem. Podczas forum w Dubrovniku tematyka europejska była w praktyce nieobecna. Tę słabość widać było wyraźnie podczas piątkowej wizyty kanclerz Merkel na spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej w Warszawie. Niemcy, które przeżywają najpoważniejsze od lat problemy, nie są zachwycone ostatnimi propozycjami Francji i Włoch domagających się silniejszej integracji, by de facto przenieść koszt rozwiązania swoich problemów na Berlin i pozostałe kraje Północy. Niestety jak dotąd nie byliśmy w stanie przedstawić kanclerz Merkel żadnej konkretnej wizji korzystnej zarówno dla Polski, jak i dla Niemiec. Tymczasem brak przemyślanej, regionalnej strategii wobec polityki europejskiej praktycznie uniemożliwia skuteczną budowę Trójmorza, gdyż dla większości państw regionu to Bruksela i Berlin stanowią wciąż podstawowy punkt odniesienia.

Marcin Kędzierski

Tekst pochodzi ze strony Klubu Jagiellońskiego…