Od nowego roku najniższe wynagrodzenie wzrośnie do dwóch tysięcy złotych, czyli więcej niż domagały się związki zawodowe. Zdaniem wielu komentatorów powody takiej decyzji miały głównie charakter wizerunkowy. Wydaje się jednak, że motywacją rządu była także chęć podreperowania niedomykającego się budżetu. Zwłaszcza wobec niższych od oczekiwanych dochodów z tytułu podatku bankowego i od sprzedaży.

Zgodnie ze zmianami, które mają wejść od 1 stycznia 2017 roku, wynagrodzenie minimalne ma wzrosnąć o 150 złotych brutto. Trzeba jednak pamiętać, że jednostkowy koszt dla pracodawców zatrudniających pracowników za minimalne wynagrodzenie wzrośnie nie o 150, ale o 181 złotych miesięcznie. Co więcej, do osoby świadczącej pracę trafi niewiele ponad połowa tej kwoty (103 złote), pozostała część (78 złotych) stanowi bowiem zwiększone obciążenia daninami publicznymi.

Zwiększone w ten sposób obciążenia będą szczególnie dotkliwe dla małych i mikroprzedsiębiorstw, w których odsetek pracujących za „najniższą krajową” przekracza 20%. Dlatego też decyzja rządu jest ryzykowna – tak znaczne podwyższenie minimalnego wynagrodzenia może bowiem doprowadzić do powiększenia szarej strefy oraz do utraty rentowności przez część najmniejszych firm, a wtedy dochody budżetowe zamiast wzrosnąć mogą ulec zmniejszeniu. Skala tych zjawisk jest trudna do precyzyjnego oszacowania. Należy jednak stwierdzić, że wyliczenia mówiące o wzroście dochodów budżetowych o około 1,1 mld złotych rocznie są zbyt optymistyczne.

W dyskusji o wysokości zarobków w Polsce warto też pamiętać, że ze względu na spadające bezrobocie i wzrost wydajności pracy istnieje rynkowa przestrzeń dla wzrostu wynagrodzeń. Instytucjonalne wpieranie tego procesu powinno się jednak koncentrować raczej na obniżaniu kosztów pracy, uproszczeniu systemu danin publicznych lub podwyższeniu kwoty wolnej od podatku dla wybranych grup dochodowych.

Zwłaszcza że w Polsce płaca minimalna szybko zbliża się do 50% przeciętnego wynagrodzenia, podczas gdy jeszcze w 2008 roku stosunek ten wynosił 39,1%. Co prawda są kraje, gdzie odsetek ten jest zbliżony do 50% (np. Słowenia, Francja czy Luksemburg), jednak w Europie znacznie powszechniej występują wartości oscylujące wokół 40% (np. Chorwacja, Rumunia, Wielka Brytania, Belgia czy Irlandia). Rozważając podwyższenie minimalnej pensji, trzeba też pamiętać, że w Polsce przeciętne wynagrodzenie w poszczególnych częściach kraju bardzo się różni. W rezultacie istnieją powiaty, gdzie już dziś najniższe wynagrodzenie znacznie przekracza połowę „średniej krajowej”.

Podsumowując, należy stwierdzić, że narzędzie płacy minimalnej jest niewątpliwie potrzebne, ma być ono bowiem gwarancją, aby pracownikom opłacało się podejmować pracę. Z drugiej strony, kiedy najniższe wynagrodzenie jest ustalone na zbyt wysokim poziomie, pojawia się ryzyko, że części przedsiębiorców przestanie się opłacać zatrudniać. Wtedy zaś negatywne skutki ekonomiczne podwyższenia płacy minimalnej uderzą zarówno w pracowników, jak i pracodawców oraz finanse publiczne, co w efekcie może prowadzić do osłabienia potencjału wzrostu gospodarczego.

Stworzenie presji na wzrost wynagrodzeń jest w naszym kraju pilnie potrzebne. Istnieją jednak znacznie lepsze instrumenty poprawy sytuacji pracowników niż tak szybkie podnoszenie płacy minimalnej. Długookresowo drogą do realizacji tego zadania powinna być zmiana struktury gospodarki na bardziej innowacyjną, a tym samym generującą lepiej płatne miejsca pracy. W krótkim okresie skuteczną presją na podwyższenie płac mogą natomiast okazać się narzędzia polityki socjalnej, czego dowodem są skutki wprowadzenia program 500+ na wysokość wynagrodzeń na nisko opłacanych stanowiskach w handlu.

dr Bartłomiej Biga

Tekst pochodzi ze strony Klubu Jagiellońskiego…

1 KOMENTARZ

  1. Chetnie sie dowiem jak obnizyc koszty pracy i zastosuje u mnie w firmie. Czekam na rozsadne propozycje ktore realnie sa do przeprowadzenia. Doktrynerzy kapitalizmu na start!

Comments are closed.