W dniu 23 marca 2009 r. Departament Skarbu USA przedstawił Program Inwestycji Publiczno-Prywatnych (PPIP), którego celem jest nabycie toksycznych aktywów od banków i innych instytucji finansowych.
Na ratowanie systemu bankowego USA przeznaczono dotąd w ramach planu H. Paulsona, byłego Sekretarza Skarbu, ok. 300 mld USD w formie nabycia akcji oraz 418 mld USD w formie gwarancji aktywów. Mimo zaangażowania ok. 700 mld USD banki nadal postrzegają się wzajemnie jako niewypłacalne i zamrażają akcję kredytową. Fiasko planu Paulsona oznacza, że straty banków w USA przekraczają 700 mld USD.
Stąd ogłoszenie nowego programu. W jego ramach na nabycie toksycznych aktywów przeznacza się 0,5-1 bln USD. W konsekwencji w amerykańskie banki zostanie wpompowanych według oficjalnych oświadczeń ogółem 1,2-2,7 bln USD. Tymczasem kapitały własne banków wynoszą ok. 1,2 bln USD (wiersz „Residual (assets less liabilities)” z objaśnieniem).
Oficjalne dane rządu USA oraz FED pozwalają z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że straty banków USA przekraczają ich kapitały własne. Tym samym banki są niewypłacalne. Dotyczy to prawdopodobnie przede wszystkim największych banków amerykańskich. W stosunku do nich powinno być wdrożone postępowanie upadłościowe.
Powinno, ale nie jest. I w najbliższym czasie nie będzie. W. Dudley prezes FED w Nowym Jorku ogłosił, że rząd USA zapewni z kieszeni podatników tyle kapitału ile będzie trzeba, aby zapewnić przetrwanie największych banków amerykańskich (zwolennicy teorii spiskowych z pewnością zainteresują się gdzie Dudley złożył takie zapewnienie). Ta szczera wypowiedź dowodzi wskazywanego przez nas ścisłego związku pomiędzy bankierami, a politykami. Kropkę nad „i” postawił T. Geithner – nowy Sekretarz Skarbu oświadczając, że w USA nie będzie nacjonalizacji banków: „Jesteśmy Stanami Zjednoczonymi, nie jesteśmy Szwecją” (w Szwecji w latach dziewięćdziesiątych przejściowo znacjonalizowano upadające banki).
Sądzimy, że zmiana na stanowisku Sekretarza Skarbu (Paulson-Geithner) nastąpiła przede wszystkim na tle różnicy poglądów, co do nacjonalizacji banków. W związku z tym starciem rynek był wstrząsany plotkami o nacjonalizacji Bank of America i Citygroup. Wygrała opcja bankierska, że banki mają pozostać w dotychczasowych rękach, a podatnik ma je tylko dofinansowywać. Smaczku sprawie dodaje oficjalne zdziwienie Geithnera, że ktoś śmiał publicznie ogłosić (P. Krugman – Noblista z ekonomii), iż fundamenty banków są chore, a bankierzy sami nie wiedzą co robią. Świetny obraz fundamentalnego zdrowia banków oraz przytomności umysłów bankierów daje zestawienie zaangażowania w spekulacje derywatami (raport od s. 22) największych banków USA w porównaniu z ich aktywami. Pierwszy bank Ameryki JPMorgan Chase Bank inwestuje w derywaty 88 bln USD, przy swoich aktywach (cały majątek!) 1,8 bln USD. Drugi, Bank of America spekuluje derywatami na 39 bln USD, przy aktywach 1,4 bln USD. A trzeci Citibank National ma derywatów na 36 bln USD, przy aktywach 1,2 bln USD. Dla orientacji roczne dochody (PKB) w USA to 14,3 bln USD.
Skoro zdaniem rządu USA nie wchodzi w grę upadłość, ani nacjonalizacja, światło dzienne ujrzał Program Inwestycji Publiczno-Prywatnych. Jest to potworek dokładnie na miarę polityków i bankierów. Jak myślicie jaki jest zdaniem polityków i bankierów najlepszy sposób na uzdrowienie banków, które potraciły kapitały na skutek spekulacji i lewarowania (inwestowanie i gra na skalę większą niż posiadany własny kapitał, dzięki pożyczonym środkom lub niskim zabezpieczeniom)? Ich zdaniem najlepszym sposobem jest dalsza spekulacja w nowotworzonych funduszach z wykorzystaniem lewarowania.
Powstanie takich funduszy przewiduje Program Inwestycji Publiczno-Prywatnych. Będą to przedsięwzięcia z udziałem kapitału publicznego (rząd USA) i prywatnego. Ich zadanie to wykup toksycznych aktywów z banków i zrobienie z nimi „czegoś”. Na to, że Program to właściwie zapora dymna, uczula nowomowa w określaniu toksycznych aktywów. Teraz nazywają się one „odziedziczonymi aktywami”. Biedni profesjonalni bankierzy dostali te przeklęta aktywa w drodze jakiegoś spadku. Jakiś wujek z Ameryki okazał się bankrutem i trafiło jakimś cudem na banki. No autentyczny zły traf. Zaczyna kłaniać się Orwell. Ale dalej jest jeszcze lepiej.
Powołane będą fundusze dwojakiego rodzaju.
Pierwsze przeznaczone do wykupu pożyczek. Toksyczne pożyczki będą nabywać fundusze w których rząd i prywatni inwestorzy będą mieli po 50 % udziału w kapitałach. Jednak finansowa siła tych funduszy będzie pochodziła z finansowania długiem. I to w znacznej skali. Dźwignia finansowa ma wynosi 6 do 1, długu będzie sześć razy więcej niż kapitału. Ponieważ nie ma wielu wariatów na finansowanie nabywania toksycznych pożyczek, to pojawia się superman – instytucja rządowa. Dług zaciągany przez fundusze będzie gwarantowany przez Federalną Korporację Ubezpieczenia Depozytów (FDIC). Intuicja nam podpowiada, że pożyczek na ten cel udzielą same zainteresowane banki. W ten sposób jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki toksyczne aktywa transformują się w aktywa zdrowe gwarantowane przez instytucję rządową. Ale czy aby na pewno? Gwarancje FDIC są śmiechu warte. Fundusze FDIC tworzą bowiem same banki. A zatem ubezpieczenia toksycznych aktywów mają de facto udzielić niewypłacalne banki, których rozrzutność je wygenerowała. Coś takiego mogło się narodzić tylko w umyśle specyficznych ludzi. Bankierów i polityków.
Toksycznych pożyczek prawdopodobnie nie ma zbyt dużo (jak na skalę obecnego kryzysu oczywiście). Wskazuje na to ograniczenie udziału rządowego w opłaceniu kapitałów własnych funduszy do maksymalnie 100 mld USD (suma przeznaczona na fundusze obu typów) oraz z góry określona dźwigna finansowa.
Fundusze drugiego typu będą wykupywały toksyczne papiery wartościowe. Model działania jest podobny. Ale na próżno szukamy w materiałach rządowych wielkości dźwigni finansowej. Tej wielkości nie ma. Ale za to wiemy kto ma zapewnić temu przedsięwzięciu finansowanie długiem. Jest to nie kto inny jak Rezerwa Federalna (FED) – prywatny amerykański bank centralny. Rząd zapowiada, że FED będzie finansował wykup toksycznych papierów wartościowych po odpowiednich przygotowaniach legislacyjnych. Środki FED są nieograniczone. FED ma bowiem wyłączne prawo do emisji dolara w formie pieniądza gotówkowego. Zestawienie takiego źródła kapitału z brakiem określenia wielkości dźwigni finansowej pozwala nam stwierdzić, że papiery wartościowe w toksycznych portfelach amerykańskich instytucji finansowych zajmują pozycję dominującą. Ponadto przypuszczamy, że wobec dalszego zatajania tych informacji straty są znacznie większe niż 1,2-2,7 bln USD.
Finansowanie wykupu toksycznych papierów wartościowych przez FED to zasadniczo krzyk rozpaczy. Na pokrycie utopionych kapitałów ruszy emisja świeżutkiego pieniądza prosto z maszyn drukarskich lub z ekranów komputerów. Stany Zjednoczone nie mają już żadnego innego źródła pokrycia gigantycznych strat banków, jak inflacyjna emisja pieniądza. Dowodzi to tragizmu sytuacji.
Dzięki programowi PPIP dowiedzieliśmy się, że podejrzewana przez nas niewypłacalność banków amerykańskich jest faktem. Wiemy już również, że bankierzy i politycy uciekają się do ostatnich metod ratunku. Metody te są naiwne i nie pozwolą uratować niewypłacalnych banków bez olbrzymiego wstrząsu gospodarczego.
Na marginesie odnotujmy, że nadal nie mamy żadnych oficjalnych danych z Europy, gdzie prawdopodobnie sytuacja banków jest równie tragiczna. Milczenie Komisji Europejskiej oraz niedementowanie informacji o bilionowych stratach banków europejskich jest znamienne. Oprócz braku odwagi cywilnej polityków i bankierów świadczy to o poważnym ryzyku wystąpienia napięć grożących rozpadem Unii. Mamy bowiem przesłanki do wysunięcia przypuszczenia, że toksyczne aktywa nie są rozproszone i koncentrują się w niektórych krajach. Podejrzenia kierujemy się m.in. na Półwysep Iberyjski skąd pochodzi J. Barroso (przewodniczący KE) oraz J. Almunia (Komisarz UE ds. ekonomicznych i walutowych), którzy obecnie usilnie szukają chętnych na pokrycie olbrzymich bankierskich długów swoich przyjaciół i kolegów.
Tomasz Urbaś
Źródło: http://urbas.blog.onet.pl/