Kiedy pani minister Katarzyna Hall wprowadzała, w czasach niesławnych rządów Platformy Obywatelskiej i PSL-u, obowiązek szkolny dla sześciolatków, odruchem normalności było pukanie się w czoło.
Wielu rodziców skorzystało z możliwości odroczenia branki, którą to możliwość łaskawy ustawodawca stworzył swoim niewolnikom. Inni posyłali swoje pociechy na rzeź edukacyjnej pralni, w przenośni i dosłownie. Niejeden z sześciolatków i tak zmuszony był do stania się siedmiolatkiem, gdyż nie dając rady, musiał ponownie odwalać pańszczyznę w pierwszej klasie. Dziś jest już trochę normalniej, z wyjątkiem tego, że nadal obowiązuje przymus. Ale cóż, jak się nie ma, co się lubi… itd.
Ale nasza sytuacja to zaiste raj na ziemi w porównaniu z np. taką Francją czy – UWAGA! – Węgrami. Na Węgrzech przymus szkolny obowiązuje już od trzeciego roku życia dziecka. Jednym słowem, matka nie ma szansy na to, aby nacieszyć się wychowywaniem swojej pociechy dłużej niż 36 miesięcy.
W ślady, znienawidzonych przez unijnych urzędasów, Węgrów iść zamierza Francja. Prezydent Macron zapowiedział, że od 2019 roku francuskie dzieci będą poddawane praniu mózgów przez państwowy system edukacyjny już od 3-go roku życia. Dotychczas rozpoczynały szkołę w wieku lat 6. Macron uważa, że obniżenie wieku szkolnego sprawi, że szkoły staną się miejscem „prawdziwej równości”. Ciekawe jak nowy pomysł prezydenta przyjmą liczni we Francji muzułmanie.
Przy okazji zapowiedzi reformy szkolnictwa we Francji, portal bankier.pl informuje, jak kwestia wieku „poboru” do szkół wygląda w innych europejskich krajach (z wyjątkiem wspomnianych już Węgier oraz Francji). Od 4-go roku życia rozpoczynają szkołę dzieci w Luksemburgu, od 5-go w Bułgarii, Wielkiej Brytanii, Holandii i na Litwie. Obowiązek szkolny dla sześciolatków wprowadziły Niemcy, Rosja, Czechy, Dania, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Słowacja, Islandia. Siedmiolatki muszą iść do szkoły w Polsce, Szwecji, Estonii, na Łotwie i w Finlandii.
W
Foto.: pixabay.com