Są takie chwile, gdy, jak to ujmował Wojaczek: „ręce odpadają od wierszy”, gdy nie chce się już nic pisać, mówić, tylko co najwyżej skrzywić się i splunąć z pogardą.
Cały ten Orwellowski seans nienawiści, jaki odbywa się od kilku dni, a szczególnie postawa premiera i większości PO, nie zasługuje na nic więcej.
Ale ponieważ decyzją kierownictwa TVP Info emisja „Antysalonu” w tę niedzielę została wstrzymana, dzięki czemu żaden dysonans nie popsuje radosnej zgody wszystkich nagłośnionych w debacie publicznej gęgaczy, muszę się przemóc i zaprotestować tu – po prostu, żeby się nie wstydzić, gdy dzieci zapytają kiedyś „a gdzie ty wtedy byłeś?”.
Od poprzedniej nagonki, na Cenckiewicza i Gontarczyka, obecna różni się tylko jednym. Wtedy też najgłośniej wypowiadali się ci, którzy książki nie mieli nawet w ręku – ale jeszcze wstydzili się to powiedzieć.
Obecnie wręcz wypada się na samym początku pochwalić: nie miałem tego „świństwa” w ręku, oczywiście, że tych „odrażających pomówień” nie czytałem – w końcu wszystko, co trzeba wiedzieć, zawarte zostało w wyznaczającym poprawność artykule „Wyborczej” pod godnym „Żołnierza Wolności” tytułem „Magister z IPN szkaluje Wałęsę”.
Skoro nawet profesor Paczkowski, dzień po tym, jak za książkę przeprosił publicznie Wałęsę w imieniu wszystkich historyków, przyznaje, że nie miał jej w ręku, czytał tylko recenzję – to widać już żadna przyzwoitość w tym beznadziejnie chorym kraju, a przynajmniej jego beznadziejnie chorych elitach, nie istnieje.
Na pewno też nie miał książki w ręku, i nie wiedział, o co w ogóle chodzi, premier Tusk, gdy spytany podczas konferencji prasowej o służbie zdrowia nagle zaatakował IPN. Rok temu z okładem deklarował się premier jako zwolennik wolności badań naukowych, w pięknie brzmiących frazach zapewniał, że nigdy by nie pozwolił, by ktokolwiek w Polsce był karany za pisanie książek albo badania historyczne „nawet niewygodne dla władzy czy autorytetów”…
Takie tam Tuskowe gadanie. Ten człowiek, chyba już wystarczy na to dowodów, jest gotów powiedzieć absolutnie wszystko, a potem wszystkiemu zaprzeczyć, jeśli tylko jakiś specjalista od pijaru przekona go, że to się spodoba.
Być może Tusk wiedział, o jaką książkę go pytają, i że nie ma ona nic wspólnego z IPN, a być może tylko udał, że nie wie, bo ocenił, że każdy pretekst dobry, by dać sygnał do nagonki na Instytut – w każdym razie jego ludzie, jak dobrze ułożona sfora, natychmiast ten sygnał podchwycili (wyłamali się Mężydło z Czumą, ale zapłacą za to, niech tylko upłynie trochę czasu) – przy czym wszystkich przelicytowała minister Kudrycka, której niedwuznaczna zapowiedź odebrania Pawłowi Zyzakowi w ramach kary za nieprawomyślność magisterium to już zgoła stalinizm…
Rafał Ziemkiewicz
Czytaj całość na: WWW.INTERIA.PL

5 KOMENTARZE

  1. Może tak jakaś spontaniczna manifestacja bez policyjnych zezwoleń w centrum stolycy i elytom wadzy do myślenia? Tylko kto i jak? Młodzież po śmierci Papieża zbierała się porzez sms do manifestowania swej żałoby. Czy obecnie młodym jeszcze chce się i wiedzą co to wolność Narodu i suwerenność Państwa?

  2. Wypada tylko przytoczyc opinię Pana S. Michalkiewicza: z Pana Tuska taki liberał jak ze mnie chiński mandaryn:-).

  3. Żałosne, że tacy szmaciarze pełnią tak odpowiedzialne i zaszczytne funkcje. Mam wrażenie, że ktoś mi pluje w twarz kiedy oglądam załganego Tuska et consortes, lejących krokodyle ślozy nad kolejną niegodziwością IPNu.

Comments are closed.