Hayek krytycznie o „okrągłym stole”: Demokracja bez restytucji własności nie zadziała

Brak własności, jako fundamentu cywilizacji, jest ową końcówką węzła zaplątanego aktem nacjonalizacji, za którą trzeba uchwycić, by znieść ów system, w którym państwo jest substytutem życia społecznego. Bez tego wszelkie wolności, demokracje, senaty i ordynacje pozostaną fikcją, a gigantyczny lewiatan nadal będzie górował nad nami.

3
Foto.: Prokapitalizm.pl

Od Redakcji PROKAPA: W maju 1989 roku podziemne pismo organizacji Solidarność Walcząca z Wrocławia – „Biuletyn Dolnośląski” opublikowało artykuł nieżyjącego już myśliciela, ekonomisty, Friedricha Augusta von Hayek’a pt. „W opozycji do opozycji”. Autor koncentruje się w nim na analizie społeczno-politycznych i gospodarczych konsekwencji „okrągłostołowego” kontraktu. Nie brak tu krytycznych słów pod adresem całej polskiej opozycji, którą dzieli Hayek na „realistów” czyli zwolenników rozmów z komunistami, oraz na „front odmowy”, grupujący przeciwników jakichkolwiek kompromisów z PZPR. Błędem jednych, jak i drugich jest – według Hayek’a – brak wizji gospodarczego rozwoju Polski i brak świadomości konieczności radykalnych rozwiązań ekonomicznych, prowadzących do – jak to ujmuje austriacki ekonomista – restytucji własności. Przesłanie publikowanych wyżej fragmentów artykułu Hayek’a nic nie straciło na aktualności. Wprost przeciwnie – im więcej lat dzieli nas od „okrągłego stołu”, tym silniej uderza nas trafność przenikliwej analizy Hayek’a, zaś konsekwencje zaniechań, będących grzechem pierworodnym zgniłego kompromisu z 1989 roku, zawartego pomiędzy „realistami” z opozycji a komunistami, zwanymi dziś przez nich „ludźmi honoru”, cały czas nam doskwierają. Ci, którzy dziś, w kolejną rocznicę „okrągłego stołu” nadymają się przeświadczeniami, jaki to wielki sukces wówczas odnieśli, niżej opisanymi problemami zdają się w ogóle nie zaprzątać sobie głów…

Zachęcamy do lektury historycznego artykułu Friedricha Augusta von Hayek’a.

* * *

W opozycji do opozycji

W tzw. „realistycznej” części solidarnościowej opozycji, z Wałęsą na czele, rządzi myślenie w kategoriach gry politycznej – nie ma tu moralnej odmowy współuczestnictwa w sprawowaniu władzy, zostaje tu także uhonorowana podstawowa zasada działania politycznego: etapowość dążenie do wytkniętego celu ostatecznego. Inaczej bowiem – argumentowali „realiści” – fundamentalizm staje się podstawą jałowego trwania z bronią (strajkową) u nogi (też przecież nie wiadomo czy nie zużytą).

Jakkolwiek uważam argumentację „realistów” za słuszną, to nie zgadzam się z realizacją słusznej w zasadzie drogi politycznej. I odwrotnie – pomimo iż postawę „frontu odmowy” uważam za błędną w swej istocie, to sądzę, że zachowując metody walki i nie godząc się na „tajną dyplomację” przy „okrągłym stole”, ta część opozycji może odegrać jeszcze pozytywną rolę.

Obie frakcje ruchu solidarnościowego gubi jednak – moim zdaniem – brak sensownego programu, czyli strategii walki o demokratyczną Polskę, przy czym jakakolwiek taktyka może być oceniana jako słuszna lub nie.

(…) Brak programu wyjścia z kryzysu sprawił, że negocjatorzy z poręczenia Wałęsy przyjęli wariant gry narzucony i dokładnie przemyślany przez ekipę rządową: wojnę pozycyjną „na całej szerokości frontu”, której efektem mają być drobne korekty granic. Rozmawiano w Pałacu Namiestnikowskim o wszystkim, tylko że o niczym istotnym (pomijając prawo górników dołowych do spożywania na przodku … piwa). Miast zastosować przerwanie szyków obronnych na newralgicznym odcinku frontu – zgodnie z pomysłem nieprzyjaciela – zabrano się do szykowania okopów na następne półwiecze rządów komunistycznych! Gdzie jednak – zdaniem wygłaszającego te pretensje – ów newralgiczny fragment linii obrony leży?

Gordyjski węzeł sytuacji Polski „rozplątywano” przy „okrągłym stole” szarpiąc nim na wszystkie strony i … jeszcze bardziej go splątując. Zamiast szukać końca owej nitki, motano kłębek jeszcze bardziej. Wbrew bowiem szczerym demokratom zza „okrągłego stołu” owa próżnia społeczna, nieistnienie społeczeństwa obywatelskiego, jest skutkiem, a nie przyczyną zanegowania zasady sankcjonującej prawdziwą demokrację, a mianowicie zasady własności.

Próba stworzenia demokracji bez restytucji fundamentów własnościowych, które zniósł akt nacjonalizacji, musi skończyć się niepowodzeniem.

(…) Publicyści rządowi i solidarnościowi na jedną nutę wyśpiewują peany na cześć „urynkowienia”. Chodzi w tym przypadku o próby wyanimowania konkurencji (zachowań proefektywnościowych) bez konieczności parcelacji monopolu państwa na środki produkcji i świadczenia usług (wszelkie „zielone światła” dla inicjatywy prywatnej mogą zwieść jedynie daltonistów: zawsze będą miały charakter enklawy i będą próbą stabilizacji monopolu własności państwowej).

Kto poszukuje przepisu na konkurencję odrzucając shmitowski rynek jako nieskrępowaną grę w pełni uwłaszczonych podmiotów gospodarujących, w czym zawiera się nieusuwalna przesłanka konkurencji, próbuje znaleźć coś wspólnego między stołem okrągłym a kwadratowym. Tzw. socjalistyczny rynek to – trawestując powiedzenie pewnego kpiarza – kupa wdzięku (rynku) z przewagą kupy (socjalizmu). Nasz cel to wolny a nie socjalistyczny rynek, nie „duch” rynku ale rynek.

(…) Program reprywatyzacji jest szeroko zakrojoną akcją upodmiotowienia społeczeństwa. W systemie bezwłasnościowym wytwarza się próżnia (nie tylko zresztą w realnym komunizmie), w którą – czy chce czy nie – musi wpychać się biurokracja państwowa, by wypełniać zastępczo, opuszczone przez prywatnych obywateli i ich interakcje – funkcje. Śmieszne są – doprawdy – te programy opozycyjne, które deklarują likwidację nomenklatury bez restytucji własności (likwidując bowiem nomenklaturę komunistów musielibyśmy powołać do życia solidarnościową).

Brak własności, jako fundamentu cywilizacji, jest ową końcówką węzła zaplątanego aktem nacjonalizacji, za którą trzeba uchwycić, by znieść ów system, w którym państwo jest substytutem życia społecznego. Bez tego wszelkie wolności, demokracje, senaty i ordynacje pozostaną fikcją, a gigantyczny lewiatan nadal będzie górował nad nami.

Jak to się dzieje, że skądinąd światli ludzie, nie pozbawieni – jak się zdaje – dobrej woli, nie mogą pojąć tej najoczywistszej prawdy? Wydaje się, że jedynym rozsądnym wytłumaczenie tego paradoksu jest fakt, że ich ideologie zostały sfastrygowane w czasach myślenia konstrukcjami marksistowsko-leninowskimi. Od marksizmu odeszli, ale nie od wyobrażenia, że ich własne konstrukcje można realizować z powodzeniem w życiu społecznym. Ich wspólnym mianownikiem jest miraż „niekapitalistycznej drogi rozwoju”. Chcą jeszcze raz przechytrzyć naturę ludzką sądząc, że bezwłasnościowy system gospodarczy w demokratycznym milieu, podlany sosem solidaryzmu sprawdzi się tym razem – tym samym dają dowód, że naiwnie wierzą, iż komunizm jest splugawieniem – przez złych komunistów – dobrej idei socjalizmu.

Sytuacja Polski końca lat 80-tych przypomina dramat okrętu dryfującego z niewiarygodna szybkością, wprost w objęcia katastrofy. Trwają na nim dziwne – zważywszy na powagę chwili – spory. Na mostku kapitańskim tkwi niekompetentna ekipa oficerska (władza), a zbuntowani marynarze (naród) domagają się, by do steru dopuścić wyłoniona przez nich elitę (opozycję). Rzecz w tym, że prawie nikt z zaokrętowanych nie zdaje sobie dostatecznie jasno sprawy z tego, że ów niebezpieczny dryf ku katastrofie ekonomiczno-cywilizacyjnej nie wynika jedynie z niekompetencji, złej woli kadry oficerskiej (władzy), jej błędów i wypaczeń w nawigacji i sterowaniu, ale przede wszystkim z faktu, iż każdy nowoczesny „statek” gospodarczy musi być wyposażony w samostery (mechanizmy rynkowe), które zadziałają tylko po całkowitej likwidacji ręcznego sterowania, a więc po odblokowaniu sprzężeń wolnej konkurencji i – summa summarum – parcelacji dotychczasowego spięcia wszystkich podzespołów gospodarujących, w jeden zamknięty, jałowy obwód monopolu państwa”.

Pozwoliłem sobie zacytować fragment tekstu, który napisałem w 1988 roku. Sytuacja się zmieniła, ale na gorsze: wprawdzie na mostku kapitańskim krzątają się przedstawiciele załogi (narodu), ale statek nadal dryfuje, a zbuntowana załoga (naród) pogrążyła się w apatii lub poddała się panice rzucając się do ucieczki.

Friedrich August von Hayek

Tekst ukazał się w piśmie organizacji „Solidarność Walcząca” – „Biuletyn Dolnośląski” z maja 1989 roku

3 COMMENTS

  1. Bzdury i to do szescianu. Wlasnie chazarska ideologia wlasnosci doprowadzila swiat to katastrofy i do chorej sytuacji, w ktorej 1 % ma 99 % wszystkiego. Plan Balcerowica pokazal jak to ma wlasnie wygladac wlasnosc w kapitalizmie – wszystko przejma koncerny chazarskie, a teraz szykujemy sie do „zwrotu zagrabionego mienia chazasrkiego w trakcie holocaustu”. Po co czlowiekowi wlasnosc mieszkania skoro najwazniejsze jest aby mial dach nad glowa? Niemcy przez dziesiatki lat mieli towarzystwa budowlane, budowaly one kamienice i kazdy mial tani i pewny dach nad glowa. Kilka lat temu chazarska mafia wpadla za Odre z wolnoscia i co jest dzisiaj? Nie ma mieszkan, ceny najmu sa horrendalne, i nawet regulacje prawne w tym zakresie nic nie pomogly. Chazarskie klany wykupily niemieckie spoldzielnie i zrobily sobie super gescheft. To samo czeka Polakow za kilka lat, juz zrobiono furtki pod podatek kastralny… Ideologia kapitalistycznej wolnosci prowadzi do niewoli i niczego dobrego w zamian nie daje!

      • Szanowny Interlokutorze, po raporcie Oxfam bylo pewne, ze natychmiast odezwie sie chazarska mafia negujaca ten raport. Przeciez raport byl jej totalnie w niesmak. Jednak nie trzeba czytac raportu Oxfam aby widziec co sie dzieje w skali swiatowej, jakie sa trendy i fakty. Na rynku coraz bardziej dominuja chazarskie koncerny, niszczace male firmy, w kosmicznym tempie znika tzw warstwa srednia dolaczajaca do biedniejacej klasy robotniczej. Mowimy tutaj o dotychczas dobrze prosperujacych krajach Europy, gdzie rencisci zaczynaja chodzic po smietnikach bo nie starcza im na zycie. A co dzieje sie w Afryce, wielu krajach Ameryki Pld., Centralnej i nawet w samym USA? Tam to jest dopiero obsuwka na gigantyczna skale, Coz z tego, ze 10 osob odnosi profity jak 10000 biednieje albo nie wychodzi na prosta? Jaki to argument na korzysc chazarskiej elity? Odpor na stronie mises pl to ogolniki i nic konkretnego, a realia pokazuja dobitnie, ze swiat sie stacza i waska elita chce nim do konca zawladnac. Dobrobyt swiata czyii ogolu moze budowac tylko ogol a nie jakas waska elita, ktora robi wszystko pod swoim katem, drukujac sobie pieniadze z powietrza i uzaleznia poprzez kredyty cale kraje. Przyklad Wenezueli jest znamieny, Ogol chce miec korzysci dla siebie, to jest w niesmak chazarskim koncernom i robia wszystko aby zlamac opor. Troche wiecej samokrytyki i wlasnej oceny a nie powolywanie sie na bla bla pseudo-autorytetow, oplacanych przez kapitalistyczne gremia by udowadniac ze czarne jest biale, kiedy jest dokladnie odwrotnie!

Comments are closed.