Nie wiem jak Państwo, ale ja, przez wiele miesięcy, byłem subskrybentem serwisu Netflix. Z dzisiejszej perspektywy szczerze tego żałuję, choć z drugiej strony muszę uczciwie przyznać, że obejrzałem dzięki temu kilka ciekawych produkcji fabularnych, dokumentalnych oraz filmów z wielu krajów świata, które trudno byłoby zobaczyć gdzie indziej.
Płatny serwis filmów jakim jest Netflix był dla mnie początkowo przykładem idei, że przemysł medialny nie musi być zakładnikiem reklamodawców. Media wizualne, niemal od zarania zdominowane przez reklamy i z tej racji systematycznie obniżające poziom produkowanych treści, grzęzną dziś w pułapce tzw. wskaźników oglądalności. Tylko to, co przyciąga szeroką publiczność, przyciąga reklamodawców. Stąd produkcje bardziej ambitne nie mają szans. Tak zwane „bezpłatne media” de facto są utrzymywane przez kilka dużych podmiotów, które każdy z nas potrafi wymienić jednym tchem ze względu na trudne do zniesienia nasycenie przekazem reklamowym pochodzącym od liderów rynku farmaceutycznego, piwowarskiego, czy sektora bankowego.
Na tym tle Netflix mógł być przełomem. Oto paradygmat, że odbiorcy przyzwyczajeni do „darmowych mediów” nie zechcą płacić za dostęp do wartościowych treści został skutecznie zakwestionowany. Brak reklam, dzięki finansowaniu platformy z przychodów z subskrypcji, budził też moją nadzieję. Przecież firma, która z założenia żyje z płatnych odbiorców, będzie wolna od nacisków wielkiego biznesu. Będzie opowiadać świat nie tak, jak chcą tego globalne korporacje i ich wszechobecne interesy, ale tak jak on rzeczywiście wygląda. Nie będzie też musiała obawiać się rygorów poprawności politycznej i ewentualnych konfliktów na tym tle z dużymi reklamodawcami, bo po prostu od nich nie zależy. Skoro Netflix ma miliony subskrybentów to musi dbać o wszystkich i starać się nie narzucać nikomu co ma myśleć, ale dobierać treści tak, by nie wpaść w sidła jakiejkolwiek partykularnej ideologii.
Dziś patrzę na moją własną naiwność i idealistyczną wizję rynku płatnych platform filmowych z dużym politowaniem, czy wręcz zażenowaniem. Netflix nie okazał się bezstronną platformą prezentującą po prostu wartościowe kino, ale kolejnym zaangażowanym propagandzistą obyczajowej lewicy. Zaczął od coraz bardziej nachalnego nasycania swoich treści agendą lobby homoseksualnego, by w maju tego roku przejść do ofensywy wobec obrońców życia i twardego forsowania postulatów środowisk proaborcyjnych.
Wszystko zaczęło się 7 maja 2019 roku gdy Brian Kemp, gubernator stanu Georgia (USA), podpisał tzw. „Akt życia” zakazujący aborcji dziecka od momentu, gdy można wykryć bicie jego serca, czyli od około 34 dnia ciąży. Trzeba nadmienić w tym miejscu, że Georgia jest jednym z ośmiu stanów, które zmieniają w tym roku przepisy dot. aborcji w celu nakłonienia Sądu Najwyższego USA do obalenia precedensu powstałego po wyroku w znanej sprawie Roe vs. Wade z 1973 roku, który doprowadził do zalegalizowania aborcji w całych Stanach Zjednoczonych na dziesięciolecia.
Netflix zapowiedział władzom stanowym, że w przypadku wejścia w życie zakazu aborcji, wycofa stamtąd całą własną produkcję, którą dotąd była realizowana na terenie tego stanu. Szantaż ten nie jest jedynie pustosłowiem, albowiem przemysł filmowy ma istotne znaczenie dla stanu Georgia – zatrudnia 92 tys. osób, a prawo stanowe oferuje 30% ulgi podatkowej firmom z branży filmowej. Tylko w 2018 roku działalność tego sektora gospodarki miała przynieść stanowemu budżetowi blisko 2,7 miliarda dolarów przychodu.
Jednak tym razem filmowy gigant, który już raz w 2016 r. skutecznie szantażował władze stanu Georgia (wymuszając wycofanie się z prawa, które uznawało, że z powodów religijnych można nie przyjąć do jakiejś organizacji homoseksualistów oraz transseksualistów) chyba się przeliczył. Jego żądania zostały przez dużą cześć, nie tylko amerykańskiego, środowiska pro-life odebrane jako ideologiczny dyktat i narzucanie własnej agendy politycznej lokalnym społecznościom. Szantaż, którego dopuścił się Netflix, stał się szybko przedmiotem szeroko rozpowszechnianego apelu o masową rezygnacje z subskrypcji jego usług.
Nie zawsze takie apele przynoszą wymierne efekty, ale tym razem stało się inaczej. Niedługo po społecznościowym bojkocie konsumenckim, Netflix zanotował, po raz pierwszy w swojej historii, spadek liczby płatnych użytkowników o 126 tysięcy osób w samym tylko USA. Stało się to wbrew prognozowanemu wcześniej wzrostowi amerykańskiej publiczności Netflix’a o blisko 500 tysięcy subskrybentów. W skali całego globu różnica między planowanym wzrostem, szacowanym na blisko 5 milionów nowych użytkowników, była również bardzo istotna, przybyło ich bowiem tylko nieco ponad 2,5 miliona. Te wyniki spowodowały z kolei, że w ciągu zaledwie 7 dni od ich ogłoszenia wartość firmy na giełdzie spadła o blisko 25 miliardów dolarów.
Czasami wydaje się, że w dzisiejszym świecie rozpowszechnianie petycji, wzywanie do bojkotu i inne działania obywatelskie nie są już skuteczne. Przypadek Netflix’a dowodzi, jednak czegoś przeciwnego. Zmasowane akcje są w stanie dotknąć nawet globalnych gigantów. Nowe prawo w stanie Georgia ma wejść w życie dopiero 1 stycznia 2020 roku i do tego czasu nie możemy ustawać w sprzeciwie wobec amerykańskiego giganta. Netflix zapowiedział bowiem, że oprócz szantażu władz stanowych będzie też wspierał organizacje, które walczą z nową regulacją.
Bardzo prosimy Państwa o podpis pod naszą petycją, by siła protestu wobec działań Netflix’a nie osłabła.
https://www.citizengo.org/pl/lf/172769-zadamy-netflix-respektowal-prawo-o-ochronie-zycia
Jeśli są Państwo płatnymi użytkownikami tego serwisu, mogą Państwo rozważyć również rezygnację z subskrypcji. Ja osobiście zrobiłem to już jakiś czas temu i wiem, że wielu moich przyjaciół i znajomych uczyniła tak samo. Nie pozwólmy, by Netflix użył choć jednej złotówki z naszych ciężko zarobionych pieniędzy, na wspieranie proaborcyjnych ataków na stan Georgia i środowiska prolife. Dajmy Netflix’owi bardzo jasny sygnał, że nie zgadzamy się na promocję kultury śmierci i jesteśmy za ochroną życia od poczęcia.
Bardzo proszę także o udostępnienie tego apelu swoim znajomym lub rozpowszechnienie go za pomocą sieci społecznościowych, aby wszyscy, którzy stoją po stronie życia mogli się również zaangażować.
Paweł Woliński
(CitizenGO)
Po raz kolejny nie mam z czego rezygnować – nigdy nie byłem subskrybentem…
Comments are closed.