Zapadła decyzja w sprawie totalnej prywatyzacji ukraińskich przedsiębiorstw państwowych – tym razem w odróżnieniu od poprzednich podejść do sprzedania ma być niemal wszystko.
Ukraiński parlament w październiku skasował uchwaloną w 1999 r. ustawę zakazującą prywatyzacji przedsiębiorstw o strategicznym znaczeniu dla państwa. Na liście firm, których sprzedaż była dotychczas zakazana, znajdowały się obiekty infrastruktury transportowej, kolej, przedsiębiorstwa sektora węglowego i energetycznego. Równolegle ukraiński rząd zatwierdził listę 800 firm państwowych przeznaczonych do prywatyzacji.
Co na sprzedaż?
“W rękach państwa powinny pozostać obiekty zabezpieczające jego bezpieczeństwo – monopole naturalne. One są życiowo ważne dla społeczeństwa” – poinformował ukraiński minister rozwoju gospodarczego Tymofiej Milowanow.
Do końca roku na sprzedaż w drodze licytacji w ramach tzw. małej prywatyzacji ma zostać przekazanych ok. 500 firm państwowych. „Na początku grudnia przedstawimy inwestorom pierwszą listę przedsiębiorstw w ramach road show” – zapowiedział premier Ołeksij Honczaruk podczas szczytu inwestycyjnego EBOiR dla państw partnerstwa wschodniego. Zgodnie z ustawą, z prywatyzacji wyłączono przedsiębiorstwa zajmujące się produkcją i remontem uzbrojenia pozostającego na wyposażeniu ukraińskiej armii oraz zabroniono prywatyzować obiekty znajdujące się na anektowanym przez Rosję Krymie i kontrolowanych przez separatystów terenach Donbasu.
Wiceszefowa parlamentarnego komitetu do spraw rozwoju gospodarczego Roksolana Pidlasa przekonuje, że państwu uda się zachować kontrolę nad strategicznie ważnymi obiektami. „Obiekty strategicznej infrastruktury – drogi, sieć gazociągów, metro nie będą prywatyzowane” – komentowała.
Prywatyzacja najprawdopodobniej dosięgnie należącej do państwa ukraińskiej poczty Ukrposzta. „Możemy przygotować ją do tego, żeby sprzedać 20-30 proc. akcji różnym akcjonariuszom, którzy weszliby tutaj ze swoimi pieniędzmi, udostępnili temu przedsiębiorstwu nowe zasoby, przynieśliby prawidłową kulturę korporacyjną i dali możliwość wzmocnienia i przyspieszenia jego rozwoju” – tłumaczył premier Ołeksij Honczaruk podczas posiedzenia rządu.
Już latem tego roku jej zakupem interesowali się właściciele chińskiego serwisu Alibaba. “Magazyny Alibaby i jej logistyka powstają w Rosji, Belgii, Łotwie, Estonii, ale nie u nas. Zrobiłem wszystko, żeby ich namówić i oni na razie są gotowi wchodzić do nas i uczestniczyć w możliwej prywatyzacji Ukrposzty wykorzystując tę możliwość, żeby stworzyć punkt tranzytowy na Europę i Turcję” – relacjonował szef Ukrposzty Ihor Smelianskij. Rozważany jest także podział ukraińskich kolei państwowych Ukrzaliznycja i sprzedaż na rynku części akcji firmy.
Znaki zapytania
Mimo zwiększenia liczby przedsiębiorstw państwowych przeznaczonych do prywatyzacji radykalnie zmniejszono kwotę jaką z ich sprzedaży planuje uzyskać rząd. W tegorocznym budżecie państwa było to 17,1 mld hrywien, czyli ok. 750 mln dolarów, w projekcie przyszłorocznego budżetu ukraiński rząd założył jednak zaledwie 5 mld hrywien wpływów z prywatyzacji, ok. 200 mln dolarów. Jednak patrząc na założenia i ich realizację z poprzednich lat wcale nie jest pewne, że i tę zmniejszoną kwotę uda się uzyskać. Według danych odpowiedzialnego za prywatyzację Funduszu Majątku Państwowego Ukrainy, w 2015 r. w budżecie zaplanowano 17 mld hrywien wpływów z tego tytułu a uzyskano jedynie 152 mln hrywien czyli 0,89 proc. planu, rok później przy zaplanowanych 17,1 mld hrywien wpływy wyniosły 189 mln hrywien (1,1 proc.), nieco lepiej było w 2017 r. kiedy z zaplanowanych 17,1 mld hrywien udało się uzyskać 3,4 mld (19,9 proc.), ale już rok później sytuacja „wróciła do normy” i przy planie na poziomie 21,3 mld hrywien ze sprzedaży państwowego majątku otrzymano 300 mln hrywien (1,4 proc.).
Jednym z głównych argumentów podnoszonych za totalną prywatyzacją firm państwowych jest nieefektywność obecnie zarządzających nimi menedżerów. Jednak to właśnie w nich w rządzie widzą przyszłych efektywnych właścicieli prywatyzowanych firm. W listopadzie minister rozwoju gospodarczego Tymofiej Milowanow wizytował filię przedsiębiorstwa państwowego Koniarstwo Ukrainy, której kierownik „mimo braku jakiegokolwiek wsparcia nie składa rąk, a stara się zrobić coś dla rozwoju” kierowanej przez siebie jednostki. „Prywatyzacja ma zrobić takich ludzi właścicielami i dyrektorami firm” – oświadczył minister.
Jakie niebezpieczeństwa wiążą się z prywatyzacją strategicznych sektorów pokazuje niedawna historia w ukraińskiej energetyce. We wrześniu parlament Ukrainy zezwolił odbiorcom znad Dniepru na import energii elektrycznej z Białorusi (krytycy rozwiązania podnoszą, że w związku z integracją sieci rosyjskiej i białoruskiej to faktycznie energia z Rosji) w odpowiedzi na wywindowanie cen prądu po wprowadzeniu wolnego rynku energii. W rezultacie importu, ceny na rynku wewnętrznym spadły, a za nimi i zyski kontrolującego lwią część ukraińskiej generacji weglowej koncernu DTEK, należącego do donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa. W odpowiedzi DTEK zagroził wstrzymaniem pracy przejętej wcześniej w drodze prywatyzacji elektrowni w Bursztynie dostarczającej prąd odbiorcom z zachodnich obwodów kraju. Tyle, że zgoda rządu na import akurat na wyniki tej elektrowni nie wpływa, bo funkcjonuje ona w ramach odciętej od reszty sieci energetycznej „bursztyńskiej wyspy” połączonej z siecią UE. Za to pozwala na trzymanie w roli zakładników milionów mieszkańców, którym rząd nie ma możliwości zapewnić alternatywnych dostaw.
Widmo renacjonalizacji
Zdaniem ukraińskich ekspertów cytowanych przez biznesową agencję UBR prywatyzacja i tym razem może się zakończyć fiaskiem. Jako przyczyny podają oni korupcję, w tym w odpowiedzialnym za prywatyzację Funduszu Majątku Państwowego, wadliwe ustawodawstwo i w konsekwencji niski poziom ochrony inwestycji, nieprzygotowanie mimo werbalnych deklaracji rządu do przeprowadzenia prywatyzacji, zły stan gospodarki nie dający przewidywań do pojawienia się silnych inwestorów. Dominująca część tych problemów pozostaje nierozwiązana, a w konsekwencji prawdopodobieństwo realnego sukcesu, a nie rozsprzedaży za kopiejki, jest mało prawdopodobna. Tymczasem podstawowym celem powinno być nie maksymalnie szybkie „zgarnięcie pieniędzy” ze sprzedaży państwowych przedsiębiorstw, ale znalezienie strategicznego inwestora, który wie, jak budować konkretny biznes, aby państwo w przyszłości mogło zarabiać na płaconych przez niego podatkach.
Trudno dziś przewidzieć czym zakończy się kolejny już anonsowany przez rząd prywatyzacyjny boom. Z jednej strony poważni inwestorzy nie palą się do wkładania pieniędzy w niestabilną gospodarczo i instytucjonalnie Ukrainę i zdaniem ekspertów liczyć można głównie na napływ kapitału pochodzącego ze źródeł wysokiego ryzyka, nastawionego na szybkie wydrenowanie możliwości i ucieczkę z rynku. Z drugiej zaś, nad Dnieprem coraz częściej słychać głosy opowiadające się nie tylko za wstrzymaniem prywatyzacji resztek państwowego majątku, ale wręcz postulujące renacjonalizację tego co do tej pory zostało przejęte przez oligarchów.
“Wiara w to, że prywatny właściciel jest zawsze efektywniejszy ma podłoże ideologiczne, wynika z rynkowego fundamentalizmu. Zrozumiałe, że jeśli przedsiębiorstwa pracują nieefektywnie, trzeba je reformować. Coś trzeba zmieniać, ale jest wiele innych wariantów” – przekonuje ukraiński ekonomista Ołeksandr Antoniuk.
Takie podejście ma przy tym mocne poparcie obywateli – zgodnie z najnowszym sondażem przeprowadzonym przez renomowaną pracownię Fundacja Demokratyczne Inicjatywy i Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii decyzji władz w sprawie prywatyzacji wielkich przedsiębiorstw państwowych sprzeciwiało się w listopadzie 55 proc. Ukraińców, pozytywnie oceniało ją zaledwie 22 proc. Równocześnie w szybkim tempie rosną antyoligarchiczne nastroje – oczekiwanie zmniejszenia wpływu oligarchów na politykę znajduje się w pierwszej piątce postulatów stawianych przez Ukraińców władzom i szybko nabiera wagi, w sierpniu mówiło o nim 18,1 proc. a w listopadzie już 27,8 proc. ankietowanych.
Michał Kozak