W chińskiej cywilizacji znaków, symboli i ukrytych znaczeń dwa wydarzenia są przełomowe w walce z koronawirusem: wizyta głównego wodza Xi Jinpinga w Wuhan oraz eksponowana w mediach informacja, że liczba zarażonych na świecie przekroczyła tę na terenie prowincji Hubei oraz całych Chin.
Bezustannie podaje się komunikaty o dzieciach powracających do szkół, zamykanych stworzonych doraźnie szpitalach zakaźnych, a przede wszystkim ten ze strony władz (choć nie ekspertów): Chiny pokonały koronawirusa.
Mniej więcej wiadomo, jak to zrobiły – drastycznymi środkami, izolacją i przestrzeganą kwarantanną. Początkowo na świecie budziło to kontrowersje, ale potem stało się, niestety, powszechną rzeczywistością, nawet u nas. Oprócz społecznej dyscypliny, jak wszystko na to wskazuje, pomogły też najnowsze technologie, ale ogromnych kosztów tego również gospodarczego trzęsienia ziemi ukryć się nie da, a wychodzenie z obecnego stanu nie będzie łatwe.
Wysokie koszty
Kilka dni po wizycie Xi Jinpinga w Wuhanie 10 marca, Centralny Urząd Statystyczny ChRL podał dane za dwa pierwsze miesiące tego roku. Są dość dramatyczne w wymowie: spadek produkcji przemysłowej o 13,5 proc., sprzedaży detalicznej o 20,5 proc., czy inwestycji o 24,5 proc. w stosunku do poziomu z tego samego okresu roku poprzedniego.
Oficjalnie zapowiedziano, że w tym roku nastąpi dalsze spowolnienie gospodarcze, z ubiegłorocznego poziomu 6,2 proc. do 4,8-4,9 procent. Co więcej, bezrobocie w miastach wzrosło do 6,5 proc., co jest dawno nienotowanym poziomem.
17 marca, po nadzwyczajnym posiedzeniu rządu i odpowiednich służb, premier Li Keqiang zapowiedział, że będzie wprowadzany cały pakiet rozwiązań mających na celu powrót do produkcji, a jego punktem centralnym mają być działania na rzecz „utrzymania stabilnego zatrudnienia”.
Pakiet przewiduje różne rozwiązania, od obniżenia stóp procentowych kredytów, poprzez bony skarbowe dla władz lokalnych i przedsiębiorców, po możliwość dostępu do żywej gotówki szczególnie dla tych, którzy muszą utrzymywać stałą produkcję lub też zaproponują nowe rozwiązania bądź start-upy.
Jak to w Chinach, polityka rządu jest ściśle skoordynowana z działaniami centralnego Banku Ludowego Chin, który do tej pory zaserwował już trzy specjalne pakiety stymulujące gospodarkę: 3 lutego wyasygnował 174 mld dolarów, wsparte następnego dnia o dodatkowe 71 mld, a 13 marca dodał do tego jeszcze jedną transzę w wysokości niemal 79 mld dolarów.
Jak widać, mamy łącznie kwotę rzędu 224 mld dolarów, czyli znacznie niższą od tej, jaką wyasygnowano po poprzednim kryzysie, tym z 2008 roku, ale nie wiadomo, czy w tej dziedzinie powiedziano już ostatnie słowo.
Wiadomo natomiast, że poprzednio wykorzystano te dodatkowe miliardy dolarów na nowe inwestycje, głównie o charakterze infrastrukturalnym. Teraz stawia się, zgodnie z wymogami nowego modelu rozwojowego, opartego na silnej klasie średniej i kwitnącym rynku wewnętrznym, na stabilizację rynku pracy oraz dalszy, szybki rozwój nowych technologii.
Chiny nie tylko nadal zmierzają do deklarowanego przez władze statusu państwa innowacyjnego (mają takim być – wedle planów – do 2035 r.), ale też pokazały, że nowoczesne rozwiązania bardzo się przydały w rozwiązywaniu kryzysu pandemii.
Z pomocą sztucznej inteligencji
Z dostępnych relacji, bo nie wszystko wiemy, wynika, że w kampanię i walkę z koronawirusem (bo takich właśnie terminów używano) zaprzęgnięto sztuczną inteligencję (AI) oraz najnowsze technologie.
Dzięki dobrze rozwiniętej technice rozpoznawania twarzy szybciej lokalizowano osoby zakażone, a przynajmniej te z wysoką temperaturą, które natychmiast poddawano testom. Wraz z upływem czasu zaczęto używać specjalnej aparatury, pozwalającej na zrobienie testu w nieco ponad dwadzieścia sekund, a nie – godzin czy nawet dłużej, jak w przypadku dotąd stosowanej procedury.
W przypadku tej ostatniej technologii pomógł formalnie prywatny, choć w Chinach wszystko jest kwestią umowną, koncern Alibaba, który od lat specjalizuje się w rozwoju AI i ma nawet specjalny ośrodek badawczy zwany Akademią Damo. Opracował odpowiedni algorytm, pozwalający na stosowanie techniki przeprowadzania błyskawicznych testów. To Alibaba i jego zespół ekspertów poszukują teraz szczepionki.
Po zastosowaniu tych rozwiązań i w świetle zupełnie nowych wyzwań tamtejsi specjaliści podkreślają, że przy pomocy sztucznej inteligencji udało im się ustalić sekwencję genomu SARS-CoV-2, co powinno być ważnym krokiem w kierunku znalezienia odpowiednich medykamentów przeciwko tak groźnemu wirusowi. Rząd ważne komunikaty płynące ze środowiska naukowego natychmiast przekuł w odpowiednie rozporządzenia dotyczące AI i jej stosowania. Dodając je do przyjętego w lipcu 2017 r. Planu Rozwoju AI Nowej Generacji.
Według specjalizującego się w AI profesora Andy Chana z City University w Hong Kongu „Bez zastosowania AI rozwój nowego koronawirusa byłby znacznie szybszy i bardziej dewastujący”.
Wartość tej technologii w zwalczaniu SARS-CoV-2 podkreśla też inny, amerykański specjalista Coren Etzioni z Uniwersytetu Waszyngton, chociaż w USA jest wokół AI stawianych znacznie więcej znaków zapytania niż w ChRL. Mimo to powstaje w tej kwestii konsensus: nowe technologie pomagają w zwalczaniu wirusów.
Zimna wojna wirusowa
Niestety w innych dziedzinach nie jest tak dobrze. Amerykanie, w tym nawet prezydent Donald Trump oraz sekretarz stanu Mike Pompeo, nazywają SARS-CoV-2 „chińskim wirusem” lub nawet „wirusem z Wuhan”, na co – z reguły mocno nacjonalistyczny – chiński internet aż zawrzał, pisząc o „hiszpance”, czy HIV/AIDS jako „amerykańskiej zarazie”.
Natomiast rzecznik chińskiego MSZ, Li Zhaojian zrzucił odpowiedzialność za wybuch epidemii na amerykańską armię. Zobaczymy, czy był to odosobniony przypadek, czy raczej początek nowej narracji, zrzucającej odpowiedzialność za wirus na Chiny.
Co więcej, doszło do wzajemnej eksmisji dziennikarzy, w tym z najlepszych, amerykańskich tytułów prasowych (po stronie chińskiej chodziło głównie o tamtejszą telewizję globalną CGTN), co natychmiast ochłodziło atmosferę już i tak dotychczas niezbyt gorących stosunków, napiętnowanych ciężarem tylko zawieszonej przecież, zimnej wojny handlowej.
Mamy więc nową odsłonę starcia dwóch największych gospodarek świata, którego dramatyczny przebieg pandemii nie zahamował – i kto wie, co jeszcze ze sobą przyniesie. Na razie trudno bowiem przewidzieć, jaki będzie dalszy rozwój wypadków tak w Chinach, jak i w USA oraz na całym świecie.
Po stronie chińskiej mamy jednak znamiona pewnego triumfalizmu, podkreślane przez gesty pomocy dla Włoch lub innych państw mocniej dotkniętych uderzeniem wirusa. Współtwórca Alibaby Jack Ma zaoferował nawet tysiące nowych maseczek dla USA.
Ta nowa, „zwycięska” narracja spowodowała już nieufność i podejrzenia na Zachodzie, w tym nawet w Polsce. Trzeba uważnie śledzić, jak będzie nadal prowadzona.
Władze w Pekinie mają świadomość, że gdyby kryzys przedłużył się jeszcze ze dwa, trzy miesiące, to miałyby poważny kłopot. Nie udałoby się zamieść pod dywan początkowych zaniedbań i faktu zbyt długiego ukrywania wybuchu groźnej epidemii przed opinią publiczną.
Jak to ostatecznie będzie, okaże się po przełożonych z początków marca obradach dorocznej sesji parlamentu i zawsze kluczowego w danym roku „Raportu o pracach rządu” w wydaniu premiera Li Keqianga. Zaczyna się mówić, że wznowienie sesji nastąpi na przełomie maja i czerwca, ale ostatecznej daty jeszcze nie podano, bo nadal istnieje sporo zagrożeń oraz niewiadomych.
Jeśli jednak Chińczycy opanowali wirusa, jak to przynajmniej teraz wygląda, a Amerykanie i Europejczycy mieliby jeszcze z nim poważne kłopoty, to pojawiłaby się kolejna po kryzysie 2008 r. poważna cezura w dziejach światowego ładu, z kolejną odsłoną w postaci przeniesienia się centrum światowej gospodarki (coraz bardziej także technologii) z Atlantyku na Pacyfik. To może, choć nie musi, być znacząca przemiana, a jej skutki trudno dzisiaj przewidzieć czy przesądzić.
Warto natomiast wskazać, że o nowym porządku w wyniku pandemii piszą na łamach prestiżowego Foreign Affairs Kurt M. Campbeell i Rosh Doshi, a chińscy specjaliści na łamach zwykle bojowego czy „jastrzębiego” w poglądach The Global Times przewidywali nadejście nowego porządku jeszcze przed wybuchem SARS-CoV-2. Tym bardziej zrobią to teraz, gdy – jak podaje oficjalna propaganda – Chiny wygrały.
Po pandemii recesja?
Trudno powiedzieć co nas jeszcze czeka, bo jest zbyt dużo niewiadomych. Ale na pewno należy spodziewać się kolejnego poważnego problemu, czyli spowolnienia gospodarczego, a nawet światowej recesji, o czym piszą nawet tak renomowane tytuły jak Foreign Affairs czy – z pewnymi wahaniami – The Economist. Spodziewają się jej także analitycy JP Morgan.
Dwa podstawowe pytania, przed jakimi nadal stoimy, brzmią: jak sobie poradzimy z koronawirusem i jak z tego kryzysu politycznie i gospodarczo wyjdziemy?
Na razie widać, że zarówno w wyhamowywaniu i temperowaniu wirusa przyjęliśmy, również na Zachodzie, drastyczne, chińskie metody, a z kolei chcąc sobie poradzić z jego skutkami stawiamy, podobnie jak Chiny, na pakiety stymulujące gospodarkę (Amerykanie wymieniają nawet kwotę 850 mld dolarów).
To będą papierki lakmusowe naszej skuteczności (lub jej braku). Ale jeśli Chiny, tak jak teraz utrzymują, pozostaną na przedzie, skutki mogą być poważne, długotrwałe i trudne do przewidzenia.
Historia powszechna uczy, że nigdy dotychczasowy hegemon nie ustępował z pola walki łatwo i bez kontrowersji, a nawet otwartego boju. Oby tylko wzajemne wydalenie dziennikarzy nie było zwiastunem nadchodzenia ponurej epoki.
No i żebyśmy, budując teraz mury, wstrzymując loty i połączenia komunikacyjne, nie pozostali przy tych nawykach, stawiając na gospodarczy nacjonalizm w odpowiedzi na zbyt otwartą dotychczas globalizację.
Jak wiemy Trump ma takie inklinacje, na co Chińczycy odpowiadają, jak to u nich, nieco mglistą, ale wyrazistą w przesłaniu wizją „społeczeństwa wspólnej odpowiedzialności” za losy całego świata zagrożonego wirusami, zmianami klimatycznymi czy wyzwaniami ekologicznymi. Mają taką wizję i otwarcie ją propagują. Dołączymy do nich, czy wypowiemy im wojnę – to wcale nie jest błahe pytanie, płynące wprost z bolesnych doświadczeń z koronawirusem.
Może bowiem być tak, że Chiny nie tylko wrócą do pracy po pandemii, ale kolejny raz wejdą na globalną scenę wzmocnione, jak po kryzysie 2008 r. Tym samym zrobią kolejny poważny krok w kierunku swojego nowego Renesansu, o którym mówią i marzą. Chcą znowu być kwitnącą cywilizacją, a nie tylko przodującą gospodarką i ośrodkiem siły. I o to toczy się gra, także ta wokół globalnej pandemii.
Bogdan Góralczyk