Czy Ameryka podzieli los Rzymu?

Rzym padł w końcu ofiarą zmory dręczącej wszystkie państwa opiekuńcze, czyli inflacji. Pod wpływem ogromnej presji wydatków publicznych cesarstwo rzymskie przyjęło politykę zwiększania podaży pieniądza. Kolejni cesarze coraz bardziej deprecjonowali rzymską walutę, aby opłacić kosztowną politykę rozdawnictwa

0
Foto. pixabay.com

Historia lubi się powtarzać, gdyby jednak miała powtórzyć się dosłownie, Stany Zjednoczone, czy szerzej – cywilizację zachodnią czeka nieuchronny upadek. Przykład załamania się potęgi rzymskiej dostarcza wielu podobieństw z dzisiejszą sytuacją.

Pisze o tym Lawrence W. Reed w artykule „Czy jesteśmy jak starożytni Rzymianie?”, opublikowanym na stronie Fundacji PAFERE. Poniżej przytaczamy fragmenty tego artykułu:

„Najważniejsza nauka, jaką możemy wyciągnąć z doświadczenia rzymskiego, nie dotyczy wyłącznie Rzymu. Prawdopodobnie może ona stanowić najbardziej uniwersalną lekcję w całej historii ludzkości: żaden naród, który zatraci swój charakter, nie obroni swojej wolności.

(…) Dlaczego Rzym upadł? Stało się tak z powodu fundamentalnej zmiany wyznawanych przez Rzymian idei, które w dużym stopniu kształtowały ich pojmowanie osobistej odpowiedzialności i źródeł dochodu. We wczesnych latach swojej świetności Rzymianie postrzegali jako główne źródło swego dochodu samych siebie. Ujmując inaczej, mieszkańcy republiki skupiali się przede wszystkim na tym, co oni sami mogli zaoferować innym w ramach dobrowolnej wymiany rynkowej. Zepsucie Rzymu rozpoczęło się natomiast wtedy, kiedy ludzie odkryli inne źródło dochodu: proces polityczny, czyli państwo. Tak więc upadek ten był zasadniczo kwestią charakteru.

Rzym zbudował swoją wielkość w oparciu o siłę charakteru swoich mieszkańców. Zaczął tonąć, gdy ów charakter poświęcono na rzecz mniej szlachetnych spraw, jak władza czy złudne, chwilowe „bezpieczeństwo” w postaci państwowej jałmużny.

Zatraciwszy postawę odpowiedzialności i samodzielności oraz skłoniwszy się ku polityce opartej na sięganiu do kieszeni Pawła, by obdarować Piotra, tj. zawiści i pożądaniu bogactwa innych, Rzymianie wkroczyli na ponurą ścieżkę destrukcji. Jak ujął to śp. dr Howard E. Kershner, „kiedy samorządny naród przyzna swemu rządowi możność odbierania jednym, by obdarowywać drugich, proces ten będzie trwał dotąd, aż ostatni podatnik zostanie doszczętnie ogołocony.

Ów zalegalizowany rozbój dokonywany przez rzymskie państwo opiekuńcze opierał się na przyzwoleniu części ludności, która niewątpliwie miała dobre intencje. Jednak, jak ujął to Henry David Thoreau: „Gdybym był przekonany, że jakiś człowiek zmierza do mnie w świadomym celu czynienia mi dobrze, uciekałbym co sił w nogach”3. Ktoś inny stwierdził z kolei, że „dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”. Społeczeństwo stosujące zasadę przymusu, politykę konfiskowania własności i potępiające produktywność może sprowadzić na siebie jedynie zło.

W schyłkowym okresie republiki rzymskiej pewien krętacz, Publiusz Klodiusz Pulcher, ubiegał się o urząd trybuna. Zdobył go dzięki przekupieniu głosujących obietnicami darmowego ziarna na koszt podatników. Od tamtej pory Rzymianie coraz częściej zaczęli skłaniać się ku przekonaniu, że działalność polityczna może być bardziej dochodowa niż praca.

Kandydaci na urzędy wydawali najpierw ogromne sumy, aby zdobyć przychylność publiki, po czym rabowali społeczeństwo, by wywiązać się z obietnic złożonych owym politycznym rentierom. Po rozpadzie republiki i nastaniu dyktatury szereg kolejnych cesarzy oparł swoją władzę na szeroko zakrojonym rozdawnictwie. W czasach narodzin Chrystusa już niemal jedna trzecia mieszkańców samego Rzymu otrzymywała państwowe zapomogi.

(…) Okres panowania Antoninusa Piusa, tj. lata 138-161, cechował ogromny rozrost rzymskiej biurokracji. Jak wyjaśnia historyk Albert Trever, „ów nieubłagany system opodatkowania, konfiskaty i pracy przymusowej zarządzany był przez całą armię zmilitaryzowanych urzędników (…). Wszędzie roiło się od osobistych pełnomocników cesarza”7 zwerbowanych do prześladowania osób unikających płacenia podatków.

A podatków do unikania było mnóstwo. W Żywotach Cezarów Gajusz Swetoniusz Trankwillus przytacza słowa Nerona, który oznajmił: „Dobrze wiesz, czego mi potrzeba (…) Tak postępujemy, aby nikt nic nie miał”8. Pod ciężarem danin jako pierwsi upadli bogaci, później zaś klasa średnia i niższa. „To, czego nie wzięli żołnierze lub barbarzyńcy, cesarze odebrali w podatkach”, podsumowuje historyk W.G. Hardy.

(…) Rzym padł w końcu ofiarą zmory dręczącej wszystkie państwa opiekuńcze, czyli inflacji. Pod wpływem ogromnej presji wydatków publicznych cesarstwo rzymskie przyjęło politykę zwiększania podaży pieniądza. Kolejni cesarze coraz bardziej deprecjonowali rzymską walutę, aby opłacić kosztowną politykę rozdawnictwa. W rezultacie do roku 300 denara – niegdyś składającego się niemal z czystego srebra – przekształcono w złom o zawartości kruszcu nie przekraczającej pięciu procent. Ceny poszybowały w górę, a oszczędności wyparowały.

(…) Zatraciwszy swój charakter, Rzymianie utracili w konsekwencji również wolność i ostatecznie – zbudowaną przez siebie cywilizację”.

Reed zauważa: „Monstrualne dofinansowania; zatrważający wzrost długu publicznego; koncentracja władzy w rękach rządu centralnego; szaleńcza walka grup interesów i ich niekończące się roszczenia; namnażające się regulacje działalności gospodarczej; demagogiczne hasła walki klas; coraz wyższe opodatkowanie produktywnej części społeczeństwa; i wreszcie upadek cnót uznawanych dawniej za podstawę silnego charakteru. Wszystko to stanowi dziś, w Ameryce XXI wieku, naszą codzienność tak samo, jak stanowiło ją dla mieszkańców kroczącego ku upadkowi rzymskiego państwa opiekuńczego około dwa tysiące lat temu”.

Źródło: www.pafere.org