Jacek Kurski

[Tekst dość długi – bo po obszernej i rzetelnej kwerendzie źródeł – więc dla cierpliwych amatorów.]

Motto z „Towarzysza Szmaciaka”, Janusza Szpotańskiego:

Gdy chcesz genezy dociec świństwa,

to musisz sięgnąć do dzieciństwa.

Szmaciak, Maczuga, Buc i Rurka

biegali razem po podwórkach

w małym miasteczku, zwanym Skisłe.

Życie pędzili niezawisłe,

albowiem chłopców tych gromadka

w szkole bywała tylko z rzadka.

Woleli raczej bąki zbijać.”

a dalej:

Dziś jednak u partyjnych w modzie

Jest pleść koszałki o swym rodzie

gdyż ci zaciekli demokraci

strasznie lgną do arystokracji.(…)

Pragnąc poniżyć pana brata

podochocony autokrata

zaczął podbijać mu bębenka

że jego żona z domu Pękal:

„Wiecie – Pękale herbu Walec”.

Lecz Szmaciak tu nie pękał wcale (…)

Rzucił więc jakby od niechcenia,

że ziemiańskiego pochodzenia

i że dzieciństwo spędził w dworze…

Rurka, co dotąd fason trzymał

wybuchnął śmiechem, nie wytrzymał

i rzekł zjadliwie: „Czyż być może?

Odkąd to dworem jest chałupa?

Patrzcie go – Szmaciak herbu Dupa!”

Naród, który zapomina o swojej przeszłości, nie ma żadnej przyszłości”obwieścił niedawno Jacek Kurski. Zaiste, Panie Kurski (choć owa sentencja, to zaledwie przerobiony „cytat” ze św. Jana Pawła II), ale ów związek przyczynowo-skutkowy stosuję się także – bez żadnej wątpliwości – do poszczególnych rodzin, a nawet osób!

Ponad pół roku temu J. Kurski, który – jak powszechnie wiadomo – jest nadzwyczaj gorliwym i praktykującym katolikiem, doprowadził do publicznego zgorszenia niezliczonych rzesz katolików! A mianowicie – ponownie „przysięgał” przed Bogiem (ślubując: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci” w zdrowiu i w chorobie etc.! – czyli jak za pierwszym razem; po wcześniejszym wyłudzeniu od Kościoła „unieważnienia” pierwszej swojej przysięgi (składanej także Bogu; choć nie jest tu do końca jasne, któremu właściwie Bogu?), pod groteskowym pretekstem „psychicznej niedojrzałości do małżeństwa”?! Skądinąd – ponieważ sądzę (i wielokrotnie to wykazywałem, w swojej publicystyce), że Kurski nigdy „nie wyrósł z piaskownicy” (i zapewne już nie wyrośnie, skoro nie udało mu się dotąd), ergo – jest osobnikiem niedojrzałym, pozbawionym zasad moralnych, więc możemy spodziewać się kolejnych „przysiąg” (że „aż do śmierci”; w zdrowiu i w chorobie i tak dalej); gdy Kościół ponownie da się nabrać na jego obecną „psychiczną niedojrzałość do małżeństwa”..?! Bo dlaczegóż by nie..?! [Dodajmy, że skoro w tym zgorszeniu osobiście brał udział także sam Naczelnik Państwa, więc na podstawie tej okoliczności możemy sobie wyrobić opinię na temat i jego wiary i religijności…] Co gorsza – do tego publicznego zgorszenia dopuścił abp Marek Jędraszewski (biskup miejsca) – którego uznawałem (do tego momentu) za nadzieję polskiego Kościoła?! – zezwalając na ów gorszący „ślub” w… Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach! [A przecież nawet rozwodnikom, którzy złożyli ślub czystości (dopuszczający do Sakramentu), zaleca się przyjmowanie Komunii św. nie w swojej parafii, aby uniknąć publicznego zgorszenia! A cóż dopiero można powiedzieć o „osobie publicznej”, którą jest Kurski, a która zawiera – i to publicznie! – ponowny „ślub kościelny”; ostentacyjnie poniżający katolickie, Święte Sakramenty, i to za przyzwoleniem biskupa miejsca?!]

Muszę tu dodać – choć nie będę rozwijał tego tematu – że jeszcze nie tak bardzo dawno (bo zaledwie ok. 20 lat temu; gdy hierarchia jeszcze starała się szanować Doktrynę i Tradycję), do stwierdzenia nieważności przysięgi małżeńskiej wymagane były bardzo poważne przesłanki oraz zgodne orzeczenia co najmniej dwóch sądów biskupich, rozpoznających sprawę niezależnie od siebie! Wiem na temat owej procedury sporo, bo sam rozważałem taki pozew, w sprawie mojego ślubu z kobietą, która wykluczała (już przed ślubem, w co ja – niestety – nie uwierzyłem) posiadanie dzieci. To oznaczałoby – gdyby udowodniono tę odmowę posiadania dzieci, przed dwoma sądami biskupimi – że do zawarcia małżeństwa przez nas nigdy nie doszło, ponieważ jej przysięga była od początku nieważna (bo fałszywa); skoro podczas ceremonii nowożeńcy odpowiadają (jednocześnie przysięgając) na pytanie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”! I to była przesłanka poważna (oraz kilka innych); w odróżnieniu od groteskowej przesłanki, o „psychicznej niedojrzałości do małżeństwa” (co zalatuje wręcz symonią!) – orzeczonej przez jeden jedyny sąd biskupi, jak obecnie – oznaczającej „worek bez dna”, prowadzący bezpośrednio do hańbienia i desakralizacji Świętego Sakramentu Małżeństwa! [Zauważmy, że nawet heretyk Henryk VIII, posługiwał się poważniejszymi pretekstami, starając się wywodzić je z Pisma św.]

********

Jak wiadomo – „Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy!” A wiemy także o Nim, że – jak głosi inne porzekadło – „gdy Pan Bóg chce kogoś ukarać, wówczas odbiera mu rozum!”, co nieodmiennie skutkuje porzuceniem wszelkiego umiaru! I tak właśnie stało się w przypadku Jacka Kurskiego. Bowiem po tej „małżeńskiej” i „katolickiej” hucpie Kurskiego, w sieci (i nie tylko) aż zawrzało, w poszukiwaniu jego faktycznych – niezwykle solidnych, jak się okazało – korzeni!

Przejdźmy więc do owych wyśmienitych korzeni Jacka Kurskiego; do czego szczególnie – jak sądzę – uprawnia nas jego niegdysiejsze „tropienie” dziadka Donalda Tuska, który… „okazał się” być – jak kłamliwie głosił (w 2005 r.) Jacek Kurski – „ochotnikiem do Wehrmachtu”! [Tu dodam, że od pierwszej chwili uznałem tę enuncjację Kurskiego – posiadając poważny (i potwierdzony sukcesem; co łatwo sprawdzić w sieci) dorobek w prowadzeniu kampanii wyborczej, z którym Kurski nie jest w stanie nawet „ścigać się”! – za ewidentny sabotaż wyborczy (w sztabie kandydata L. Kaczyńskiego) i do dzisiaj tak uważam; ponieważ każdy podobny atak na protoplastów rywala, najbardziej szkodzi samemu… atakującemu! Skądinąd – Kurski został za te swoje ekscesy – w tym wypowiedź: „poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu” – wykluczony ze sztabu wyborczego L. Kaczyńskiego, a następnie z PiS-u!]

A oto wyniki mojej kwerendy (poniżej), które może zweryfikować każdy Czytelnik:

Ciotecznym dziadkiem Jacka Kurskiego był – co „przeoczył był” Jacek Kurski (a w rzeczywistości – ukrywał!); zajmujący się raczej „tropieniem” cudzych przodków (a zwłaszcza: D. Tuska); ze szkodą dla tropienia przodków… własnych! – niejaki Ludwik Bernstein, zwany później – z kamuflującym „dodatkiem”, jak to u Żydów zwykle bywa – Niemirowskim; aby wreszcie przyjąć ostateczną „tożsamość”, brzmiącą – Lewis Namier. W 1906 r. ów cioteczny dziadek Kurskiego – i aktywny działacz syjonistyczny – wyemigrował do Wlk. Brytanii, gdzie niezwłocznie dołączył do tzw. fabian (Towarzystwa Fabianów), zmierzających do „przekształcenia” światowego kapitalizmu w… socjalizm; z czym mamy do czynienia permanentnie (od ponad stu lat), a współcześnie weszliśmy w globalny etap tych „przekształceń”, przy których nieodmiennie uwijają się dobroczynni Żydzi, z tzw. żydokomuny! [Co podkreślam dla tych z Czytelników, którzy mieliby jakieś wątpliwości, co do zaliczenia (w moim tytule) Lewisa Namiera, w poczet tzw. żydokomuny.]

Tu warto zajrzeć pod pierwszy link (poniżej), omawiający – bardzo syntetycznie (bo w 6 minut) – genezę i poglądy owych fabian oraz ich nieustanny wpływ na politykę, a także – ich znaczenie współczesne (choćby np. – na wyłonioną z fabian brytyjską Partię Pracy wraz z Tośkiem Blair’em); zwłaszcza w związku z tzw. Nowym Porządkiem Świata (NWO), który to fabianie wymyślili właśnie (już na przełomie XIX i XX wieku), wprowadzając jego założenia do późniejszej polityki światowej:

https://www.youtube.com/watch?v=HaoGXpmOK0k

oraz link następny:

https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Towarzystwo-Fabianskie;3899520.html

W 1913 r. L. Namier uzyskał brytyjskie obywatelstwo, a kilka lat później został jednym z dwóch najważniejszych doradców premiera Wlk. Brytanii, Davida Lloyda George’a, który – jak wiadomo – w tzw. Grubej Czwórce (podczas negocjacji traktatu wersalskiego) był jedynym germanofilem, a tym samym – osobą jednoznacznie wrogą powstaniu silnej, niepodległej Polski. To pod wpływem dziadka Kurskich (czyli – Lewis’a Namier’a, który znacząco pomagał/przygotował premierowi Wlk. Brytanii sporządzić np. memoriał z dnia 25 marca 1919 r.; w sprawie zakwestionowania pierwszej wersji korytarza przez Pomorze Gdańskie, korzystniejszej dla Polski oraz sprzeciwu dla polskości Gdańska, którym przekonał prezydenta Woodrowa Wilsona) udało się L. George’owi nie dopuścić do przyznania Polsce Gdańska. Nie koniec na tym – bo Namier był przeciwny także (przekonując do tego L. George’a) przyznaniu Polsce Górnego Śląska, co premier Lloyd George wyraził w następujących słowach: przekazać Polakom śląski przemysł to tak, jakby dać małpie zegarek”! Historycy także zarzucają właśnie Lewis’owi Namier’owi, manipulowanie statystykami etnograficznymi na Kresach Wschodnich i w Galicji (skąd pochodził). A w tym kontekście dodajmy, że był także przeciwny przyznaniu Polsce Kresów Wschodnich!

https://pl.wikipedia.org/wiki/Lewis_Bernstein_Namier

https://pl.wikipedia.org/wiki/David_Lloyd_George

Warto podkreślić – w kontekście Górnego Śląska, którego traktat Polsce nie przyznał, wskutek wrogich Polsce działań brytyjskich (w tym L. Namiera); zarządzając plebiscyt (o niekorzystnym wyniku którego zadecydowali Górnoślązacy… spoza Śląska) – że III Powstanie Śląskie było skutkiem tego plebiscytowego wyniku! Słowa te piszę właśnie w 100 rocznicę wybuchu tego skutecznego – częściowo – Powstania, którą zdecydował upamiętnić Jacek Kurski w TVP. To bardzo ślicznie i patriotycznie, ale jeszcze śliczniejsze i patriotyczne byłoby wystąpienie J. Kurskiego – przed inauguracją tego upamiętniania, dajmy na to – w obiektywie kamery, odzianego w worek pokutny, będący symbolem ekspiacji, znanej zarówno w chrześcijaństwie, jak i – a może nawet zwłaszcza – w judaizmie, w święto Jom Kipur; boć cała Polska wie przecież, jak b. religijnym człowiekiem on jest. Ekspiacji za wrogie Polsce działania własnego dziadka, których skutki… wywołały to Powstanie właśnie! [Bowiem akt ekspiacji odnosi się nie tylko do własnych grzechów, ale i cudzych; a zatem – swoich przodków zwłaszcza.]

Niewątpliwie zatem Lewis Namier był wrogiem silnej, więc niepodległej Polski; podobnie jak większość polskich (i niepolskich), a prominentnych Żydów, którzy – w owym czasie, gdy decydowały się losy naszej przyszłości (w negocjacjach paryskich/wersalskich) – szantażowali naszych dyplomatów. Najbardziej wyrazistym przykładem tego jest udokumentowane ostrzeżenie barona Waltera Rothschilda (także aktywnego syjonisty), który – kilka dni po zawieszeniu broni (z dnia 11 listopada 1918 r.) – odwiedził naszego dyplomatę, hr. Ksawerego Orłowskiego, oświadczając mu m. in.: [Cytuję za świadkiem tego spotkania, Hipolitem Korwin-Milewskim, które opisał w swojej książce: „Siedemdziesiąt lat wspomnień”.]

<Hrabia Orłowski powinien wiedzieć, że wpływy żydowskie na postanowienia Kongresu pokojowego są bardzo wielkie. [Niewykluczone, że miał tu na myśli także L. Namiera, który był już wtedy jednym z 2 głównych doradców premiera L. Georga.] Niechaj wie z góry i uprzedzi kogo należy, że kiedy Polska będzie oficjalnie reprezentowana przez tego pana (chodziło o Romana Dmowskiego), to Izrael zastąpi jej drogę ku wszystkim jej celom, a są one nam znane.

Wy nas znajdziecie na drodze do Gdańska, na drodze do Śląska pruskiego i do Cieszyńskiego, na drodze do Lwowa, na drodze do Wilna i na drodze do wszystkich waszych projektów finansowych. Niech pan hrabia to wie i stosownie do tego postąpi.”>.

https://niezlomni.com/ostrzezenie-rotschilda-adresem-polski-staniemy-drodze-wszystkich-waszych-projektow-finansowych/

Na tym jednak wrogość Żydów do Polski nie poprzestała, bo już w niepodległej Polsce domagali się pełnej autonomii, co było niewątpliwie „przygrywką” (pierwszą próbą) do utworzenia własnego państwa; i to na terenach historycznej Rzeczpospolitej Obojga Narodów! [Podobnie jak i obecnie, gdy działają pod oszukańczym pretekstem „mienia bezdziedzicznego”; posiłkując się „deklaracją teresińską” oraz amerykańską ustawą 447 JUST, co może zmierzać do utworzenia – na terenach współczesnej Polski – „zastępczego” państwa Izrael (gdyby w Palestynie „coś poszło nie tak”)!] Ów „projekt” wówczas (w II RP) upadł – jak sądzę: także z powodu niedostatecznej jeszcze dominacji żydowskiej, w światowych mediach – podobnie jak i propagandowa „zagłada 6 mln Żydów” podczas Wielkiej Wojny; która to magiczna liczba (zaczerpnięta z żydowskiej Kabały), po raz pierwszy została podana – mniej wartościowej ludności świata – do uwierzenia!

Jednak prawdopodobnie najważniejszym „osiągnięciem” Lewis’a Namier’a (i zapewne – historycznie najgorszym dla Polski), było… sfałszowanie – przez niego, co potwierdza większość historyków – przebiegu tzw. linii lorda Curzona, poprzez wyłączenie Wilna i Lwowa z terenów, przynależnych Polsce! [Vide: „zapowiedź” barona Rothschilda.] To z tego właśnie fałszerstwa dziadka Jacka Kurskiego, skorzystał sam towarzysz Stalin – w Teheranie, Jałcie i Poczdamie, ćwierć wieku później – pozbawiając Polskę tych rodzimych, polskich i niezwykle ważnych – dla polskiej kultury i historii; czyli: naszej tożsamości – miast! [Tożsamości, o którą tak walczy – jak wszystkim wiadomo – prezes TVP Jacek Kurski…]

W tym miejscu zachęcam do przejrzenia pozostałych linków (poniżej), aby nie polegać wyłącznie na moich słowach.

Szczególnie zaś polecam tu syntetyczny (22 strony) artykuł Bartłomieja Rusina (Uniwersytet Jagielloński) pt: „Lewis Namier a kwestia <linii Curzona>…’’, (choć nie ze wszystkimi jego tezami się zgadzam), z którego zacytuję – dla zachęty – początkowy zarys treści: „Artykuł dotyczy postaci Lewisa Namiera, eksperta do spraw polskich w Foreign Office, i jego związków z projektem „linii Curzona” – polsko‑ukraińskiego rozgraniczenia w Galicji Wschodniej po I wojnie światowej. Pochodzący z Polski Namier, w czasie wojny i późniejszej konferencji pokojowej w Wersalu, konsekwentnie przeciwstawiał się roszczeniom polskim na wschodzie Europy, chcąc odciąć od niej całe terytorium Kresów Wschodnich.” [Dodajmy tu, że sam L. Namier podawał się – w późniejszych swoich publikacjach – za rzeczywistego autora „linii Curzona”.]

http://rcin.org.pl/Content/41859/WA303_59317_A453-SzDR-R-48_Rusin.pdf

http://www.bibula.com/?p=115727

Wreszcie – o dziwo?! – nawet żydowska gazeta dla Polaków („GW”) opublikowała niedawno (09. 11. 2019 r.) następujący tekst o Lewisie Namierze:

https://wyborcza.pl/alehistoria/7,121681,25386608,lewis-namier-nie-chcial-polski-na-wschodzie-kim-byl-ten.html

Poniższy zaś link, dotyczący matki braci Kurskich, Anny Kurskiej, nasuwa wiele wątpliwości (w kontekście danych Lewisa Namier’a, który urodził się w Woli Okrzejskiej, a więc w połowie drogi między Lublinem a Warszawą; zatem – zapewne tam także urodziła się matka A. Kurskiej – oraz babka braci Kurskich – Teodora Bernstein: 1887-1969; o rok starsza od Lewisa/Ludwika?) Ponoć Anna Kurska „pierwsze 10 lat dzieciństwa spędziła w majątku Koszyłowce, w powiecie buczackim, znajdującym się około 20 km od Buczacza”. Ale skąd wziął się ów majątek w Koszyłowcach na Podolu, skoro ojciec Anny Kurskiej – Tadeusz Modzelewski, syn Narcyza i Klary z Weydlichów (niewykluczone, że także Żydówki, co czyniłoby jej syna Tadeusza również Żydem?) – był „właścicielem majątku na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej (pozostawionego po rewolucji październikowej na tzw. sowieckiej Ukrainie)”, czyli znacznie dalej? Niestety, Wikipedia nie podaje, jakiego mianowicie majątku (i gdzie?) właścicielem był jej ojciec, Tadeusz Modzelewski i w jaki sposób „wylądował” (wraz z córką) – już po rewolucji bolszewickiej – na Podolu, w „majątku Koszyłowce”; vide: poniższy link:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Anna_Kurska

Ponieważ wciąż nie wiemy, w jaki sposób Tadeusz Modzelewski (szwagier Namiera i dziadek braci Kurskich) został „ziemianinem” – oraz uwzględniając przekonanie Jacka Kurskiego o swoim „szlachectwie” (vide: groteskowy wywiad z Jackiem Kurskim, o którym będzie dalej) – więc przejdźmy do ogólnej wiedzy historycznej, dotyczącej tych zagadnień, aby to „pochodzenie ziemiańskie” Kurskich rozebrać. Jest rzeczą bezsporną, że „uszlachcanie” – pod zaborem rosyjskim – Polaków, ale zwłaszcza Żydów, należało do niezwykle rzadkich wyjątków, które można byłoby policzyć na „palcach dwóch rąk”?! Dość częste zaś było przejmowanie – przez zamożnych Żydów – szlacheckich majątków, skonfiskowanych przez cara, za udział w Powstaniu Styczniowym, których było ok. 5 tysięcy (mam tu na myśli znaczące majątki; bo skonfiskowanych posiadłości zaściankowych było zapewne znacznie, znacznie więcej)! [To przypuszczenie potwierdza niejako Wikipedia, w notce o wsi: Wola Okrzejska – gdzie urodzili się: Teodora i Ludwik Bernsteinowie – w której czytamy: „Miejscowość należała w latach 1781–1870 do rodziny Cieciszowskich–Sienkiewiczów, a następnie, w roku 1880 została sprzedana w drodze licytacji Bernsteinom.” Z czego może wynikać, iż przez co najmniej 10 lat wieś była „niczyja” (bo skonfiskowana za udział w Powstaniu Styczniowym), a następnie – zlicytowana!] Z probabilistycznego (i statystycznego) więc punktu widzenia, jest wielokrotnie bardziej prawdopodobne, że Narcyz Modzelewski, mąż Klary Weydlich (i ojciec Tadeusza, a pradziadek Kurskich), także mógł przejąć skonfiskowany majątek szlachecki..! [Co bynajmniej nie oznaczało nabycia godności szlacheckiej!]

To byłaby pierwsza opcja wejścia w „ziemiaństwo”, przez przodków braci Kurskich.

Niestety, na razie pojęcia nie mamy, gdzie znajdował się ów majątek (pozostawiony – wg Wikipedii (o A. Kurskiej) – „na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej (…) na sowieckiej Ukrainie”), bo Jacek Kurski nie zechciał tego ustalić; lub – co bezsporne – nam tego objawić (jeśli nawet ustalił?); wraz z poinformowaniem nas o swoim… „szlachectwie” (co uczynił w omówionym dalej wywiadzie)?! Co więcej: ponieważ nie raz już pisałem o Kurskim, więc udało mi się zauważyć – na przestrzeni kilku lat – jak „puchnie” na Wikipedii notka o nim; zwłaszcza w części dotyczącej jego mniemanej działalności opozycyjnej (za komuny), choć – o dziwo – brak jest w tej części jakichkolwiek odnośników, do materiałów źródłowych, w czym dostrzegam osobistą zapobiegliwość p. Jacka, o „słuszną” – choć gołosłowną – treść notki o nim:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Jacek_Kurski

Ale dopiero w ostatnim roku – czego bezspornie dowodzi dopiero 61. z kolei numer przypisu (spośród 68.), zaś ów przypis i źródło dopisała z pewnością już sama redakcja Wikipedii (niewykluczone, że wskutek owoców kwerendy wielu internautów, o czym wspomniałem na początku); boć przecie nie zadbał o to sam Kurski, który to ukrywał i gdyby mógł – czyniłby to nadal!) – pojawiła się wreszcie (na notce o Kurskim) informacja o tym, że jego ciotecznym dziadkiem był ów prominentny zdrajca Ojczyzny (bo kraju, w którym się urodził), Lewis Bernstein Namier!

A w ślad za tym – co oczywiste – Wikipedia dopisała tę informację na notce o Annie Kurskiej. Nie koniec jednak na tym; bowiem także inne informacje – na biogramie Anny Kurskiej – nie posiadają żadnego źródłowego potwierdzenia (przypisu). Np. informacja o tym, jakoby: „w związku z działalnością opozycyjną w stanie wojennym została odwołana ze stanowiska sędziego.” [Choć naturalnie nie wyklucza to innej okoliczności – że sama zrezygnowała (po wprowadzeniu stanu wojennego) z uprawiania zawodu sędziego; co nie jest jednak tożsame z „usunięciem z zawodu sędziego”!] Zwracam uwagę na ów brak źródła, mając na uwadze także swoje podejrzenie/przekonanie, o osobistej trosce Jacka Kurskiego (więc – jej wpływ), dotyczącej treści (na temat jego rodziny), zamieszczanych na Wikipedii. Tym bardziej dlatego, że posiadam niezłą wiedzę o „niezłomności” sędziów w PRL-u, zgodnie z którą zaledwie 2 polskich sędziów wówczas (po 1981 r.) odznaczyło się taką odwagą, która spowodowała usunięcie ich z zawodu, za działalność związkową! A od jednego z nich (sędziego SR w Świebodzinie, skazanego na wieloletnie więzienie, a następnie „odprawionego” z Polski, z paszportem w jedną stronę), Huberta Błaszczyka, odebrałem długą notację (zarejestrowaną kamerą), podczas realizacji mojego projektu badawczego (na zlecenie IPN), w czasie mojej emigracji w Australii.

Jest jeszcze jedna wątpliwość, związana z owymi (skoro było ich ponoć dwa) majątkami „na Kresach” i – w ich kontekście – wysoce prawdopodobnymi zabiegami Jacka Kurskiego, o „właściwe” treści na jego „rodzinnych” notkach na Wikipedii. Otóż wg notki o Annie Kurskiej „pierwsze 10 lat dzieciństwa spędziła w majątku Koszyłowce w powiecie buczackim, znajdującym się około 20 km od Buczacza”. Ta informacja jest potwierdzona jednym jedynym źródłem (choć nie zanadto – formułując to b. uprzejmie – wiarygodnym?), czyli – wspomnieniem jej syna, Jarosława Kurskiego, opublikowanym w „GW” dnia 3 września 2016 r. Wobec powyższego, należałoby – w poszukiwaniu owego majątku Koszyłowce – wejść na stronę tej miejscowości na obecnej Ukrainie:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Koszy%C5%82owce

Niestety, owa notka w ogóle nie wspomina o istnieniu tam jakiegokolwiek „majątku ziemiańskiego”, a tym bardziej – dworku (obecnie i w przeszłości; choć przecież informuje np. o nieistniejącej już gorzelni hrabiego Mieczysława Pinińskiego – bo zaledwie w 1901 r. – w Koszyłowcach); ale jednocześnie – w części tej notki, zatytułowanej „Ludzie” – znajdujemy informację o tym, że w Koszyłowcach – w (nieznanym tu?) „majątku ziemiańskim” – spędziła dzieciństwo Anna Kurska; w czym dopatruję się znowu osobistej zapobiegliwości jednego z braci Kurskich; bo źródłem jest tu ponownie – i wyłącznie – w/wym. wspomnienie Jarosława Kurskiego o jego matce (w „GW”).

Skoro tak – poszukajmy „głębiej” i przejdźmy do znakomitej pozycji geograficzno-historycznej, czyli – liczącego ok. 20 tys. stron (w XV tomach) „Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”, wydawanego w zeszytach, w latach 1880-1902. [Owe „kraje słowiańskie” były fortelem wobec cenzury carskiej; w celu uwzględnienia wszystkich terytoriów nieistniejącej już wówczas Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Warto też podkreślić, że korzystam z tego źródła nie pierwszy już raz, ale niezmiennie jestem pod wielkim wrażeniem jego merytorycznej jakości; z którą nie mogą się chyba równać żadne współczesne opracowania?!] W tej znakomitej pozycji bibliofilskiej znajdujemy – na stronie 707 Tomu IV, w połowie prawej kolumny – hasło: Koszyłowce, którego treść zamieszczam w całości (w nawiasach zaś – objaśnienia skrótów):

Koszyłowce, wś. (wieś) pow. zaleszczycki (czortkowski ?), o 10 kil. (kilometrów) od st. poczt. (stacji pocztowej) Tłuste, ma cerkiew gr. – katol., szkołę 1-klas., 828 mk. (mieszkańców) w gminie, 74 na obszarze dworskim.”; przy czym to ostatnie dotyczy mieszkańców całej gminy, a nie – wsi Koszyłowce. [Zaś o majątku i dworku – znowu ani słowa!] A oto ów link:

http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_IV/490

Następnym zaś hasłem są „Koszyłowskie włości” – więc pójdźmy także za nim, aby dociekać skrupulatnie – a w nim czytamy: „Koszyłowskie włości ob. (obacz) Kalnik, tom III, 707.” Idąc zaś za tym kolejnym wskazaniem, znajdujemy bardzo obszerne hasło: Kalnik, wś., pow. lipowiecki, leży przy zlewie rzeczki Kalniczki z rz. Sobem…” etc. (od str. 704 do 707); opisujące historię tej wsi (obecnie Kalnyk, w pow. winnickim; na Ukrainie), wymieniające także „Koszyłowskie włości” (w prawej kolumnie str. 707. u góry; zaś ich nazwa – co niewykluczone – może pochodzić od nazwiska rodziny właścicieli?), które „były przyległością Kalnika”, a które to włości nie mogą mieć nic wspólnego z wsią Koszyłowce na Podolu, która odległa jest od Kalnika o ponad 360 km!

http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_III/704 (do str. 707, na której mowa o „koszyłowskich włościach”).

Co prawda znalazłem zdjęcie domniemanego dworku w Koszyłowcach (wg nie dość wiarygodnego podpisu i na stosunkowo subiektywnej – bo sentymentalno-wspomnieniowej – stronie, pozbawionej wiarygodnych źródeł, czy przypisów):

https://genealogia.okiem.pl/foto2/displayimage.php?album=4&pid=146170#top_display_media,

Jednakowoż na tej samej stronie i to samo „źródło” (czyli p. Wanda Jóźwiak) zawiesiła zdjęcie zupełnie Innego dworku, ale pod inną, choć nieco „podobną” nazwą wsi (być może będącą – bo sprawia ona takie wrażenie – inwersją sylab/zgłosek nazwy Koszyłowce; z pominięciem litery „y”?), czyli: Łoszkowce. Muszę tu jednak podkreślić, że pojęcia nie mam jakiż to przedziwny przypadek – a może intuicja? – sprawił, że skierowałem swe poszukiwania właśnie w tym kierunku, tj. dworu Łoszkowce..?! [Bo to, co napisałem o inwersji nazwy, jest już raczej racjonalizacją tego skojarzenia, ale ex post.]:

https://genealogia.okiem.pl/foto2/displayimage.php?album=4&pid=146171#top_display_media

Sprawdźmy więc owe Łoszkowce (obecnie: Łoszkiwci, na Ukrainie; ale i przed wojną – co tu jest ważne – także na sowieckiej Ukrainie), najpierw na Wikipedii:

https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81oszkiwci

Od razu można zauważyć, że choć pod powyższymi dwoma linkami znajdują się zdjęcia podobnych dworków, to jednak nie są one – z pewnością – tożsame..!? [Nawet gdyby uznać, że jedno ze zdjęć jest omyłkowym, bo „lustrzanym odbiciem” oryginału? Co – skądinąd – nie ma tu jednak większego znaczenia.] Ale pojawia się tu wreszcie – co ważne! – poszukiwane nazwisko: Modzelewski (czyli: rodowe nazwisko Anny Kurskiej). Wygląda więc na to, że ów „cudowny” przypadek (intuicja?) naprowadziły mnie na właściwy trop..?

Porównajmy to jeszcze z hasłem: Łoszkowce, w owym znakomitym „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”:

http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_V/738

I tu znajdujemy potwierdzenie poszukiwanego nazwiska: Modzelewski, a więc – oba powyższe źródła przypisują Łoszkowce rodowi Modzelewskich. To mogłoby sugerować, że owym właścicielem, który wybudował w Łoszkowcach ”piętrowy dwór (…) w 1893 r., zniszczony w 1917 r.” (wg Wikipedii) mógł być dziadek (lub ojciec) Anny Kurskiej..? Niestety, jeden „drobiazg” – na Wikipedii – dezawuuje trafność tego „tropu”! [Zaś „Słownik…” – wydany w latach 90. XIX wieku – ogranicza się tylko do informacji o posiadaniu tej wsi przez ród Modzelewskich; nie wspominając nic o dworze; gdyż zapewne jeszcze go nie było.] Bowiem owym właścicielem wsi Łoszkowce i budowniczym tamtejszego dworu („wybudowanego w 1893 r. i zniszczonego w 1917 r.”) był – wg Wikipedii – Zygmunt Modzelewski; a nie – Tadeusz Modzelewski (1867-1936), czyli – ojciec Anny Kurskiej; lub ojciec Tadeusza: Narcyz Modzelewski!

Reasumując powyższe – nadal nie wiemy:

  1. Gdzie znajdował się (i jak się nazywał?) domniemany majątek Tadeusza Modzelewskiego („pozostawiony na sowieckiej Ukrainie, po rewolucji”; jak podaje Wiki w notce o Annie Kurskiej)? Bo Zygmunt Modzelewski to – jako żywo – nie Tadeusz (ani Narcyz) Modzelewski!

  2. Czy ów majątek i dwór w Łoszkowcach (zniszczony w 1917 r.”; a „odkryty” podczas mojej kwerendy); mógł rzeczywiście należeć do ojca Anny Kurskiej, Tadeusza Modzelewskiego? Bardzo mało prawdopodobne (a raczej – wykluczone)! [Zaś owo zniszczenie dworu (zamiast: „pozostawienia na sowieckiej Ukrainie”, jak głosi Wikipedia o A. Kurskiej) – w trakcie bolszewickiej rewolucji 1917 r. – wydaje się niezwykle istotną okolicznością w naszych poszukiwaniach..! Podsuwa bowiem inny trop, który pozwala domniemywać, że wówczas mogło dojść do wymordowania całej rodziny Zygmunta Modzelewskiego, który był prawowitym właścicielem majątku i dworu w Łoszkowcach..? Dodajmy, że do takich tragedii bardzo często dochodziło; podczas wojenno-rewolucyjnej hekatomby, której doświadczyły wówczas nasze Kresy Wschodnie.]

  3. Ponadto – rodzi się tu uprawnione pytanie, dlaczego bracia Kurscy ukrywają ów adres: Łoszkowce (gdyby był prawidłowy); odszukany podczas mojej kwerendy, więc zapewne znany im także?! Adres potwierdzony zarówno przez Wiki, jak i – co znacznie wiarygodniejsze – przez „Słownik geograficzny (…)”, który o Łoszkowcach informuje następująco (na str. 739 Tomu V.): „Dziedzictwo dawniej Potockich, od 1845 r. Modzelewskich”..? [Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, że bracia Kurscy przez lata ukrywali także swoje narodowościowe pochodzenie!]

  4. Wreszcie – gdzie znajdował się (bo nie sposób przyjąć, że w Koszyłowcach!) ów „majątek ziemiański”, w którym „spędziła dzieciństwo” Anna Kurska, matka braci Kurskich?!

Jak więc widać – rodowód braci Kurskich sprzed ok. 100 lat (po linii matki, czyli – linii żydowskiej), zawiera wyłącznie „białe plamy” oraz jeden jedyny konkretny adres: „majątek Koszyłowce”, nie potwierdzony jednak przez żadne wiarygodne źródło; poza wspomnieniem Jarosława Kurskiego, którego – w kontekście dotychczasowych moich ustaleń – nie sposób uznać za „źródło”… [Co naturalnie nie oznacza, że Jarosław Kurski świadomie skłamał; bo mógł powtarzać tylko opowieści swojej matki…]

Na zakończenie wątku poszukiwań „ziemiańskich” korzeni Kurskich, możemy przejść już do sformułowania konkluzji, którą jest:

Druga opcja sposobu, za pomocą którego rodzice Anny Kurskiej mogli wejść (już po bolszewickiej rewolucji) do… kręgu „ziemiaństwa”, a która prowadzi poprzez: utożsamienie się z wymordowaną, ale obcą rodziną (noszącą tylko identyczne nazwisko), lub – zmianę… nazwiska, przez ojca A. Kurskiej!

Aby uzasadnić powyższą hipotezę, odsyłam do mojego komentarza, zamieszczonego powyżej (w punkcie 2.); a także – do „burzy” internetowej (sprzed ok. 10 lat), na temat znacznie ważniejszego polityka polskiego, któremu zarzucano, że nie jest tym, za którego się podaje! Wskazywano wówczas, że jego dziadek – po wymarciu/wymordowaniu? (także na Kresach Wschodnich i także w trakcie bolszewickiej rewolucji) jednej z gałęzi znanego rodu arystokratycznego, dla której ów ukraiński ponoć dziadek pracował – przywłaszczył sobie jej dokumenty i nazwisko owego rodu. Niezależnie jednak od tego, jak rzeczy miały się faktycznie (w tamtym przypadku), to w naszym dociekaniu trudno uniknąć podejrzenia o podobny modus operandi, skoro – w przypadku Kurskich – „wiadomo, że… nic nie wiadomo”! I tym bardziej dlatego, że Kurscy niewątpliwie ukrywali fakty i nadal je ukrywają; mimo, że należą do tzw. osób publicznych!? Obecnie niezwykle wpływowych osób publicznych, gdy chodzi o polityczną propagandę. A przecie ów „oryginalny sygnet rodu Modzelewskich” o którym wspomina Jacek Kurski, w swoim groteskowym wywiadzie dla „Sieci”, do którego wrócę jeszczeżadnym dowodem nie jest i być nie może!

Nota bene – nie byłby to odosobniony przypadek, a mógłbym przytoczyć jeszcze jeden; nieźle udokumentowany. Ponadto – jak wspomniałem w punkcie 2. – takich przypadków mogło być wiele; gdyż ówczesna hekatomba na Kresach Wschodnich – a zwłaszcza: palenie dworów wraz z dokumentami – stwarzała nadzwyczajną (bo niezwykle łatwą) okazję dla takich tożsamościowych „przeistoczeń”!

********

Skoro już ustaliliśmy wyżej – i to bez najmniejszej wątpliwości; bo w świetle pryncypiów Talmudu – że Jacek Kurski jest Żydem, i to przynajmniej w czwartym już pokoleniu (bo: po prababce – Annie Sommerstein, po babce – Teodorze Bernstein, siostrze Lewisa Namier’a, oraz po matce – Annie Modzelewskiej; choćby i one po wielokroć dokonywały konwersji wyznaniowej), to pozostańmy już przy Talmudzie, aby w jego świetle rozebrać niektóre z dokonań Kurskiego!

  • Czy to aby nie „duch”… Talmudu (pełen pogardy wobec gojów) „tchnął” na Kurskiego, podsuwając mu osławioną „sentencję”: „Ciemny lud wszystko kupi!”?!

  • A może i talmudyczna jest ta jego pogarda dla naszych Najświętszych Sakramentów, która pozwala mu czynić z nich narzędzie PR; „użytkując” te Sakramenty, zgodnie z cynicznym zapotrzebowaniem medialnym?

  • Talmudyczną wydaje się być też zasada, której hołduje Kurski: „jednemu bogu patriotyczną świeczkę, a drugiemu – żydowski ogarek” (lub na odwrót, bo to dla niego bez znaczenia), wielokrotnie już kłamiąc – w nadawanych (rok po roku) koncertach – jakoby piosenka „Warszawo ma” (skądinąd – do urodziwej melodii), była utworem z Powstania Warszawskiego! Czym świadomie i znacząco przyczynia się do nagminnego „mylenia(w światowych mediach) Powstania Warszawskiego z Powstaniem w… getcie warszawskim! A jednocześnie – za pomocą wyświetlanych „wizytówek” – okradając swoich żydowskich „ziomali” z ich praw autorskich! Co opisałem dokładnie, pod poniższym linkiem (a także i później):

https://www.ekspedyt.org/2019/08/01/kurwizja-obchody-powstania-w-getcie-w-75-rocznice-powstania-warszawskiego/

  • Na koniec warto podkreślić, że i z tej talmudycznej mentalności Kurskiego może wynikać „zamilczenie” – w TVKurski; przez wiele, wiele miesięcy! – podpisanej przez prezydenta D. Trumpa amerykańskiej ustawy #447 JUST, stanowiącej narzędzie nacisku na Polskę – ze strony amerykańskiego „sojusznika”! – aby zadośćuczyniła bezprawnym (i to na całym świecie bezprawnym!) żądaniom Żydów, za „mienie bezdziedziczne” w Polsce! Zaś później – gdy dalsze „zamilczanie” ustawy było już niemożliwe – ośmieszanie (przez gorliwych propagandystów Kurskiego; takich zwłaszcza jak: K. Feusette, S. Janecki czy R. Ziemkiewicz) znaczenia tej ustawy!!! [Co więcej: gdy chodzi o relację z wielkiego warszawskiego protestu Rot Niepodległości, przeciwko tej ustawie – nadanej aż z 1-dniowym opóźnieniem! – Kurski ośmielił się na wyjątkowo bezczelną manipulację (rękami swego hunwejbina, o nazwisku: D. Cierpioł; który być może nawet przy tym… „cierpioł”?!), tj.: wklejenie – w relację z tego wydarzenia – wystąpienia premiera M. Morawieckiego w… Bydgoszczy; co miałoby kłamliwie sugerować – boć przecie drugie imię Jacka Kurskiego brzmi: Kłamstwo! – bohaterskie poparcie premiera dla tego protestu!]

Dodam tu, że „płakałem łzami” – jak powiadał klasyk – gdy czytałem wstrząsające wyznania Jacka Kurskiego, odnoszące się do sławetnego konfliktu pomiędzy braćmi Kurskimi, zamieszczone w groteskowym wywiadzie z Jackiem Kurskim, w sierpniowym (z 2020 r.) Tygodniku „Sieci”, którego streszczenie można znaleźć pod linkiem:

https://www.wsieciprawdy.pl/kurski-w-sieci-ataki-na-mnie-to-zemsta-pnews-4457.html

− „To, co robi teraz mój brat, weszło już w fazę szaleństwa. To już pełne zatracenie różnicy między dziennikarstwem a rolą egzaltowanego polityka opozycji totalnej i wiecowością. Co więcej, to rola, w której mój brat ponosi same klęski” – powiada Jacek Kurski i ciągnie:

Mama na to wszystko patrzy zrozpaczona z nieba. Mogę tylko apelować do Jarka, żeby pomyślał o Mamie. Bo Mama jednak wskazała, że to moja droga jest jej bliska. Gdy odchodziła, powiedziała, że to ja mam wziąć oryginalny sygnet rodu Modzelewskich, a Jarek może dorobić kopię, choć to brat dużo bardziej celebrował tradycje szlacheckie, szable, ryngrafy i herby, częściej jeździł do rodzinnych Koszyłowiec na Podole”. [Skądinąd – z mojej kwerendy wynika (co chciałbym p. Jackowi przypomnieć), że Koszyłowce nie są „rodzinne” dla ich matki (chyba, że byłaby to jakaś chałupa tamże), lecz Lwów; zaś gdy chodzi o jej ojca – nieznany (być może nawet Jackowi Kurskiemu?) „majątek na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej (pozostawiony po rewolucji październikowej na tzw. sowieckiej Ukrainie)”.]

Pozostaje więc mieć nadzieję, że ów oryginalny sygnet rodu Modzelewskich” nie jest przynajmniej z… tombaku; w odróżnieniu od wiarygodności licznych innych – a „chwytających za gardło” – wynurzeń Jacka, w owym groteskowym wywiadzie (także na temat brata Jarosława); wygłoszonych bezzwłocznie po… deklaracji, iż „nie będzie atakować brata”, roztrząsając publicznie ów konflikt. [Boć przecie konflikt jest rodzinny, nieprawdaż… i tak dalej?!]

********

W ostatniej już części, chciałbym odnieść się do owego sławetnego konfliktu, pomiędzy braćmi Kurskimi, który posiada – dla ogłupianych propagandą Polaków – fundamentalne znaczenie!

Nigdy – począwszy od pierwszego zetknięcia się z Jackiem Kurskim (ok. 1993 r.), gdy pożyczyłem mu taśmę video (z moimi filmami; do wykorzystania), którą sobie przywłaszczył, bo nie oddał mi jej do dzisiaj – nie nabrałem się na ów rzekomy (zajadły i fundamentalny) konflikt, pomiędzy braćmi Kurskimi! Zawsze uważałem i pisałem o tym – na wiele lat przed tym, gdy red. St. Michalkiewicz zaczął to także sugerować – że jest to „ustawka”, zmierzająca do optymalnego podziału „ról publicznych”: dla Jarosława – po stronie „lewicy liberalnej”, zaś dla Jacka – po stronie „konserwatywnej prawicy”. Obecnie owa „ustawka” osiągnęła już swój pożądany cel końcowy; czyli sytuację, w której Jarosław (jako z-ca Michnika) trzęsie propagandą po jednej stronie „barykady”, zaś Jacek – po przeciwnej jej stronie! W ten oto sposób obaj „skłóceni” bracia Kurscy zgodnie huśtają emocjami obydwu „plemion” (wśród niezbyt rozumnej części Polaków, pozbawiając ich resztek rozsądku), co niewątpliwie sprzyja obu stronom „plemiennej walki” o władzę; a jednocześnie – skutecznie odwraca ich uwagę od najważniejszych zagrożeń dla naszej Ojczyzny!

Na koniec należałoby wskazać dowód na powyższą tezę. Posiadam taki dowód, który jest – moim zdaniem – nie do podważenia! Składają się nań liczne okoliczności, niezbyt odległe w czasie, które wymienię – w punktach – poniżej:

  1. W październiku 2016 r. Jacek Kurski „wygrał” ustawiony konkurs na Prezesa TVP i został nielegalnie powołany na Prezesa TVP.

  2. Dlaczego nielegalnie? Ano dlatego, że nielegalnie został dopuszczony do owego „konkursu” (skądinąd – „ustawionego”, jako „konkurs na… Kurskiego”!), ponieważ złożył swoją ofertę po terminie, co – zgodnie z Regulaminem owego „konkursu” – automatycznie eliminowało go z udziału w „konkursie”.

  3. Powyższa okoliczność jest bezspornie potwierdzona nagraniem z monitoringu, zarejestrowanym w Biurze Podawczym Sejmu (pomimo sfałszowanego znacznika czasu; bo w rzeczywistości jego spóźnienie było znacznie większe)!

  4. Nie dość na tym – bo Jacek Kurski „wyłudził” ponadto – od naczelnika Biura Podawczego Sejmu (na wszelki wypadek) – podstemplowanie 2 pustych kopert; zanim złożył faktycznie (choć po terminie) swoją ofertę! A to już stanowi czyn zabroniony, zwany podżeganiem do przestępstwa poświadczenia nieprawdy.

  5. Wreszcie – w pierwszym „odruchu” próbował sam podrobić podpis osoby upoważnionej (do potwierdzenia dostarczonej – przez gońca – ale niepotwierdzonej kopii ważnego dokumentu; za jej zgodność z oryginałem), którą nie był; ale ostatecznie zrezygnował z tego i nakłonił (podżegając go) do tego podrobienia podpisu (i potwierdzenia), swojego asystenta, Gawłowskiego. [Dodam tu, że byłem tego bezpośrednim świadkiem i słyszałem słowa owego gońca, który poinformował Gawłowskiego, że „niestety nie jest to oryginał, lecz tylko faks”, który trzeba uwiarygodnić! [A musiał to być b. ważny dokument, skoro wszyscy – jak widać na nagraniu – na niego oczekiwali i bezzwłocznie po jego otrzymaniu, został on włożony do pustej wciąż koperty, wraz z pozostałymi dokumentami oferty Kurskiego.]

  6. O wszystkich powyższych okolicznościach (z punktów: 2, 3, 4 i 5) można się – bez najmniejszych wątpliwości – przekonać, przejrzawszy wywiad ze mną w Mediach Narodowych, w który zostały wklejone wszystkie najważniejsze fragmenty owego nagrania z monitoringu (oraz inne dowody), zamieszczony pod poniższym linkiem. [Ponieważ mam nieustanne kłopoty z przeglądarką na YT, więc proszę o zwrócenie uwagi na to, aby rozpocząć przeglądanie materiału od początku.]:

https://www.youtube.com/watch?v=5e-r46Lgiro

[Warto też zapoznać się z moim obszernym komentarzem, przypiętym (na pierwszym miejscu) pod tym wywiadem; w którym dodałem ważne treści, zapomniane w rozmowie.]

  1. Ponadto – co już wynika z protokołów zeznań – Jacek Kurski popełnił przestępstwo złożenia fałszywych zeznań, zaprzeczając – co ważne: bo już po obejrzeniu nagrania z owego monitoringu i pod rygorem odpowiedzialności karnej – wszystkim okolicznościom, wskazanym w punktach: 2, 3, 4 i 5.; a które są widoczne na nagraniu z monitoringu!

To, że Prokuratura Okręgowa w W-wie (w osobie niezależnej – ma się rozumieć – prok. Moniki Harasim) najpierw odmówiła wszczęcia postępowania w powyższych sprawach (z czym walczyłem ponad rok, osiągając pełen sukces), a później podtrzymała swoje postanowienie (ale i doręczyła mi je wreszcie – zmuszona przez sąd – umożliwiając tym procesowe zażalenie), w najmniejszym stopniu mnie nie zdziwiło, bo nie jestem naiwny! Następnie zaś SR dla W-wy Śródmieście – jeszcze nie opanowany przez PiS do końca, w osobie jego prezesa, Macieja Mitery – rozpoznał pozytywnie moje zażalenie, nakazując (w kwietniu 2018 r.) wszczęcie dochodzenia i wskazując konkretne czynności do przeprowadzenia! Warto tu dodać znamienny „smaczek”, a mianowicie: w dniu tej rozprawy, to właśnie prezes Mitera (świeżo mianowany) wydał zarządzenie, zakazujące wstępu na rozprawę dziennikarzom! Tyle tylko mógł zrobić – dla „dobrej zmiany” – bo składu sądu orzekającego nie mógł już zmienić…

Prokuratura „olała” (w większości) owe dyrektywy SR, umarzając dochodzenie w grudniu 2019 r.! [Depcząc po drodze – w owym postępowaniu, jak i w poprzednim – wielokrotnie i ostentacyjnie moje prawa procesowe!] Zaś sąd niezawisłego prezesa M. Mitery przyklepał to postanowienie Prokuratury (w kwietniu 2020 r.), wystawiając nawet zasłużoną laurkę niezależnej pani M. Harasim! [Stosując przy tym praworządne – ma się rozumieć – wybiegi, wskutek których nie zostałem powiadomiony ani o… terminie rozprawy, ani w niej nie uczestniczyłem, bo uniemożliwiono mi to!]

Obecnie przejdźmy do okoliczności (tylko niektórych), bezpośrednio wskazujących na akceptację – ze strony całego mainstreamu – dla obecnego stanu rzeczy, w którym obie strony „konfliktu” zgadzają się na podział „ról”, pomiędzy braci Kurskich, w uprawianiu propagandy dla obu „plemion”:

  1. Do lipca 2019 r. celowo zwlekałem z ujawnieniem powyższych dowodów (na przestępstwa Kurskiego); oczekując na rok kampanii wyborczej, czyli – jesień 2019.

  2. Jednocześnie z powyższym wywiadem (vide: link do Mediów Narodowych), skontaktowałem się z „Dziennikiem. Gazeta Prawna” oraz z Agnieszką Kublik, z „GW”, licząc na rozmowę. [Skądinąd – „Rzeczpospolita” wielokrotnie pisała wcześniej o spóźnieniu Kurskiego z ofertą, a za nią pisały o tym – zarówno „Dziennik” jak i „GW”, czyli A. Kublik (po rozmowie telefonicznej ze mną) oraz inne tytuły.]

  3. Po tym wywiadzie w Mediach Narodowych A. Kublik umówiła się na spotkanie ze mną, po czym nie odezwała się więcej; mimo moich monitów!

  4. Mój pełnomocnik (w sprawie dochodzenia w Prokuraturze) zawiadomił o powyższych dowodach (i skandalicznych okolicznościach) wszystkie partie „opozycyjne”; nawet Lewicę, do której nigdy bym się nie zwrócił, z oczywistych względów. Odzewem była… głucha cisza!

  5. Ja zaś zwróciłem się do wszystkich telewizji nierządnych; wysyłając powyższe dowody przestępstw i rozmawiając osobiście – m. in. – z red. B. Rymanowskim z „Polsatu”! A później – z „Państwem w państwie”! Zaś w TVN podejmowałem takie próby aż trzykrotnie. Wszystkie były bezskuteczne!

  6. Przed samymi wyborami (w 2019 r.), przez 2 tygodnie – od rana do nocy – Kur-wizja bezkarnie grillowała „doktrynę S. Neumanna”, opartą na nagraniu jego wypowiedzi, dotyczącej Tczewa; choć były to tylko słowa… [Zaś wybitny twórca telewizyjny, niejaki Pinokio, puszczał je także z pogłosem, a później – nawet z echem!] To stwarzało zupełnie nadzwyczajną okazję do riposty, pozwalającej na znokautowanie Kurskiego! Pozostał jednak bezkarny, mimo że ja dysponowałem nie „słownymi deklaracjami” (jak w przypadku Neumanna), lecz „twardymi” dowodami (przekazanymi już dużo wcześniej mainstreamowi) na faktyczną realizację owej „doktryny”; tyle że przez PiS; w postaci „zamiecenia pod dywan” ewidentnych przestępstw Kurskiego i jego nielegalną nominację w październiku 2016 r.!

  7. Ok. 2 miesiące temu Kurwizja kilkakrotnie – i dość drobiazgowo – zaatakowała TVN. Zwróciłem się więc ponownie do TVN – tym razem do „Superwizjera” – z podobną ofertą. Poproszono mnie o materiały (dowody), które ponownie wysłałem, ale więcej nie odezwali się już do mnie; mimo monitów!

  8. Być może jednak najbardziej znamienną (i zdumiewającą) okolicznością, jest postawa operetkowego urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich w tej sprawie, który – obok Prokuratora Generalnego – był uprawniony do wniesienia skargi kasacyjnej; a jednocześnie – jedynym organem, na który mogłem tu liczyć faktycznie! [Skoro z oczywistych względów urząd Prokuratora Generalnego nie wchodził w rachubę!] Tym bardziej, że – jak powszechnie wiadomo – A. Bodnar nie romansuje z obecną władzą i gorliwie walczy o praworządność w Polsce. Pan Bodnar nie mógł mnie zaszczycić audiencją telefoniczną (z uwagi na tę jego wspomnianą gorliwość), więc moim (ko)respondentem był głównie jego z-ca, pan Stanisław Trociuk, lansowany obecnie na znakomitego kontynuatora dzieła pana Adama Bodnara. Dodam, że nie chodziło tu tylko o skargę kasacyjną (od niezawisłego wyroku „sądu prezesa Mitery”), ale także o ostentacyjne i wielokrotne pogwałcenie moich praw procesowych w Prokuraturze.

Pan Trociuk (i jego pracownicy) nieodmiennie i głeboko ubolewał – i to w kilku turach naszej korespondencji – że niczego nie może uczynić! A uzasadniał to takimi… dyrdymałami prawnymi oraz spostrzeżeniami potwierdzającymi, iż nawet nie zapoznał się z przesłanymi mu dokumentami, że mogę to skomentować znanym cytatem z „Bajek dla potłuczonych” kabaretu Potem. Wyobrażam bowiem sobie, że p. Trociuk, pisząc owe odpowiedzi dla mnie, podśpiewywał sobie pod nosem: „Aż sam się sobie dziwię, że tak łżę jak pies!”

Co więc wynika z powyższych okoliczności (choć nie wszystkie wymieniłem)? Dlaczego media „nierządne” nie zechciały nigdy podjąć tego tematu, kompromitującego Kurskiego? Występuje tu – moim zdaniem – jedno jedyne wyjaśnienie tej zdumiewającej zagadki. Takie mianowicie, że gdyby owe media podjęły temat rzetelnie i uporczywie, mogłoby to doprowadzić – przy tak bezspornych (niepodważalnych) dowodach – do upadku Jacka Kurskiego! Powiem więcej – posiadane dowody są tak „twarde”, że można je utożsamić z przyłapaniem Kurskiego „na gorącym uczynku”, więc żadna władza (poza jawnie już dyktatorską) nie byłaby w stanie „wyłgać się” z tego! Ergo – konsekwentna akcja mediów nierządnych musiałaby doprowadzić do upadku Kurskiego! Dlaczego więc do tego nigdy nie doszło..?

Logiczna odpowiedź wydaje się być następująca: taki skutek (upadek Kurskiego) wcale nie jest pożądany przez mainstream; choć teatralnie i nieustannie „kąsają się po łydkach”! Pożądany jest bowiem stan obecny (czyli – optymalny cel końcowy, o którym wspomniałem powyżej), w ramach którego „skłóceni” bracia Kurscy mogą huśtać emocjami Polaków bez żadnego pomiarkowania i jakichkolwiek sprzeciwów zewnętrznych!

Dodajmy na koniec, że jest to całkowicie zgodne z ogólnoświatową tendencją, obowiązującą od dziesiątków lat w medialnym mainstreamie, w którym to Żydzi posiadają szczególne „namaszczenie” (rodzaj „specjalizacji rasowej”), do zarządzania masowym „odmóżdżaniem” opinii publicznej!

Ufff! – wygląda więc na to, że wreszcie „doczołgaliśmy się” do… „Europy i świata Zachodu”?!

Bogdan Czajkowski