Nawet krótkie i stosunkowo niewinne frazy mogą stanowić narzędzie służące urabianiu świadomości społecznej w kierunku akceptacji dla rozmaitych złowrogich agend. Wystarczy jednak minimum językowego wyczucia – minimum wyczulenia na herbertowską „sprawę smaku” – żeby owe frazy z łatwością zidentyfikować, a następnie mieć się na baczności przed posługującymi się nimi środowiskami.
Przykładowo: cóż to jest „zrównoważony rozwój”? Rozwój niesie z sobą schumpeterowską „kreatywną destrukcję”, a więc – przynajmniej tymczasowo – wytrąca gospodarkę ze stanu równowagi, otwierając przed nią nowe jakościowe horyzonty. Sugerowanie zatem, iż ktoś miałby z automatu „równoważyć” rozwój powinno budzić natychmiastowe skojarzenia z zakusami globalnych oligarchów i międzynarodowych biurokratów, którzy obawiają się, iż zbyt wiele kreatywnej destrukcji uniemożliwi im konsekwentne pasożytowanie na jej owocach.
Albo cóż to jest „mowa nienawiści”? Nienawiść wobec złych rzeczy jest właściwą reakcją, która wywołuje emocjonalny zapał wzmacniający przekonanie, iż owych rzeczy należy się wystrzegać. Wynoszenie więc stwierdzeń nienawistnych do rangi osobnej i immanentnie niepożądanej kategorii komunikacyjnej powinno budzić natychmiastową świadomość, że ma się do czynienia z topornym cenzorskim narzędziem służącym normalizacji rozmaitych postaci zła i zagłuszaniem jego przeciwników.
Cóż to jest wreszcie „dystans społeczny”? Zdrowe relacje społeczne muszą się opierać na bliskości i intymności, zatem „dystans społeczny” stanowi wewnętrzną sprzeczność. Jeśli natomiast mowa w danym kontekście o dystansie podyktowanym względami sanitarnymi, wówczas – abstrahując od kwestii tego, na ile jakiekolwiek obostrzenia sanitarne są w owym kontekście uzasadnione – należy mówić wprost o kwarantannie czy izolacji, a nie posługiwać się bałamutnymi i demoralizującymi sugestiami, jakoby duchowo zdrowe społeczeństwo mogło funkcjonować na dystans.
Mowa nasza ma być: „tak, tak; nie, nie”. Co nadto pochodzi od złego. Zdajmy sobie zatem czym prędzej sprawę, do jakiego stopnia tzw. dyskurs publiczny – a czasem i prywatny – jest przesycony takimi złowieszczymi naddatkami i podejrzanie zgrzytliwymi sformułowaniami. Następnie zaś zadbajmy o to, żeby je z owego dyskursu konsekwentnie wyczyścić, co będzie pierwszym i zasadniczym krokiem ku temu, żeby też oczyścić życie społeczne – a czasem i prywatne – z wpływu antycywilizacyjnych ideologicznych bałamuctw i powiązanych z nimi politycznych planów.
Jakub Bożydar Wiśniewski