Foto. pixabay.com

Czujesz to? To prawda synu. Nic na świecie tak nie pachnie. Uwielbiam zapach sypania się rządowej propagandy o poranku.

Prawda wreszcie zaczyna wychodzić na wierzch. Można przykrywać ją propagandą i tresurą przez miesiąc, rok, czy nawet dłużej, ale ona w końcu wychodzi. Dziesiątki badań naukowych potwierdzają, że noszenie maseczek jest bardzo efektywne, ale w straszeniu społeczeństwa i podtrzymywaniu histerii. Nawet politycy, jak Andrzej Dera przyznają, że maseczki są symbolem epidemii i z tego powodu należy je utrzymywać. Mamy coraz więcej badań pokazujących brak skuteczności lockdownów, obostrzeń czy innych wykwitów intelektualnych rodem z totalitarnych Chin. Coraz więcej odważnych lekarzy, jak prof. Kuna otwarcie mówi o tym, że obostrzenia i maseczki są bez sensu i należy zacząć normalnie żyć.

Mamy ciągle to nowe badania z całego świata, wykazujące jak wielką krzywdą dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego były ostatnie dwa lata. Wiemy coraz więcej o ofiarach chorób, których nie leczono przez polityków i media, wiemy o długoterminowych, fatalnych konsekwencjach dla dzieci zamkniętych w domach na długie miesiące. Wiemy o spadku odporności, wywołanym tą szaleńczą polityką. Wiemy to, co przecież wiedzieliśmy już od dawna, ale mało kto chciał wtedy słuchać.

Nawet ten najlepiej pływający w rządowej propagandzie Adam Niedzielski przyznał, że 20-30% zgonów to osoby zaszczepione. Można więc już skończyć z powielaniem kłamstw i życzeń sprzed roku, jakoby była to pewna metoda na ochronę przed wirusem. Szczepienie nie powstrzymuje wirusa przed transmisją, nie chroni skutecznie przed hospitalizacją czy zgonem. Oczywiście zmniejsza ich prawdopodobieństwo, ale jeszcze nikt nie wie jakim kosztem. Statystyki ze Szwecji z każdym miesiącem coraz bardziej pokazują, że najlepszą metodą na wirusa jest go przechorować. W długim terminie oszczędza to ludziom zdrowie, życie i pieniądze.

Pamiętacie, co działo się rok temu? Zamknięte galerie, restauracje i szkoły. Nielegalny obowiązek noszenia maseczek na ulicach. Cyrk z zamykaniem na ostatnią chwilę cmentarzy. Słuszna, jak się potem okazało obawa, że ta ciemnota będzie trzymała ludzi w domach do wiosny. Minął rok. Coraz więcej ludzi zaczyna mieć obecne obostrzenia w głębokim poważaniu. Z każdym tygodniem coraz więcej restauracji, pubów, stacji benzynowych i sklepów zaczyna wyglądać jak dwa lata temu. Kelnerzy i sprzedawcy, nie mówiąc już o klientach, zaczynają oddychać pełną piersią, znikają tabliczki o stolikach wyłączonych z użytkowania. Życie wraca do normy.

Prawda zwycięża. Większość ludzi nie wyobraża sobie kolejnego lockdownu, próba wprowadzenia segregacji czy wymuszania szczepień spotyka się z wielkim oporem. Nawet premier Morawiecki przyznaje, że boi się masowych protestów, przez co nie rozważa lockdownu.

Państwa które wprowadziły paszporty wirusowe muszą mierzyć się z masowymi protestami w obronie wolności i przeciwko tyranii tego obłędnego totalitaryzmowi. W tym samym czasie kolejne państwa ogłaszają, że kończą z tym cyrkiem i wracają do normalności. Nie mamy już jednej iskierki nadziei, jednej jaskółki normalności, mamy ich coraz więcej. Z każdym miesiącem rośnie szansa na to, że ludzkość poradzi sobie, przynajmniej na jakiś czas, z kolejną próbą odebrania wolności i narzucenia nam utopii wymyślonej przez pozbawionych moralności i rozumu intelektualistów.

I tylko co bardziej zaangażowanym zwolennikom podporządkowania całego życia społecznego i gospodarczego gonieniem za wirusem. siadają już nerwy. Aktywny na Twitterze lekarz Marcin Zasadowski zaczął dziwić się, że lekarzom chce się leczyć bydło, czyli osoby niezaszczepione. Niektórzy dziennikarze, zwłaszcza ekonomiczni, oburzają się, że premier Morawiecki boi się protestów i nie decyduje się na lockdown. Marzy im się scenariusz z Australii, Włoszech, Francji czy Litwy i traktowanie innych jak podludzi, pozbawianie ich prawa do pracy, rozrywki czy zakupów. Pewnie jeszcze przez dłuższy czas będą, coraz mniej rozumiejąc rzeczywistość, mamrotać, że trzeba wprowadzać przymus, maseczki i segregację. Ale coraz mniej ludzi będzie ich słuchać. Bo prawda powoli zwycięża.

Nie znaczy to, że można już osiąść na laurach i ogłosić zwycięstwo. Przed nami jeszcze długa droga. To nie jest jeszcze koniec, to nie jest nawet początek końca, ale z całą pewnością mamy już za sobą koniec początku. Trzeba teraz w jeszcze bardziej zdeterminowany sposób kontestować obostrzenia, stosować obywatelskie nieposłuszeństwo i zapowiadać opór przed kolejnymi próbami zamykania nas w domach i wprowadzania segregacji. Skoro sami przyznają, że maseczka jest ich symbolem, to nie nośmy maseczki, po co nosić symbole wroga? Przeciwnik już się cofa, morale mu spada. Za jakiś czas będzie po wszystkim. Pozostanie im tylko wstyd za to, co mówili i co próbowali zrobić. Ale to już ich problem, oni będą musieli z tym wstydem żyć. Historia jednoznacznie oceni, kto w tym sporze miał rację, a kto zostanie wrzucony do jednego worka z wielkimi utopistami XX wieku.

Sławomir Mentzen

Za facebook Autora