Na marginesie dyskutowanej ostatnio sprawy warto zwrócić uwagę, że o wyjątkowo uwłaczającym charakterze samokrytyk, których domaga się dzisiejszy ideologiczny miękki totalitaryzm, świadczy marność jego pogróżek i jego sprawcze niedołęstwo.
Składanie klasycznych stalinowskich samokrytyk mógł usprawiedliwiać fakt, że ich niezłożenie groziło trwałą utratą zdrowia, wolności lub życia – swojego lub swoich bliskich. Tymczasem obecny „zachodni” totalitaryzm może najwyżej utrudnić niesubordynowanym stałe uczestnictwo w już i tak wyraźnie się kończącym „wielkim żarciu” i paradowanie po coraz lichszym targowisku próżności.
Innymi słowy, klasyczne totalitaryzmy były – zarówno pod względem swoich możliwości wykonawczych, jak i związanych z nimi wiernopoddańczych oczekiwań – potężne, muskularne i groźne. Tymczasem ich współcześni spadkobiercy – przynajmniej w naszej części świata – są jedynie jazgotliwi, ośliźli i infantylnie złośliwi. Im zaś marniejszy przeciwnik, a tym samym mniejsze z jego strony zagrożenie, tym większa szkoda na duszy ponoszona przez tego, który mu ulega – zwłaszcza jeśli robi to szybko i służbiście.
Podsumowując, ukorzyć się nieszczerze przed krwiożerczym lwem to niekoniecznie sprzedać honor za marne srebrniki, zwłaszcza jeśli przy pierwszej sposobności jest się gotowym rzecz odwołać i wyjaśnić strategiczny zamiar. Natomiast płaszczyć się przed stadem co najwyżej uciążliwych pluskiew i pcheł to dosłownie przehandlować wszystko za nic – i to niestety nie wyłącznie i nie przede wszystkim na płaszczyźnie materialnej. Zechcijmy mieć to na uwadze tym mocniej, im natrętniej panoszą się podobne zjawiska, a tym prędzej odejdą one w społeczny niebyt, oszczędzając duchowego niebytu ich potencjalnym, nie dość rezolutnym ofiarom.
Jakub Bożydar Wiśniewski