Po licznych zastawkach z Lewej w sprawie Senatu wygląda na to, że patroni Kaliguli zdecydowali o wystawieniu Incitatusa w wyścigu do Sejmu z listy świętokrzyskiej, o ile tam będzie kandydował pan Jarosław Kaczyński.
Łza się w oku kręci. Znów Kielce.
Mniej więcej o tej porze roku szesnaście lat temu, wyborcy w Kielcach mogli usłyszeć od lidera komitetu wyborczego LPR gromadzącego pod logiem „Liga Prawicy Rzeczypospolitej” ludzi z LPR, UPR i PR, że zniesiemy podatek od dochodów emerytów i rencistów, bo to niesprawiedliwość. Podniesiemy o tę kwotę emerytury i renty. Zniesiemy podatek dochodowy dla małych firm, zamienimy składki zabierane na OFE w ubezpieczenia zdrowotne itd. W każdym razie tak pobyt w Kielcach opisywał, jak się wówczas żartobliwie mówiło, Der Dziennik.
Ponieważ towarzyszyłem tam Romanowi Giertychowi jako prezes Unii Polityki Realnej, pamiętam jak wspominał z uśmiechem, że Stefan Żeromski związany z Kielcami to jego rodzina, ale lepiej o tym głośno nie mówić, bo wiadomo jakie poglądy miał Żeromski. Po latach trochę się zmieniło i tym razem będzie to chyba wspaniały argument za kandydatem KO do Sejmu z pięknej krainy Scyzoryków.
Ludzie z listy świętokrzyskiej KO są w rozterce, bo z jednej strony są na przegranej pozycji, a z drugiej żywią nadzieję, że znane nazwisko pociągnie listę i „wciągnie” innych. Wszystko rozstrzygnie się niebawem, a ostatnie miejsce (przedzielone dla RG) jak mawiały badania, dawało średnio 10 procent więcej głosów niż w środku listy. Ludzie dla hecy lubili zakreślać „ostatniego”.
Goryczy nie kryje też Lewica, bo choć Roman Giertych w jakiś sposób wyparł się dla mediów przodków, nie bluźni już Brukseli, nie kombinuje w rządzie z PiSem i jest werbalnie najtwardszym jądrem pomsty na Jarosławie, to jednak ciągle zna kardynałów, wyznaje Credo, znany jest z Dzieł Bożych i nie wyraża zachwytu wobec patroszenia kobiet w ciąży, a nawet nie cmoka należycie głośno na widok 2SLGBTQI+
PiS twierdzi, że się cieszy i że ta kandydatura to prezent dla nich z racji całokształtu kandydata. Zobaczymy kto ucieszy się ostatni i kto jakie ma haki. Nacisk na polaryzację może bowiem zepchnąć Lewice i PSL2050 w okolice progu, a uwypuklić Konfederację połykającą, jak wiemy z mediów, psy jako przystawkę.
Nerwowość wśród kandydatów rośnie, gdyż na podstawie sondaży i przydzielonych – według sobie znanego klucza przez partyjne góry – miejsc, już za dwa tygodnie będzie można powiedzieć kto na 80% jest posłem, a kto nie. O ile w sondażach nie nastąpi trzęsienie ziemi z okazji „przekazanych do redakcji nagrań”.
Czy Roman Giertych, jak zobrazował to w listopadzie 2022 na swoim twitterze, okaże się „czarnym koniem” dającym zwycięstwo? Nic na to nie wskazuje. Co najwyżej zapewni jakieś przepływy pomiędzy elektoratem KO i Lewicy.
Koń bowiem jaki jest, każdy widzi. Paradoksalnie bez siodła bardzo niewygodny niemal dla każdego z politycznych graczy.
Jeśli PiS może się czegoś obawiać, to marsowej miny z Waszyngtonu i może przepływu głosów do Konfederacji i PSL. Ale tu powinny wystarczyć wydawane w USA pieniądze i siła medialnego uderzenia w konkurentów.
Wojciech Popiela