Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie czuję się na siłach, aby wypowiadać się w imieniu całego narodu. Wydaje mi się, że naród to ludzie, ci sami ludzie, którzy głosowali w referendum za wejściem do UE , ci sami, którzy pierwszego maja 2004 cieszyli się z tego, że jesteśmy tej Unii członkiem. Dla tych ludzi pierwszy maj jest albo powodem do dumy, albo nie tyle zdradą, co „samozdradą”. Sądzę więc, że pytanie o dumę lub jej brak w kontekście bycia Polski w Unii Europejskiej jest pytaniem do każdego z nas, nikt nie jest w stanie odpowiedzieć za wszystkich.
Wchodzimy do Europy
Pamiętam dobrze co działo się w mediach, jeszcze przed głosowaniem w referendum o wejście do Unii. Wielkie zamieszanie w mediach, spoty prawie jak w wyborach, tyle, że reklamujące Unię. Tak naprawdę bardzo trudno było , przynajmniej mi, wyrobić sobie jakieś własne zdanie na temat wejścia do Unii. Głośno było wtedy (zresztą jest nadal ) o podziale na „eurosceptyków” i „euroentuzjastów”. Podział ten jest nie tyle śmieszny, co groźny.
Dziś już nie ważne, co ma ktoś do powiedzenia. Ważne, czy jest sceptykiem, czy entuzjastą. W przypadku, gdy ktoś ma trochę inne od brukselskich elit zdanie na temat Unii, jak choćby Vaclav Klaus, od razu wrzucany jest do wora wraz z innymi „przeciwnikami” UE. Najgorsze jest to właśnie, że media są zdolne przypiąć mu łatkę „eurosceptyka”, a to go od razu dyskwalifikuje w oczach tych, którzy uważają się za entuzjastów. Może on wtedy mówić co chce, jest już uznawany za przeciwnika, a z przeciwnikiem nie warto rozmawiać, równie dobrze może taki Klaus mówić do ściany. Trzeba pamiętać, że działa to też w drugą stronę. Nie można zamykać się nigdy na czyjeś, tylko dlatego, bo przypięto mu łatkę inną od naszej. Krytykujmy jak najgłośniej się da, ale nie ludzi, ale to, co ci ludzie mówią.
Tak więc już wtedy, przed referendum , czy też w 2004 roku słyszeliśmy w telewizji o plusach z wejścia do Unii Europejskiej. Unia dla Polski miała być szansą na rozwój, na dogonienie „starej” Europy. Nie chcę tu roztrząsać, na ile jest to prawdą, a na ile nie. Najlepszym z haseł, pobrzmiewającym tu i tam, wydaje mi się hasło „wchodzimy do Europy”. To jest hasło tak absurdalne i tak śmieszne, że długo jeszcze będę o nim pamiętał. Wtedy to, ktoś trzeźwo myślący mógł się zapytać: „Ale jak to, teraz wchodzimy do Europy? Przecież już wcześniej czułem się Europejczykiem”. Jasne jest, że jest to tylko hasło, taki „skrót myślowy”.
Ja osobiście takich skrótów nie lubię. To, jak łatwo ludzie myśl o wchodzeniu do Europy przyjęli, dobrze świadczy o tym, jak to nie potrafią zbudować sobie własnego zdania. Jak to myślą za nich inni, przede wszystkim mass media. Ludzie tak naprawdę rzadko głębiej zastanawiają się nad tym, co słyszą i nie jest im tak trudno narzucić swój sposób myślenia.
O Unii bardzo często słyszymy w telewizji, ale mowa jest wtedy albo o kolejnych szczytach, albo o dopłatach dla rolników. Nie ma miejsca i czasu, aby porozmawiać o niej bardziej na serio. A jest o czym mówić. Unia sama w sobie, jej budowa i działanie może budzić i budzi wiele kontrowersji.
Kto tu rządzi ?
To kluczowa kwestia. W dzisiejszej unii nikt chyba nie wie, jak na nie odpowiedzieć.
Na samym początku narzuca się pytanie o państwa, o ich suwerenność. Nie jest to pytanie nieważne, jak wielu euroentuzjastów może sądzić. Tak naprawdę nie wiemy, na ile my rządzimy unią, a na ile Unia nami. Trzeba pamiętać, że lwia część prawa pochodzi dziś nie z Polskiego parlamentu, ale z Brukseli właśnie. Co to oznacza ? Tyle, że ktoś z zewnątrz narzuca nam to, czego mamy przestrzegać na co dzień. Nie trzeba też przypominać, że wiele przepisów unijnych jest wziętych jakby z kosmosu, choćby ten o dopuszczalnej krzywiźnie banana.
Dziś nie wiemy, na ile jesteśmy suwerenni, co możemy, a czego nie. Wydaje się, że ta nasza dziwna niepodległość jest jeszcze niepodległością, nie wiadomo, co stałoby się po zaakceptowaniu europejskiej konstytucji. Konstytucji, której chyba nikt nie pojął swoim intelektem, bo jest tak niesamowicie rozbudowana.
Ważniejsze może nawet od tego czy prawo nasze pochodzi z Brukseli czy z Warszawy jest to, kto te prawo ustanawia. Sami w referendum wypowiedzieliśmy się w końcu za wstąpieniem do unii, mieliśmy jednak nadzieję, że będziemy mieć wpływ na to co się tam dzieje. Tymczasem dziś Unia rządzi się jakby sama. Parlament Europejski nie odgrywa tak naprawdę żadnej istotnej roli w procesie tworzenia prawa, a wpływ mamy jedynie na obsadę tegoż parlamentu. Unią rządzą urzędnicy, dla wielu nie jest to nowość, ale mimo wszystko warto jest to powtarzać wiele razy.
Eurosocjalizm
Unią dziś nie rządzą dziś jej mieszkańcy. Jest to jakby anty-demokracja. Podobne to trochę do sytuacji jaka panowała w Związku Sowieckim. Są tacy którzy wprost mówią o tym, że Unia jest tegoż związku drugim wcieleniem. Wydaje mi się to przesadą, ale wcale nie taką wielką.
Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Nieźle to brzmi i właściwie mówi prawdę o tym, jaki ten związek jest. Kluczowe tutaj jest słowo „socjalistycznych”. Jak ulał pasuje ono do dzisiejszej Unii, która z socjalizmem ma wiele wspólnego. Jak podaje wikipedia:
„Socjalizm – wieloznaczne pojęcie, odnoszące się do prób zmniejszenia nierówności społecznych i upowszechnienia świadczeń socjalnych, lub poddania gospodarki kontroli społecznej (poprzez instytucje państwowe, samorządowe, korporacyjne lub spółdzielcze). Częścią wspólną wszystkich odmian socjalizmu jest (częściowe lub całkowite) odrzucenie idei kapitalistycznego wolnego rynku, ograniczenie własności prywatnej oraz promowanie idei sprawiedliwości społecznej.”
Dosyć dobrze widać, że „socjalistyczny” wcale tak bardzo nie kłóci się z Unią, może nawet mniej niż „demokratyczny”. Wolny rynek dziś pozostał właściwie tylko hasłem, a królują sprawiedliwość społeczna, zaprowadzanie równości, wszelakie dopłaty i programy, państwowe oczywiście (tfu.. unijne, a nie państwowe).
Proponuję więc zacząć mówić: Socjalistyczny Związek Państw Europejskich
Jaka Europa ?
Póki co jednak jak na razie jesteśmy nie Związkiem , ale Unią po prostu. Widoczne są jakby dwie koncepcje jej rozwoju – Stany Zjednoczone Europy, oraz Europa Ojczyzn. TA pierwsza jest właściwie jednoznaczna ze zrobieniem ze sporej części Europy jednego państwa, na wzór Stanów Zjednoczonych w Ameryce.
Budzi to wielkie kontrowersje – jak to, od teraz nie będzie Polski, Francji, Niemiec, ale co, Europa ??. Wielu z nas czuje się Europejczykami, ale czy od razu chcemy wspólnego państwa? Nie będę tu oceniał, czy jest to dobre czy złe rozwiązanie. Ja sam nie mam tu mocno określonego stanowiska. Wielu z nas gdy słyszy o tym projekcie, reaguje bardzo stanowczo i jest to zrozumiałe.
Wszyscy chyba chcemy silnej, gospodarczo i politycznie Europy. Czy zrobimy to poprzez współdziałanie państw w niektórych tylko obszarach czy poprzez kompletną integrację polityczną, zależy już tylko od nas – jej mieszkańców. Przynajmniej powinno zależeć.
To jest najważniejsze, skoro już bawimy się w demokrację, to wybór przyszłości nie może zależeć od utopijnych planów „bardzoeuroentuzjastów”. Prawda jest taka, że dziś tylko naprawdę mała część Europejczyków chce zrobić z Unii państwo, na miarę Stanów Zjednoczonych. Widzieliśmy to choćby w Irlandii. Niestety nie zatrzymało to „bardzoeuroentuzjastów” od realizacji swoich planów. Widać teraz dobrze, jak demokratyczne reguły są z łatwością łamane, w imię wyższego ( w ich mniemaniu ) dobra.
Możemy być dumni
Głęboko wierzę w to , że możemy być jeszcze z naszej Unii dumni, wszyscy. Trzeba przywrócić siłę ludzi, siłę naszego głosu. Unia to ludzie którzy ją budują i to oni powinni zadecydować jaka ta Unia ma być.
Nikt nie zaprzeczy, że narody w Europie łączy wiele. Razem zbudowaliśmy wspólną europejską kulturę. Bycie Europejczykiem wcale nie przeszkadza mi dziś być stuprocentowym Polakiem.
Jako taka Unia Europejska nie jest ani zła ani dobra. To od nas zależy jak ją zmienimy, jaki kształt przybierze. Mam wizję Unii, a może całej Europy zbudowanej na silnych wartościach. Europy silnej gospodarczo. Europy pokojowej i współpracującej. Europy gdzie głos ludzi liczy się na serio, a ich prawa nie są tylko zapisane na papierze.
Takiej właśnie Europy sobie i Państwu życzę.
Wojciech Dudziak
Tekst napisany w ramach konkursu: 1 maja – święto dumy czy zdrady narodowej?