Ostateczny rezultat „Wielkiego Resetu”/”Agendy 2030” itp. „globalistycznych” wymysłów to nie świat „różnorodności, inkluzywności i zrównoważonego rozwoju” – a więc nie świat maltuzjańsko-neomarksistowsko-technokratycznej dystopii – tylko świat coraz liczniejszych wojen, zamieszek i aktów terroryzmu. Jest tak dlatego, iż im szerzej zakrojone są próby zbudowania owej dystopii, tym bardziej obnaża ona swoją groteskową, wielopiętrową dysfunkcjonalność. To zaś czyni ją znakomitym celem dla wszelkich podmiotów mających na sztandarach walkę z „zastanym jednobiegunowym porządkiem”, jak długo ich bezpośrednie ofiary mogą być uznane przynajmniej za odległe przyczółki owego porządku.
Z tego z kolei wynika, że zwykły człowiek jest coraz nachalniej wpychany w objęcia fatalnej i fałszywej alternatywy. Alternatywa ta ma polegać albo na uznaniu, że „globalistyczna” dystopia nie jest jednak taka najgorsza i zasługuje przynajmniej na warunkowe wsparcie, albo na choćby częściowym opowiedzeniu się po stronie terrorystycznych radykałów, którzy powolne gnicie obecnego porządku zastąpią jego szybką, wybuchową likwidacją. Ewentualnie można dać się w tym kontekście wmanewrować w bardziej wewnętrznie zapętlone, ale równie fatalne stanowisko głoszące, że obie strony mają częściowo rację, zatem powinny wypracować „kompromis” łączący najlepsze z ich postulatów przy jednoczesnym wystrzeganiu się odnośnych „wypaczeń”.
Tymczasem jako że oba wyżej wspomniane ideologiczne fronty wyrastają w ostatecznym rachunku z tego samego rewolucyjno-wichrzycielskiego korzenia, wyrażenie choćby ostrożnej preferencji względem któregokolwiek z nich jest de facto uznaniem, że wichrzycielska rewolucja w tej czy innej formie jest nieunikniona. Owa rewolucja ma zaś to do siebie, że jej pozornie skonfliktowane odmiany bezustannie napędzają się nawzajem w swym niszczycielskim uporze, dążąc w finalnej perspektywie do wzajemnej neutralizacji.
Stąd konsekwentne trzymanie się z dala od nich wszystkich – czy nawet ich zwalczanie na miarę własnych możliwości – nie jest absolutnie przejawem asekuracyjnego kwietyzmu czy przyjmowaniem postawy Piłata, tylko jedynym sposobem zachowywania duchowej trzeźwości w świecie wszechobecnych ideologicznych bałamuctw prześcigających się nieprzerwanie w swej niedorzeczności. Nie powinno wszakże zaskakiwać, że najwłaściwszym sposobem życia w świecie jest nadzwyczaj często zachowywanie zdecydowanej rezerwy wobec jego „ofert” – zwłaszcza wtedy, gdy już dawno straciły one wszelki kusicielski powab.
Jakub Bożydar Wiśniewski