Już mistrz Bułhakow nauczał, że „rękopisy nie płoną”. Wiedział co pisał, bo gdy po tym jak po jednej z rewizji radziecka bezpieka skonfiskowała jego dziennik, bezskutecznie przez wiele lat domagał się jego zwrotu. Gdy w końcu jego lamenty zostały wysłuchane i odzyskał notatki – spalił je. Po dekadach upadła radziecka wersja komunizmu i kto by się spodziewał, że w przepastnych archiwach NKWD badacze odnaleźli maszynopis pamiętnika. Przed zwrotem dzielni funkcjonariusze polecili równie dzielnym maszynistkom przepisać manuskrypt. I tak na początku lat dziewięćdziesiątych świat poznał zapiski Bułhakowa. Pytanie czy do kategorii niepłonących rękopisów można zaliczyć weksle? Wiele wskazuje na to, że tak.
Mniej więcej w tym czasie gdy skonfiskowano pamiętnik Bułhakowa, a więc dokładnie sto lat temu w Moskwie odbyła się wystawa rolnicza, na którą przebyła z Palestyny delegacja tamtejszych farmerów. Przewodził jej przodujący farmer David Ben Gurion. Ponieważ rolnicy z Palestyny mieli szerokie koneksje zarówno w świecie finansjery jak w pierwszych szeregach komunistycznych rewolucjonistów szybko ubito interes: kredyt wysokości 900 milionów dolarów na wsparcie rozwoju państwa z dyktaturą robotników i chłopów. Kredyt miał być spłacony w latach 1948 – 1954, a w przypadku jego niespłacenia farmerzy z Palestyny przejmą na własność Krym – zwany od tego czasu Nową Kalifornią, bo przecież gospodarować na nieurodzajnych piaskach pustyni nie sposób. I wszyscy byliby zadowoleni: syjoniści mieliby upragnioną ojczyznę, zaś farmerzy wszystkich krajów o rewolucyjnych poglądach – radziecką republikę farmerską. W tzw. międzyczasie się trochę pokićkało, bo kto przewidział coś takiego jak II Wojna Światowa? Ale jak wiadomo – weksle nie płoną i kredyt oddać trzeba. Gdy przyszedł czas spłaty sprytny Chruszczow przekazał Krym Ukrainie, która była podmiotem prawa międzynarodowego jako jedna z radzieckich republik. Tam według Chruszczowa należałoby kierować wszystkie farerskie roszczenia. Wcześniej kwestia zwrotu kasy była wielokrotnie podnoszona przez różnych wpływowych polityków zachodu. Nawet Stalin chcąc pokazać, że traktuje poważnie farmerskie roszczenia wysiedlił z Krymu tamtejszych autochtonów ludności tatarskiej. Dziś pewnie także przewija się w tle i obie strony konfliktu rosyjsko – ukraińskiego pewnie prześcigają się w tym, kto dopnie starego kontraktu.
Po latach względnej stabilności dziś widać, że narodowi farmerów przydałaby się jakaś nowa cicha przystań. Wydaje się, że „ostateczne rozwiązanie kwestii palestyńskiej”, które obecnie ma miejsce, tylko odroczy to co nieuchronne i oczywiste: na pustyni nic nie urośnie, a wypite studnie głębinowe nie od razu napełnią się wodą. Pora więc poszukać nowego terytorium na rolnicze i społeczne eksperymenty. Ale trzeba postąpić tak, aby zjeść ciastko i mieć ciastko, bo przecież w przestrzeń w Palestynie zainwestowano masę pieniędzy, a nie po to się inwestuje aby stracić. Są inwestycje krótko i długofalowe i na pewno w tych drugich nie chodzi o szczęście ludzkości, lecz o jeszcze większe pieniądze.
Być może zamieszanie w Strefie Gazy jest po to, aby stworzyć przestrzeń do budowy Kanału Ben Gubiona: inwestycji konkurencyjnej do Kanału Sueskiego? Wtedy inwestowanie w państwo farmerów w Palestynie i „ostateczne rozwiązanie” mają jakiś biznesowy sens. Lud farmerski w Nowej Kalifornii eksploatuje ludy tubylcze, zaś jego wojskowa ekspozytura w Palestynie pilnuje nowego kanału i co za tym idzie 20% ruchu statków handlowych na świecie. O tym pochodzącym z lat sześćdziesiątych ub. wieku pomyśle przypomniano sobie właśnie po ataku Hamasu na kochający pokój lud farmerski. Z pewnością powstał znacznie wcześniej i z krymską inwestycją łączy go nie tylko nazwisko protoplasty państwa w Palestynie.
I nagle okazuje się, że dalekosiężne inwestycje mają jednak swój sens. A co z innymi tego typu inwestycjami? Ktoś przecież zainwestował w Marksa i jego ideę zrobienia z ludzi stada świń. Po prawie dwóch wiekach inwestycja ta, po różnych mniej lub bardziej nieudanych przymiarkach, zaczyna powoli przynosić swe biznesowe owoce. A inwestycja w przemysł holocaustu zmuszająca zachód do bicia się w piersi czy w globalne ocieplenie, zmuszająca kraje zachodu do poczucia odpowiedzialności za los planety, czego wyrazem są opłaty za emisję CO2? Pozbawieni własnej woli i rozumu „zachodni ludzie radzieccy”, krymsko – ukraiński raj na ziemi i sanatorium dla wojska pilnującego kanału w Palestynie? Do tego globalna fabryka w Chinach opłacana papierkami emitowanymi przez FED…
To może się udać, choć to ostatnie może przybrać już wkrótce wersję elektronicznych impulsów, z czasem tracących na wartości… Dla zachowania suwerenności nie jest wcale potrzebny hymn czy konstytucja, lecz realna sprawczość, wola, której podporządkowują się inni. A najlepszym niepłonącym papierem wartościowym jest długofalowa inwestycja w ideę: w wielki niematerialny projekt, który pozwala kierować sumieniami innych, a więc sterować czyjąś sprawczością. Wszystkie wielkie materialne inwestycje są tylko skutkiem inwestycji w idee.
Adam Kalicki
Autor prowadzi własny blog