Życie w III RP toczy się swoim klasycznym rytmem – głupota goni głupotę, absurd goni absurd. Nie dość, że nie podjęto dotąd próby rozliczenia osób odpowiedzialnych za nadmiarowe zgony podczas tzw. pandemii – w liczbie, jak się szacuje, ponad 200 tys. – premier Donald Tusk, jak gdyby nigdy nic, powołał na stolec Głównego Inspektora Sanitarnego niejakiego Pawła Grzesiowskiego.
Ów pan, podczas wspomnianej „pandemii” wykazywał się wyjątkową nadgorliwością w rzucaniu pomysłów, które miały uczynić z Polaków zwykłe ściery. Jednym z tych pomysłów było przymuszenie jak największej rzeszy ludzi do zaaplikowania sobie tzw. szczepionki na covid-19. Mimo że tu i ówdzie pojawiały się przestrogi, iż p. Grzesiowski jest zwykłym lobbystą, reprezentującym interesy koncernów farmaceutycznych, na nikim z PiS-owskich, ani „opozycyjnych” decydentów nie robiło to wrażenia. Skoro p. Grzesiowski wciąż cieszy się zaufaniem politycznych „elyt” III RP oznaczać może, że albo tym lobbystą nigdy nie był i nie jest, albo też wciąż jesteśmy europejską wersją afrykańskiego państewka – jakiejś republiczki bananowej – w którym jakiekolwiek standardy cechujące ludy cywilizowane nie mają żadnego znaczenia.
Jednym z argumentów podnoszonych przez fanatycznych szprycowników podczas tak zwanego „kowida” było twierdzenie, że „szczepionki” na koronawirusa są kompleksowo przebadane i niemal 100-procentowo bezpieczne. To, że krótko po ich uruchomieniu wielu, w tym bardzo młodych, ludzi zaczęło doznawać zawałów serca, udarów, paraliżów, utraty odporności prowadzącej do częstych infekcji, zaczęło zapadać na nowotwory… nikim nie wstrząsnęło. Mnóstwo z tych ludzi zmarło, jednak w oficjalnej narracji ich zgony – często nagłe – nie miały nic wspólnego ze „szczepionką”. „To zwykła koincydencja” – twierdzono na okrągło. W III RP wciąż dochodzi do dziwnych zgonów, do bliżej niedefiniowalnych chorób, które nękają całe rzesze ludzi. mimo to błogie przeświadczenie o „koincydencjach” trwa sobie w najlepsze. A w każdym razie w tzw. oficjalnym nurcie informacyjnym.
Jednak nie wszędzie śpią… Niedawno przez media mainstreamu przebiła się informacja, że jeden ze stanów USA – Kansas, pozwał firmę Pfizer za to, że ta „miała kłamać w sprawie szczepionek”. W pozwie zaznaczono, o czym wspomina portal Interia, że koncern ukrywał dowody na to, że „przyjęcie szczepionki ma związek z powikłaniami ciąży i komplikacjami kardiologicznymi”. Według pozywającego – Pfizer „miał zataić informacje na temat ryzyka związanego z zastosowaniem szczepionki, a także fałszować dane na temat jej skuteczności”. Takie postępowanie narusza stanową ustawę o ochronie konsumentów.
W Polsce cisza. Jedynie ludzie – w obiegu nieoficjalnym, uniemożliwiającym przeprowadzenie jakiegokolwiek postępowania dowodowego – szepcą między sobą coraz częściej: „Po co się szczepiłem”. Nasilające się problemy neurologiczne, kardiologiczne, onkologiczne, zakrzepice, bezpłodność itp. tłumaczone są – w oficjalnym obiegu medialnym – najczęściej niezdrowym stylem życia Polaków, nadmiernym stresem, zbytnim pośpiechem, złym odżywianiem i – rzecz jasna – powikłaniami po-covidowymi. Mało kto podejmuje próby zbadania zależności między zgonami, czy zapadalnością na konkretne choroby, a zaaplikowanymi preparatami zwanymi „szczepionkami” na covid-19.
Czy ktoś, poza „faszystowską skrajną prawicą” z Twittera, zaprotestował przeciwko powołaniu p. Grzesiowskiego na stołek szefa GIS? Nie kojarzę.
Zatem nieustające dolce vita, drodzy Polacy. Do następnego alarmu… Oby nie bombowego…
Paweł Sztąberek